Wojna i mit

W zamęcie wokół wojny gazowej gubią się prawdziwe źródła zależności energetycznej Ukrainy: niechęć oligarchów do modernizacji swoich przedsiębiorstw oraz nadzieja na szarostrefowe porozumienia z Rosją.

Ukraińscy i rosyjscy urzędnicy pilnie odgrywają swoje role w spektaklu, którzy otrzymał tytuł „wojna gazowa”. Przy czym słowa i gesty tylko nieudolnie ukrywają wzajemne rozczarowanie. Władze Ukrainy nie oczekiwały tak surowej postawy Rosji w sprawie cen gazu. Wygląda na to, że Partia Regionów sama siebie przekonała, że jej dojście do władzy w państwie jest już tak wystarczająco cenne dla Kremla, że nie ma potrzeby mu jeszcze ustępować.

Ze swojej strony, Rosjanie niedoceniali motywacji „Janukowycza & Co.”, by samodzielnie zarządzać zasobami podległego im państwa – bez przekazania pieczy nad nimi instytucjom, w których ponad 2/3 głosów należy do Federacji Rosyjskiej (jak w Unii Celnej). Jednakże, byłoby uproszczeniem powiedzieć, że „wojna” między Rosją a Ukrainą jest nieunikniona, a rząd ukraiński zdecydowanie broni interesów państwa.

Wymiana pozdrowień

29 sierpnia Nikołaj Azarow oświadczył, że uprzedził Władimira Putina: „Zaganiacie nas do narożnika, z którego jest tylko jedno wyjście – zerwanie kontraktu”. Dokument przewiduje, że jeśli któraś ze stron zadeklaruje, że okoliczności na rynku znacząco się zmieniły, a cena nie odpowiada wartości rynkowej, to wówczas negocjacje są wznawiane. Jeśli w ciągu trzech miesięcy nie zostanie podpisana pisemna zmiana umowy, każda ze stron ma prawo skierować sprawę do sądu arbitrażowego w Sztokholmie.

Później zostało ogłoszone inne możliwe rozwiązanie – likwidacja «Naftogazu» i stworzenie na jego podstawach trzech osobnych firm, zajmujących się tranzytem, sprzedażą i produkcją, jak to zostało przewidziane w trzecim pakiecie energetycznym UE.

2 września Wiktor Janukowycz polecił rządowi, by d? 1 października przedstawić parlamentowi projekty ustaw o wprowadzeniu zmian w prawodawstwie o restrukturyzacji państwowego przedsiębiorstwa NAK Naftogaz Ukrainy” „w związku z przyłączeniem Ukrainy do Wspólnoty Energetycznej i koniecznością dostosowania jej prawa z prawem UE” – co prawda po dwóch i pół roku po podpisaniu Deklaracji Brukselskiej, która zakładała podjęcie takiego kroku i półtora roku po przyjęciu odpowiednich zobowiązań w ramach przystąpienia do Wspólnoty Energetycznej.

Jednak problem strony ukraińskiej w gazowej konfrontacji z Moskwą polega na tym, że w rosyjskiej stolicy wykształciła się absolutną pewność: reżim Janukowycza blefuje i nie jest w stanie obiektywnie uwolnić się od zależności gazowej od Rosji. Co znamienne, szef rosyjskiego Funduszu Państwowego Bezpieczeństwa Energetycznego Konstantin Simonow, stwierdził, że jeśli Kijów znacząco zmniejszy import rosyjskiego gazu od Gazpromu, to pojawią się poważne problemy: „Takie oświadczenia są typowe dla władz ukraińskich. Kiedy tylko negocjacje w sprawie cen gazu znajdą się w zaułku, Ukraina obowiązkowo podnosi hasło: „wasz gaz nie jest nam potrzebny!”. Strona ukraińska pewnie sądzi, że jest to skuteczny sposób wywierania presji na Rosję, ale w rzeczywistości zrezygnować z dostaw nie może”.

Właśnie dlatego strona rosyjska jest zdeterminowana, aby złamać Ukrainę (oświadczenia o obowiązku wypełniania przyjętych wcześniej zobowiązań i o „blefie” Kijowa, kategoryczność w sprawie „pełnego” członkostwa Ukrainy w Unii Celnej i niedopuszczalność innych formatów współpracy).

31 sierpnia Dmitrij Miedwiediew określił to zagadnienie bardzo bezpośrednio, zarzucając stronie ukraińskiej „pasożytnictwo”… Natomiast premier Władimir Putin, otwierając „Nord Stream”, powtórzył swoją tradycyjną mantrę o uwolnieniu od „dyktatury krajów tranzytowych”.

Jeszcze surowiej wypowiadali się drobniejsi rosyjscy urzędnicy. Na przykład, Aleksiej Miller oświadczył, że Naftogaz może zostać zreorganizowany tylko w jeden sposób – przez włączenie go do Gazpromu. W przeciwnym razie dojdzie do realizacji zaplanowanej polityki mającej na celu postawienie firmy w stan upadłości: „W każdym przypadku Naftogaz zapłaci za dostawę nie mniej niż 33000000000 metrów sześciennych metrów gazu ziemnego”. Takie są warunki „bierz lub płać” obecnego kontraktu. A wspomniany już Konstantin Simonow ostrzegł, że „Ukraina będzie zobowiązana do zapłaty za nieotrzymany gaz i jeszcze dostanie karę… do 300% jego wartości. Taki jest właśnie biznes gazowy”.

Dla dopełnienia tej wymiany oświadczeń strona rosyjska „podłączyła” jeszcze telewizor. Na tamtejszych programach, w tym na „Pierwszym kanale” zabrzmiała ostra krytyka Janukowycza. Wypomnieli mu wszystko: i niespełnione obietnice rusyfikacji Ukrainy i odrzucenie Unii Celnej i integracji systemów transportu gazu.

Uwaga do Europy

Ukraiński rząd twierdzi, że zależy mu na negocjacjach. Pomimo rosnącego napięcia, 6 września Naftogaz poinformował, że zapłacił 487.000.000 dolarów za importowany w sierpniu na rosyjski gaz. Chociaż w trzecim kwartale tego roku cena wzrośnie do 354 dolarów, a IV – do 388 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, to o zamiarze wypowiedzenia umowy Naftogaz nie informuje.

I Bankowa [ulica w Kijowie na której znajduje się siedziba prezydenta Ukrainy – przyp. Kresy.pl], i Kreml próbują pokazać się jako przykładni wykonawcy prawa międzynarodowego w oczach trzeciej strony „trójkąta gazowego” – państw UE, które są głównym odbiorcą rosyjskiego gazu. Jeśli dojdzie do odmowy w wypełnieniu kontraktu, właśnie od stanowiska UE zależeć będzie, kto wygra spór.

W ciągu ostatnich sporów wokół kwestii gazowej – i w 2006, i w 2009 roku władze Ukrainy i Rosji szukały porozumienia (jego jakość – to oddzielna sprawa) bez interwencji Unii Europejskiej. Jednakże, doświadczenia z 2009 roku wykazały, że Rosja wykorzystuje swoje możliwości, aby odpowiednio wpłynąć na opinię publiczną (a następnie polityków) w UE – od rozpowszechniania informacji, że ze względu na Ukrainę pojawia się zagrożenie „zimnych rur” bez rosyjskiego gazu, do wystąpień spikerów izb parlamentu rosyjskiego nawołujących do sankcji wymierzonych w Ukrainę.

W tym roku rząd Ukrainy w polityce wewnętrznej uczynił wszystko, aby nastawić europejskie stolice przeciw sobie. Chociaż nawet przedtem, tylko leniwy nie nazywał procesów sądowych przeciwko opozycji politycznymi. Aresztowanie Julii Tymoszenko było ostatnią kroplą przelewającą czarę: ton z jakim zaczęto odnosić się do władzy ukraińskiej stracił na swojej dyplomatyczności.

Francuskie ministerstwo spraw zagranicznych nawet zadało pytanie o celowość podpisywania porozumienia o stowarzyszeniu Ukrainy z Rosją, jeżeli polityczne procesy sądowe nie zostaną zakończone. Podzielając oburzenie Europejczyków, nie wolno jednak zapomnieć o czymś innym: pozbawienie Ukrainy perspektywy wstąpienia do UE doprowadzi do odwrotnego od zamierzonego efektu. Kijów utraci formalną podstawę do stosowania się do norm europejskich. Ukraińscy oligarchowie z kolei mogą ulec pokusie by „sprzedać wszystko i zostawić ten beznadziejny kraj” zamiast kontynuować grę przeciwko rosyjskim oligarchom w nadziei na przyjęcie do klubu europejskich bogaczy.

Złożoność problemu

Problem Ukrainy polega na tym, że nie przygotowała się do kolejnej „wojny”. Wiadomo, że wojny wygrywa się dzięki zwycięstwom, jak i poprzez przystąpienie do nich przygotowanym. A tego ostatniego na Ukrainie właśnie nie ma, dlatego że struktury decyzyjne są stosunkowo zależne od krótkoterminowych interesów oligarchów. Dochodzi do paradoksów.

Azarow poinformował, że budowa terminalu skroplonego gazu ziemnego rozpocznie się na początku przyszłego roku, a Państwowa Komisja ds. projektów krajowych w sprawozdaniu pisze o „Okresie TEO”, który potrwa 5 miesięcy. Ostatni wariant jest bardziej prawdopodobny: przedstawiciele różnych zainteresowanych grup walczą o to, kto będzie kontrolować „nową bramę gazu” – Klujew czy Firtasz [ukraińscy oligarchowie – przyp. Kresy.pl] (a dokładniej związane z nimi struktury). Takie pytania pojawiają się i przy kwestii przyciągania inwestycji w wydobyciu na Ukrainie gazu i jego zamienników – „niekonwencjonalnych” węglowodorów, w szczególności gazu łupkowego i metanu z kopalń. W rezultacie takie gry odstraszają inwestorów i przeciągają w czasie proces poszukiwania i wydobycia złóż, który i tak potrwa nie jeden rok.

Kolejna kwestia dotyczy efektywności systemu decyzyjnego. Oczywiście za wybór doradców odpowiada władza, dziwi więc wypowiedź o „perspektywach wojny gazowej”, jeśli się wie, że z administracją prezydenta współpracują obywatele Federacji Rosyjskiej czy ludzie, którzy są dumni z pracy na rzecz „zbliżenia Ukrainy i Rosji”. Na przykład, Igor Szuwałow, w wywiadzie, opisywał swoją rolę w podpowiadaniu jak to czy inne rozwiązanie będzie postrzegane w Rosji. W dziwny sposób uniknięto pytania o powiązania ze sprawami gazowymi doradcy prezydenta Andreja Portnowa, który w 2009 roku razem z Tymoszenko pracował na odpowiednimi umowami, a teraz zgadza się na niespodziewany areszt byłej pani premier.

Ogólnie biorąc, szereg czynników będzie ograniczać swobodę władz ukraińskich: prawie półtoraroczne zaniedbanie założonego w Deklaracji brukselskiej z 2009 roku procesu „europeizacji” rynku gazu, który wyraźnie osłabiłyby pozycję Gazpromu. Zamiast tego zastosowano politykę rozliczania się z transakcji gazowych płacąc takimi „ustępstwami” jak odstąpienie części suwerenności państwa czy oddanie obiektów o strategicznym znaczeniu. Oczywista dla Moskwy utrata przez Janukowycza potencjalnych sojuszników wśród ukraińskich polityków, utrata poparcia społeczeństwa Ukrainy, które w jej oczach, poddaje w wątpliwość zdolność systemu do wytrzymania w ewentualnej wojny gazowej z Rosją; także ochłodzenie stosunków z Zachodem.

Zamiast „wielokierunkowej równowagi” między „naszymi i waszymi” Janukowycz może podzielić los Łukaszenki, który w krytycznym momencie w rzeczywistości znalazł się „między młotem a kowadłem”. Z jednej strony, „białoruski scenariusz” oznacza drogę przez Unię Celną i oddanie GTS aż do utraty suwerenności, a co za tym idzie, władzy. Z drugiej strony natomiast, przygotowanie do „wojny” z Rosją, wydaje się raczej mitem, z pomocą którego rząd próbuje odbudować poparcie przynajmniej części ludności. Przecież wewnętrzne spory między grupami interesu w społeczeństwie oraz ogólny stan systemu decyzyjnego czynią efektywną korelację dyplomatycznych, informacyjnych, organizacyjnych i ekonomicznych kroków – która w skutecznej kampanii na rzecz zmiany umów byłaby konieczna – bardzo trudnym zadaniem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę liczbę osób sympatyzujących (albo nawet bardziej niż sympatyzujących) z Rosją wśród bogatych mieszkańców Ukrainy.

W tych warunkach pozostaje powolna, ale jedynie słuszna droga: po przeżyciu szoku związanego ze wzrostem cen energii (jak w Europie Zachodniej w latach 1970 i Wschodniej – w 1990), zmniejszać energochłonność gospodarki, zwiększać krajową produkcję energii i oswajać alternatywne źródła energii. Działać w tym kierunku trzeba było jeszcze przedwczoraj. Ale być może krytyczny wzrost cen gazu spowoduje, że ukraiński rząd i oligarchowie zaczną tak postępować przynajmniej jutro.

„Drugi Front”

Podobną do ukraińskiej potrzebę zmiany ceny gazu i rozmiaru jego dostaw zgłaszają wysuwa (i w niektórych przypadkach uzyskuję to czego żąda) szereg europejskich konsumentów rosyjskiego gazu. Na przykład, pod koniec sierpnia, dyrektor greckiego Gas Corporation DEPA ds. zakupu gazu Leonidas Dragatakis poinformował, że w lipcu 2011 roku zakończył z sukcesem negocjacje w sprawie redukcji „zamówionej” objętości dostaw (70% z umówionych 3 mld metrów sześciennych) i cen rosyjskiego gazu w ramach długoterminowej umowy z Gazpromem. Pod koniec lipca, obniżenie ceny od Gazpromu wywalczyła włoska kompania Edison.

Prawdziwa gazowa wojna trwa między Gazpromem i jednym z jego ważniejszych europejskich partnerów gazowych – E.on Ruhrgas, który w celu rozwiązania sporu zwrócił się już do sądu arbitrażowego. E.on chce dostosować ceny umowne do poziomów, które odzwierciedlają ceny spot na gaz ziemny w Europie.

31 sierpnia wiceprezes polskiej PGN?G Radosław Dudziński powiedział, że firma nadal będzie domagać się od Gazpromu obniżenia cen (PGNiG kupuje ok. 9 mld metrów sześciennych). Rozmowy trwają od lutego i jeśli będzie taka potrzeba polska spółka również zwróci się do Arbitrażu w Sztokholmie.

Jeszcze w 2010 roku i na początku 2011 roku rosyjski monopolista gazowy zgodził się na zmianę umów z: E.On Ruhrgas, W?EH, W?NGAS, RWE (Niemcy), GDF – Suez (Francja), EN?, ERG, S?nerg?o ?tal?ano, Prem?umGas (Włochy), GWH Gashandel Gmb, EconGas (Austria), Gasterra (Holandia), EGL (międzynarodowa, sprzedaż gazu do różnych krajów europejskich), SPP (Słowacja).

We wszystkich tych przykładach stronami sporu są przedsiębiorstwa i bierze się pod uwagę argumenty ekonomiczne. A w stosunkach ukraińsko-rosyjskich zbyt dużą rolę odgrywa polityka.

Rostisław Pawlenko, Aleksandr Kramar

„Ukraiński Tydzień”

Tłumaczenie: Marianna Chłopek-Labo

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply