Soczewka świętości

Na początek świat katolicki Wielkiego Postu i wiejskiej świątyni na Kresach, ustami ich piewcy, nowogródczanina, Władysława Syrokomli:

Kościół ubogi, – w ołtarzu po prostu
W ciemnych ołtarzach cztery żółte świeczki,
I stary obraz wiejskiego pokostu,
Na którym Chrystus pasie swe owieczki.
We dwóch ołtarzach na prawo i lewo,
Jest Matka Boska i Święty Antoni;
Anioł uklęka przed Najświętszą Dziewą,
A patron święty ma liliję w dłoni.
Twarz jego jasna, ale wzrok poddańczy,
Na szorstkich rękach małe dziecię niańczy.
Tuż przy ambonie dwa konfesyonały,
Przy nich się mary śmiertelne stanowi.
I w czarnych ramach obraz wypłowiały,
Na którym Zbawca wręcza klucz Piotrowi.
Cztery chorągwie, a każda podarta,
U skromnych ławek utkwione na boku:
Tam święty Michał pokonywa czarta,
Tam święty Jerzy pastwi się na smoku,
Wojciech odbiera palmę z rąk Anioła
I śmierć do tańca wszystkie stany woła.

Tu –

Każdy przyszedł z wielką tajemnicą
Swe całoroczne i błędy, i bole
Wyznać u kratek do ucha plebana,
A w łzach, gdy ciężka zasklepi się rana,
Spożyć Chleb życia przy Chrystusa stole – (…)
Lecz byle dobrej nie zabrakło chęci,
Łza i Chleb Życia są zawżdy dla rzeszy;
Gorzej tym, których kapłan nie rozgrzeszy,
Co od Bożego Stołu odepchnięci (…)

Gorzej też tym, którzy sami Boży Stół odepchną i zbezczeszczą; gorzej tym, którzy wtargną w ten świat za przykładem owych: czarta i smoka ze świętych obrazów – by z tym świętym światem skończyć raz na zawsze. Oczywiście – bolszewicy. Ci wgalopowali na polskie, pańskie Kresy w tym właśnie celu. Wespół z nimi – Izaak Babel, a z Bablem jego ołówek i papiery ukryte za pazuchą albo w torbie wiszącej u siodła. Babel jako bolszewik – moralnie nam wątpliwy i umysłowo obcy; jako inteligent – bliski, bo docenia świat, który zginąć miał za jego sprawą; i wreszcie, Babel jako pisarz – to źródło niezastąpione, źródło refleksji z pogranicza dwu obcych światów. Widzi rozstrzeliwanie jeńców – nie popiera – nie protestuje – zapisuje. Widzi polskie, katolickie dwory, plebanie, kościoły – podziwia – widzi jak je palą – zapisuje. W Beresteczku „plebania zabytkowa, ogromna, ciemne obrazy, zdjęcia ze zjazdu prałatów w Żytomierzu… cudowny portret Sienkiewicza… oto ekstrakt tego narodu”. Z Bablem i rzeszą Konarmii idą bluźnierstwo i świętokradztwo. W jednym z kościołów Babel widzi, jak konarmiejcy biją kościelnego, żeby oddał kościelne srebra: pewnie relikwiarze, monstrancje. Kościelny drży jak w febrze, nie wolno mu dotykać, otwierać tabernakulum, nie ma prawa, nie jest kapłanem – co za zabobon! Ale też co za poczucie tej Innej Rzeczywistości, innej niż jego, Bablowa, bezbożna, bolszewicka. Ta rzeczywistość Babla fascynuje. Hostia święta jest dlań pewnie równie niezwykła co czysta koloratka „rzymskiego” księdza i zapach wody kolońskiej w mieszkaniu plebana, tak różne od estetyki brodatych popów. Pisze o nich tak jakby tęsknie, zanurzony w smrodzie bolszewickiej hołoty.

Na drugim krańcu odradzającej się Polski ludzie wiedzą o nadchodzącej nawale. Nigdy jej nie ujrzą. A jednak – rzecz niesamowita – forpoczty szeregów szatańskich sięgają i tam. Bez jednego bolszewika, bez Babla owładają umysłami zbrodniarzy i szaleńców. W małym, wiejskim kościółku w Kicinie pod Poznaniem – tym samym, którego tytularnym proboszczem trzy i pół stulecia wcześniej był Jan Kochanowski – nieznany sprawca wyważa okno, wpada do wnętrza, zagarnia naczynia liturgiczne, zbezczeszczone Ciało Pańskie rozrzuca po deskach podłogi. Przypadek? Jeśli przypadek, to nie jeden, ale dwa. A to już seria. Pochylam się nad kroniką parafialną kicińskiego kościoła. Jest rok 1981, marzec. Tak zwany kryzys Bydgoski. Stan wojenny gotów do wprowadzenia o czym dziś dopiero wiemy – ale skutkiem splotu okoliczności przesunięty o pół roku. Znów jednak nastroje szatańskie i obłędne – pamiętam je. I znów ktoś – tym razem wiemy, że człowiek chory psychicznie, może opętany? – wdziera się do świątyni w Kicinie, po części pożera Pańskie Ciało nieczystymi ustami, po części rozsypuje… a zgruchotane święte naczynia rzuca nad pobliskim stawem.

Nie ma przypadków. Czyż myślę fałszywie? Kto wie? Ależ myślę o tych licznych oskarżeniach, które kierowano kiedyś ku Żydom, kacerzom, niewiernym, protestantom – o bezczeszczenie Konsekrowanych Hostii. O wykradanie, kłucie nożami, palenie. W oskarżeniach było często szaleństwo, niekiedy wybitnie zła wola, tak, niewątpliwie, jestem o tym przekonany. Ale czy zawsze? Tabernakulum, przy którym płonie wieczna lampka, ogniskuje w sobie ludzkie myśli i uczucia. Ogniskuje Miłość – ale i Nienawiść, ze strony tego, co jest złe, bluźniercze. Jeśli bezczeszczenie Hostii bywa mitem – to takim, który się nieustannie urzeczywistnia. Także w Nas, brudnych i spożywających Ciało Pańskie nieczystymi ustami, ale i Tych, którzy targnęli się na świętość Pańską ludzkimi rękoma. Wielu takich było, nie o wszystkich wiemy. Mniej wiemy niż się nam wydaje.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – –

W załączeniu: pieśń JK „O najświętszym Sakramencie”, dedykowana serdecznie ks. Marcinowi Węcławskiemu, proboszczowi poznańskiej Wildy – z płyty im książki JK „Podróż do dwunastu drewnianych kościółków”, Murowana Goślina 2008. Gra Klub Świętego Ludwika, aranżacja Tomasz Dobrzański

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply