Panowie bracia kozacy

Czy było możliwe pojednanie z Kozakami – po chmielnicczyźnie?

Czy było możliwe zapomnienie morza krwi przelanej z obu stron? Krwi, która lała się jeszcze wielekroć po rebelii Chmielnickiego, a potem podczas konfederacji barskiej i całkiem nie tak dawno na Wołyniu?

Wglądając w staropolskie relacje, odkryjemy zasadniczy brak wątpliwości: pojednanie nie było możliwe. Dla Polaków – czyli szlachty – Kozacy to zbrodniarze i zwyczajni chłopi, “gmin szkarady”, “gadzina”. Ale dziwni zbrodniarze i dziwni chłopi. Dziwni – tak, tu zdziwienie wygląda z polskich pamiętników i wierszy – no, bo o cóż tym chłopom-zbrodniarzom właściwie chodziło?

Skąd wam ta złość, o chłopi, i rankor zażarty

Ku swym panom?

– tak pyta z wyraźnym zdziwieniem świadek naoczny, poeta Samuel Twardowski, w przywoływanej tu już wielekroć “Wojnie domowej z Kozaki i Tatary”. I dalej objaśnia, że “wina gminu jest przyrodzona, że się nigdy w sobie ukołysać nie może”, i że gmin “co dzień do odmiany i czego nowego skłonny zawsze”. Ale to poecie nie wystarcza. Zagaduje jeszcze dalej o przyczyny buntu. Sprytne to, że cały czas pyta, a nie stwierdza – dzięki czemu może snuć hipotezy, nie przez wszystkich akceptowane. Na przykład, czy “kiedyśmy względem ich [to jest kozackich] ekscesów i zbrodni… zasłużoną… dawali karę” – to czyśmy przypadkiem “nie moderując przebierali miarę”? Skoro nasi komisarze rządzili kozactwem źle, bo jedynie “swego zysku / I prywaty pilnując, nie bez ich ucisku” – więc czyż nie musiało się to źle skończyć? A po ostatnim pytaniu pojawia się dodatkowo smutna refleksja, jakby po części usprawiedliwiająca zbuntowanych:

Bo któraż przy gwałcie

I wiara, i przysięga w sobie się zostoi?

I jako ten nie zdradzi, kto się zawsze boi?

To jedna strona medalu. Drugą stroną jest pewien podziw dla kozactwa. Na przykad w “Wojnie chocimskiej” Wacław Potocki wystawia Kozakom niewątpliwy, literacki pomnik, a pamiętajmy, że pisał swoją epopeję już po czasach Chmielnickiego, które sam przeżył. Toteż wcale nie jest dla Kozaków bezkrytyczny ani nazbyt przychylny, jako zawodowy werydyk i złośliwiec. Kiedy wprowadza na scenę epopei Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, który pod Chocimiem “dał słuszny kontest siły i swojego męstwa” i który “dla Polskiej Korony krew leje”- zaznacza, że ów bohater “dotrzymał [Polakom] wiary, rzadkiej w kozackim narodzie”. Rzadkiej, podkreślmy. Cóż jednak znaczą te uszczypliwości wobec jakże obszernych opisów kozackich przewag? Oto nieduży oddział czterystu Zaporożców otoczony przez całą potęgę turecką. Barwna relacja kozackich przewag ciągnie się prez dwie stony, aż na koniec czytamy:

Cztery dni się bronili, chcieli jeszcze dłużéj,

Ale ich niezmożonym razem sam głód znuży.

Poddają się więc – po czym wściekły Osman każe ich bez litości wymordować. Przedtem jednak jeden z Kozaków “co pierwszy rozum miał i lata” wygłasza do Sułtana (“cesarza”) przemowę – zmyśloną oczywiście, i tym lepiej, bo autorem zmyślenia jest poeta, którego opinię w ten sposób poznajemy:

Biliśmy się dla miłej ojczyzny i wiary,

Dokąd nam ognia w strzelbie, w ciele stało pary;

Skorośmy to dla spólnej utracili matki,

Niesiemyć, o cesarzu! krwie naszej ostatki,

Podłej krwie; ale przecie z niej twa miłość może

Uważyć, co za mężów mnoży Zaporoże.

Przypominam: wiersz ten komponowany był w czasach, które nastąpiły już po chmielnicczyźnie. O jakiejż to więc “ojczyźnie” i “matce” mogą mówić ustami Potockiego Zaporożcy? O Koronie? Czy o Zaporożu? Czy o Rosji? No, chyba o Polsce oczywiście, o Rzeczypospolitej. Chyba nie można mieć wątpliwości – skoro tej wątpliwości nie miał chyba i Potocki – że Kozacy chcieli się w naszym polskim świecie odnaleźć. Wiemy jednak, że nie było na to sposobu – i dlatego z naszego świata odpadli. Zresztą, przyznajmy, do żadnego innego świata też nie pasowali. Zaś cokolwiek sądzić o stosunku Polaków do kozactwa – czyli do chłopów i zbrodniarzy – nie ma wątpliwości, że szlachta uważała ich jednak za istotną część swojego świata, za ludzi poniekąd tej samej krwi, choć krwi “podlejszej”, którym wyznaczano rolę przez nich samych nie akceptowaną. Kiedy Wespazjan Kochowski opisuje batalię berestecką, czyni to w tonie mimo wszystko “braterskim”:

Też to są pola? Też to Filippiki,

Gdzie niezliczone z obydwu stron szyki

Jednego gniazda, stanąwszy orężnie,

Zwarli się mężnie?

Nie może tu być wątpliwości: Kozacy i Polacy pochodzą z “jednego gniazda”. Wojna między nimi jest rzeczywiście “domową”, wewnętrzną, jak ta toczona pomiędzy Oktawianem i Brutusem – a nie wojną obronną przed najazdem. Dzięki tej wojnie Kozacy utracili wiele w oczach szlachty, ale i, paradoksalnie, zyskali. Szlachta ujrzała wreszcie w osobach chłopów – “cyklopów”. Nie stali się przez to lepsi, ale przynajmniej zaczęto liczyć się z nimi, choć o ich odwadze wiedziano zawsze. Tym niemniej dopiero, gdy zawierano ugodę hadziacką, Samuel Twardowski raz jeden, jedyny zaznaczył względną słuszność żądań Kozaków, tak motywując możliwość utworzenia z nich “trzeciego narodu” Rzeczypospolitej, i powołanie części Zaporożców do stanu szlacheckiego, jako kolejnych “panów braci”:

Dosyć że się o to

Nie kłaniali nikomu, ani też przez złoto

I fawory dworowe żadne dokupili,

Ale męstwem i szablą tego się dobili,

Czym teraz zostawają.

Co więcej, Twardowski przypomina, że “i naszy przed nami przodkowie” na szlachectwo “zarobili” niegdyś “przez krew i ważone zdrowie”.

Czy wspomniawszy to wszystko inaczej odpowiemy na początkowe pytanie – czy było możliwe pojednanie z Kozakami po chmielnicczyźnie?

Żadna miarą. Nic nie wskrzesi ofiar rzezi, dokonywanych przez wojska Chmielnickiego, i wszystkich innych rzezi, o których zapomnieć się nie da i zapomnieć nie można. Ale myśląc o tym wszystkim – może jednak inaczej da się spojrzeć w przyszłość?

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply