Trudne pojednanie między Turcją a Armenią

Normalizacja granicznych stosunków pomiędzy dwoma narodami kłóci się z dziedzictwem przeszłości.

Umieszczony na bezdrzewnym wzgórzu Pomnik Ludzkości góruje nad miastem Kars. Betonowy, wysoki na 35 metrów, przedstawia wzdłuż przeciętego człowieka. Ręka, która ma potwierdzić ponowne złączenie dwóch części od roku niszczeje u stóp olbrzyma. Pomnik powstały z inicjatywy byłego burmistrza, miał symbolizować pokój pomiędzy Turcją i sąsiadującą Armenią, ale jego pojednawcza wymowa ściera się z uporem lokalnych narodowców, a komisja ochrony zabytków nakazała przerwać prace. Pomnik i ideologiczna walka, która go podzieliła, są tymi samymi gwałtownymi reakcjami, które wywołuje obecnie pojednanie pomiędzy Erewaniem i Ankarą.

W październiku Turcja i Armenia musiały podpisać ugodę dotyczącą nawiązania stosunków dyplomatycznych i ponownego otwarcia wspólnej granicy.

XIX-wieczne rosyjskie gmachy o odartych z tynku fasadach są jedynymi świadkami utraconej świetności Karsu. Usytuowane na obrzeżach Kaukazu, ostatnie ważne miasto, oddalone 65 kilometrów od Armenii, żyje z hodowli i skromnego przemysłu mlecznego. Decyzja Ankary z 1993 roku o zamknięciu granicy i odwecie na Erewaniu zaangażowanym w wojnę z Górskim Karabachem azerską prowincją, w większości zamieszkałej przez ludność armeńską zdusiła także jego gospodarkę. Pięć lat temu zebrano 50 000 tysięcy podpisów pod petycją, domagającą się ponownego otwarcia granicy. “Tylko Kars ucierpiał w tej sytuacji, ponieważ samoloty zapewniają połączenie pomiędzy Istambułem a Erewaniem – skarży się Ali Burgan, wiceprezydent Izby Handlowej. Otwarcie dałoby nam drogę handlową aż do Chin”.

Nie szukając daleko, Noyan Soyak pragmatycznie przelicza wyjście regionu z zamknięcia. “Na 500 000 turystów, zwiedzających każdego roku Armenię, połowa powinna przyjeżdżać tutaj”- szacuje pełnomocnik turecko-armeńskiej rady rozwoju biznesu. Zły obrót historii spowodował, że pozostałości po Ani, dawnej stolicy królestwa armeńskiego z X wieku znalazły się w rezultacie po stronie tureckiej. Podobnie jak góra Ararat, narodowy symbol Armenii. “Jeśli chodzi o Turków, trzeba by obejrzeć memoriał w Erewaniu” dorzuca Noyan Soyak. Nie można się porozumieć, pozostając za zamkniętymi drzwiami”.

Próby pojednania

Stawka wokół granicy przekracza interesy handlowe. “Nie kończy się jedynie na otwarciu”- krytykuje Fuat Doganay. W przeciwieństwie do opozycyjnego stanowiska Ankary, ten restaurator chciałby, aby Turcja zmierzyła się z ludobójstwem. Nie jest wstydem rzucenie światła na własną historię i jeśli trzeba zapłacić, za to, co się zrobiło, to zapłaćmy”.

W ostatnich latach próby pogodzenia wystąpiły także w regionie. Ilhan Koculu wraz z producentami armeńskimi i gruzińskimi broni ustawy o “serze kaukaskim”: “Ser ma smak ziemi, takiej samej dla wszystkich, bierze udział w dialogu kulturowym”- opowiada rolnik, który marzy o uprawie armeńskich winnic. “Turcy i Ormianie stali się wrogami, potrzebne jest konkretne działanie, inaczej rana się otworzy, gdy będzie się ją rozdrapywać. W przeszłości ludność straciła wszystko, łącznie z ziemią, można by było zrekompensować tę stratę”

Na liczącej 268 kilometrów granicy, najeżonej tureckimi, a po stronie armeńskiej rosyjskimi budkami strażniczymi (spadek po żelaznej kurtynie), nierozwiązane kaukaskie konflikty podsycają wrogość w stosunku do Ormian. Duża część ludności, pochodzenia azerskiego naturalnie idzie krok w krok za Azerbejdżanem. Rzeka Araks oddziela turecką wioskę Halikislak od sąsiedniej Bagaran. Czasami ich burmistrzowie pożyczają łódki, by spotkać się na rzece i porozmawiać przy kieliszku wódki i kebabie o problemach, związanych z irygacją. Mimo tej bliskości geograficznej, w pamięci zostaje ślad po rozłamie. “Nie chcę otwarcia granicy, dopóki Armenia nie zwróci Karabachu, to byłaby zdrada wobec azerskich braci”- mówi pod nosem stary mieszkaniec wsi..

Ślad po rozłamie

Tu bardziej niż gdzie indziej w Turcji solidarność z Baku skłania do poparcia oficjalnej wersji wydarzeń, które rozegrały się podczas I wojny światowej. Bardziej na Południe w Igdir, metalowy budynek o kształcie przypominającym pocisk osadzony wzdłuż bulwaru Ilham Aliev – prezydenta Azerbejdżan u- jest zarazem pomnikiem i muzeum tureckich ofiar zmasakrowanych przez Ormian. Nowożeńcy przychodzą tu, by zrobić sobie zdjęcie na schodach. Po wyjściu ze szkół tureccy uczniowie odkrywają wizerunki rozszarpanych ciał. Czytając napisy nie dowiedzą się, że te morderstwa miały miejsce po 1915 roku, gdy Ormianie kierowani zemstą, skorzystali z wysunięcia frontu rosyjskiego.

Posterunek graniczny Alican, który zgodnie z porozumieniem ma powrócić do służby, znajduje się 15 kilometrów dalej. “Specjalnie umieściliśmy memoriał w tym miejscu: Ormianie będą zobowiązani przejść przed nim- wyjaśnia Göksel Gülbey, przewodniczący Stowarzyszenia Walki przeciw bezpodstawnym oskarżeniom armeńskim, propagandzie “ludobójstwa dokonanego przez Turków”. Pomnikowi ludzkości w Kars grozi nakaz rozbiórki. Te incydenty dochodzą aż do Ankary. Odtąd to w rządzie będą się toczyć jego losy, a decyzja wskaże drogę, którą Turcja wybierze na zakręcie historii.

Źródło: Le Figaro

http://www.lefigaro.fr/international/2009/10/10/01003-20091010ARTFIG00144-la-difficile-reconciliation-entre-turcs-et-armeniens-.php

Tłum. Anna Pluta

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply