Wojna obronna i hit emigrantów

Nie pierwsza to z naszych klęsk radykalnych – ale pierwsza z klęsk nowoczesnych. Nasze regularne wojsko, zbyt szeroko rozstawione wzdłuż długich granic, było „bez armat, broni, namiotów, głowy i kierunku”, jak pisze historyk.

Wojsko dzielne wprawdzie, ale niedoświadczone, bezradne wobec potężnego przeciwnika, który chwalił się, że jego armia to prawdziwa “machina”. Tej machinie wojsko polskie opierało się, ale wciąż w odwrocie, w odwrocie, w odwrocie. Wódz naczelny, świadom tego, pragnął, aby przynajmniej “rzeczy szły najmniej źle, jak można”. Owszem, powstał ciekawy pomysł obrony na linii Bugu. Owszem, wrogi generał pisał o nas: “nieprzyjaciel, skupiwszy siły, stawił wielki opór”. Ale zaraz potem znowu odwrót, odwrót, odwrót. No i na koniec sam rząd rejteruje; Warszawa poddana; generalicja i oficerowie idą za granicę albo do konspiracji.

To nie jest opis kampanii obronnej 1939 roku, tylko tej o 147 lat wcześniejszej, z roku 1792, po której nastąpił drugi rozbiór Rzeczypospolitej i po której kraj nasz stał się już tylko strzępkiem potężnego niegdyś państwa. Dwie linie moskiewskiego ataku – w zasadzie dwie kampanie: ukrainna i litewska – kilka bitewek raczej niż bitew (Zieleńce, Dubienka, Mir) i koniec. Wprawdzie nawet gdy ruski generał Kachowski stanął pod Warszawą, można się było jeszcze bronić. Ale król Staś, widząc sprawy źle idące, gorzej niż skapitulował – bo, jak wiadomo, po prostu przystał do Targowicy. Przekreślił konstytucję 3 maja, mimo że duch w wojsku i narodzie wcale nie wygasł.

Na ten królewski krok jego własny bratanek i wódz naczelny w jednej osobie, to jest książę Józef Poniatowski, odpowiedział dymisją. Dymisję zgłosił też Kościuszko, który właśnie dał się poznać rodakom jako wielki talent wojskowy. Obaj postanowili emigrować. Król powstrzymywał ich, “nasyłał damy”, aby w jego imieniu “perswadowały”. Wszystko na nic. Odpowiedzią był pożegnalny list rozesłany przez księcia Józefa do całej armii. Uległość wobec Moskwy nazwał w nim “przewinieniem, którego czystość powołania żołnierskiego znosić nie może” i za które zdrajcy “wiecznej niesławy zostali okryci cechą”. Nie wymienił wprawdzie króla, ale Staś poczuł się do żywego dotknięty i posłał swojemu siostrzeńcowi świstek bez daty, z jednym zdaniem po francusku: “jeśli to pismo prawdziwe, zmusza mnie to powiedzieć Ci raz jeszcze: idź sobie stąd”.

Poszedł więc sobie książę Józef, poszedł i Kościuszko. Podobno na odjezdnym towarzysze walki i przyjaciele zaśpiewali Kościuszce piosenkę: “Podróż Twoja nam niemiła, / Lepsza przyjaźń w domu była…” z uderzającym, dobitnym refrenem:

A kiedy odjeżdżasz, bywaj zdrów,

O naszej przyjaźni dobrze mów.

Piosenkę tę nazwano “Polonezem Kościuszki”. Czyżby ktoś miał ją z okazji pożegnania bohaterskiego generała skomponować? Wątpię. Polonezowa, prosta melodia była, o ile wiem (badań specjalnych nie prowadziłem, to prawda) już wcześniej popularna w XVIII wieku. Tekst, jak się okazuje, też już sobie kursował w rozmaitych odmianach. Jeszcze u progu XIX stulecia galicyjski szlachcic Tadeusz Konopka wspominał, że za I Rzeczypospolitej niejaki pan Wereszczyński, odwiedzając wdowi dom jego babki, nucił chętnie nabożne pieśni, a na koniec:

…zrobiwszy komplement babce mojej i dosiadłszy swego stępaka śpiewał wyjeżdżając z bramy: “A kiedy dojeżdżasz bądźże zdrów i o ziemi prze­myskiej dobrze mów”…

A więc “Polonez Kościuszki” powstał nie jako taki – tylko jako polonez pożegnalny w ogóle. Co nie umniejsza jego wagi. Przeciwnie, pieśń okazuje się po prostu szlachetnym odblaskiem obyczajów epoki schyłku Rzeczypospolitej Szlacheckiej, odblaskiem, który na koniec trwale złączył się z postacią Naczelnika.

Odblask miał swoją dalszą historię. Niespełna czterdzieści lat później, podczas powstania listopadowego, polski żołnierz i bard Rajnold Suchodolski stworzył własną jego wersję, pod tym samym tytułem i z tą samą melodią – ale z innymi zwrotkami. Spodobało się. Odtąd zamiast “Podróż Twoja nam niemiła”, powszechnie śpiewano:

Patrz Kościuszko na nas z nieba,

Jak w krwi wrogów będziem brodzić,

Twego miecza nam potrzeba,

By Ojczyznę oswobodzić.

Nowy refren przebił zdecydowanie stare “A kiedy odjeżdżasz”:

Oto jest wolności

Śpiew, śpiew, śpiew!

My za nią przelejem

Krew, krew, krew!

No i przede wszystkim w mutacji pióra Suchodolskiego pojawiła sławna zwrotka:

Kto powiedział, że Moskale

Są to bracia nas, Lechitów

Temu pierwszy w łeb wypalę,

Pod kościołem karmelitów…

Lubię pieśni Suchodolskiego. Ale jednak jakiś większy sentyment czuję do wersji staroszlacheckiej. Co autentyk, to autentyk. Poza tym jest to utwór super idiomatczny, który ma zadatki na międzynarodowy hit. Mógłby być polskim odpowiednikiem irlandzkiego “Ogniska już dogasa blask…” – jak wiadomo, piosenka ta w tysiącu przekładów stała się trwałym przebojem towarzyskim na świecie. Trzeba by tylko nasz “Polonez pożegnalny” przełożyć genialnie na angielski i pośpiewać na imprezach w Bruxelli – i załatwione. A w razie co wersję francuską już mam.

Jacek Kowalski

————————————————————————————-

W załączeniu: “Polonez pożegnalny” (vel “Polonez Kościuszki”); nagranie z mojej książki z płytą “Niezbędnik konfederata barskiego. Awantury-kuranty-pieśni”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2008

Gra zaspół Monogramista JK: Jacek Kowalski – śpiew; Anita Bittner – aranżacja, fagot; Marzena Łopińska – flet poprzeczny; Justyna Gertner-Piechel – wiolonczela; Wojciech Winiarski – gitara; Robert Rekiel – perkusja

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply