Poranek zmartwychwstania

Zmartwychwstanie Chrystusa każdy ma przeżyć sam. I zarazem razem – ze wszystkimi Wierzącymi i Niewierzacymi. Powstanie Pana ze śmierci do życia, niepojęte, dotyka wszystkiego i wszystkich wespół i z osobna.

Tym niemniej poza wszystkim innym, to Zmartwychwstanie ma też wymiar wiosenny i poranny, radosny w tonie – po części lżejszym od hymnicznego, ani nie takim okrutnym jak Wielkopiątkowy, ani nie tak wyłącznie bardzo wzniosłym. Zmartwychwstanie nie jest napełnione oczekiwaniem jak Wielka Sobota; Poranek Wielkanocny wzywa do radości, choć tego dnia Uczniowie Jego bali się i zamknęli drzwi z obawy przed Żydami.

Ten wymiar ma swój kęs wymiaru narodowego. Poważnego, choć nie należy go z pojęciami religijnymi mieszac zbytnio. Zestawiać – tak, jak najbardziej. Naród to też w jakimś sensie osoba, bo wspólnota osób, więc i On powołany jest do Życia doczesnego. I nam jako Polakom, w latach niewoli, okupacji, komuny – dzień Zmartwychwstania zapowiadał odmianę. Mickiewicz przekuł to w opowieść o śmierci i Zmartwychwstaniu upersonifikowanej Polski, w „Dziadach”. Wystylizował ją. Noc Powstania Listopadowego zakończyła się z kolei porankiem, który ujrzał stolicę wolną od Rosjan, a poeta wykorzystał ten fakt, aby o owym dniu rzec: „Oby dniem wskrzeszenia był” – czyli oby zapowiadał zwycięstwo i oswobodzenie całego kraju. Tak: o odzyskaniu wolności przez Polskę myślano wciąż w „rezurekcyjnych” kategoriach. Kolejny dowód na to, drobny, ale przez to właśnie bardziej od podręcznikowych wzruszający przez swą bezpośredniość, bo zawarta jest w nim szczerość zamknięta i milcząca przez ponad wiek – odkryty został niedawno podczas remontu drewnianego kościółka w Uzarzewie pod Poznaniem. W bani na wieży odnbaleziono dokument z roku 1868 – upamiętniający poprzednią renowację budowli. Pismo wymienia fundatorkę, wykonawców prac, współczesnego dziedzica, proboszcza, nauczyciela… Po czym na końcu czytamy w nim przesłanie do tych, którzy, jak się wówczas słusznie spodziewano, po kilkudziesięciu lub stu iluś tam latach znów będą dokonywali kolejnego remontu i dokument odnajdą. Czyli do naszego pokolenia:

„Gdy te słowa Bracia mili czytać będziecie, może już wam wolno będzie zwać się synami wolnej, a wolnej od morza do morza, najdroższej Polski, w której zmatrtwychwstanie i my pokładaliśmy nadzieję. Westchnijcie natenczas za nas do Pana Boga i zmówcie choć jedno Ojcze Nasz i Zdrowaś za dusze nasze, a ksiądz dobrodziej niech łaskaw będzie odprawić za nas requiem.”

Zdarzyło się też, że Rezurekcja Pańska niekiedy wprost współbrzmiała ze Zmartwychwstaniem Ojczyzny. I w literaturze, i w życiu. I nie tylko rezurekcja – ale i Męka. Bo na przykład Wielki Piatek roku 1794 zapowiadał się w Warszawie właśnie jako męka narodowa. Czy to prawda, czy nie, pisze tak Kitowicz, że zaniepokojeni Rosjanie na wieść o insurekcji krakowskiej zamierzyli groźne dla nich a wierne Chrystusowi warszawskie pospólstwo zneutralizować, zaś „farmazońskich” przywódców ruchu wygubić na amen – właśnie w Wielki Piatek. Szef rosyjskiego garnizonu w Warszawie, generał Osip Andriejewicz Igelström, postanowił, aby zrobić to

„…już nie przez chwytanie podejrzanych głów… ale przez wygubienie razem wszystkich, małych i wielkich, morderskim sposobem. Na ten ko­niec rozkazał, aby się nabożeństwo wielkopiątkowe razem we wszyst­kich kościołach o jednej godzinie odprawiło, na które zgromadzo­ny lud pospolity miał być w każdym kościele zamknięty. Przed każ­dym kościołem miały stanąć armaty prosto we drzwi, z których miano dawać ognia do tych, którzy by z kościoła uchodzić chcieli. Na koniec miały być na domach pozawieszane tabliczki, które do­my, przyjacielskimi dowodnymi moskiewskimi mieszkańcami na­pełnione, miały być wolne od rzezi, reszta bez braku, bądź przeciw­nych, bądź obojętnych, za takich przez szpiegów moskiewskich po­danych, miała pójść pod miecz, na bagnety i spisy.”

Rosjan zdołano jednak ubiec. Insurekcja wybuchła dzień wcześniej. Igelström uciekł, jego syna, majora, tłum rozszarpał na sztuki pod kolumną Zygmunta. Nikomu w tych dniach nie poszło łatwo. Niechrześcijańskie walki trwały w Triduum Paschalne, „od Wielkiego Czwartku do poranku Wielkiej Soboty”. Była to jedna wielka, straszliwa rzeź, urządzona sobie wzajemnie przez obie strony, w której jednak zwyciężyła strona polska. Spośród piętnastu tysięcy rosyjskich żołnierzy znaczna część padła, część uciekła, część dostała się do niewoli. Zdobyto pałac Igelströma, w którym insurgenci „największą otrzymali zdobycz – kancelarią, w której wyczytali ów okrutny projekt rzezi wielkopiątkowej”. Wszystko to opisuje je Kitowicz wedle naocznych świadków i stugębnej famy, która doń dotarła. Równie wspaniale i zamaszyście opisuje to Reymont – w trochę zapomnianej dziś trylogii „Rok 1794”. Za młodu czytałem ją z wypiekami na twarzy i kiedy tylko powracam do tej lektury, czuję w niej żar niewystygły. Obraz poranku następującego po walkach:

„Warszawę ogarnął szał upojenia. Stare Miasto i Krakow­skie zapchane były rozwrzeszczanymi radośnie tłumami. Od pożarów podnoszących coraz wyżej rozwichrzone, pło­mieniste grzywy widno było na mieście. Świeciły wszystkie okna. Otwierano handle. Turkotały wozy, wywożące tru­pów. Dawały się słyszeć dalekie strzelaniny. Na każdym kroku widziało się nosze z rannymi, kałuże krwi, połamaną broń, zrabowane sklepy i rumowiska. Tu i ówdzie dopalały się domy. Stosy ocalonych gratów zalegały ulice. Wojska i zbrojny lud biwakowały na placach i rozkładały się pod kamienicami. A wszędzie wrzała nieopisana radość i z serc przepełnionych bezgranicznym szczęściem zrywał się krzyk niebosiężny, mocniejszy nad śmierć: Wolność i Kościuszko!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Alleluja! Alleluja! Alleluja!

Śpiewały wielkanocne dzwony […]”

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply