Milionerzy i miliarderzy lubią mawiać, że wszystko osiągnęli dzięki pracy. Między wierszami dopowiadają, że dodatkowo pomógł im geniusz i rozliczne talenty. Rinat Leonidowicz Achmetow, najbogatszy na świecie Ukrainiec narodowości tatarskiej, zawsze starał się skromnie milczeć na temat konkretnych talentów i konkretnej pracy, dzięki którym w połowie lat dziewięćdziesiątych został tym “naj”.

“Ścieżka kariery” niniejszego członka cechu oligarchów była, ma się rozumieć, trudna i wyboista, a prezes klubu piłkarskiego Szachtar zawsze starał się skromnie milczeć na temat trudności, jakie napotykał na swej ciernistej drodze do statusu miliardera. Rinat Leonidowicz milczał też na temat ludzi, którzy pomogli mu pokonać wszystkie, powiedzmy, wyboje. A ludzie otaczający Achmetowa trafiali się bardzo specyficzni. Na tyle specyficzni, że przy całym, powiedzmy, szacunku do Rinata Leonidowicza, za jego plecami można dostrzec ślady jednego ze znanych, a nawet kilku znanych w wąskim kręgu specyficznych Biur…

Nie służył, nie było go na liście, nie ponosił odpowiedzialności

Autor w żadnym wypadku nie zamierza podejrzewać (broń Boże) szanownego prezesa FK Szachtar o przynależność do specyficznych organizacji, zwanych w świecie specsłużbami. Trudno wyobrazić sobie Rinata Achmetowa, w tajemnicy przymierzającego przed lustrem pagony Federalnej Służby Bezpieczeństwa lub Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i wzdychającego nad swoim ciężkim losem tajnego współpracownika. Rinat Achmetow to nie Stirlitz.

Jednak droga życiowa „ReLe”, jak nazywa się Achmetowa w wąskich donieckich kręgach, rodzi wiele pytań odnośnie jego stosunków z ludźmi w pagonach. Jak pokazuje pokryta w wielu miejscach białymi i czarnymi plamami biografia Rinata Leonidowicza, ludzie w pagonach otaczali go od zawsze, bodaj od czasów dojrzewania i młodości „chłopaczka z biednej tatarskiej rodziny” z donieckiego górniczego osiedla Oktiabrskij. A zainteresowanie obydwu stron, znowu biorąc pod uwagę biografię Achmetowa, było wzajemne…

Autor tych słów pisał już o pewnych „aniołach stróżach” z pagonami specsłużb, którzy uchronili Achmetowa przed losem innych „konkretnych chłopaków” z Donbasu w burzliwych latach dziewięćdziesiątych. W Donbasie sprawy przybierały wtedy dość specyficzny obrót, stawką było pytanie, kto przeżyje, a kto będzie tym „głównym” w tym obiecującym, apetycznym regionie. Na to pytanie odpowiedź jakoś sama się znalazła, przybierając postać początkowo małomównego i niepublicznego Rinata, który przygarnął pod swe skrzydła klub piłkarski Szachtar – dumę Donbasu i ukochaną zabawkę zabitego w wybuchu na stadionie Achata Bragina.

Wtedy, pod koniec lat dziewięćdziesiątych, Achmetow starał się mówić tylko o futbolu, w którym w tamtym momencie, według znających go ludzi, orientował się na poziomie niezbyt kompetentnego amatora. O samym Rinacie mówiło się wtedy w Doniecku prawie że szeptem, tworząc wokół jego postaci mnóstwo legend. Wojna w regionie zakończyła się po śmierci Jewgienija Szczerbania i objęciu fotela gubernatora przez Janukowycza. Szarą eminencją regionu został Achmetow, któremu w tym czasie ledwie stuknęła trzydziestka…

Kamil Ischakow, w owym czasie mer Kazania, i Wener Salimow, były naczelnik KGB Tatarstanu odegrali w tym czasie w życiu Achmetowa ważną rolę, podobnie jak i były naczelnik SBU Władimir Radczenko, wiedzący o „sprawach donieckich” w połowie lat dziewięćdziesiątych wiele, bynajmniej nie ze słyszenia. W owym czasie o kandydaturze Rinata Leonidowicza na stanowisko „numeru jeden” w regionie decydowano i lobbowano za nią na bardzo wysokim, dość specyficznym poziomie.

Pytanie – kim więc jest Rinat Achmetow, zwykły, powiedzmy, chłopaczek z biednej tatarskiej rodziny, zamieszkującej górnicze osiedle Oktiabrskij? I jak to się stało, że wokół człowieka, który swój pierwszy wpis w książeczce pracy otrzymał w wieku dwudziestu sześciu lat, w tym momencie było już pełno ludzi w pagonach, którzy długie lata przepracowali w strukturach siłowych?

Ciekawe, czy sam Rinat pamięta swoje pierwsze spotkanie z pułkownikiem KGB, wydychającym w okno swojego gabinetu kółka z dymu z modnego w połowie lat osiemdziesiątych papierosa „Kent”? Autor oczywiście przesadza, pisząc zarówno o „kencie”, jak i o pułkowniku. Możliwe, że był to co najwyżej pachnący wodą kolońską „Szypr” i palący papierosa „Kosmos” major, a spotkanie nie odbywało się w gabinecie, a na przykład w parku, przy grze w szachy.

Mogło być różnie, ale nie to jest ważne. Ważne, że spotkanie dwóch stron, gwarantujące przyszłemu oligarsze pełną ochronę w najróżniejszych okolicznościach, najprawdopodobniej miało miejsce i było dla chłopaczka z górniczej rodziny w pewnym sensie historycznym. Można tak sądzić, biorąc pod uwagę niektóre epizody z biografii najbogatszego Ukraińca.

Achmetow, jak wiadomo z niektórych źródeł biograficznych, w młodości uprawiał boks. Odnosił sukcesy. W szkole przyszły miliarder uczył się na poziomie poniżej średniego, wagarując, boksując, grając w piłkę nożną i w karty. Zresztą według niektórych danych, akurat jeśli chodzi o karty, Achmetow był w czasach dojrzewania i młodości niekwestionowanym autorytetem w pewnych kręgach.

W roku 1984, kiedy Achmetow skończył osiemnaście lat, ze Związku Radzieckiego wysłano do Afganistanu tysiące młodych chłopaków. Według statystyki Donbas był jednym z głównych dostarczycieli „internacjonalistów” w skali kraju. Achmetow, ze swoim pochodzeniem z „biednej tatarskiej górniczej rodziny” i zamiłowaniem do boksu mógłby być jednym z pierwszych kandydatów do Afganistanu, albo chociaż do wojsk powietrzno-desantowych. W każdym razie powinien w 1984 r. po prostu trafić do wojska.

W owym czasie niepójście do wojska oznaczało dla młodego chłopaka faktyczne przyznanie się do posiadania jakiegoś defektu. Aby nie trafić do sił zbrojnych ZSRR, należało mieć bardzo konkretny powód: albo względy zdrowotne, albo naukę w szkole wojskowej (co w sumie też oznaczało armię), albo… W każdym razie było to nie do pomyślenia. Szczególnie w Doniecku. Szczególnie w górniczej osadzie Oktiabrskij. Szczególnie wśród chłopaków, z którymi razem trenuje się boks i gra w karty. Jednak Achmetow do wojska nie poszedł…

Nie ma żadnych dowodów na to, że Rinat Leonidowicz w odległym roku 1984 zakładał wojskowy płaszcz i wiązał onuce. Także nie ma pochodzących z innych lat śladów wojskowej przeszłości przyszłego oligarchy. Rinat Leonidowicz, zakończywszy szkołę z delikatnie mówiąc średnim świadectwem, nagle zniknął z pola widzenia zarówno armii sowieckiej, jak i organów ścigania.

W owym czasie w sowieckim kodeksie karnym obowiązywał dziś trudny do zrozumienia paragraf: „Pasożytnictwo”. Oznaczało to, że człowiek miał obowiązek gdzieś pracować, gdzieś się uczyć. Trzy miesiące pasożytowania mogły kosztować go dwa-trzy lata więzienia.

Za uniknięcie służby wojskowej była jeszcze straszniejsza kara: batalion dyscyplinarny plus odbycie całego okresu służby. Jednak Rinat Achmetow nie trafił ani do batalionu dyscyplinarnego, ani do wojska, ani na zsyłkę. Po prostu przepadł. Rozpłynął się w powietrzu, nie zostawiwszy żadnych śladów swojego pobytu od połowy lat osiemdziesiątych do połowy lat dziewięćdziesiątych…

„Botanicy” z hotelu „Luks”

Znaczy to, że Achmetow przez dziesięć lat ani nie pracował, ani się nie uczył. Czym się zajmował, co robił i w jaki sposób zarabiał na życie − skrywa tajemnica. Niektóre źródła utrzymują, że przyszły oligarcha bardzo dobrze zarabiał pod skrzydłami pewnych przedstawicieli rosyjskich służb specjalnych, „ochraniających” hotele i wszelkie lokale rozrywkowe, szlifując swoje karciane umiejętności w Moskwie, na Krymie i w Soczi.

Przegrywający wielkie pieniądze partyjni bonzowie i autorytety kryminalne trafiali pod tajną obserwację „ludzi w pagonach”, którzy proponowali im pomoc w spłacie zobowiązań w zamian za pewne usługi. W ten sposób przyszły oligarcha już wtedy dał się poznać jako człowiek bardzo przydatny i wygodny w określonych sytuacjach, w dodatku niegłupi i umiejący przewidzieć kilka kroków naprzód.

Takich ludzi zawsze ceniło się w pewnych strukturach. Ta wersja mogłaby chyba wyjaśnić tajemniczą przeszłość najbogatszego Ukraińca, bo tylko ludzie z określonych struktur dysponowali siłami, które były w stanie uchronić chłopaczka z górniczej osady przed Afganistanem, wojskiem, batalionem dyscyplinarnym i więzieniem.

Najwyraźniej spotkanie przyszłego „numeru jeden Donbasu” z ludźmi „po cywilu” nastąpiło akurat w odległym roku 1984, kiedy Achmetow musiał rozwiązać problem wojska. Do wojska nie trafił, w donieckim szpitalu psychiatrycznym, zwanym „Pobiedą”, próżno szukać jego śladów. W każdym razie – oficjalnych. Znaczy to, że czyjaś wszechwładna ręka wyrwała siedemnastoletniego przyszłego oligarchę z niepewnej przyszłości i postawiła na twardej drodze życia…

Źródła w organach ścigania podają, że w roku 1986 w mieście Gorłowka w swoim domu został brutalnie zamordowany razem z żoną niejaki Łysenko. Był on znanym w mieście „podziemnym przedsiębiorcą”, cennym informatorem struktur siłowych w środowisku ówczesnego podziemnego „biznesu”. Wieczorem przyszło do niego kilku ludzi, którzy torturując go żądali oddania pieniędzy i złota. Przestępcy widocznie wiedzieli, do kogo szli, wiedzieli ponadto, że Łysenko posiada złoto i duży zapas pieniędzy.

Organom ścigania udało się wtedy zatrzymać dwóch uczestników tego przestępstwa. W raporcie pojawiło się nazwisko Achmetowów – według zatrzymanych byli to dwaj bracia. Młodszy nie uczestniczył w przestępstwie, przebywał na zewnątrz, za to jakoby bezpośrednio w zabójstwie Łysenki brał udział starszy brat.

„Jakoby” piszę z jednej prostej przyczyny. Bardzo szybko ślady sprawy Łysenki, jak zresztą sama sprawa zabójstwa przedsiębiorcy z Gorłowki, skutecznie „wyparowały”. Zupełnie niezauważenie w sprawie zabrakło zarówno zeznań świadków, jak i nazwisk dwóch braci narodowości tatarskiej. Sprawa nie trafiła do sądu i skutecznie została pokryta kurzem zapomnienia…

Rinat Leonidowicz Achmetow „wypłynął” w połowie lat dziewięćdziesiątych i postanowił stać się „takim jak wszyscy”. To znaczy, „pójść do pracy, zacząć prowadzić książeczkę pracy i żyć, jak to się mówi, jak człowiek”. Pierwszym miejscem pracy obecnego właściciela Szachtara był Doniecki Bank Miejski, w skrócie Dongorbank. Bank został założony w połowie lat dziewięćdziesiątych, a Achmetow od razu został jego kierownikiem. Jak zapewniał sam Rinat Leonidowicz, bank został stworzony po to, aby przeprowadzać skuteczniejsze rozliczenia pomiędzy strukturami Achmetowa a jego partnerami. Ponadto Achmetow, według swoich własnych słów, posiadał już pierwszy milion, który zarobił na handlu koksem, węglem itp.

Fakt, w jaki sposób Rinatowi Achmetowowi udało się zarobić pierwszy milion, nie będąc nawet nigdzie zatrudnionym w ciągu dziesięciu lat po ukończeniu szkoły, pozostał za kulisami. Zresztą, wtedy podobne drobnostki nikogo nie interesowały. W tych marnych czasach podobna praktyka była nawet modna. Na przykład Borys Kolesnikow, będąc rzeźnikiem na Centralnym Rynku Doniecka, rozwiązywał z mieszkańcami Moskwy kwestie dostaw do kraju dużych partii owoców i cytrusów, a oficjalny rzeźnik jednego z donieckich sklepów spożywczych Achat Bragin (posługujący się pseudonimem Alik Grek) rozwiązywał kwestie na „wszechzwiązkową” skalę, osiadając w elitarnym hotelu „Luks”, w którym w czasach sowieckich przyjmowano wyłącznie najważniejszych gości. Hotel był położony w donieckim ogrodzie botanicznym. Zresztą po tym, jak wprowadził się do niego Bragin, skupioną wokół niego grupę zaczęto nazywać „botanikami”, po śmierci Bragina ten przydomek przylgnął do Achmetowa, który zajął „Luks” po wybuchu na stadionie Szachtara.

Hotel „Luks” był w czasach sowieckich obiektem państwowym i znajdował się pod tajną obserwacją KGB. Tu po przyjeździe do Doniecka zatrzymywały się najważniejsze osoby w państwie – będąc u władzy, w „Luksie” gościł w czasie wizyt w Donbasie Michaił Gorbaczow. Po rozpadzie Związku Radzieckiego hotel niezauważenie przeszedł w ręce przedsiębiorcy Janosza Kranca, a po jego zabójstwie − w ręce Achata Bragina (Alika Greka), który z państwowego obiektu zrobił swoją rezydencję.

Równie niepostrzeżenie w ręce Bragina trafił i klub piłkarski Szachtar, w czym bezpośrednio uczestniczył obecny członek parlamentu Jurij Kołocej, będący na początku lat dziewięćdziesiątych pracownikiem milicji, który uczynił niemało, aby klub trafił pod kontrolę Achata Bragina. Co, zresztą, wyszło Szachtarowi tylko na dobre.

Czystka

Rinat Achmetow był w tym czasie dla Bragina jednym z najbliższych ludzi. W połowie lat dziewięćdziesiątych Bragin i Jewgienij Szczerbań zobowiązali się do wprowadzenia na rynek przy prywatyzacji donieckich przedsiębiorstw ponad 80 mln dolarów, pochodzących z działalności przestępczej grupy z moskiewskiego Kuncewa, po czym postanowili nie wpuszczać moskwian do Donbasu. Wywołało to konflikt w regionie.

Po przyjeździe do Doniecka Josif Kobzon (artysta estradowy, obecnie także deputowany do Dumy Państwowej Rosji – przyp. tłum.), będąc w „Luksie”, obwinił Bragina o zabójstwo „Czirika”, Eduarda Braginskiego, donieckiego autorytetu kryminalnego, „wora w zakonie” (ktoś w rodzaju „ojca chrzestnego” – przyp. tłum.), próbującego przekonać Bragina do wpuszczenia grupy z Moskwy do Donbasu. Na Greka dokonano kilku zamachów. Achmetow zrozumiał, że sam stąpa po cienkim lodzie, będąc człowiekiem bliskim Achatowi Braginowi, na którego zaczęło się prawdziwe polowanie…

Achmetowa ktoś próbuje zastrzelić z granatnika. Życie ratuje mu jedynie otrzymana w ostatnim momencie z pewnego źródła informacja o zamachu. Zupełnie intuicyjnie przesiada się do innego samochodu. Według informacji autora tych słów, wkrótce po zamachu dochodzi do pertraktacji między Achmetowem i wspomnianym wyżej Kobzonem.

Achmetow wzbudził zainteresowanie moskwian (wpływowych ludzi z pagonami rosyjskich specsłużb, związanych z grupą z Kuncewa i innymi grupami przestępczości zorganizowanej) jako niegłupi, perspektywiczny partner i przedstawiciel w tak atrakcyjnym regionie jak Donbas. W tej sytuacji swoją pomoc i wsparcie okazują Achmetowowi Kamil Ischakow, ówczesny mer Kazania, i długoletni naczelnik KGB Tatarstanu, Wener Salimow. Więzy rodzinne odegrały tu również ważną rolę…

Nikt więcej nie próbuje odebrać życia Achmetowowi. W tym czasie zamachowcy przez kilka dni drążą betonową ścianę pod lożą dla VIP-ów na stadionie Szachtara, podkładając ładunek wybuchowy, który ma zabić Achata Bragina.

Przestępcy informują się nawzajem o przemieszczaniu się Bragina po mieście przez radio i telefony komórkowe, prowadzą zewnętrzną obserwację Greka, jednak nikt im nie przeszkadza. Zresztą funkcjonariusze Urzędu do spraw Walki z Przestępczością Zorganizowaną (UBOP) w tym momencie wysłali za Grekiem swoich „tropicieli” i namierzyli osoby, rejestrujące przemieszczanie się Bragina.

Oznacza to, że można było się domyślić, że przygotowywany jest kolejny zamach. Przy tym Grek był śledzony także przez funkcjonariuszy Biura – niedługo przed śmiercią został tymczasowo aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa w Kijowie, jednak po krótkim czasie wyszedł z aresztu, żeby trafić na ładunek wybuchowy… Funkcjonariusze Biura i członkowie UBOP śledzili Bragina, jednak nie podjęli żadnych działań w stosunku do osób, prowadzących „niezależną obserwację” Greka…

Bragin ginie w wybuchu podczas meczu Szachtar – Tawria. Rinat Achmetow z jakichś przyczyn spóźnia się na mecz o piętnaście minut. W samochodzie, stojącym na zewnątrz stadionu pozostaje człowiek, odpowiadający za kwestie związane z bezpieczeństwem Achata Bragina – Siergiej Czirin. Obecnie jest on zastępcą naczelnika Donieckiej Okręgowej Organizacji „Frontu Zmian” i ma dostęp do Rinata Achmetowa w związku z różnymi „bieżącymi” kwestiami…

Równolegle w regionie miała miejsce czystka kilku „autorytetów”, faktycznie zakończona z chwilą śmierci Bragina. W roku 1996 na donieckim lotnisku został rozstrzelany Jewgienij Szczerbań, wracający z Moskwy ze srebrnego wesela Josifa Kobzona. Chwilę po zabójstwie Szczerbania biuro należącej do niego korporacji „Aton” odwiedzają ludzie w maskach, wynosząc przed przyjazdem ochrony obszerną dokumentację i mnóstwo papierów, związanych z działalnością firmy.

Gdzieś znika dowódca ochrony Szczerbania, były pracownik KGB ZSRR, a razem z nim ze sprawy znikają jego zeznania. Rok po śmierci Szczerbania dochodzi do zamachu na jego starszego syna Jewgienija. Dosłownie w tym samym czasie odbywa się przerejestrowanie Przemysłowego Związku Donbasu, w którym zastrzelony Jewgienij Szczerbań miał większość udziałów. Po zamachu na jego najstarszego syna nazwisko Szczerbań zniknęło ze spisu akcjonariuszy Związku…

Wszędzie czekiści

W tym samym czasie w otoczeniu Achmetowa mają miejsce ciekawe posunięcia. Kierownikiem działu prawnego Pierwszego Ukraińskiego Banku Międzynarodowego (PUMB), kontrolowanego przez Achmetowa, zostaje niejaki Jurij Woropajew.

Profesjonalny „czekista”, pracujący przez długie lata w KGB jako oficer śledczy. Powstaje pytanie – jak to się stało, że śledczy ze stażem w milicji mógł zainteresować milionera Rinata Achmetowa do tego stopnia, że ten powierzył mu swój bank?

Czyżby Achmetowa interesowało to, żeby Biuro (a byłych „czekistów”, jak wiadomo, się nie wypuszcza) miało możliwość otrzymywania bez przeszkód pełnej informacji o tym, co dzieje się w działalności Achmetowa? Poza tym, jak oni mogli się w ogóle poznać – śledczy Woropajew, starszy od Achmetowa o 11 lat, i milioner Rinat Leonidowicz, poruszający się po mieście opancerzonym mercedesem?

Jeśli przyjąć, że Woropajew przyszedł z ulicy ubiegać się o posadę dyrektora działu prawnego w banku Achmetowa, to kierujący się intuicją mądry Achmetow na pewno liczyłby się z tym, co wiąże się z obecnością byłego funkcjonariusza Biura w strukturach jego firmy. I przepędziłby go od razu na cztery wiatry.

Chodzi albo o dawne zobowiązania obu stron – śledczego KGB i nie pracującego nigdzie, obiecującego milionera Achmetowa, albo o zobowiązania Achmetowa wobec tych, którzy przysłali Woropajewa do jego banku, aby kierował obsługą prawną.

Woropajew okazał się dla Achmetowa tą propozycją, której ten nie był w stanie odrzucić. Czy nie chodzi tu przypadkiem o tajemnice z młodości Achmetowa i jego zagadkowe uchylanie się od wszelkich obowiązków i powinności człowieka radzieckiego doby pieriestrojki? A może Woropajew został przysłany przez kogoś jako „obserwator”?

Więcej. Brat wspomnianego wyżej jednego z dyrektorów Szachtara, Jurija Kołoceja, Jewgienij, w tym samym czasie pracował w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy. Autor tych słów miał okazję swego czasu się z nim spotkać – niezwykły facet z tego Jewgienija Aleksandrowicza Kołoceja.

Posiadał konkretne kontakty na najwyższym szczeblu Biura w bądź co bądź niełatwych czasach. W tym przypadku Achmetow również miał do czynienia z sytuacją, kiedy Biuro bez przeszkód otrzymywało informacje o wszystkim, co działo się w klubie. Na pewno Achmetow to rozumiał.

W danej sytuacji obecność już dwóch źródeł informacji dla Biura prawdopodobnie była dla Achmetowa czymś w rodzaju ubezpieczenia, ochrony, dawała możliwość rozwiązywania problemów.

Jednak okazuje się, że nie. Rinat Leonidowicz w tym czasie był już na takim poziomie, że mógł wedle życzenia rozwiązywać wszelkie problemy w mieście i w regionie. Powstaje więc pytanie – do czego byli mu potrzebni w jego działalności funkcjonariusze Biura?

We wspomnianym roku 1996 zastępca przewodniczącego Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Jurij Samojlenko, został mianowany kierownikiem zarządu okręgowego Biura w okręgu donieckim, pozostając jednocześnie zastępcą dowódcy SBU.

Samojlenko to człowiek bardzo ciekawy pod każdym względem – przed rozpadem Związku Radzieckiego dwa razy (w 1988 i 1990) podwyższał kwalifikacje na kursach organizowanych przez Wyższą Szkołę Czerwonego Sztandaru KGB ZSRR. A kursy te nie były bynajmniej proste. W rzeczywistości było to przydzielanie miejsc słuchaczom, którzy później rozjechali się po miastach i wsiach byłego „sojuza”.

Kraj się rozpadł, a KGB próbował przeprowadzić jakąś orientację w terenie odnośnie najbliższej przyszłości i dać nowe wytyczne w nowych warunkach. Jurij Samojlenko miał w Moskwie bardzo dobre kontakty, w dużej mierze dzięki którym zdołał się szybko odnaleźć w niepodległej Ukrainie, a za kilka lat zostać zastępcą naczelnika SBU.

Samojlenko został wysłany do Donbasu jako „wzmocnienie” przez ówczesnego naczelnika SBU, Władimira Radczenko, ponieważ sytuacja w regionie była wyraźnie trudna. I tu właśnie bardzo blisko zaprzyjaźnił się on z młodym obiecującym przedsiębiorcą Rinatem Achmetowem.

Trzydziestoletni przedsiębiorca Achmetow i pięćdziesięciodwuletni czekista ze stażem Samojlenko spotykali się bardzo często, w konsekwencji czego zbliżyli się do siebie do tego stopnia, że Rinat Leonidowicz po kilkudziesięciu latach osobiście szepnął słówko w sprawie umieszczenia Samojlenki na liście Partii Regionów. Powstaje pytanie, co mogło łączyć starego kagiebowskiego wyjadacza Samojlenko i wywodzącego się z górniczej osady Doniecka Rinata Achmetowa, którego przeszłość w całości jest pokryta białymi plamami?

Może akurat jakaś wspólna tajemnica, dotycząca właśnie tych białych plam? Albo jakiś nadzór ze strony Samojlenki nad młodym obiecującym biznesmenem, przedstawicielem pewnych sił w Donbasie?

W każdym razie Rinat Leonidowicz nie zaprzątał sobie specjalnie głowy zeznaniami w sprawie Szczerbania i Bragina. Po prostu nie składał zeznań. Ani na temat tego, w czyje ręce przeszedł biznes i akcje Szczerbania, ani na temat okoliczności, dla których ktoś mógłby życzyć Braginowi śmierci. Ktoś bardzo postarał się o to, żeby Achmetowa nie ciągnięto w tej sprawie za język. Rinat Achmetow stara się o tych sprawach nie mówić, będąc człowiekiem bardzo ostrożnym.

Zresztą tak się go charakteryzuje – jako człowieka ostrożnego, kierującego się intuicją, planującego kilka kroków naprzód, jak wytrawny gracz w karty i nie tylko. Dodatkowo Achmetow cały czas powierza funkcjonariuszom Biura sprawy swojej rodziny i swojego biznesu. Na przykład wspomniany wyżej Jurij Woropajew zaczął wkrótce po objęciu stanowiska w PUMB kierować wszelkimi kwestiami prawnymi korporacji Achmetowa SKM, został posłem Rady Najwyższej z ramienia Achmetowa (tak jak zresztą wspomniany wyżej Jurij Kołocej).

Obecnie zajmuje się sprawami angielskiego obywatelstwa żony Rinata Achmetowa, „ujawniając” dziennikarzom dokumenty związane z ta kwestią w czasie posiedzenia Rady Najwyższej. Zresztą, brat Jurija Woropajewa do niedawna kierował urzędem śledczym Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w okręgu donieckim…

Czyżby Achmetow nie zadawał sobie nigdy pytania, po co w jego otoczeniu są niezbędni byli „czekiści”, znający wszystkie sekrety jego korporacji, banków i innej działalności? Może po prostu nikt mu nie pozwala na zadanie sobie tego pytania, a obecność ludzi o określonej profesji w jego otoczeniu to niezbędne reguły gry, zasady, na które swego czasu Achmetow się zgodził? Jeśli tak, na ile samodzielny jest Achmetow? I co takiego ukrywa, że jest zmuszony otaczać się członkami Biura i dopuszczać ich do swoich spraw? Wreszcie, kim właściwie jest Rinat Achmetow?

Siergiej Kuzin

Źródło: Ord-ua.com

Tłumaczenie: Magdalena Michalska-Kaim

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply