Uwagi śmierci niechybnej

W dziewiątej księdze “Pana Tadeusza” ksiądz Robak, wpadłszy gwałtem do Soplicowa okupowanego przez ruskich jegrów, tak pozornie mizdrzy się do majora Płuta – w istocie dając swojakom do zrozumienia, że za chwilę nastąpi rzeź Moskali:

…Jakem bernardyn, bardzo myślę o twej duszy!

Śmierć i sztabsoficerów porywa za uszy!

Dobrze napisał Baka, że śmierć dżga za katy

W szkarłaty i po suknie nieraz dobrze stuknie,

I po płótnie tak utnie, jak i po kapturze,

I po fryzurze równie, jak i po mundurze.

Śmierć matula – powiada Baka – jak cybula

Łzy wyciska, gdy ściska, a równie przytula

I dziecko, co się lula, i zucha, co hula!

Ach! ach! Majorze! Dzisiaj żyjem, jutro gnijem,

To tylko nasze, co dziś zjemy i wypijem!

Panie Sędzio, wszakże to czas podobno śniadać?

Siadam za stół i proszę wszystkich za mną siadać…

To cytowanie Baki przez Wieszcza jest doprawdy zastanawiające. Przecie już trzy dziesięciolecia przed narodzinami Mickiewicza, czyli tuż po pierwszym wydaniu “Uwag śmierci niechybnej” Oświeceni skutecznie opluli zarówno to dziełko, jak jego autora, wspomnianego księdza Bakę – który tu został przywołany jako swego rodzaju, zaściankowy bo zaściankowy, ale autorytet. Ów obywatel Kresów (nawet w ówczesnym rozumieniu – bo będąc wiejskim misjonarzem-jezuitą ewangelizował ostatnie “białe plamy” chrześcijańskiej mapy Wielkiego Księstwa nad Dźwiną i Citewką) i rzekomy profesor poetyki w wileńskim kolegium (owo stanowisko Baki, którego tak naprawdę nigdy nie otrzymał, było dla Oświeconych kamieniem obrazy i miarą upadku kultury w Polsce późnego baroku) został skutecznie okrzyknięty pierwszym grafomanem Rzeczypospolitej. Nie umniejszyło to wcale jego popularności. Lud wiejski i miejski chętnie kupował i zaczytywał się w tomikach makabrycznych rymowanek, które jeszcze długo po śmierci autora drukowano i sprzedawano z zyskiem. Śmiała się serdecznie (bynajmniej nie kpiarsko) czytając te wiersze parę zaledwie lat przed własną swoją śmiercią – moja Babcia. A Wieszcz Mickiewicz? Czy znał, czytał? Czy tylko wyśmiewał Bakę, czy może potrafił, na przekór Oświeconym, pojąć oryginalność i niezwykłość kresowego księdza?

Trudno orzec. Ale żeby orzec, trzeba spostrzec, że słowa włożone przez Wieszcza w usta bernardyna Robaka są z jednej strony luźną stylizacją na Bakową nutę (dodajmy: rymowanie à la Baka stało się w XIX wieku popularną zabawką literatów, więc samo w sobie dziwić nie może), ale ze strony drugiej – Mickiewicz zawarł tu dość dokładny cytat z oryginału. Porównajmy. Wpierw raz jeszcze Wieszcz:

Śmierć matula – powiada Baka – jak cybula

Łzy wyciska, gdy ściska, a równie przytula

I dziecko, co się lula, i zucha, co hula!

A teraz ksiądz Baka – z wiersza “Uwaga prawdy z rozrywką”:

Śmierć babula,

Jak cybula

Łzy wyciska,

Gdy ściska […]

Śmierć matula

Nas przytula […]

Śmierć matula

Usta stula […]

Cytat jest dość dokładny. Czy Mickiewicz, pisząc w Paryżu “Pana Tadeusza”, miał do dyspozycji jakiś egzemplarz “Uwag śmierci niechybnej” i specjalnie doń zajrzał? Myślę, że nie; raczej przywołał Bakowe wersy z pamięci, bo mu w pamięć głęboko zapadły. I potem nasunęły się jako rzecz najbardziej właściwa, rodzima, litewska, odpowiednia dla kwestarza-rubachy. Tym samym oddał Bace hołd niepośledni i przysługę niemałą; nawet jeśli go nie poważał, okazuje się, że pamiętał. Każdy by chciał, żeby go sam Mickiewicz pamiętał! Tym samym Baka wszedł do narodowego arcydzieła, gdzie pozostanie już na zawsze.

Trzeba zresztą oddać Bace sprawiedliwość. Nie był jedyny, tylko był najlepszym z wielu – no i za wszystkich hurtem wziął cięgi od krytyków. Za wszystkich, czyli za “poetów eksperymentujących”, z reguły księży, którzy przez cały wiek XVIII pisali z wielką obsesją o marności dóbr doczesnych i nieuniknionej śmierci wszystkich i wszystkiego; pisali z wielką emocją i w sposób wielce udziwniony, z użyciem absurdu i wyrażeń plebejskich, a nadto często-gęsto “siekanym rymem”, który później zwykło się przypisywać głównie Bace. Tymczasem on – żyjący w latach 1707-1780 – był najmłodszy, ostatni, jego twórczość zahaczyła już o epokę nową, drażniąc nowomodnisiów. Poprzedzili go przecież przynajmniej trzej godni poeci: paulin z Częstochowy Karol Mikołaj Juniewicz, krakowski karmelita bosy Hieronim Fałęcki (jego “Wojsko afektów zarekrutowanych” ośmieszał Krasicki w “Monachomachii”) i litewski jezuita Dominik Rudnicki.

Są to osobowości wciąż niedocenione i wciąż wśród Polaków mało znane. A przecież jakże ważne; oto prekursorzy wielu zjawisk i osób naszej współczesnej kultury. Pisali o rzeczach istotnych na nutę drażniącą, aby dać się zauważyć, zaskoczyć, aby uderzyć odbiorcę – i w rezultacie po to, żeby szerzyć Ewangelię, nawet za cenę sprostaczenia słów. Myślę, że w ich epoce mogło to po części brzmieć jak dziś 2TM2,3 i inne współczesne “ostre” zespoły ewangelizacyjne. Zresztą nie na darmo teksty Baki dały się ostatnio doskonale na taką nutę zagrać – jakby zrodzone do tego użytku. Szkoda, że nie zachowały się z melodiami; zresztą nie mogły się zachować, bo “Uwag” po prostu nie śpiewano. Na szczęście część innych tworów Baki i Rudnickiego – a i owszem, śpiewać się dały. Do dzisiaj niektóre trwają na Kresach w żywej tradycji. Po to były produkowane. No to tylko teraz brać, grać, piać.

Jacek Kowalski

—————————————————————

W załączeniu “Taniec śmierci” ks. Dominika Rudnickiego SJ z mojej płyty z książką “Niezbędnik Sarmaty poprzedzony Obroną i Uświetnieniem Sarmacji Obojej. Dumy-pieśni-polonezy”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2006. Gra Klub Świętego Ludwika, aranżacja Tomasz Dobrzański. Jest to przeróbka starszej piosenki pijackiej. Tytuł tu użyty pochodzi od JK, w oryginale zaś brzmi: “Starość czasem radość”.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply