Sarmata średniowieczny

Wyobrażamy sobie naszych Sarmatów jako ludzi baroku.

Tak. Ale przecież Sarmacja poczęła się przed barokiem – jakoś za starego Zygmunta – a trwanie miała długie, zaś przeciętny Sarmata odczuwał ścisłą łączność z wiekami średnimi. Wprawdzie za starego, a zwłaszcza młodszego Zygmunta zmieniło się bardzo wiele – odtąd któż pamiętał o wcześniejszych poetach, gdy miał Kochanowskiego i Reja? – ale średniowieczne trwało. No bo tak: Sarmata wchodził do fary w pobliskim mieście, w której, owszem, stały już nowe-barokowe ołtarze i nagrobki, ale przeważnie nie były w stanie przesłonić gotyckich ścian i sklepień, niekiedy tylko obtaczanych mazią barocznych tynków i stiuków. Poza tym Sarmata czuł się sam poniekąd idealnie średniowieczny, bo podgolony – a on sądził przecie, że Polacy podgalali się już za Piasta. Podczas Mszy Świętej patrzył na gotycką Madonnę z Dzieciątkiem – figurę albo obraz – którą właśnie włożono w nowożytną oprawę, dziwnie pasującą do średniowiecznej snycerki. Patrząc, śpiewał:

O Gospodze Uwielbiona,

Nad niebiosa wywyższona,

Twórcęś swego porodziła,

Mlekiemeś go swym karmiła.

– i choć nie zawsze chyba wiedział, że jest to średniowieczny hymn “O gloriosa Domina” w polskim przekładzie, to jednak żył mitem pradawności polskiego nabożeństwa do Matki Bożej. I mitem tego, że od księcia Mieszka począwszy (tu Kochowski za Bielskim):

…bierze się gorliwie za głowicę miecza Polak przy czytaniu Ewangelijej: aby świadczył, że umierać dla wiary gotów, którą nad zdrowie kocha.

Kiedy zaś wrócił z miasta na swoja wieś i zabierał się do budowania “własnego” kościoła – angażował cieślę, który znał niemal te same sposoby budowania drewnianych kościołów, co w wieku XIV. Dziś, bez odpowiednich badań, często nie sposób odróżnić ściany z drewnianych bali wzniesionej za króla Ludwika Węgierskiego i tej, skonstruowanej za Zygmunta Wazy. Dopiero ostatnio dendrochronolodzy poczęli czynić małą rewolucje i przedatowywać kolejne kościółki. Dając takiemu kościółkowi pieniądze, Sarmata kazał namalować na portalu albo na chórze, albo na ołtarzu wyrzezać – swój herb. Niewątpliwie średniowieczny, o czym wiedział. Bo pamiętał, że jego legenda herbowa o średniowieczu opowiada. Wprawdzie historycy kłapali potem paszczami, że legendy to mity – ale teraz okazuje się, że niekoniecznie. I że czasem łączą się z jakim średniowiecznym faktem rzeczywiście, a czasem są przerobionymi przez usta kolejnych pokoleń, średniowiecznymi romansami. Nic też dziwnego, że każdy Sarmata marzył (przynajmniej do początku wieku XVII, ale i potem też często) o nagrobku z własna figura zakuta w pancerz, niekiedy taki bardzo średniowieczny – rycerski. Wszak stan rycerski od średniowiecznego rycerstwa się wywodzi. Tak jak tańce śmierci, które tuz obok nagrobka mogły być zawieszone. Narodziły się one na średniowiecznym Zachodzie wprawdzie, ale do Sarmacji zawitały dopiero kilkaset lat później.

Kiedy już Sarmata powrócił ze swoich kościołów do domu – siadał na ławie albo spoczywał w łożu, ale i tu od średniowiecza uciec nie mógł. Jego magnifika kazała sobie czytać romans, a jakże, z francuskiego czy włoskiego “w polski przemieniony ubiór”. Ileż tu się rzeczy działo. Królewicz kochał Królewnę, która mieszkała w zaczarowanym zamku. Królewicz dociera tam przypadkiem, i –

Myśli: co są za takie przy tym zamku dziwy

I kto go tu zbudował, we przodku pustyni;

Co tu tak szumny pałac nad myśl ludzką czyni?

Ludzi w nim – widzę – niemasz, obicia kosztowne,

Z ciosanego marmuru odrzwi polerowne.

Ten zamek – jak i cała fabuła – przywędrowała do Polski ze średniowiecznej literatury francuskiej, dokładnie z “materii bretońskiej” dojrzałego średniowiecza. Te banialuki (mówimy o tej właśnie opowieści o Banialuce) sprawiły, że szlachcic odczuł potrzebę bardziej męskiej literatury. I zaraz poprosił lutnistę, kobzistę, wędrownego dziada albo samego siebie – o odśpiewanie “Pieśni o pruskiej porażce, która się stała za króla Jagiełła Władysława, roku 1410 napisanej”. Można było z kwadrans do pół godziny posłuchać – ostatecznie miało toto pięćdziesiąt zwrotek bez mała. A jak nie było czasu na całość, to choćby na fragment o pojedynku króla z Dypoldem von Köckeritz:

Chełmieńskie wojsko zostało,

Chorągiew szesnaście miało,

Wtym mistrz z krzyżowniki jął stronić,

Chcąc Polaków w sak nagonić.

Król tam stał blisko w obronie

Chciał bieżeć tam k’tej tam stronie,

Tak iż go ledwie strzymali

Ci, którzy mu wiarę dali.

A wtym jakiś rycerz zbrojny

Chciał skosztować z Królem wojny,

Ale się mu nie powiodła,

Bo wnet zaraz wypadł z siodła.

Chciał króla drzewem dojachać,

A Król go też nie chciał zaniechać,

Oleśnicki weń zawadził,

Bo go mężnie z konia zsadzieł.

Hełm mu dobył, został goło,

A Król go ugodził w czoło,

Ci, co Króla pilni byli,

Tam go do końca dobili.

Oczywiście, że ta pieśń nie powstała w XV stuleciu, tylko w następnym, za to jednak miała średniowieczną udawać. I to udawanie udało się anonimowemu, sarmackiemu poecie. Włożył w usta Polaków utwór, który natychmiast wzięty został za starodawny. I zresztą bodaj, że tę właśnie pieśń można by uznać za metaforę sarmackiego trwania w średniowieczu. Bo choć napisana w wieku XVI, w średniowieczu jest ponurzona; dobiera stare słowa i reprodukuje dwie średniowieczne kroniki, wciąż jeszcze w sarmacji żywe. A poza tym jej nieprawdziwa średniowieczność jest bardziej prawdziwa, niż pięknoduchowskie, sentymentalne czy bibliofilskie, pseudo-średniowieczne twory z początku nowoczesności. Wszak za Sarmacji każdy husarz miał za zadanie przeciwnika “drzewem [=kopią] dojachać”.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – –

W załączeniu:

Odnośny fragment “Pieśni o pruskiej porażce” (pojedynek króla Jagiełły z Dypoldem von Köckeritz) z nowej płyty Jacka Kowalskiego i Klubu Świętego Ludwika “Wojna i miłość”, której premiera odbędzie się 27 VI tego roku – za niecałe dwa tygodnie.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply