Uczty kremlowskie

Uczt mamy w literaturze i filmach dostatek, bo to cudny temat dla każdego pisarza i filmowca. Prawdziwą ucztę można wszak z rozmachem wyreżyserować, a będzie i „z życia wzięta”, i sugestywna jak przedstawienie.

Stąd tak pamiętamy Sienkiewiczowskie uczty na Siczy, na dworach Radziwilłów, na zamku Jaremy. Stąd ucztą i polonezem kończy się “Pan Tadeusz”. No, ale i “Popiół i diament” Wajdy. Jaki żal, że to epokowe i świetne dzieło jest, niestety, kłamliwe do bólu i dydaktycznie antyoglądalne. Wajdowy fanfaroński polonez, zatańczony na koniec bankietu w “Popiele i diamencie”, z ostrzem satyry (żałosnej dziś) wymierzonym w polskie elity burżujsko-szlachecko-londyńskie – daje perspektywę mylną i skundloną. Jakże chciało by się ujrzeć w tym filmie bankiet, taki prawdziwy bankiet z życia wzięty, z rodzaju tych, na których taplali się w rzygowinach swych polityczni przeciwnicy Zbyszka Cybulskiego. Czyli bolszewickie i pepeerowskie diabły i skunksy.

Uczty moskiewskie

Jak mogę, wynagradzam sobie tę nieobecność bolszewickiego bankietu u Wajdy. Najpierw – czytając Bułhakowa: “Mistrza i Małgorzatę”. Tam jest takie czarcie przyjęcie, niesamowita metafora ruskiego bolszewizmu (oczywiście nie tylko i nie wprost). Jakże się zdziwiłem, kiedy otworzywszy pamiętniki wojenne generała de Gaulle’a oczy moje trafiły na paralelny opis, zdecydowanie przewyższajacy grozę scen wyśnionych przez Bułhakowa. Bo prawdziwy. Tam do licha, powinno się go wprowadzić do szkolnych wypisów w całej Europie!

Punkt wyjścia

Zanim ten opis zacytuję, musi być komentarz wprowadzający. W grudniu 1944 roku generał Charles de Gaulle pojechał do Moskwy negocjować układ Francja-Sowiety. Na miejscu okazało się, że główną przeszkodą w dojściu do porozumienia jest… “sprawa polska”. Stalin wytknął sobie jasny cel – nakłonić de Gaulle’a do uznania Komitetu PKWN za właściwy rząd Rzeczypospolitej, czego jeszcze podówczas żadne z mocarstw nie uczyniło. De Gaulle byłby pierwszy.

Tymczasem de Gaulle na przekór Stalinowi upierał się przy zasadzie, że “Polska powinna być państwem rzeczywiście niepodległym”. I bardzo to zabawnie wyglądało, bo Stalin mu przytakiwał i nie twierdził niczego innego. Tyle, że w obu przypadkach te same słowa oznaczały różne rzeczy. Dla Stalina – niepodległość Polski (czyli, oczywiście, Jej podległość jemu samemu) gwarantował właśnie Komitet Lubelski. Dla de Gaulle’a uznanie Komitetu oznaczałoby zaangażowanie Francji “w akcję zniewolenia narodu polskiego”. Wprawdzie nigdy tego Stalinowi wprost nie powiedział – ograniczając się do stwierdzenia, że członkowie Komitetu “wydają się grupą, która może być użyteczna, ale na pewno nie reprezentacją niepodległej Polski”. I nie zamierzał o Polskę specjalnie walczyć. I bez wahania godził się na odcięcie nam Kresów: “linia Curzona na wschodzie i linia Odra-Nysa na zachodzie, [to] wydaje się nam możliwe do przyjęcia”. Wiedział też, że Stalin i tak Polskę zniewoli, oraz że “Ameryka i Wielka Brytania pozwolą mu na to”. Ale właśnie dlatego nie chciał brać odpowiedzialności na siebie. Z pewnego wyrachowania – niech odpowiedzialność biorą inne mocarstwa, bo “wszystko kiedyś może się zdarzyć, nawet to, że akt zgodny z honorem i uczciwością okaże się w ostatecznym rachunku dobrą lokatą polityczną”.

Z tego też powodu negocjacje dotyczące paktu przeciągały się. Aż wreszcie Stalin oznajmił, że wydaje na Kremlu przyjęcie dla francuskich gości. I tu zaczyna się ów opis, który mną wstrząsnął.

Oddaję głos de Gaulle’owi.

CHARLES DE GAULLE PIÓREM WŁASNYM

Wstęp

“Czterdziestu Rosjan – komisarze ludowi, dyplomaci, genera­łowie, wyżsi urzędnicy, prawie wszyscy we wspaniałych mun­durach – zgromadziło się w salonie Kremla… Gdy wchodziliśmy po monumentalnych schodach, widzieliśmy wiszące na ścianach te same co za carskich czasów obrazy; niektóre z nich przedsta­wiały przejmujące grozą sceny: zaciekłą bitwę nad Irtyszem, Iwana Groźnego duszącego swego syna itd….

Stalin i ja siedzieliśmy obok siebie… mówił w sposób bezpośredni i prosty. Nadawał sobie pozory człowieka nieobytego, o prymitywnej kulturze, wypowiadając w odniesie­niu do najpoważniejszych problemów sądy nacechowane chłop­skim zdrowym rozsądkiem. Jadł dużo i sporo popijał nalewając sobie wina krymskiego z wciąż zmienianej przed nim butelki. Lecz pod tą pozorną dobrodusznością czuło się szermierza zaan­gażowanego w walce bez pardonu. Zresztą dookoła stołu wszys­cy Rosjanie, uważni i skrępowani, nie spuszczali z niego oczu. Z ich strony wyraźna uległość i strach, z jego zaś skoncentro­wany i czujny autorytet…”

Toasty

“Nagle obraz się zmienił. Nadeszła chwila toastów. I oto Stalin począł grać niebywałą scenę… Trzydzieści razy podnosił się z miejsca, by pić zdrowie obec­nych Rosjan. Wymieniał ich jednego po drugim. Mołotow, Beria, Bułganin, Woroszyłow, Mikojan, Kaganowicz i inni…

Niekiedy wplatał do pochwał pogróż­ki. Uwziął się na Nowikowa, szefa sztabu lotnictwa: ”To ty używasz naszych samolotów. Jeżeli będziesz ich używać źle, wiesz, co cię czeka”. Wskazując palcem na jednego z obecnych rzekł: ”Oto główny kwatermistrz! Jego zadaniem jest dostarczać na front ludzi i sprzęt. Niech się stara robić to jak należy! Inaczej zostanie powieszony, tak jak się to robi w tym kraju”.

Na zakończenie każdego toastu Stalin przywoływał wymienioną oso­bę: ”Podejdź!” Wezwany, opuszczając swe miejsce, podbiegał, by trącić się kieliszkiem z marszałkiem pod spojrzeniami innych Rosjan – sztywnych i milczących.”

Dyplomaci i karabin maszynowy

“Ta tragikomiczna scena mogła mieć tylko jeden cel: zrobić wrażenie na Francuzach przez popisywanie się potęgą radziecką oraz władzą tego, który nią rozporządza. Lecz właśnie dlatego, że byłem świadkiem tej sceny, miałem mniej niż kiedykolwiek zamiar przyłożyć rękę do poświęcenia Polski.

Toteż gdy po obiedzie przeszliśmy do salonu, chłodno przyglądałem się grupie uparcie dyskutujących dyplomatów… Rosjanie niestrudzenie podejmowali wciąż na nowo dyskusję nad uznaniem Komitetu Lubelskiego… Okazywałem więc ostentacyjnie mój brak zainteresowania…

Stalin, widząc to, pośpieszył mnie ubiec: ”Ach, ci dyplomaci! Co za gaduły! Na to, żeby ich zmusić do milczenia, jest tylko jeden sposób: wy­strzelać ich z karabinu maszynowego. Bułganin! Idź po karabin maszynowy!”

Zdrowie Polski

W końcu Stalin przekonał się, że de Gaulle nie ustąpi – i zgodził się na podpisanie paktu bez uznania przez Francję rządu lubelskiego. Finisz wyglądał tak:

“Rosyjscy fotoreporterzy, milczący i nie natrętni, robili zdjęcia. Obaj ministrowie spraw zagranicznych, każdy otoczony swą delegacją, podpisali egzemplarze zredagowane w języku fran­cuskim i rosyjskim. Stalin i ja staliśmy za Mołotowem i Bidault… Potem uścisnęliśmy sobie ręce. ”Trzeba to uczcić!” – powiedział marszałek. W mgnieniu oka stoły były nakryte i zasiedliśmy do kolacji…

Wypił wreszcie, chociaż wśród obecnych nie było żadnego Polaka, za pomyślność Polski i – jak gdyby pragnął mnie wziąć na świadka swoich intencji – powiedział: ”Carowie prowadzili złą politykę, chcąc panować nad innymi narodami słowiańskimi. My mamy nową politykę. Niechaj Słowianie wszędzie będą nie­podlegli i wolni! W ten sposób będą naszymi przyjaciółmi. Niech żyje Polska silna, niepodległa i demokratyczna! Niech żyje przy­jaźń Francji, Polski i Rosji!”

Spojrzał na mnie: ”Co myśli o tym pan de Gaulle?” Słuchając Stalina, myślałem nad tym, jaka przepaść dzieli w świecie radzieckim słowa od czynów. Odpar­łem: ”Zgadzam się z tym, co pan Stalin powiedział o Polsce”…”

Pożegnanie tłumacza

“Pożegnania przybrały, za sprawą Stalina, wylewnie serdeczny charakter: ”Liczcie na mnie!” – oświadczył… Wtem, spostrzegając stojącego obok niego Podceroba, rosyjskiego tłumacza, który był obecny przy wszystkich rozmowach i tłumaczył wszystkie wypowiedzi, mar­szałek powiedział do niego z ponurą miną i twardym głosem: ”Za dużo wiesz. Mam ochotę posłać cię na Sybir”.

Wraz z moi­mi towarzyszami opuściłem salę. Gdy na progu odwróciłem się, zobaczyłem, że Stalin siedzi sam przy stole. Zabrał się znowu do jedzenia.”

POST SCRIPTUM

Co najzabawniejsze, te inwektywy pod adresem PKWN i Stalina opublikowano w PRL, na dodatek bez ingerencji cenzury. Ten niewiarygodny fakt zawdzięczamy bodaj zbliżeniu Gomułka – de Gaulle i konkretnym zyskom PRL w zamian za, między innymi, tego rodzaju gesty. Inaczej by nie przeszło.

Cytowałem według: Charles de Gaulle, “Pamiętniki wojenne”, t. 3, “Ocalenie. 1944-1946”, przełożył Jerzy Nowacki, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1968, strony 79-84.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply