Oświadczyny kontrahentów

Otóż Amant nie jest tu Amantem, czyli mężczyzną miłowanym i/lub miłującym. To kontrahent in spe, który wzywa Ukochaną – kontrahentkę in spe – aby złożyła oświadczenie w sprawie wspólnej firmy.

Barok u nas – to czasy prawej, prawniczej, praworządnej, ba, prawodawczej mentalności, która im później, tym dogłębniej w społeczność szlachecką się wrzepiała (tu odsyłam do felietonu, równolegle na tej stronie internetowej umieszczonego, w którym troszkę szerzej rzecz rozgrzebuję). I dopiero jak sobie o tym trochę porozmyślałem, pojąłem, dlaczego tak różnią się nasze szlacheckie erotyki późne od wczesnych. U progu baroku i w dojrzałym baroku Amant usycha z miłości, w oczy jego uderzają śmiertelne strzały afektu, cały aż stapia się w ogniu swego uczucia i od żaru pożądania śnieżnobiałego ciała Ukochanej, ale niestety, zarazem zamarza na śmierć wśród arktycznych lodów Jej nieubłaganego, nieskruszonego serca. Tymczasem w erotykach ostatniego stulecia Sarmacji – nic z tego. Myślę, rzecz jasna, o niektórych tylko wierszach i w zasadzie tylko o tych śpiewanych, czyli o piosenkach, które nie mają autora i które na pewno śpiewano po zaściankach, choć bez wątpienia nie tylko. One to są absolutnie, w pełni szlacheckie i kontuszowe – a zarazem jakoś niesłychanie oryginalne i polskie do bólu, w odróżnieniu od sentymentalnych, salonowych śpiewek epoki króla Stasia.

Dajmy na to: “Oświadczyny”. Tekst zanotował Oskar Kolberg w kilku wersjach z miejsc różnych (w Małopolsce i na Mazowszu), w wieku XIX, zaś muzykę znano już sto lat wcześniej, kiedy to pojawia się ona jako taniec w notacji na klawesyn (a więc podejrzewać można, że i sam tekst już wówczas w jakiejś formie istniał). “Oświadczyny” są żartobliwe, pewno, ale żartobliwość ich jest szczególna, prawnicza właśnie. Amant i Ukochana wygłaszają do siebie przemowy. Trochę tak, jak w prozatorskich i prawdziwych oświadczynach pana Paska, zapisanych w jego pamiętniku jeszcze wcześniej – wzór politycznej negocjacji. Tyle że dopiero teraz, w wieku XVIII, w epoce szlacheckiego folkloru tego rodzaju dysputa przekuta została na drobnoszlachecką lirykę.

W tej wersji, którą niedawno z Monogramistą JK nagrałem, dysputa owa jest najkrótsza i na niej pozwolę sobie oprzeć tę maluchną pseudoanalizę. Otóż Amant nie jest tu Amantem, czyli mężczyzną miłowanym i/lub miłującym. To kontrahent in spe, który wzywa Ukochaną – kontrahentkę in spe – aby złożyła oświadczenie w sprawie wspólnej firmy. Zaczyna od słów “Niech będzie Jezus Chrystus Pochwalony”, co podnosi rangę jego słów, a przypomina znaną formułę, rozpoczynającą szczególnie ważne dokumenty. I faktycznie, zaraz potem Amant żąda wykazania się przez Ukochaną “szczerym dokumentem”, który orzeknie, czy ów Amant jest, czy też nie jest oficjalnym “konkurrentem”, i czy został już, czy też nie został “oddalony”. Prośby swojej Amant nie motywuje bynajmniej uczuciem, lecz kosztami, które ponosi z powodu wchodzenia w ten interes: “Niechaj se koni nie trudzę | I siebie próżno nie nudzę”.

Nic dziwnego (w tym tkwi humor piosenki) że tak przedstawiony interes Ukochana ocenia negatywnie i stwierdza, że kontrahent in spe proponuje stanowczo zbyt skąpy kapitał początkowy: “Kiedy twe konie nad wszystko szacujesz, | Że mi ich tutaj na moment żałujesz” – po czym odprawia niedoszłego kontrahenta z kwitkiem: “Weźże twe konie dla siebie, | Obejdzie się tu bez ciebie”. Amant wszakże bynajmniej nie załamuje z tego powodu rąk, nie rozmazuje się, nie okazuje śladów niespełnionego uczucia czy zawiedzionej miłości – za to stwierdza trzeźwo, że skoro tak, to “Teraz i zawsze, i na wieki | Wypuszczam waśćkę z opieki”. Ta “opieka” to nic innego, jak stan prawny, w którym mąż panuje nad interesami żony; tu wprawdzie jeszcze takowy stan prawny nie nastąpił, ale nastąpić miał, zaś Amant mówi o nim celowo jako o czymś, co w zasadzie już było pewne, więc prawie że zaistniało.

Tyle najprostsza wersja wydarzenia, najbardziej zwięzła i logiczna. Inne ciągną dysputę dalej, troszkę w stylu Brzechwowych “Czapli i żurawia”, z nieco bardziej uczuciowymi motywacjami, na przykład: “Jak dokuczliwe insekta | Serce opadli afekta”, albo “nie darmo bije serce w moim łonie”. To jednak tylko ornament, bo te inne wersje są jeszcze bardziej zaściankowe, jakby już zupełnie przeznaczone dla tych, którzy osobiście orzą, sieją i żną, więc czasu nie mają na wylegiwanie się po alkowach – tylko dbać muszą, właśnie, o interes, nie zapominając, że choć gnój wywożą osobiście, to nie krowie spod ogona wypadli, i że ich kobiety, jak Panie Dobrzyńskie w “Panu Tadeuszu”, choć pracują w polu jak wieśniaczki, to jednak czynią to “w rękawiczkach”. Schłopienie staroszlacheckiej śpiewki owocuje mazurzeniem, chłopskim “Jasiem” – “Prosę tu, Jasiu, nie bywać, | Więcy mnie tego nie śpiwać” – tudzież dość bezpośrednią inicjatywą Ukochanej, która deklaruje: “Niechże sobie stoją konie skorogniade, | Sama własną ręką siana im nakładę”. Ale nadal Amant i Ukochana “waszmościują” sobie tudzież używają słów i wyrażeń zaskakująco polerownych, dając znać, z jakiego to stanu się wywodzą. Gdyby byli majętni, a nie zagonowi – to by swej herbowności aż tak podkreślać nie musieli. Ale też pewnie ominęłaby nas wtedy ta polska szlachecka piosenka. Czyli coś specjalnego, coś, czemu warto jeszcze kiedyś poświęcić uwagę i zbadać, pod kątem pytania: czemuż to takie nasze jest, takie za serce chwytające, takie urocze i – zapewne – takie, niestety, nieprzetłumaczalne na inne języki?

Jacek Kowalski

—————————————————–

W załączeniu: nagranie “Oświadczyn” z mej płyty opublikowanej wraz z książką “Niezbędnik konfederata barskiego”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2008 – śpiewa JK, aranżacja Anity Bittner, gra zespół Monogamista JK.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply