Rosja zwiększa budżet obronny, planując do 2020 roku wydać na zbrojenia równowartość 700 miliardów dolarów – taki przekaz dociera coraz częściej do międzynarodowej opinii publicznej. Co więcej, Kreml intensywnie reformuje siły zbrojne i prowadzi manewry wojskowe, których skala budzi zaniepokojenie krajów sąsiednich, w tym Polski. Co wiadomo o potencjale współczesnej rosyjskiej armii oraz jej strategicznych celach? Wokół tych zagadnień narosło w ostatnim czasie wiele kontrowersji, przede wszystkim w samej Rosji – pisze dla Wirtualnej Polski analityk Robert Cheda.
Federacja Rosyjska dostała w spadku ponad połowę imperialnych sił zbrojnych. Według Stevena Millera i Dmitrija Trenina, autorów analizy “Siły zbrojne Rosji. Władza i polityka”, było to: 2,4 miliona żołnierzy, 10 tysięcy czołgów (według innych źródeł 20 tysięcy), 7 tysięcy dział, 16 tysięcy transporterów bojowych, 4 tysiące samolotów i ponad tysiąc helikopterów.

Moskwa przejęła również marynarkę wojenną i, co najważniejsze, broń jądrową. W Rosji znalazł się także gros potężnego kompleksu przemysłowo-wojskowego, stanowiącego w istocie trzon radzieckiej gospodarki. – W ZSRR produkowano papierosy kalibru 7,62 milimetra, ponieważ zadaniem zakładów tytoniowych było wytwarzanie amunicji do karabinów Kałasznikowa. Podobnie było z zakładami produkcji butelek do szampana o szyjkach kalibru działek lotniczych – wspomina komentator wojskowy Aleksander Golc. Tym niemniej, to nie sprzęt i przemysł, a ludzie, czyli starzy-nowi rosyjscy generałowie zadecydowali o kompletnym rozkładzie odziedziczonej armii.

Filozofia tankistów

ZSRR przygotowywał się do totalnego starcia o zasięgu globalnym. Dlatego armia miała masowy charakter, zakładający mobilizację nawet 12 milionów rezerwistów. “Jednorazowych”, bo wobec ich rychłej śmierci w wojnie jądrowej, wyszkolenie żołnierzy oraz niższych stopniem oficerów nie miało decydującego znaczenia. Taka ideologia oparta na doświadczeniach II wojny światowej i nazwana “filozofią czołgistów” stała się piętnem odziedziczonym przez korpus oficerski współczesnej Rosji.

Kolejni ministrowie obrony, wywodzący się wyłącznie z generalicji, nie chcieli przyjąć do wiadomości zmian geopolitycznych, tj. nikłego prawdopodobieństwa globalnej wojny oraz powstania zagrożeń asymetrycznych, na które odpowiedzią stała rewolucyjna doktryna Network-centric warfare(zintegrowany system obserwacji, orientacji, decyzji i działania realizowany przez grupy bojowe złożone z rożnych rodzajów wojsk). Według wojskowego dziennikarza Wiktora Litowkina powód był prosty – kasta zawodowych wojskowych opierała swoje polityczne znaczenie, a zatem i materialny dobrobyt na ilości, a nie jakości wojska. Dokładniej, wszelkie redukcje nie dotykały kilkuset “papierowych dywizji”, a tym samym kadry oficerskiej.

W efekcie udział sił stałej gotowości bojowej zmniejszył się do 10 proc., a większość armii stanowiły tzw. jednostki skadrowane, czyli posiadające obsadę szkieletową i zmagazynowane uzbrojenie. Utrzymano także totalne zaplecze, m.in. wojenkomaty – komendy uzupełnień masowej mobilizacji, służby medyczne, szkoleniowe, czyli synekury związane z przejadaniem i rozkradaniem budżetu obronnego, bo armia szybko odznaczyła się nie na polu walki, a na polu korupcji.

Skutki ujawniły obie wojny czeczeńskie, na które półtoramilionowa wtedy armia wystawiła po wielu tygodniach 100 tysięcy żołnierzy, a potężne w założeniu okręgi wojskowe miały kłopot z organizacją zbiorczych kompanii, bo na dwóch żołnierzy przypadał jeden oficer sztabowy. Po reformie lat 2003-2005 sytuacja wiele się nie poprawiła. Przejście na system kontraktowy zostało skutecznie storpedowane przez generalicję, stawiającą uparcie na masowy pobór.

Choć na wojnę z Gruzją Rosjanie wystawili już grupy batalionowe, to wyjechali na sprzęcie, z którego połowa nie dojechała na front z powodu awarii, a koordynacja działań była mocno teoretyczna. Odnotowano przypadki odmowy dowodzenia przez dowódców skadrowanych dywizji, którzy naprawdę nigdy niczym i nikim nie kierowali. Dlatego w opinii rosyjskich mediów “siły zbrojne pokonały gruzińską armię duchem bojowym żołnierzy, a nie nowoczesną organizacją i wyposażeniem”. Nic dziwnego, że Kreml postanowił przeciąć węzeł gordyjski i przeprowadził najbardziej radykalną reformę wojskową od 300 lat. Bowiem to car Piotr I stworzył masową i poborową armię, która prześcignęła swój pruski wzorzec.

Służba Podatkowa vs. generalicja

Po raz pierwszy w historii Rosji, Władimir Putin nie tylko powierzył reformę wojskową cywilowi Anatolijowi Serdiukowowi, dotąd szefowi Federalnej Służby Podatkowej, ale dał mu mocne polityczne poparcie. Dzięki temu nowy minister obrony po raz kolejny zredukował siły zbrojne, ale także rozwiązał większość jednostek wojskowych oraz zmienił ich strukturę i system dowodzenia.

Powołał cztery strategiczne dowództwa, którym podlegają zintegrowane siły złożone z rodzajów wojsk: lądowych, marynarki wojennej, lotnictwa, desantowych i powietrzno-kosmicznych (na dniach powstały siły operacji specjalnych). Dywizje i pułki zostały zastąpione brygadami, w założeniu wyłącznie stałej gotowości, a w lotnictwie – odpowiednio bazami i eskadrami. Zwolniono sto pięćdziesiąt tysięcy starszych stopniem oficerów oraz podobną liczbę praporszczyków (chorążych).

Redukcje dotknęły szczególnie rozbuchanych etatowo instytucji centralnych, a kluczowe stanowiska ministerialne przejęli cywilni specjaliści. Zlikwidowano 65 uczelni wojskowych, formując 10 centrów wyszkolenia, bo nowa armia potrzebuje nowego typu kadr, których wzorcem mają być wszechstronnie wykształceni i inicjatywni – amerykański oficer, zawodowy sierżant i kontraktowy szeregowy. W związku z tym zredukowano wojenkomaty, a służby tyłowe zlikwidowano prawie zupełnie, tworząc w ich miejsce cywilny holding Oboronserwis, zajmujący się kompleksową, zewnętrzną obsługą armii – od wyżywienia, po zakwaterowanie oraz opiekę medyczną. I ten fakt należy uznać za najważniejsze zwycięstwo Kremla nad własną generalicją, która została odcięta od korupcjogennego zarządzania finansami.

Kasta wojskowa nie złożyła łatwo broni, lobbując powrót do “sprawdzonego modelu radzieckiego” i szermując hasłem “wylania dziecka razem z kąpielą”. Kilku generałów złożyło nawet demonstracyjne dymisje, nie zgadzając się na rotację z ciepłych stanowisk sztabowych i ministerialnych do jednostek liniowych. Natomiast tzw. “rajska grupa”, czyli wpływowe grono doradcze złożone z emerytowanych marszałków, coraz głośniej posługiwała się słowem “zdrada”.

Największy cios zadała jednak reformie korupcja i nieudolność cywilnego zaplecza armii, utworzonego przez Serdiukowa w dokładnie odwrotnym celu. Miliardowe skandale przetargowe, prywatyzowanie mienia wojskowego przez nowych zarządców, fatalnej jakości nowe umundurowanie, skandaliczne warunki żywieniowe i medyczne doprowadziły do dymisji ministra, stawiając całą reformę pod znakiem zapytania.

Co prawda, na ostatnim kolegium dowódców sił zbrojnych Putin przestrzegł wojskowych “przed rewanżem” i wezwał “do dokonania niezbędnych korekt, bez zaprzepaszczenia dotychczasowych osiągnięć”, to jednak ciepło przyjęty przez wojskowych kolejny minister Siergiej Szojgu już poszedł na ustępstwa. Obsadził ponownie wojskowymi tzw. arbacki okręg wojskowy, czyli ministerstwo obrony, przywracając do służby część zwolnionych oficerów oraz reaktywując niektóre z uczelni wojskowych.

W ocenie gazety “Wiedomosti”, armii grozi ponowna reprodukcja radzieckich oficerów, “typu dowódca czołgu i nic więcej”. Częściową samodzielność odzyskały rodzaje wojsk, sprowadzone w reformie do zabezpieczenia dowodzenia i działania na kierunkach strategicznych. System kierowania powraca zatem do dublowania funkcji. Zaś droga dostępu do wojskowych finansów wydaje się stać ponownie otworem.

Milionowa armia atakuje NATO

W toku reformy zlikwidowano ponad tysiąc jednostek sił lądowych, wprowadzając na ich miejsce 89 brygad. Jednak jak ocenia Aleksander Golc, faktyczny stopień skompletowania tych oddziałów wynosi od 60 do 80 proc., co wraz z innymi rodzajami wojsk przynosi liczebność armii na poziomie 700 tysięcy żołnierzy. Ze względów politycznych, niezbędnych dla wizerunku wielkiego mocarstwa, Kreml upiera się jednak przy armii milionowej.

Szkopuł w tym, że według Rusłana Puchowa z Centrum Analiz Politycznych i Technologii, żądany pułap jest nie do osiągnięcia. Zakładane zwiększenie liczby żołnierzy kontraktowych do 450 tysięcy w ciągu trzech lat jest niemożliwe ze względów organizacyjnych, bo Rosja nie dysponuje profesjonalnym systemem werbunkowym, ani kandydatami o odpowiednich predyspozycjach i wykształceniu. Uzupełnienie w drodze poboru jest niemożliwe z powodu “jamy demograficznej”, w odpowiedni wiek wchodzi bowiem młodzież niżu lat 90. XX w. Nie jest to jedyne utrudnienie, bowiem stan zdrowia młodych Rosjan jest katastrofalny. Zgodnie z badaniami, tylko 60 proc. poborowych spełnia wymagania medyczne. Z kolei inni nie chcą służyć, ukrywając się przed poborem. Istnieje również pokaźna kategoria osób podejrzewanych o nielojalność (mieszkańcy Północnego Kaukazu). Problemem jest także kryminalizacja młodzieży.

Jak podsumował sytuację politolog Aleksiej Arbatow, “w rzeczywistości w brygadach lądowych w stałej gotowości są jedynie zbiorcze bataliony, co przy obecnej organizacji daje Kremlowi nie więcej niż 50 takich oddziałów wspartych przez trzy brygady spadochronowe i szturmowe. To wszystko, co Rosja może obecnie wystawić na całej długości swoich granic”. Zaś generałowie uporczywie wracają do pomysłu poboru studentów i absolwentów cywilnych uczelni lub przedłużenia obowiązkowej służby wojskowej z 12 do 18 miesięcy.

Dobrze poinformowany Arbatow twierdzi jednak, że pragnący zachować stabilność społeczną Kreml na takie warunki nie przystanie, dlatego na wypadek mobilizacji radzi sięgnąć do gotowych formacji uzbrojonych MSW, FSB i innych służb specjalnych, a nawet prywatnych firm ochrony, bowiem obecnie w Rosji poza armią, “pod bronią” znajduje się ponad dwa miliony mężczyzn.

Wiele do życzenia pozostawia także stan wyszkolenia. W ubiegłych latach sztab generalny przeprowadził manewry “Wschód” i “Zachód”. Według niezależnych obserwatorów były to pierwsze “ćwiczenia nie na pokaz”, zakładające przerzut dużych jednostek lądowych i lotniczych na dalekie odległości. O ile ta faza udała się, o tyle z przecieków ujawnionych przez dziennik internetowy “Jeżedniewnyj Żurnał” wynika, że “poborowi po półrocznym przeszkoleniu, obsługujący systemy artyleryjskie i rakietowe oraz stanowiący załogi wozów bojowych, znajdowali się w stanie psychicznego szoku, a cele manewrów zostały osiągnięte dzięki żołnierzom zawodowym”. Nawet głośny zwolennik poboru, deputowany Anatolij Łokot przyznał po ćwiczeniach “potrzebę szybkiej profesjonalizacji armii”.

Obecna struktura i wielkość sił zbrojnych jest jednak przede wszystkim wynikiem uznania współczesnych uwarunkowań międzynarodowych, które w sposób diametralnie inny niż w ZSRR określają cele strategiczne armii. Co prawda, w doktrynie wojskowej Rosji miejsce głównego nieprzyjaciela zajmuje po staremu NATO, a celem nadrzędnym jest zachowanie strategicznej równowagi z USA, to jednak według gazety “Kommiersant” zapisy takie “są wyrazem kompromisu między wojskowymi i politycznym kierownictwa państwa, świadcząc o konflikcie między różnymi korporacjami władzy”. Sam Kreml widzi sprawę nieco inaczej.

Publikacja analityków wojskowych, współautorstwa Rusłana Puchowa, pt. “Reforma wojskowa. Na drodze ku nowej armii” opracowana na potrzeby wpływowego think tanku Klubu Wałdajskiego określa NATO wyłącznie jako przeciwnika politycznego, z którym “konflikt zbrojny jest krańcowo mało prawdopodobny”. Przy tym hipotetyczna wojna z NATO oraz Chinami da się rozstrzygnąć jedynie przy pomocy broni jądrowej.

Co zatem przypada armii konwencjonalnej? Wśród faktycznych zagrożeń na pierwszym miejscu znalazły się konflikty w strefie Wspólnoty Niepodległych Państw, ze szczególnym uwzględnieniem Środkowej Azji i Południowego Kaukazu. Na drugim, zagrożenia wewnątrzrosyjskie, ze źródłem destabilizacji w separatyzmie północnokaukaskim. Niejako na deser analiza pozostawiła “scenariusz falklandzki”, czyli japońską inwazję na Wyspy Kurylskie.

Miliardy na zbrojenia

Ubiegłoroczny raport londyńskiego Instytutu Studiów Strategicznych odnotował wzrost wydatków obronnych Rosji, na tle stałego zmniejszania budżetów wojskowych USA oraz europejskich sojuszników z NATO. Jednak redakcja “Niezawisimogo Wojennogo Obozrienija” protestuje przeciwko takiej “nadinterpretacji”. Kreml w latach 2011-2020 zamierza wydać na kontynuowanie reformy wojskowej i zakupy uzbrojenia niebagatelną kwotę 23 bilionów rubli, tj. około 700 miliardów dolarów. Strona rosyjska twierdzi jednak, że przez 20 lat armia pozbawiona była praktycznie pieniędzy, dlatego obecne wydatki to “nadrabianie wieloletnich różnic w porównaniu z innymi mocarstwami”.

Do takiego poglądu przychyla się Dmitrij Trenin, który wylicza, że w latach 90. XX w. dwu-, a potem półtoramilionowa armia miała roczny budżet wysokości 44 miliardów dolarów, a od kryzysowego 1998 r. – tylko 28 miliardów. Dla porównania coroczny budżet obronny czteromilionowej armii ZSRR wynosił w latach 80. XX w. równowartość około 450 miliardów dolarów, a różnica jest miarą zapaści finansowej, w jakiej znalazła się współczesna armia rosyjska. Tym niemniej według Rusłana Puchowa, Rosja wydając obecnie na obronność równowartość 3,4 proc. PKB (60 miliardów dolarów), może podwyższyć wydatki maksimum do 4 proc. PKB, które jest w stanie wytrzymać “relatywnie słaba gospodarka, zależna od zawirowań cen na surowce energetyczne”. I nawet wtedy budżet wojskowy uplasuje ją na czwartym miejscu w świecie, po USA (550 miliardów), Chinach (110-120) i Wielkiej Brytanii (70). Wielkość ta wzbudza jednak zdecydowany opór ministerstwa finansów, wskazującego na groźbę nierównowagi w budżecie federalnym, a zatem deficytu w, najważniejszym politycznie, sektorze wydatków socjalnych.

Broń nowa czy nowoczesna?

Obecny poziom uzbrojenia i wyposażenia armii uznawanego przez rosyjskich wojskowych za spełniający wymogi współczesnego pola walki, szacowany jest na 10 proc. Nie znaczy to, że sprzęt jest nowoczesny. Zdecydowana większość została skonstruowana w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, ale nadal jest produkowana. Dlatego Kreml tworząc od podstaw nowoczesną armię, rozpoczął ambitny program zbrojeniowy, zgodnie z którym w ciągu najbliższej dekady udział nowego wyposażenia ma wzrosnąć do poziomu 70 proc.

Przemysł obronny obiecuje “cuda techniki, nie mające w świecie swoich odpowiedników”, jednak armia mimo miliardowych wkładów otrzymuje kolejne wariacje radzieckich konstrukcji. Na tym tle wybuchła wojna miedzy siłami zbrojnymi a “kapitanami oboronki – przemysłu zbrojeniowego”. Jej istotę wyraził dosadnie ówczesny szef sztabu generalnego Nikołaj Makarow, twierdząc, że “taniej kupić używane czołgi Leopard, niż płacić wygórowaną cenę za siedemnastą modyfikację rodzimych T-72”. Sytuacja stała się na tyle dramatyczna, że ministerstwo obrony zdecydowało o precedensowym zakupie zagranicznego uzbrojenia, z francuskimi desantowymi helikopterowcami typu Mistral na czele.

Problemem podstawowym jest bowiem degradacja potężnego niegdyś przemysłu zbrojeniowego. Przez dwadzieścia lat zerwane zostały nie tylko więzi kooperacyjne, ale także ciągłość myśli technicznej. Przy tym cytowani eksperci krytycznie oceniają kremlowską strategię odbudowy kompleksu obronnego, której podstawą stały się państwowe molochy typu Zjednoczonej Korporacji Stoczniowej czy koncernu Rostechnołogije.

– Do ogromnych holdingów zagoniono zarówno zakłady rentowne i produkujące na eksport, jak i firmy bliskie bankructwa, a zyski nie są przeznaczane na unowocześnienie produkcji, tylko na ratowanie upadających zakładów – twierdzi Aleksander Golc. Należy jednak pamiętać, że na równi z celami wojskowymi, Kreml podtrzymuje w ten sposób stabilność społeczno-ekonomiczną, bowiem przemysł obronny to miliony miejsc pracy. Na uzasadnioną ekonomicznie restrukturyzację tej gałęzi gospodarki, władze nie mogą sobie pozwolić w obawie przed wybuchem społecznego niezadowolenia.

A tymczasem analizy Rosyjskiej Akademii Nauk nie pozostawiają wątpliwości, średnia wieku robotnika zbrojeniówki przekracza 60 lat, podobnie jak używanych tam obrabiarek. Dramatycznie niski jest poziom know how. – Jesteśmy zacofanym krajem, którego udział w globalnej innowacyjności nie przekracza 2 proc. – dramatycznie wskazuje Andriej Szypunow z periodyku “Nacionalnaja Oborona”. A dociekliwy tygodnik “Ogoniok” ustalił, że rozpoczęcie seryjnej produkcji myśliwca Su-35 w Komsomolsku na Amurze trwało rok ponieważ zakład ostatecznego montażu, zamiast otrzymać od podwykonawców gotowe podzespoły, “półchałupniczym sposobem wykonywał samodzielnie wszelkie detale”.

Mimo wszystko obietnice przemysłu nadal brzmią wspaniale. W 2016 r. lotnictwo otrzyma 60 myśliwców piątej generacji Suchoj T-50; w 2022 r. rozpocznie się produkcja nowego bombowca strategicznego; wznawiane są prace nad lotniczym laserem bojowym Sokół-Eszelon; w 2027 r. powstaną dwie grupy uderzeniowe floty z atomowymi lotniskowcami, a w latach 2015-17 podstawą systemu obrony powietrzno-kosmicznej staną się systemy S-500. Całości dopełni nowa uniwersalna platforma bojowa wojsk lądowych “Armata”.

Armia i społeczeństwo

Za swoiste podsumowanie dotychczasowych efektów reformy wojskowej można uznać wyniki badań opinii publicznej, autorstwa niezależnego ośrodka socjologicznego “Lewada”. Od lat armia zajmuje w sondażach społecznego zaufania, stabilne trzecie miejsce, po prezydencie Putinie i Cerkwi Prawosławnej. Jednak paradoksalnie, ponad 60 proc. badanych nie powierzyłoby siłom zbrojnym losu swoich najbliższych, którzy otrzymali karty poborowe.

Sytuację wyjaśniają dane o tzw. bezzwrotnych stratach niebojowych, które w pierwszej dekadzie XXI w., wynosiły około 500 przypadków śmierci żołnierzy rocznie, w wyniku wypadków i złej opieki medycznej. Armię trapią epidemie chorób zakaźnych, a od czasu do czasu wybucha kolejna afera z serwowaniem poborowym psiej karmy. Osobnym rozdziałem jest diedowszczyna, czyli fala, owocująca okaleczeniami, a głównie samobójstwami.

Siły zbrojne to nadal obszar wysokiej korupcji. W zgodnej opinii rosyjskich mediów są to czynniki istotnie osłabiające ideę unowocześnienia sił zbrojnych i stworzenia żołnierza nowego typu. A jednak w równie zgodnej ocenie wojskowych specjalistów przygotowanej dla Klubu Wałdajskiego, “reforma wojskowa należy do najskuteczniejszych działań rosyjskich władz”.

Robert Cheda dla Wirtualnej Polski

[link=http://konflikty.wp.pl/kat,132916,title,Rosyjska-armia-niezwyciezona-i-reformowalna-Prawdy-i-mity-o-forsownych-zbrojeniach-Moskwy,wid,15477750,wiadomosc.html]
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply