To nie jest list rusofobów!

…ani kaczystów.

Tak, tak, to można powiedzieć na pewno o liścieotwartym pięciorga rosyjskich dysydentów (Aleksandra Bondariewa, Władimira Bukowskiego, Wiktora Fajnberga, Natalii Gorbaniewskiej i Andrieja Iłłarionowa). Nie podejrzewam ich bowiem ani o miłość do Jarosława Kaczyńskiego, ani też o nienawiść do rosyjskiego narodu i państwa. Chyba że i tu wietrzylibyśmy jakiś spisek, który kazał im ukryć właściwe, niecne zamiary. A wypisują rzeczy dziwne. Otóż, na przykład, dają wyraz temu, że trudno im „pozbyć się wrażenia, że dla rządu polskiego zbliżenie z obecnymi władzami rosyjskimi jest ważniejsze, niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych”, albo że ich „polscy przyjaciele wykazują się pewną naiwnością, zapominając, że interesy obecnego kierownictwa na Kremlu i narodów sąsiadujących z Rosją państw nie są zbieżne”. I – co bardzo niezwykłe – uznają, że nie chodzi tu o jakieś drobne pomyłki „polskich przyjaciół”, lecz dają wyraz obawie, że „w podobnej sytuacji niezależność Polski i dzisiaj, i jutro może się okazać poważnie zagrożona”. I wyrażają nadzieję, że „obywatele Polski ceniący swoją wolność potrafią ją obronić. Także przy urnach wyborczych”.

To ostatnie wskazanie jest niemal jednoznaczne i jakby kuriozalne: zdaje się, że rosyjscy dysydenci radzą wprost swoim polskim przyjaciołom, żeby nie głosowali na kandydata obecnej ekipy rządzącej! Rzecz dość niezwykła w liście obywateli jednego państwa do obywateli drugiego państwa. Skąd to zdanie? Ośmielę się zgadnąć, a Szanowni Czytelnicy sami już ocenią, czy mam rację. Sygnatariusze listu „oddają swój głos” niejako PRZECIWKO obecnej ekipie rządzącej Polską dlatego, że nie są pierwszymi obcokrajowcami, którzy (nie posiadając polskich praw obywatelskich) „wzięli udział” w polskich wyborach. Bo pierwsi oddali już swój głos Putin i Miedwiediew. Oni dali głos ZA obecną ekipą rządzącą – tak przynajmniej najwyraźniej sądzi Pięciu Dysydentów. Dysydenci zaś, jako Rosjanie znający działania Kremla od podszewki, czują się w obowiązku przestrzec polskich przyjaciół i przypomnieć, że nie należy popierać ludzi popieranych przez Putina. Czyżbym powiedział za wiele? Może. W takim razie proszę wybaczenie. Ale tymczasem pójdę dalej za ciosem. Naszkicuję sytuację, tak jak mi się od jakiegoś czasu przedstawia, niejako na tle Listu Dysydentów.

Stan wyjątkowy

Polska znalazła się dziś w momencie zwrotnym. Jak dla mnie, czas obecny porównywalny jest chyba tylko do wieczoru 12 grudnia roku 1981 lub sierpnia roku 1939. Odmienne jednak od tamtych momentów jest jedno: większości (?) wydaje się, że nic nadzwyczajnego nie następuje i nie nastąpi. I to jest właśnie najgorsze: jako społeczeństwo jesteśmy (w połowie? w jednej trzeciej? w dwu trzecich?) jakby ślepi i głusi.

W wyborach prezydenckich zmierzy się ze sobą dwu kandydatów, w konsekwencji zaś dwie partie, które obecnie dość dokładnie dzielą społeczeństwo pomiędzy siebie: każda z partii i każdy z kandydatów mają swoich zaciętych zwolenników i przeciwników. To nic nadzwyczajnego, oczywiście. Jednak najgorsze jest to, że wybór dokonywany przez Polaków w tych wyborach nie będzie zapewne wyborem lepszej czy gorszej partii, lepszego czy gorszego kandydata. Tak może wydawałoby się z pozoru. Tymczasem jest raczej tak, jak piszą nasi rosyjscy przyjaciele. W tych wyborach zadecydujemy o tym, czy „obronimy swoja wolność”. Już nawet nie poglądy, nie wizję niepodległej Polski, choć w prezentacjach wyborczych ta właśnie wizja będzie zapewne eksponowana. Mam wrażenie, że tym razem – w dalszej perspektywie – chodzi właśnie o wolność jako taką. Dlatego ten wybór powinien być dokonywany przez Polaków niejako „ponadpartyjnie”. Ale niestety tak nie będzie. Nie pozwalają na to osoby kandydatów. Żaden z nich nie przedstawia sobą czystej „idei niepodległości” czy też „idei niewoli”… Choć wybór jednego z nich wydatnie zwiększa, mym zdaniem, prawdopodobieństwo utraty niezawisłości Państwa Polskiego.

Zużycie retoryki walki

Jeden z kandydatów niewątpliwie nazbyt często używał dotąd pojęć „zdrada”, „zbrodnia” i tak dalej, oceniając poczynania strony przeciwnej. Pomijam, czy miał podstawy do takiej właśnie oceny, stwierdzam tylko, że w swojej działalności zużył tę retorykę, która na wielu, a zwłaszcza na politycznych przeciwnikach, nie robi już wrażenia. Tym bardziej zwolennicy strony przeciwnej i drugiego kandydata, ci zwłaszcza, którzy wyrośli z buntu antykomunistycznego, a nie tak dawno określeni zostali przez znielubianego przez siebie polityka jako ci, którzy „stoją po stronie ZOMO”, doznali trwałego urazu. Rozumiem, że takich rzeczy się nie zapomina i między innymi dlatego na tego polityka za nic w świecie nie zagłosują. Czy zatem na przekór wszystkiemu zagłosują znowu na „swoją partię”?…

Potrzask rosyjski

…Pewnie tak, mimo, że „ich” partia, doszedłszy już do władzy i to do władzy niemal absolutnej, zabrnęła ostatnio w niezwykle nieciekawe układy i stosunki z Kremlem. Wpierw dając się „skusić” Putinowi do osobnej wizyty w Katyniu, z pominięciem śp. Prezydenta, z którym premier był skłócony – potem zaś poprzez uległość wobec rosyjskiego sposobu prowadzenia śledztwa dotyczącego smoleńskiej katastrofy, zwłaszcza zaś za sprawą „krycia” pozytywnym uśmiechem wszelkich poczynań & zaniechań rosyjskich prokuratorów i śledczych. Zauważmy, że tym samym rząd stał się poniekąd „zakładnikiem” działań Kremla – zależny od wiadomości, sączonych do mediów przez stronę rosyjską, tych wiadomości, które niewątpliwie zaważą na stanie opinii publicznej w Polsce w dniu wyborów. Bądźmy pewni, że czeka nas tu jeszcze niejedna medialna „niespodzianka”, przygotowana przez dawnych funkcjonariuszy KGB.

Ponadto przedstawiciele partii rządzącej i jej zwolennicy mówili ostatnio często o „pojednaniu” z Rosją. Milczeli jednak wobec jednocześnie dokonujących się politycznych poczynań Rosji w Europie Wschodniej. Zwolennicy tej partii tłumaczą owo milczenie bardzo prosto: „a co mieli nasi mówić? to wewnętrzne sprawy Ukrainy… Ukraińcy sami wybrali Janukowycza…” A jednak milczenie polskiego rządu nie jest bynajmniej obojętne. Przyjęło w gruncie rzeczy postać „milczącej aprobaty” i praktycznego odstąpienia od „linii Giedroycia”. Zwłaszcza, że Rosja wcale nie kryje swoich strategicznych celów, a retoryka wypowiedzi Putina i Miedwiediewa, jaką okraszane jest „odzyskiwanie” Ukrainy, sprawia wrażenie bardzo niepokojącej i coraz ostrzejszej. Niewątpliwie jesteśmy świadkami początku akcji przywracania rosyjskiej strefy wpływów na dawnych terenach Układu Warszawskiego i RWPG. Towarzyszą temu pojawiające się propozycje czy nawet konkretne działania Rosji w Polsce (doprowadzenie do podpisania długoterminowej umowy na dostawy gazu z Rosji, zablokowane, o paradoksie! przez prorosyjską Unię Europejską, działającą w naszym interesie lepiej niż rząd; ewentualna wspólna elektrownia atomowa w Obwodzie Kaliningradzkim; stypendia Gazpromu dla polskich doktorantów, piszących prace o współpracy polsko-rosyjskiej; niespotykana i miła zresztą oferta pomocy dla powodzian, itp itd). Kuriozalnie i niepokojąco brzmią w tym kontekście negatywne opinie rosyjskiej prasy o umieszczeniu wyrzutni „Patriotów” na terytorium Polski – przy czym najbardziej dziwne jest to, że w rosyjskich komentarzach pojawiły się spekulacje, iż Stany Zjednoczone zdecydowały się na zamontowanie wyrzutni, rzekomo w obawie, że po wyborach prezydenckich mogłoby się to okazać już niewykonalne. Czy Kreml aż tak wierzy w obecną ekipę rządzącą? Czy tylko chce, żeby myślano, że wierzy? Albo żeby ona wiedziała, że się w nią wierzy?

Nie wiemy, czy wszystkie z zapowiadanych dopiero zdarzeń maja być owocem jakichś dokonanych już ustaleń pomiędzy polskim rządem a władcami Rosji. O poruszaniu takich tematów podczas rozmów polsko-rosyjskich publicznie nic nie powiedziano. W ogóle nic nie powiedziano – co bardzo niepokoi – o statusie stosunków polsko-rosyjskich, poza ogólnymi słowami o „pojednaniu”. Czy dlatego, że konkretnych tematów nie poruszano w rozmowach z Rosją? Czy właśnie wręcz przeciwnie? Zagadka.

Grecka tragedia

Tak więc wedle mnie ten rząd i jego kandydat poprzez swoje zbliżenie z Rosją utracili wiarygodność. Trzymani na uwięzi uścisków Putina, który już ich „wybrał”, reprezentują opcję skompromitowaną. Ale rozumiem, że łatwo mówić to mnie, który „od samego początku” tej opcji politycznej ani nie ufał, ani też jej nie popierał. Zatem „dmę w swoja dudkę”. No tak. I rozumiem, że zwolennicy tego rządu (dotychczasowi) nie widzą tego tak jak ja, bo po ludzku „swoim typom” ufają, choć fakty – mym zdaniem – mówią dość precyzyjnie, jak sprawy się mają. Problem polega jednak na tym, że idea niepodległości nie stoi dziś ponad podziałami partyjnymi. Przeciwnie: jest zamazana i w podziały partyjne wpisana. Dlatego dla zwolenników rządu oddanie głosu na nieuwikłanego w „rosyjski potrzask” kandydata zdaje się rzeczą absolutnie niemożliwą z licznych innych przyczyn. Ale czy zwolennicy rządu pragną „finlandyzacji” Polski? Nie. Nie dopuszczają po prostu do siebie myśli, że taka „finlandyzacja” nam grozi. Sugestie przeciwników politycznych uważają zaś z góry za polityczne oszołomstwo, zwłaszcza, że, jak wspomniałem, wypowiedzi operujące słowem „zdrada” straciły już u nas na wadze i można je uważać za zwykłą obrazę, a nie za owoc dostrzegania faktów…

Podziękowania ponad podziałami

Dlatego jestem niezwykle wdzięczny, tak prywatnie, Pięciu Dysydentom za ich list. Oni nie reprezentują bowiem ani jednej, ani drugiej, ani trzeciej, ani czwartej polskiej partii. I nie chcą żadnej partii reprezentować Są absolutnie „spoza układu”. Wypowiadają się ponad podziałami. Mam nadzieję, że jest to dla wszystkich jasne.

I dlatego obok pieśni Okudżawy, Wysockiego i Kukina, prozy Bułhakowa i (no, niech będzie) prozy polonofoba Dostojewskiego (nie lubię go, ale genialnym pisarzem był) tudzież powieści i postaci Lwa Tołstoja, ten właśnie List Dysydentów staje się dla mnie jednym z najważniejszych bonusów, jakie polska kultura (w tym kultura polityczna) otrzymuje od kultury Rosyjskiej.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply