Sojusze z księżyca

Francuski filozof Gabriel Bonnot de Mably popierał konfederatów barskich. Po ich klęsce i po pierwszym rozbiorze przybył do Polski z wizytą… i mu przeszło.

Usłyszał bowiem od pewnego byłego polskiego ministra, z którym zaznajomił się na pewnym bankiecie w Krakowie – że Polacy w niczym nie zawinili swojej klęsce. Jeśli konfederacja upadła, jeśli nastąpił rozbiór… wszystkiemu winna Europa, bo nam nie pomogła. Zawinili sojusznicy. “Ich błędy nie są naszymi błędami; cierpimy z ich powodu, ale nie jesteśmy za nie odpowiedzialni”.

Skąd my to znamy? Czyż nie było tak zawsze? Zawsześmy szli pod rękę nie z tymi, co należało i Oni nas zdradzali. Niekiedy i gdzieniegdzie (a zwłaszcza w peerelowskich podręcznikach) opatrywano to zdanie uwagą, że nie należało szukać sojuszów na księżycu.

No bo policzmy. Łokietek sprzymierzył się z Krzyżakami, żeby bronić Gdańska i Pomorza przed najazdem Brandenburczyków. Efekt? Krzyżacy zdradzili, zajmując Gdańsk i Pomorze, po czym trzymali je, dranie, przez sto pięćdziesiąt pięć lat, a jeszcze mało co podzieliliby Polskę pomiędzy siebie, Brandenburczyków i Czechów. Władysław Warneńczyk sprzymierzył się przeciwko Turkom z Wenecjanami – i co? Wenecjanie skrewili, a Warneńczyk dał głowę pod Warną. Sobieski pomógł Austriakom i uratował Wiedeń – i co? Nie dostaliśmy za to nic, a jeszcze wzmocniliśmy wroga, który nas potem schrupał. Podczas Sejmu Wielkiego krzyczano, że trzeba zawrzeć sojusz z Prusami, przeciw Rosji oczywiście – i co? Dwa lata później Prusy wzięły udział w obu ostatnich rozbiorach.

Na koniec przykład może najbardziej spektakularny. Konfederaci barscy, walczący w obronie Wiary i Wolności, postanowili znaleźć skutecznego sojusznika przeciwko Rosjanom. Prusy i Austria wydawały się przychylne, ale nie chciały wojny z carycą. Więc w przystępie niezrozumiałego szaleństwa konfederaci rzucili się w objęcia Turcji. Co? jak? Turcji? Tego głównego wroga Rzeczypospolitej? Kupa śmiechu. Oświeceni kpili z naiwnych, a pobożnych barzan, że ich

…intencyja czysta:

Chcą do Polski Turka zwabić

Na obronę Jezu Krysta!

Ale stop! Zapędziłem się. Tym razem, choć konfederaci byli – jeśli chodzi o massę swą – wątpliwej waleczności i wątpliwego politycznego rozumu, sojusz wypalił. Turcy uderzyli na Rosję. Co prawda Rosja natychmiast pobiła ich na głowę, ale właśnie dzięki tureckiej ofensywie, jakże nieudolnie prowadzonej, nasi konfederaci mogli odetchnąć swobodniej i zająć parę miast, z których armia carska musiała wymaszerować, aby powstrzymać uderzenie sułtana. I gdybyśmy się wtedy sprężyli… Tobyśmy Rosjan z kretesem pobili, bo ich w Polsce zostało mało. Aleśmy się nie sprężyli.

Płynie stąd znana nauka, że Historia jako nauczycielka życia nigdy nikogo i niczego nie nauczyła i nie nauczy, jeśli temu komuś braknie rozumu. A poza tym jeszcze nauka druga. Otóż staropolanie bardzo słusznie powiadali, że “równemu z równym ożenienie najlepsze”. Sojusz pomiędzy mocarzem a słabeuszem, lisem a głuptakiem rzadko kiedy się sprawdza. Co innego porozumienie dwu słabeuszów, albo dwu głupców. Proszę zauważyć, że za konfederacji barskiej Turcja była akurat, jak i my, mocarstwem zaprzeszłym i niezbyt mądrze rządzonym, zaś wojna z Rosją było to coś, czego sułtan powinien się był wystrzegać przede wszystkim.

A poza tym zapomniałem przytoczyć sojuszów, o których nie pamiętamy, bo wypaliły dobrze, ale ostateczny sukces przypisujemy teraz tylko sobie. No bo wtedy tośmy jeszcze byli mocarstwem pełną gębą. Pominąłem też takie sojusze, w których to my zdradziliśmy – bośmy byli tą silniejszą stroną, poświęcającą słabeuszy, którzy wieszali się u polskiej klamki na przekór innym potęgom.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply