…w trudach więzienia moskiewskiego

sarmacka klasyka z Kremla rodem

Horatius Sarmatus natus

Horacy, albo jak kto woli Horacjusz, rzymski poeta, należał do sarmackiej klasyki – jak zresztą należy do klasyki europejskiej. Był fundamentem, podstawą. “Dulce et decorum est pro Patria mori”; “Nunc est bibendum…”; “Beatus ille qui procul negotiis…”; “O Navis!…”, “Integer vitae scelerisque purus…”; “Exegi monumentum…” Każdy znał te ody, a w każdym razie te cytaty, na pamięć. W jezuickich kolegiach uczono się ich, zadawano klecenie ich polskich przekładów. A przecie ogromna część spuścizny Kochanowskiego – to przetrawiony przez Czarnoleskiego Geniusza Geniusz Rzymski. A mimo to bardzo długo nikt nie porwał się na przełożenie całego zestawu horacjańskich ód i epodów. Aż wreszcie nastąpiła Dymitriada. W roku 1606 z Łże-Dymitrem, Maryną Mniszchówną i licznym zastępem polskich awanturników wybrał się na wschód Sebastian Petrycy z Pilzna (to takie miasteczko niedaleko Tarnowa), profesor Akademii Krakowskiej, adept padewskiej medycyny, na swojej uczelni wykładowca Arystotelesa, Wergiliusza, astronomii i dialektyki. Do Moskwy jechał jako medyk wielkich panów.

Wiemy jak się ta awantura zakończyła. Domniemany Łże-Dymitr zginął, Polaków pozabijano lub pojmano, a jak wmieszał się do wszystkiego król Zygmunt i dał swego syna zamiast Dymitra na tron carów, to jeszcze i Moskwa spłonęła – w części wprawdzie, lecz za to skutecznie podpalona przez naszych wojaków w momencie, kiedy się Moskwicini przeciwko polskim panom zbuntowali.

Petrycy był tego wszystkiego świadkiem. Wprawdzie nieszlachcic, lecz wzięty medyk był z wielkimi ludźmi tego świata poufały. Podczas moskiewskiego rozruchu, kiedy inni ginęli, on trafił tylko do odosobnienia, “więzienia”, jak pisze. Zajął się wówczas ulubioną lekturą Horacego, no i postanowił poprzekładać go na polski – aby, skoro już w Moskwie siedzi, nie siedział nadaremno.

Księga dziwna a chwalebna

Kiedy tylko udało się Petrycemu wrócić do kraju, do Krakowa, dokończył dzieła i wydał w roku 1609, opatrując wiecznotrwałe pienia rzymskie jakże aktualnym, po części pewnie marketingowo skomponowanym tytułem, bo wyprawa do Moskwy była przecie bardzo sławna. Tak więc na stronie tytułowej czytamy:

“Horatius Flakkus w trudach więzienia moskiewskiego na utulenie żalów, przez Doktora Sebastiana Petricego Medyka, nie tak namyślnie, iak w niewoley teskliwie w Lyrickich pieśniach zawarty, na ten czas, gdy boiarowie Dimitra Cara pana swego przysięgą posłuszeństwa ubespieczonego, przez cicho zaprzysięgłą zdradę haniebnie zamordowali: Carowey Iey Mości Koronatią y państwo poprzysięgłe znieważyli: wiele Panów Polaków na wesele wezwanych, nad wszelką słuszność, w tym zamieszku, iednych pozabiiali, drugich i samych Ich Mościów Panów Posłów do trzech niemal lat w więzieniu zatrzymali.”

To ważny sukces polskiej literatury – kompletny, poetycki przekład Horacego. Ważny i chwalebny, mimo szeregu dziwnych rzeczy, które Petrycy z rzymskim oryginałem powyczyniał. Przede wszystkim konsekwentnie trzymał się podtytułu “Trud moskiewski”, jakim ochrzcił swoje przekłady. Zamiast pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej księgi ód – mamy tu “Trudu moskiewskiego księgi pierwsze”, “Trudu moskiewskiego księgi drugie” i tak dalej. Poza tym na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku, bo zachowany został wszędzie numer ody i jej miejsce w księdze, przyjęte w Horacjańskich publikacjach. Jest też zawsze fragment łacińskiego oryginału, zaś te wiersze, które wcześniej już genialny Kochanowski sparafrazował, nie zostały przełożone, tylko wskazane jako lepsze. Skromny Petrycy nie chciał mierzyć się z Czarnoleską Muzą. Tak więc czytamy, na przykład: “Vitas hinnuleo me similis Chloe. Oda XXIII. Znajdzie się tę u Kochanowskiego w księgach I, Pieśń XI, Stronisz przede mną Neto nietykana”. Mamy też komentarze, w których tłumacz objaśnia wyrażenia mitologiczne i…

Barwa antymoskiewska i pamiętnik artysty

…i zawijasy historii polskiej tudzież, przede wszystkim, owoczesnej historii najnowszej. Bo same ody zostały dostosowane do polskiej rzeczywistości. Wszędzie tam, gdzie w łacińskim oryginale mowa o jakichś ważnych dla Rzymian miejscach czy wydarzeniach – w “przekładzie” pojawiają się ich polskie odpowiedniki. I tak mamy zamiast Kapitolu – Wawel; zamiast Diany – świętą Kingę (objaśnioną obszernie w komentarzu); zamiast źródła Banduzji – studnię, znajdującą się pośrodku dziedzińca Collegium Maius krakowskiej Akademii. Zabieg to nieco zdumiewający dla nas – dziś żyjących – ale w staropolszczyźnie niejako normalny. Przecież i “Dworzanin” został przez Górnickiego w polski ubiór przerobiony; a później Kochowski powiadał rozkosznie o takowym procederze: “Tak i ja, gdy z autora jakiego wiersz zarwę, | Za swój go już mam własny, jeno mu dam barwę”. “Barwa”, którą Petrycy nadał swym przekładom, jest mocna i bardzo zdecydowana. Tak mocna, że niekiedy trudno by się było domyślić, że mamy przed sobą przemienionego Horacego – gdyby nie jasna deklaracja tłumacza, a właściwie pół-oryginalnego autora. Kolejne ody są osobno tytułowane i dedykowane przyjaciołom tudzież mecenasom-pacjentom krakowskiego medyka, czy też państwom, albo monarchom. Znajdą się więc w nich zupełnie współczesne deklaracje:

“Nie chcę, by krwawe silnym bojem wojny,

Które wiódł niespokojny

Michajło, lub on Nalewajko śmiały,

Pieszczonemi się rymami pisały…”

Będzie więc oda “Do Moskwy” (“Moskwa” to zarazem kraj i jego mieszkańcy, niewierni, nieuczciwi, wściekli przeciwko prawowiernie panującemu im Dymitrowi – bo Petrycy twardo trzymał z awanturniczymi planami Mniszchów):

“Rzek Dźwiny, Wołgi i Dnieprowej ściany

Mieszkańcy wściekłą myślą na swe pany

Dziś zajątrzeni…”

Będzie więc oda “Do Majestatu”, to znaczy do królewicza polskiego, Władysława, którego po nieudanej imprezie Dymitra Moskwicini obrali swoim władcą – też zresztą nieszczerze:

“Pewna to, że Bóg sam króluje w niebie;

My, królewicze, ciebie

Bogiem mieć będziem, kiedy do Korony

Przyłączysz Moskwę i Septemtryjony…”

No i będą żale nad Polakami poległymi i uwięzionymi podczas moskiewskiej awantury:

“Jużci tak, Komorowski, polskich ludzi siła

Moskiewska moc zdradliwie wiecznem snem uśpiła…

Nie masz cię, Janie z Żywca, Balu Gołuchowski!

Śpisz Skliński, Domaradzki, Borsza i Strzeżowski!”

I dalej:

“Co z Moskwą czynić, snadź w więzieniu z sobą

Zbyt myślisz: muru nie przebijesz głową…”

Niejeden filolog mógłby słusznie wzruszyć ramionami, odsądzając takowy przekład od czci i wiary. My tak nie czynimy. Petrycowy tom ód Horacego to, jak pisał Norwid (o sobie samym wprawdzie, ale cytat pasuje jak ulał) “pamiętnik artysty | Obłędny, ależ wielce rzeczywisty”.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – –

W ZAŁĄCZENIU

Horacjuszowska oda “Do przyjaciela” w parafrazie i wykonaniu JK, z melodią i aranżacją Wiesia Wolnika, który gra tu na gitarze, zaś Justyna Gertner na wiolonczeli – z płyty JK i Monogramisty JK “Serce i rozum”, wyd. Paganini, Kraków 2003

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply