Rosyjska ofensywa w przestrzeni postsowieckiej

Istnieje bardzo niewiele krajów, które są w tak trudnej sytuacji jak Armenia – państwo nie ma dostępu do morza, relacje dyplomatyczne z sąsiednim Azerbejdżanem i Turcją praktycznie nie istnieją, a międzynarodowe sankcje nałożone na Iran komplikują dodatkowo sytuację.

Prezydenta Armenii – Serża Sarkisjana – wezwano „na dywanik”, i to nie na byle jaki, ale na kremlowski, aż do samego prezydenta Rosji – Władimira Putina. Jak podaje armeńska prasa, niedawno kremlowska służba prasowa wydała oświadczenie, które brzmi: 8 sierpnia Władimir Putin spotka się w Moskwie z prezydentem Armenii Serżem Sarkisjanem, który złoży w Rosji roboczą wizytę. Podczas spotkania przywódcy zamierzają omówić najważniejsze kwestie dwustronnej współpracy w sferze politycznej, humanitarnej, handlowej i gospodarczej. Ponadto podczas wizyty Sarkisjana ma być poruszona również kwestia współpracy między Rosją i Armenią w ramach euroazjatyckich procesów integracyjnych, zwłaszcza w strukturach takich jak WNP (Wspólnota Niepodległych Państw) i OUBZ (Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym). Prezydenci chcą również przedyskutować sprawy na temat bieżących zagadnień z agendy międzynarodowej i regionalnej, w tym także sytuacji na Kaukazie. Jak podaje portal internetowy „168.am”, w rzeczywistości Władimir Putin zaprosił Serża Sarkisjana do Moskwy w celu ostatecznego wyjaśnienia pozycji członkostwa Armenii w Euroazjatyckiej Wspólnocie Gospodarczej (EaWG). Według tego samego źródła, Putina drażni wymijające stanowisko Armenii w tej sprawie, dlatego też oczekuje zdecydowanej odpowiedzi ze strony Serża Sarkisjana. Korespondenci z armeńskiego źródła informacyjnego „1in.am” próbowali dowiedzieć się w biurze prezydenta Armenii, czy rzeczywiście planuje się wizytę Sarkisjana w Moskwie. Serwis prasowy prezydenta doradził im zwrócić się do rzecznika prasowego Armenii – Arzumanyana, który obecnie jest na urlopie. Jednak telefonu w mieszkaniu Arzumanyana nikt nie odbiera, a telefon komórkowy był niedostępny. Serwis prasowy prezydenta Rosji nie zaprzeczył informacji o wizycie, ale również jej nie potwierdził. „Jeżeli wasz prezydent zamierza odwiedzić jakiś kraj, informacje na ten temat są na pewno zamieszczane na jego oficjalnej stronie internetowej. Proszę śledzić oficjalną stronę prezydenta: tylko to możemy wam doradzić” – ogłosił serwis prasowy Kremla. Niemniej jednak armeńscy dziennikarze próbowali wyjaśnić, czy rzeczywiście doszło do porozumienia w sprawie wizyty. „W chwili obecnej nie jesteśmy w stanie wam pomóc”- usłyszano odpowiedź z serwisu prasowego prezydenta Rosji.

W rzeczywistości Serż Sarkisjan znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony, nadchodzące wybory prezydenckie wymagają od niego jak najbardziej przyjaznych stosunków z rosyjskim prezydentem. Sarkisjan doskonale zdaje sobie sprawę, że Putin trzyma ster w ręku i może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w Armenii. Z drugiej strony, istnieją wewnętrzne interesy narodowe, które niewątpliwie mają duże znaczenie dla pozycji prezydenta. Interesy te wymagają integracji Armenii w euroatlantyckiej przestrzeni.

Ponadto należy zauważyć, że Putin trzyma w ręku bardzo mocne karty. Po pierwsze, może on wykorzystać wpływy ekonomiczne, o czym napominały komunikaty prasowe Kremla. W celu pokrycia bieżących kosztów Armenia bardzo pilnie potrzebuje pomocy finansowej lub pożyczki w wysokości co najmniej jednego miliarda dolarów. Jednak UE zawiesiła przydział pomocy dla Armenii w wysokości 1,5 miliarda dolarów do czasu wyborów prezydenckich.

Według potwierdzonych źródeł dyplomatycznych w Ankarze, w przypadku uregulowania konfliktu karabaskiego UE jest gotowa udzielić takiej pomocy na zasadzie sytuacji awaryjnej. W takiej sytuacji Unia Europejska nie zamierza czekać na wyniki wyborów prezydenckich. Te same źródła dyplomatyczne potwierdzają, że w przypadku rzeczywistego postępu w rozwiązaniu armeńsko-azerbejdżańskiego konfliktu o Górski Karabach, USA są również gotowe udzielić nadzwyczajnej pomocy finansowej dla Armenii.

Jednak dla Serża Sarkisjana poważne ustępstwa w kwestii karabaskiej w przededniu wyborów prezydenckich oznaczają śmiertelne niebezpieczeństwo. Chociaż Erewań zdaje sobie doskonale sprawę, że bez integracji z Azerbejdżanem, Gruzją i Turcją Armenia nie ma przyszłości.

Według informacji „1in.am”, powołującego się na serwis prasowy rządu Armenii, premier Tigran Sarkisjan spotkał się z uczestnikami forum studenckiego „Luis” i wygłosił wykład na temat “ormiańskiego świata”. Premier poruszył temat zachodzących zmian w świecie i pod tym kątem rozpatrzył trendy w rozwoju Armenii oraz w regionalnych procesach. Powiedział również, że obecnie istnieje bardzo niewiele krajów, które są w tak trudnej sytuacji jak Armenia – państwo nie ma dostępu do morza, relacje dyplomatyczne z sąsiednim Azerbejdżanem i Turcją praktycznie nie istnieją, a międzynarodowe sankcje nałożone na Iran komplikują dodatkowo sytuację. „Jest oczywiste, że taki stan rzeczy stwarza dla gospodarki Armenii trudne warunki, zwiększa ryzyko polityczne, i tak dalej. Oznacza to, że podczas dyskusji na temat naszego modelu gospodarczego musimy wziąć pod uwagę te obiektywne tendencje “– powiedział Tigran Sarkisjan. Premier stwierdził, że jednym ze sposobów na rozwój Armenii jest integracja i rozszerzenie rynków: kraj powinien wykorzystać wszystkie swoje możliwości, aby zmaksymalizować integrację z Gruzją, Azerbejdżanem, Turcją i Iranem. „Jednak biorąc pod uwagę, że normalizacja stosunków z Azerbejdżanem i Turcją jest bardzo trudnym zadaniem, musimy położyć nacisk na wewnętrzne zasoby i w lepszy sposób zorganizować potencjał „ormiańskiego świata” – podkreślił premier.

W rzeczywistości Sarkisjan, który określa siebie jako konsekwentnego zwolennika integracji europejskiej, przyznał, że w najbliższym czasie Armenia może liczyć wyłącznie na środki z „ormiańskiego świata “.

Po drugie, Rosja może przykręcić „gazowy kurek”. Moskwa planuje podwyższyć cenę gazu dostarczanego do Armenii z obecnych 180 dolarów na 300-320 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Ogólnie rzecz biorąc, na chwilę obecną armeński konsument płaci za tysiąc metrów sześciennych gazu 360 dolarów. Oznacza to, że rząd mógłby nie dopuścić do poważnego wzrostu cen gazu dla obywateli kraju. Wtedy jednak należałoby zmniejszyć wydatki budżetu państwa, gdyż dochody ze sprzedaży gazu konsumentom znacznie się zmniejszą. Jednak cięcia budżetowe tuż przed wyborami prezydenckimi są niedopuszczalnym posunięciem.

Po trzecie, w celu osiągnięcia pożądanego rezultatu w rozmowach z Sarkisjanem Putin najprawdopodobniej wykorzysta temat związany z Górskim Karabachem. Według „IA Regnum”, 31 lipca, udzielając informacji uczestnikom forum „Seliger-2012″ na temat oficjalnego stanowiska Rosji wobec tzw „Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej”, prezydent Rosji Władimir Putin powiedział: tylko sam naród naddniestrzański, osoby mieszkające w regionie Naddniestrza mogą określić swoje własne przeznaczenie, a społeczność międzynarodowa, w tym Rosja, uszanuje ten wybór”. Nie padło ani jedno słowo o konieczności przestrzegania prawa międzynarodowego i spójności terytorialnej Mołdawii. Ogólnie rzecz biorąc, Putin wśród rosnącej geopolitycznej konfrontacji zaczyna grać w otwarte karty i w miarę możliwości wywierać duży nacisk zarówno na partnerów jak i na potencjalnych przeciwników. Wszak Putin może w podobny sposób wyrazić się na temat „wyboru ludu regionu karabaskiego”. W takiej sytuacji twierdzenie, że podobne stanowisko nie odpowiada statusu Rosji jako mediatora byłoby oznaką naiwności. Rosja oficjalnie działała jako mediator w rozwiązywaniu konfliktu w Gruzji, w takiej też roli występuje w Mołdawii.

Tym bardziej, że Azerbejdżanu w żaden sposób nie można przekonać do potrzeby uczestnictwa w Unii Euroazjatyckiej Putina. Trudno nazwać przypadkiem fakt, że dokładnie na ten temat wypowiedział się ostatnio prorządowy politolog Mubariz Ahmedoglu, który jeszcze niedawno głosił możliwość rozwiązania konfliktu karabaskiego przy wsparciu Moskwy. Rosja dąży do wzmocnienia procesów integracji w krajach WNP. Tak stwierdził, jak podaje SalamNews, szef Centrum Politycznych Innowacji i Technologii Mubariz Ahmedoglu.

Według niego przewodniczący Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej – Siergiej Naryszkin – czyni wysiłki w kwestii przystąpienia poszczególnych krajów do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. „Skoro Rosja w ciągu 20 lat niczego nie zrobiła, aby wzmocnić WNP, dzisiaj stworzenie jednego państwa jest niemożliwe. W tym czasie powstawały subregionalne organizacje: Związek Ukraińsko-Rosyjski, Wspólna Przestrzeń Gospodarcza, Euroazjatycka Unia Gospodarcza, Unia Celna. Wszystkie te projekty były inicjatywą Rosji”- powiedział politolog.

„Rosja koncentrowała się tylko na krajach WNP próbując przeciągnąć je na swoją stronę. Przez 20 lat Rosja zajmowała się wzmacnianiem procesów integracyjnych. Jednak dziś nie da się połączyć wszystkich obszarów WNP. W WNP znajdują się kraje, które nie były w stanie zdobyć niezależności. To one mogą stać się częścią Rosji. Tak może się zdarzyć w przypadku Armenii. Oprócz tego istnieją państwa, które mają poczucie własnej godności i nie zamierzają tracić swojej niezależności. Jeśli chodzi o Azerbejdżan, przystąpienie do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej jest Republice nie na rękę. Republika nie może działać wbrew swoim interesom. Nie należy zapominać o polityce Rosji w stosunku do Azerbejdżanu w przeciągu ostatniego stulecia “- powiedział politolog.

Z kolei w wywiadzie dla „1news.az” prezes Centrum Informacji Politycznej – wybitny rosyjski politolog Aleksiej Muchin – zauważa, że ogólnie stosunki między Azerbejdżanem i Rosją przeżywają obecnie zastój: powolne rozmowy na temat stacji radarowej w Gabali w żaden sposób nie ożywią ponurej atmosfery. „Faktem jest, że moim zdaniem strona rosyjska zbyt wyraźnie pokazuje swoje proarmeńskie stanowisko, które zniechęciło Baku” – mówi politolog.

Według niego Rosja stara się za wszelką cenę pozostać na stacji radarowej w Gabali, ponieważ daje to efekt „strategicznej obecności”. Jednak płacić gigantycznych sum za swoją obecność strona rosyjska nie zamierza.

W tym przypadku, według Muchina, im dłużej trwać będzie „zamrożony” konflikt o Górski Karabach, tym lepiej dla wszystkich: „jego „rozmrażanie” w jakiejkolwiek formie ożywi „demona” w relacjach azerbejdżańsko-armeńskich, którego uwalnianie byłoby bardzo nieroztropne”.

Politolog zauważa z ubolewaniem, że Moskwa chwilowo przestała odgrywać aktywną rolę w rozwiązaniu konfliktu – po części dlatego, że Stany Zjednoczone nasiliły swoją działalność, a po części z powodu wyborów prezydenckich w 2012 roku. Jednak jego zdaniem Moskwa ma zamiar z powrotem przejąć pałeczkę. Tak więc nawet w zamian za euroazjatycką orientację Rosja nie zamierza stać się bardziej „proazerbejżańska”, przynajmniej w sprawie konfliktu karabaskiego. W zamian za wybór eurazjatycki, a dokładniej mówiąc w zamian za rezygnację z własnych interesów narodowych, w najlepszym wypadku zostanie zachowany obecny status quo.

Sarkisjan jest najwyraźniej szantażowany poprzez stworzone przez Putina warunki polityczne, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne, w wyniku czego zmiana władzy w Armenii będzie nieunikniona. Tym bardziej, że Putin ma silny atut w osobie byłego prezydenta Roberta Koczariana, który jest zwolennikiem integracji Armenii z Unią Euroazjatycką. Najprawdopodobniej, jeśli Sarkisjan oficjalnie odmówi uczestnictwa w putinowskim projekcie integracji, w przeddzień wyborów prezydenckich w Armenii powstaną napięte stosunki społeczne, a w konsekwencji głównym konkurentem urzędującego prezydenta stanie się R. Koczarian. Przynajmniej partia „Prosperująca Armenia”, na czele z oligarchą Gagikiem Tsarukjanem, która według wyników wyborów parlamentarnych stała się drugą siłą polityczną w Armenii, oraz Armeńska Federacja Rewolucyjna “Dashnaktsutiun” otwarcie deklarują gotowość do wspierania kandydatury Roberta Koczariana.

Być może Sarkisjan będzie starał się grać na zwłokę, to znaczy odczekać z decyzją do wyborów prezydenckich. W tym przypadku, jak sugerują niektórzy armeńscy politolodzy, Rosja zapewni Sarkisjanowi „pyrrusowe zwycięstwo”. Naturalnie w takim układzie Koczarian, który jest uważany za „człowieka Putina”, nie będzie uczestniczyć w wyborach prezydenckich. Z bardzo prostego powodu – rezygnacja Koczariana z wyborów będzie głównym warunkiem stawianym przez Sarkisjana.

Jednak według armeńskich polityków Putin nie darzy szczególnym zaufaniem Sarkisjana. Dlatego też w przypadku „opóźnienia” Putin jest zainteresowany stworzeniem środowiska, które po wyborach przypominałoby sytuację, jaka panowała w Armenii po wyborach prezydenckich w 1996 roku – słaby prezydent z silnym prorosyjskim premierem, którego urząd, tak jak pod koniec lat 90-tych, objąłby oczywiście Koczarian. Mówiąc najprościej – jeśli Sarkisjan będzie próbował „rzucić” Putina, może on podzielić los Ter-Petrosjana.

Po czwarte, należy wziąć pod uwagę również fakt, że procesy geopolityczne w regionie zmuszają Sarkisjana do przyspieszenia swojej decyzji, a Putina do szybkiego ustalenia wiarygodnych sojuszników. Muchin w powyższym wywiadzie z ubolewaniem przyznaje, że usunięcie od władzy Baszar al-Assada (oczywiście prędzej czy później taka sytuacja nastąpi) nie zatrzyma obecnych procesów w Syrii: Syrię czeka trudny okres wojny domowej i wzrost wpływów na wewnętrzną sytuację kraju ze strony Arabii Saudyjskiej. Jednocześnie jego zdaniem sytuacja w Syrii jest ściśle związana z sytuacją wokół Iranu. „Rzecz ta wydaje się być oczywista, ale przypomina to zasadę „dwóch kroków”: robiąc pierwszy można zrobić następny, albo można z niego zrezygnować. Presja na Iran będzie coraz większa aż do momentu, kiedy stanie się jasne, że irańscy naukowcy opracowali broń nuklearną, a wojskowi otrzymali ją w celu uzbrojenia”- mówi rosyjski politolog.

Ekspert uważa również, że do końca roku Izrael, obawiając się o swój los, może nie posłuchać się wojego partnera i „starszego brata” – Stanów Zjednoczonych – i dokonać bombardowań na Iran: „niestety nie uchroni to Izrael przed zniszczeniem przez Iran, w najlepszym razie – częściowym. Co ciekawe, na skutek sytuacji wokół Iranu i Syrii gospodarczymi i politycznymi beneficjentami w każdym przypadku będą Rosja i Azerbejdżan – ale tylko, jeśli nie wezmą udziału w akcji militarnej po którejś ze stron”

Iran przygotowuje się do wojny

Tymczasem – jak podaje „Turan”– wiadomo, że 27 lipca, przed piątkową modlitwą, najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei odbył spotkanie z kierownictwem wojskowym wyższego szczebla. Była to według jego słów „ostatnia rada wojenna”. „Za kilka tygodni będziemy w stanie wojny”- powiedział do zebranych. Informuje o tym portal DEBKAfile, powołując się na irańskie i wywiadowcze źródła.

W spotkaniu wzięli udział: minister obrony – generał Ahmad Wahidi, doradca wojskowy Chamenego – generał Yahya Rahim Safavi, dowódca sił zbrojnych – generał-major Sayyed Hassan Firuzabadi, dowódca Islamskiej Gwardii Republikańsiej – generał Mohammad Ali Jafari, dowódca „Brygad Al-Quds” – generał Qassem Soleimani.

W spotkaniu uczestniczyli także dowódcy sił powietrznych, marynarki wojennej i wojsk lądowych Islamskiej Republiki. Każdy z uczestników rady poinformował o gotowości swojego resortu lub sektora i o nadzwyczajnych zadaniach, które przed nimi stoją.

Tzw. grupy odwetu w zeszłym roku regularnie odbywały ćwiczenia i nie zważając na to, że wszyscy dowódcy optymistycznie meldowali, że stawią opór przeciwnikowi z całą bojową i ludzką gotowością, Chamenei nakazał wdrożyć największy w historii Iranu projekt budowy umocnień w celu ochrony krajowego programu nuklearnego nawet przed najpotężniejszą bronią – wielotonowymi bombami przeciwbunkrowymi, które znajdują się w arsenale USA.

W rezultacie ogromne płyty z kamienia, które zostały przywiezione z daleka, okrążyły kluczowe obiekty jądrowe, następnie wylano na to wszystko tony betonu, a na końcu pokryto stalą.

W tym czasie, w piątek 27 lipca, Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zaprezentowały swoje nowe ogromne bomby penetrujące. Każda bomba penetrująca o dużej mocy (MOP) waży 15 ton i jest w stanie wniknąć na głębokość prawie 20 metrów, przebijając pale żelbetowe.

Jako broń odwetową Rada Wojenna Iranu wystawiła specjalne baterie mające za zadanie odparcie potencjalnych amerykańskich i/lub izraelskich ataków na obiekty jądrowe Islamskiej Republiki. A tak przy okazji, spotkanie zaczęło się od komunikatu o rozpoczęciu wzbogacania uranu do 60%, to znaczy do stanu bliskiego do użycia w zbrojeniach.

Przetestowane wcześniej pociski balistyczne „Shehab-3″ są pilnie przygotowywane do ataków na Izrael, Arabię Saudyjską i amerykańskie obiekty wojskowe na Bliskim Wschodzie i w Zatoce Perskiej.

Hezbollah w Libanie i Hamas z Islamskim Dżihadem w Gazie gotowe są do poparcia Iranu atakami na Izrael z północy i południowego zachodu. Udział Hamasu w antyizraelskich atakach, który niedawno wzmocnił kontakty z oficjalną Ankarą, stoi jednak pod dużym znakiem zapytania. Przywódcy Hamasu w ostatnich latach wielokrotnie podkreślali, że nie mają żadnych zobowiązań wobec Iranu. Saudyjskie terminale przeładunku ropy naftowej będą wysadzone, a Cieśnina Ormuzd będzie zaminowana, żeby zapobiec eksportowi ropy naftowej z krajów Zatoki Perskiej, które posiadają piątą część światowych zasobów.

Chamenei postawił swojej Radzie Wojennej zadanie gotowości do nadchodzącego konfliktu zbrojnego w przeciągu kilku tygodni. Według ocen Iranu, Bliski Wschód wybuchnie we wrześniu lub październiku. W przypadku konfliktu między Zachodem a Iranem – Armenia, która nie posiada niezawodnych połączeń komunikacyjnych ze światem zewnętrznym, znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji.

A Rosja „włącza mózg”

Sytuacja jest niezwykle napięta. Kreml doskonale zdaje sobie z tego sprawę i stara się wzmocnić swoją pozycję przynajmniej w krajach postsowieckich. Tam najprawdopodobniej panuje opinia, że w przypadku „zwycięstwa” Zachodu w „wyrównywaniu rachunków” z Iranem Unię Euroazjatycką Putina czeka nieunikniony upadek. Dlatego też sprawy nabierają tempa. Oczywiste stało się, że administracja rosyjskiego prezydenta uczy się spoglądać na podstawowe problemy polityki wewnętrznej i zagranicznej pod innym kątem, a nawet poświęca ogromne sumy pieniędzy na ten cel. Jak podaje rosyjska gazeta RBC Daily – stosunki Kremla z krajami WNP i krajami bałtyckimi nie będą teraz budowane spontanicznie bez przygotowania, lecz za pomocą szczegółowych analiz. Urzędnicy interesują się wszystkim: począwszy od tego jakie grupy mają wpływy na procesy polityczne w Azji Środkowej, a skończywszy na tym, co stanie się z Ukrainą, jeśli przekształci się ona w państwo federalne. Na każde sprawozdanie biuro doradcze prezydenta Rosji jest gotowe wydać między 400 tysięcy do 1,4 milionów rubli. Tego typu badania przeprowadza się w Rosji od niedawna. „Wcześniej z powodu braku środków rząd działał na wyczucie, a gdy pojawiło się więcej możliwości rząd zaczął wykorzystywać nowoczesne technologie” – mówi prorektor Rosyjskiego Uniwersytetu Gospodarczego im Plechanowa, członek Izby Społecznej – Siergiej Markow. Nowe zamówienie, zrobione przez biuro doradcze prezydenta poprzez portal zamówień publicznych, pozwala ujawnić podstawowe kierunki polityki na postradzieckiej przestrzeni. Przykładowo Kreml jest gotów wydać pieniądze na to, aby móc ocenić kierunek polityki zagranicznej państw Południowego Kaukazu oraz aby mieć możliwość poszerzenia obecności rosyjskiego kapitału w Armenii, Azerbejdżanie i Gruzji, biorąc przy tym pod uwagę interesy Rosji. Ponadto urzędnicy będą poinformowani na temat potencjału federalnego modelu rządu na Ukrainie i czy taki model stanowi rozwiązanie na zharmonizowanie relacji między centrum i regionami. Jeśli chodzi o Mołdawię administrację prezydenta interesują dane na temat roli grup finansowo-ekonomicznych w kształtowaniu procesu politycznego. W tym celu będzie przeprowadzona analiza i systematyczne podsumowanie informacji o potencjalnych strukturach biznesowych tego kraju, na przykład o tym, w jaki sposób wpływają stowarzyszenia biznesu na proces legislacyjny, jaki jest zakres i forma reprezentacji biznesmenów we władzy, jak się tworzą i jak funkcjonują partie broniące interesów biznesu. Podobne dane Kreml chce otrzymać o Łotwie. Warunkiem zdobycia mocnej pozycji jest analiza interakcji grup biznesowych Republiki Łotewskiej z instytucjami politycznymi. Zbadane zostaną mechanizmy przyczynowo-skutkowe dla „zachodniej” lub ”wschodniej” orientacji tych instytucji, formy i metody oddziaływania na podejmowanie decyzji politycznych rządu. Krótko mówiąc, w każdym wypadku można być prawie stuprocentowo pewnym, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy Rosja będzie wywierała ogromny nacisk na wszystkich sąsiadów w przestrzeni poradzieckiej. Azerbejdżan nie będzie wyjątkiem.

R.Mirkadyrov

Źródło: Zerkalo.az

Tłum. Aleksandra Nizamova

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply