Wdowa i Prawda

Potop czytając, dum staropolskich słuchając, obrazy i nagrobki oglądając… zapada człowiek w krainę między niebem i ziemią zawieszoną i czuje się – niby jak w tamtych czasach!

Taka prawda historyczna z nich emanuje. Na przykład owa ballada o szlachcicu, co to po latach wojaczki powraca jako anonimowy, obszarpany żołnierz. Jakiż w tym prawdziwy odblask autentycznych wydarzeń z polsko-tatarsko-tureckiego pogranicza!

No bo słuchajcie – “wdowa dwór buduje, żołnierz się dziwuje: / A przyjmijże mnie żołnierza na nocleg do domu”. Wdowa jednak odmawia, bo nie zależy jej na męskim towarzystwie – jest wdową tylko słomianą i nadzwyczaj wierną, więc odpowiada żołnierzowi, że mąż jej “siedem lat wojuje” i że ona sama nie wie, “czy umarł czy żyje”, no ale wciąż wiernie czeka na niego. Na to żołnierz “otarł pot z czoła i siadł za róg stoła – / Rzucił złoty, złoty pierścień do koła, do koła”. Jak rzucił, dopiero wdowa przejrzała na oczy: “Dla Boga, dla Boga! – dla Boga żywego, / Ja poznałam złoty pierścień / Jasieńka mojego”.

No faktycznie, zdumiewa się człowiek. Jakie to fantastyczne historie przechowała ludowa pamięć.

Ale z czasem przychodzi podejrzliwe pytanie: czy prawda to? czy tak właśnie było? czy tak wyglądali, działali, kochali, walczyli Sarmaci na Kresach? I nagle – jak młotem po głowie wali otrzeźwienie, z książek popularnonaukowych i naukowych, z badań historycznych, z ust cynicznych kolegów: “Nie! wszystko to ułuda! Takie powroty po latach wymyślili sobie ludzie na użytek pieśni i powieści, na zasadzie dzisiejszych telenoweli. To po prostu ogólnoświatowe schematy obecne w każdej ludowej literaturze, Fikcja zbudowana na fikcji!”

Zaczynamy szukać – i rzeczywiście. Zauważamy, że, po pierwsze, ballada, którąśmy się zachwycali, wcale nie jest polska, więc o naszych Kresach opowiadać nie może. Jak sięgniemy do słowników folkloromądrych, zobaczymy, że schematy bajek, które uchodzą niby za polskie, fińskie, rosyjskie, francuskie – są w gruncie rzeczy takie same na całym Bożym świecie. Dajmy na to we francuskiej balladzie też mamy żołnierza-marynarza, który ” do dom wraca / Słodko tak… / Przyodzian w obszarpany strój”, a wdowa pyta go: “O, skądże zdążasz, marynarzu mój?” I dalej prawie jak u nas… Ale uwaga! Po drugie, ballada ma też rozmaite zakończenia: raz wdowa rozpoznaje męża, a raz nie; raz nań czeka, a raz już jest powtórnie mężata i dodatkowo dzieciata. A raz ten powracający to oszust. Więc gdzie tu prawda? Niech nam kto chce, tłumaczy, że chodzi o różne przypadki, nie ma co wierzyć… to fikcja, twór czysto literacki, kłamny, nieprawdziwy. No i plwamy na takie ballady! A po trzecie wreszcie, z trwogą spostrzegamy, że ten sam temacik pojawia się i w rozmaitych powieścidłach, które niby to na prawdzie miały być oparte. Sam Józef Ignacy Kraszewski zastosował go do powieści o powstańcu styczniowym, który powraca do domu… i tak dalej.

Czyżby więc świat staropolskich przypadków kresowych po prostu nie istniał? Czyżby istniał tylko w wyobraźni tych, którzy dają się oszukiwać ludowym balladziarzom, poetom, pisarzom et caetera, et caetera?

Nieprawda podwójna. Bo, po pierwsze, proszę sobie zapamiętać, że literatura, pieśń, ballada et caetera, et caetera, nawet jeśli jest zmyśloną – to, proszę państwa, stwarza rzeczywistość, staje się rzeczywistością, jest jej częścią. Jest tym, o czym i jak myślimy, mówimy, piszemy. Fikcja jest naszym życiem – nią zyjemy, w niej poruszamy się i jesteśmy. I tak było zawsze. Również za czasów Sarmacji. My zaś, słuchając tej fikcji – przeżywamy ją przynajmniej w jakiejś części tak, jak ją niegdysiejsi Sarmaci przeżywali. To jest autentyczne przeżycie, nie fikcja.

Ale jest i druga strona medalu. Otóż po drugie, proszę pamiętać, że cała ta literatura, wszystkie pieśni et caetera, et caetera, choć żyją schematami, wyrastają z życia. Są rzeczywistości odbiciem, rzeczywistością się karmią, bez rzeczywistości nie istnieją. Może nie w każdym szczególe – ale w ogólności na pewno. Przeważnie kiedyś coś takiego, o czym mówią, stało się, a nawet stawało masowo. Życie jest bowiem o wiele bogatsze, piękniejsze i straszniejsze niż literatura, pieśń, ballada et caetera, et caetera.

Dowód? Zajrzyjcie choćby, Drodzy Czytelnicy, do nieocenionej a sędziwej księgi “Prawem i lewem” Władysława Łozińskiego, który studiując dawne dokumenty sądowe (i nie tylko) zbadał obyczaje sarmackiej Czerwonej Rusi. Cóż się okazuje? Że na tej ziemi tak często nachodzonej przez Tatarów obficie zdarzały się “cudowne ocalenia, fantastyczne przygody… niespodziewane powroty w ojczyste progi jeńców już opłakanych przez rodziny” i oszustwa, które polegały na “przybieraniu nazwiska dawno nie żyjącego już jeńca i odgrywaniu roli jakiejś znakomitej osobistości, nieby to szczęśliwie ocalonej”, do domu powracającej. Dalej następują przykłady z powołaniem na konkretne akta sądowe. A więc wdowa i żołnierz istnieli na naszych Kresach, wielokrotnie i w multyplikacji. I to o nich na pewno mówi pieśń o wdowie i żołnierzu (nawet jeśli powstała dwieście lat później)…

Jacek Kowalski

————–

W załączeniu – nagranie pieśni o wdowie, z najnowszej naszej płyty (i książki) “Niezbędnik konfederata barskiego. Awantury, kuranty, pieśni”. Na gitarze gra Wojciech Winiarski, śpiewa JK.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply