Niełatwy sojusz obronny Indii i Rosji

Podczas gdy Indie powoli przejmują od Chin rolę największego światowego importera broni, rosyjskie przedsiębiorstwa wojskowo-przemysłowe coraz bardziej liczą na dodatkową sprzedaż broni do Indii, aby w ten sposób zrekompensować sobie gwałtowny spadek eksportu do Chin.

Do niedawna dostawcy radzieccy i rosyjscy zapewniali mniej więcej dwie trzecie importowanej do Indii broni. I chociaż wszystko wskazuje na to, że Rosja najprawdopodobniej pozostanie najważniejszym partnerem Indii w dziedzinie współpracy obronnej przynajmniej przez kilka najbliższych lat, to biorąc pod uwagę, że oba kraje podpisały umowy o wzajemnych transakcjach w tej dziedzinie, opiewające na miliony dolarów, zwiększająca się konkurencja ze strony firm zachodnich i rosnące doświadczenie Indii w dziedzinie obronności mogą doprowadzić do tego, że Delhi będzie kupować mniej rosyjskiej broni.

Rząd Indii przez lata dążył do zwiększenia możliwości swoich firm obronnych w kwestii produkcji bardziej zaawansowanej i nowoczesnej broni. W ramach tego procesu władze indyjskie skutecznie egzekwowały, aby firmy rosyjskie i zagraniczne w mniejszym stopniu polegały na sprzedaży gotowych systemów, zdatnych do natychmiastowego użytku, a zamiast tego bardziej skupiły się na wspólnych projektach w dziedzinie badań i rozwoju, a także na wytwarzaniu nowych technologii i systemów obronnych. Indyjscy negocjatorzy często wymagają, aby nowe kontrakty w znaczącym stopniu gwarantowały przekazywanie technologii obronnych, i systematycznie nalegają, aby rządy innych państw zgadzały się uczestnictwo indyjskich firm w produkcji (za upoważnieniem), obsłudze i remoncie systemów obronnych.

Jedną z najbardziej znanych umów Rosji z Indiami w okresie postradzieckim była umowa z roku 1998, kiedy oba państwa utworzyły wspólne przedsiębiorstwo BrahMos Aerospacew celu wspólnego opracowania i produkcji taktycznych pocisków manewrujących. Pociski BrahMossą wyposażone w nowoczesne rosyjskie rozwiązania technologiczne, których Moskwa nie sprzedała ani Chinom, ani innym krajom, natomiast same rakiety są produkowane w Indiach. W lipcu 2007 r. indyjskie siły lądowe rozpoczęły umieszczanie pocisków BrahMos na podwoziu Tatra. Tymczasem BrahMos Aerospaceprowadzą testy morskiej wersji tych pocisków, BrahMos-2. Prowadzone są także prace nad wersją powietrzną oraz pociskami na okręty podwodne.

W ostatnich latach oba rządy osiągnęły porozumienie w sprawie innych ważnych transakcji w dziedzinie handlu bronią oraz stworzyły wspólne przedsiębiorstwo w celu wspólnych badań i prac nad samolotem transportowym średniej ładownościprzeznaczonym dla indyjskich i rosyjskich Sił Zbrojnych. Hindustan Aeronautics Limited(HAL) i rosyjska korporacja lotnicza OAK– holding państwowy zrzeszający rosyjskie firmy cywilnego i wojskowego przemysłu lotniczego, m.in. Suchoji MiG– inwestują po 300 mln dolarów we wspólne wysiłki ukierunkowane na stworzenie samolotu, który będzie w stanie przewozić do 18,5 ton ładunku na odległość do 2,5 tys. km. Chcą wypuścić do roku 2017 pierwszy prototyp samolotu transportowego średniego zasięgu, dostosowanego do każdej pogody. Rosyjskie siły powietrzne chcą kupić do stu takich samolotów, które mają zastąpić obecnie używane Ił-214. Indyjskie lotnictwo chce ze swej strony nabyć minimum 35 nowych samolotów, które zastąpią przestarzałą flotę samolotów An-32 – Rosja zajmuje się obecnie ich modernizacją na podstawie oddzielnego kontraktu o wartości prawie 400 mln dolarów.

A jednak, pomimo takiej współpracy, rosyjsko-indyjskie stosunki w dziedzinie obronności stale napotykają na problemy. Warto tu podkreślić krytyczny stosunek Indii do niskiej jakości importowanej z Rosji broni. Najbardziej znanym przypadkiem zamieszania we współpracy obronnej było rosyjsko-indyjskie porozumienie o modernizacji krążownika „Admirał Gorszkow”z czasów radzieckich i o przekazaniu go stronie indyjskiej. Po upadku Związku Radzieckiego były sowiecki krążownik lotniczy, wybudowany w 1978 r., został zacumowany w stoczni „Siewmasz” w północnej Rosji, a rosyjscy oficjele prowadzili spory na temat tego, co z nim dalej robić. Zubożały rząd rosyjski nie miał wówczas wystarczających środków na remont i modernizację statku.

W styczniu 2004 r. rząd Indii podpisał ogólny kontrakt z rosyjskim państwowym eksporterem zbrojeń, firmą „Rosoboroneksport”, w którym flota Indii zgodziła się na kupno krążownika razem z przeznaczonymi do niego samolotami wojskowymi za kwotę 1,5 mld dolarów. W rzeczywistości Hindusi dostali tylko korpus statku o wyporności 44.500 ton, prawie za darmo (jego koszt oceniono według cen złomu), w zamian za nabycie od Rosji nowych samolotów i helikopterów do krążownika oraz sfinansowanie prac remontowych i zmianę wyposażenia okrętu w stoczni „Siewmasz”, których koszt, jak wówczas szacowano, miał wynieść około 1 mld dolarów. Rząd Rosji zobowiązał się do wyszkolenia indyjskiej załogi, zapewnienia wsparcia logistycznego i dostarczenia nowej niezbędnej infrastruktury do nowego portu, w którym okręt miał zacumować, a także dokumentacji technicznej dotyczącej kierowania okrętem i jego obsługi.

Okazało się jednak, że stocznia „Siewmasz” nie zdąży przed pierwotnym terminem kontraktowym, który zakładał przekazanie gotowego krążownika do sierpnia 2008 r. Większość rosyjskich analityków doszła do wniosku, że pierwotny termin był nierealny, ze względu na stopień trudności zadania i chroniczny stan niedofinansowania rosyjskiej branży stoczniowej, która cierpiała na deficyt środków za Jelcyna i na początku rządów Putina i nie zdołała pozyskać wystarczającej liczby zamówień zagranicznych ani zapewnić sobie napływu znaczących inwestycji zagranicznych. Kolejna trudność polegała na tym, że Związek Radziecki budował swoje krążowniki lotnicze na Ukrainie i po upadku Związku Radzieckiego w 1991 r. rosyjskie przedsiębiorstwa wojskowo-przemysłowe straciły dostęp do tamtych stoczni.

Po wielu miesiącach trudnych negocjacji Rosja i Indie uzgodniły nowy termin i warunki wykonania kontraktu. W czasie wizyty rosyjskiego premiera Władimira Putina w Delhi w marcu 2010 r. oba rządy uzgodniły nową cenę dla projektu przekazania krążownika i uzupełniających go samolotów – wyniosła ona około 2,34 mld dolarów. Rosyjska flota przeprowadzi 18-miesięczne morskie testy krążownika, zanim przekaże okręt flocie indyjskiej, co ma nastąpić pod koniec 2012 r. Data dostawy statku może, rzecz jasna, ulec kolejnej zmianie, a poza tym nie jest pewne, czy wszystkie 45 myśliwców Mig-29K/KUB, które mają być przekazane razem z okrętem, będą gotowe przed uzgodnionym terminem. Poza tym indyjscy piloci uczą się latać MiG-29K, ćwicząc start i lądowanie na rosyjskim okręcie „Admirał Kuzniecow”, ciężkim krążowniku lotniczym, który mieści niewielką liczbę samolotów, przez co nie może pretendować do miana pełnowartościowego krążownika lotniczego.

A jednak, mimo niezachwianego zamiaru Indii odnośnie zakupu rosyjskiego krążownika, rosyjscy analitycy obawiają się, że problemy z okrętem oraz innymi elementami transakcji w dziedzinie przemysłu wojennego zaszkodzą Rosji z punktu widzenie konkurencyjnej walki o nowe zamówienia od indyjskiego rządu w sektorze obronności. W lipcu 2009 r. prezydent Dmitrij Miedwiediew nazwał sytuację z krążownikiem „Admirał Gorszkow” „bardzo trudnym doświadczeniem” w stosunkach rosyjsko-indyjskich. Ostrzegł, że „okręt powinien zostać ukończony, w przeciwnym wypadku nastąpią poważne konsekwencje”. Kilka tygodni później indyjski rządowy kontroler i audytor generalny doszli do wniosku, że Indie bardziej skorzystałaby, kupując całkowicie nowy lotniskowiec bądź krążownik lotniczy niż przyjmując „rosyjski prezent” w postaci darmowego okrętu. „W najlepszym wypadku indyjska flota otrzyma, i to z opóźnieniem, wysłużony okręt z ograniczonym terminem zdolności do służby, płacąc za niego o wiele więcej, niż zapłacono by za nowy okręt” – podaje audytor w dokumencie podsumowującym, dołączonym do tegorocznego raportu.

Sprawa atomowego okrętu podwodnego „Nerpa” („Czakra”) K-152 klasy „Akuła-2”, który Indie przejęły od Rosji w leasing na okres 10 lat, okazała się równie problematyczna. Indie, zgodnie z warunkami umowy leasingowej, przekazały setki milionów dolarów na ukończenie budowy „Nerpy” w stoczni nad Amurem w zamian za prawo do 10-letniego okresu korzystania z okrętu i przeszkolenie indyjskiej załogi przez Rosję. „Nerpa” miała rozpocząć dyżur bojowy w indyjskiej flocie w 2008 r. pod nazwą „INS Chakra”. Jednak opóźnienia natury technicznej, a także przypadkowe rozpylenie w listopadzie 2008 toksycznego gazu freonu przez automatyczny system przeciwpożarowy zainstalowany na statku, wskutek którego zmarło 20 osób, a znacznie więcej zostało rannych – doprowadziły do tego, że przekazanie okrętu stronie indyjskiej zostało przedłożone na rok 2010.

W ostatnim czasie pojawiły się doniesienia o problemach, jakie napotkały Indie przy produkcji tysiąca czołgów T-90, kupionych od Rosji w 2001 r. razem z licencją na ich produkcję w Indiach. Taką decyzję Indie podjęły wskutek problemów, które pojawiły się przy produkcji indyjskiego czołgu „Ardżun”. W międzyczasie kupiły od Rosji 300 gotowych czołgów, stając się pierwszym krajem, który kupił nowe czołgi T-90 będące w wyposażeniu rosyjskiej armii od lat 90-tych. Indyjski minister obrony Pallam Radżu zwrócił uwagę na to, że lokalna produkcja T-90 na terenie Indii stanie się „przełomowym wydarzeniem” w rozwoju wojennej samowystarczalności państwa indyjskiego. Jednak według aktualnych danych indyjska fabryka była w stanie wypuścić jedynie około 150 z planowanego tysiąca czołgów T-90. Według indyjskich źródeł strona rosyjska stawia przeszkody w przekazaniu technologii i złożonych kompletów produkcji rosyjskiej, niezbędnych do budowy czołgów w Indiach. Rosyjskie źródła negują te doniesienia i spekulują, że Indie chcą zrzucić na Rosję winę za niepowodzenia indyjskich podwykonawców, którzy nie wywiązali się ze swoich zobowiązań.

Jednak tego rodzaju trudności nie powstrzymały Rosji, która jest zdecydowana, aby utrzymać swojego największego klienta, i zaproponowała Indiom swoje najnowocześniejsze i najbardziej zaawansowane rozwiązania techniczne, usiłując jednocześnie dostosować się do indyjskich planów przekształcenia wzajemnej współpracy z relacji na poziomie „sprzedający-kupujący” w relacje opierające się na wspólnej produkcji broni i jej sprzedaży do krajów trzecich.

W rezultacie oba państwa prowadzą wspólne prace nad niewidocznym wielozadaniowym myśliwcem piątej generacji. Mimo że nie ma ogólnej definicji terminu „samolot piątej generacji”, to przyjmuje się, że powinien być on niewidoczny dla zwykłych radarów (wykorzystanie technologii Stealth). Poza tym myśliwce piątej generacji są wyposażone w zaawansowane zintegrowane uzbrojenie, awionikę i systemy kontroli nawigacyjnej wykorzystujące najnowocześniejsze technologie, takie jak sztuczny intelekt, w celu zwiększenia zdolności manewrowych samolotu i możliwości prowadzenia działań bojowych w jednej przestrzeni informacyjnej.

W październiku 2007 r. korporacja „Suchoj”, która przez 5 lat szukała zagranicznego partnera, oraz indyjskie przedsiębiorstwo państwowe HAL podpisały międzyrządowe porozumienie o wspólnym opracowaniu i produkcji myśliwca z wykorzystaniem technologii Stealth, prace nad którym mogą kosztować ponad 10 mld dolarów. W tym momencie myśliwce piątej generacji są produkowane jedynie w USA.

Obie wersje, rosyjska i indyjska, wspólnego programu produkcji samolotów mają odmienne charakterystyki i różne grafiki, tak aby każda z nich odpowiadała potrzebom własnego kraju. Rosja na przykład woli rozpocząć masową produkcję swojego prototypu T-50 w najbliższych latach po ukończeniu prac, aby konkurować z amerykańskimi F-22 i F-35, w które armia USA jest już wyposażona bądź będą jej one dostarczone w najbliższych latach. Władze Indii, których siły zbrojne już są silniejsze niż u Pakistanu, a może nawet Chin dzięki myśliwcom Su-30MKI, wręcz przeciwnie, są gotowe poczekać do końca dekady, aby poddać testom różne elementy konstrukcji i komponenty swojej wersji tego samolotu, zanim Indie przejdą do masowej produkcji i wypuszczą kilkaset takich statków powietrznych.

Istnieją również niezgodności odnośnie proporcji udziału obu państw w projekcie. Poza tym że każda ze stron chciała oczywiście otrzymać jak największy udział, to strona rosyjska nie chciała zgodzić się, aby przedsiębiorstwa indyjskie opracowały kilka z najbardziej nowoczesnych i skomplikowanych elementów samolotu. Według prognoz udział strony indyjskiej w projekcie powinien wzrosnąć. Indyjski wkład w budowę samolotu wyniesie około 30%, wliczając w to złożone komponenty z funkcją Stealthi częściowo awionikę, deski rozdzielcze w kabinie pilotów oraz system uzbrojenia radioelektronicznego.

Rosyjska korporacja „Suchoj” już opracowała i zademonstrowała publicznie kilka swoich prototypów T-50, które zostały wyprodukowane w ramach projektu PAK-FA. T-50 to pierwszy samolot bojowy skonstruowany i wybudowany w Federacji Rosyjskiej, który będzie mógł, według przypuszczeń, spełniać wiele funkcji, w tym funkcję samolotu do zabezpieczenia przewagi w powietrzu oraz funkcję taktycznego bombowca.

Mimo że Hindusi chcą wykorzystać inną konstrukcję, to z dużym zainteresowaniem obserwowali testy lotnicze T-50, ponieważ wprowadzą wiele zastosowanych w nim rozwiązań technologicznych i konstruktorskich do własnego modelu. W przeciwieństwie do wojskowo-przemysłowych powiązań z Chinami, w stosunku do Indii rosyjscy analitycy są mniej zaniepokojeni potencjalną możliwością, że indyjska dziedzina obronności stanie się konkurencją na rynkach w krajach trzecich. Niektóre niedawne wspólne projekty w dziedzinie badań i praca w sferze obronnej zakładają rosyjsko-indyjskie wysiłki w sferze sprzedaży wspólnej produkcji siłom zbrojnym innych krajów.

Podczas gdy Manmohan Singh spotyka się w Rosji z Putinem i Miedwiediewem, jest zupełnie jasne, że powiązania obu krajów w dziedzinie obronności nie są podobne do małżeństwa (w sferze współpracy wojskowo-technicznej), ustanowionego w niebiosach. Tym niemniej opublikowane w tym tygodniu oświadczenie o tym, że Indie złożyły zamówienie na zakup 42 zmodernizowanych rosyjskich myśliwców Su-30MKI, pokazuje, że obie strony, jak dawniej, mają mnóstwo sposobów, aby nawzajem sobie pomóc.

Richard Weitz

Źródło: „The Diplomat”

Tłumaczenie: Kamila Twardokus, redakcja: twg

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. combat56
    combat56 :

    ,,Władze Indii, których siły zbrojne już są silniejsze niż u Pakistanu, a może nawet Chin dzięki myśliwcom Su-30MKI”
    Budżet MON Indii to ponad 30 MLD $ Chin oficjalnie 90MLD $ nieoficjalnie, co najmniej 100MLD $(dla porównania Polski 30MLD Zł Niemiec 40 MLD $ a Pakistanu jakieś 5 $ plus bezzwrotna pomoc z USA).Trzeba wziąć pod uwagę, że Chińska broń(kupują ją też Pakistan) jest tańsza od uzbrojenia importowanego przez Indie a ponieważ pieniądze te trafiają do rodzimych zakładów można sobie pozwolić na większe wydatki.Chińska zbrojeniówka góruje nad Indyjską pod każdym względem to jest powód, dla którego Indie wyprzedziły Chiny w imporcie uzbrojenia, po prostu Chiny produkują już same większość potrzebnych systemów.
    Jeśli chodzi o samoloty, produkowane i użytkowane operacyjnie są FC-1 w Pakistanie nazywany JF-17 Thunder.Chińczycy nazywają go pierwszym chińskim myśliwcem, choć połowę kosztów badań pokrył Pakistan projektowanie zaczęli uwaga amerykanie skończyli Rosjanie, radar jest z Włoch silnik znowu z Rosji, itd..Dużo bardziej chiński jest J-10.Bazuje on, co prawda na Izraelskim myśliwcu Lavi(lwiątko), ale można go nazwać Chińskim.Historia jego powstania jest dość ciekawa.Izrael rozwijając swoje lotnictwa chciał dysponować dwiema maszynami jedną myśliwską miały nimi być amerykańskie F-15 drugą bardziej bombową.Korzystając ze wcześniejszych doświadczeń w budowie samolotów Nasher(zbudowany na podstawie francuskich projektów wykradzionych przez Mossad) i Kfir oraz amerykańskich pieniądzach zaczęto budować samolot Lavi. W pewnym momencie Amerykanie uznali jednak, że może być on konkurencją dla ich F16 i postanowili częściowo sfinansować zakup tych ostatnich dla Izraela finansowanie programu Izraelskiej maszyny wstrzymano.Jednak opracowane technologie zostały w Izraelu a ponieważ eksport pomarańczy już dawno przestał być podstawą Izraelskiej gospodarki postanowiono poszukać klienta okazali się nimi Chińczycy.Maszyna początkowo tak jak FC-1 miała dużo elementów zagranicznych, ale z czasem ulega sinoizacji.W ostatnich dniach przekroczono kolejny próg technologiczny prezentując na tej maszynie radar z aktywnym skanowaniem fazowym.Został opracowany przez Nanjing Research Institute of Electronics Technology (NRIET). Pracuje w paśmie X (8-12 GHz), a moc jego zasilania wynosi ponad 10 kW. Składa się z 1152 modułów nadawczo-odbiorczych.
    Wcześniej NRIET opracował radar z AESA do samolotu dalekiego rozpoznania i dowodzenia KJ-200.Indie importują zarówno samoloty wczesnego ostrzegania jak i radiolokatory dla samolotów. Chińczycy skopiowali tez sprzedawane przez Rosje samoloty Su30MKK(tak samo jak Indyjskie Su30MKI bazuje na samolocie Su27 ale nie ma silników z wektorowaniemm ciągu ,,zachodniej” awioniki, i radaru ze skanowaniem fazowym)
    Wreszcie Chiny zaprezentowały swój własny prototyp samolotu 5 generacji J-20.Nawet, jeśli prace nad nim potrwają długo to nie jest powiedziane, że nie wejdzie on do produkcji przed T-50.Byc może jest to powodem zainteresowania Indii interwencyjnym zakupem samolotów F35(gdyby amerykanie zgodzili się na transfer technologii może w tedy całkowicie zarzucono by udział w produkcji T-50.)
    Chiny prowadzą też w produkcji lotniskowców bo ich pierwsza maszyna choć tez pochodziła z byłego ZSRR została doprowadzona do użytku we własnych stoczniach, a okrętów podwodnych z napędem atomowym nie muszą leasingować produkują własne typu Han i Shang.To samo tyczy okrętów konwencjonalnych Indie importują je z Francji i Rosji CHrL opracowało własne udane modyfikacje Rosyjskich jednostek typu Kilo.
    Oczywiście Su30MK będący połączeniem Francuskiej i Izraelskiej awioniki z rosyjskimi osiągami ma dużo większe możliwości niż maszyny chińskie, ale większe możliwości maja tez maszyny amerykańskie. Chińczycy równoważą tą przewagę odpowiednia strategia w przypadku amerykanów tzw. strategia antydostępowa(o której będzie dalej) w przypadku Indii maja przewagę w każdym innym elemencie dodatkowo udało im się okrążyć półwysep Dekan ich sojusznikiem jest nie tylko Pakistan ale także Birma i Sri Lanka gdzie maja swoje bazy Marynarki wojennej .S koro nieporównywalnie silniejsza armia amerykańska miała by problemy z Chińczykami to wątpię żeby Indie za sprawą jednego elementu takiego jak Su30MKI sobie poradziły. Nie chce mi sie pisać wkleję wiec tekst z Polski Zbrojnej. Traktuje on głównie o amerykańskiej odpowiedzi na chińska strategie, ale siła rzeczy jest i o chińskich koncepcjach

    ,,Odpowiedzią Stanów Zjednoczonych na rozwój chińskich zdolności militarnych jest koncepcja bitwy powietrzno-morskiej.
    Od kilku lat w amerykańskich opracowaniach na temat rozwoju chińskich zdolności militarnych pojawia się pojęcie „strategia antydostępowa”. Polega ona na pozbawieniu przeciwnika możliwości dotarcia do stałych elementów infrastruktury wojskowej (takich jak wysunięte bazy) czy też rozmieszczenia wojsk na teatrze działań.

    Równolegle funkcjonuje także termin „odmowy dostępu do obszaru” (area denial), co oznacza uniemożliwienie drugiej stronie operowania siłami już rozmieszczonymi i stwarzania zagrożenia dla celów ruchomych (głównie okrętów). Rozwój tego rodzaju zdolności jest dla Stanów Zjednoczonych jeśli nie zagrożeniem, to co najmniej poważnym wyzwaniem. Odpowiedzią supermocarstwa ma być koncepcja bitwy powietrzno-morskiej, integrującej działania US Navy i US Air Force.

    HIPOTETYCZNE ZAGROŻENIE

    Gdy w latach 1995 i 1996 doszło do sytuacji kryzysowych związanych z Tajwanem, nazywanym na kontynencie zbuntowaną chińską prowincją Tajpej, Stany Zjednoczone wysłały w ten rejon dwie lotniskowcowe grupy bojowe. Demonstracja siły na morzu mocno ostudziła konfrontacyjne zapędy komunistycznych władz.

    Ta bolesna i bez wątpienia odebrana jako upokarzająca lekcja skłoniła Chińską Republikę Ludową do skoncentrowania się na rozwoju morskich sił zbrojnych, w tym także asymetrycznych systemów uzbrojenia i taktyk działania. Aby ograniczyć lub wręcz uniemożliwić działania US Navy, Chiny nie potrzebują jedenastu lotniskowcowych grup bojowych, muszą jednak znacząco zwiększyć polityczne i militarne koszty zaangażowania. Temu właśnie ma służyć flota ponad pięćdziesięciu konwencjonalnych i nuklearnych okrętów podwodnych, w większości wyposażonych w rakiety przeciwokrętowe, a także rakiety balistyczne zdolne do rażenia lotniskowców, nowoczesne niszczyciele i fregaty rakietowe, myśliwce oraz bombowce uzbrojone w pociski Cruise. Chińczycy mają również rozbudowaną wzdłuż wybrzeży kraju sieć obrony powietrznej, około tysiąca dwustu rakiet krótkiego zasięgu, w większości skupionych w rejonie Cieśniny Tajwańskiej, oraz przeszło setkę pocisków średniego zasięgu. Mogą one razić cele w Japonii, Korei czy na Guam, gdzie znajdują się bazy USA.

    Amerykańska obecność na obszarze zachodniego Pacyfiku opiera się na istnieniu kilku kluczowych baz oraz sojuszach z Japonią i Republiką Korei. Nie ma jednak możliwości wejścia w głąb lądu, którą w niewielkim tylko stopniu zapewniają północne obszary Japonii i Australii. Wyłączenie z rozgrywki takich baz, jak Kadena, Misawa, Sasebo, Osan czy Kunsan, wypchnęłoby Amerykanów poza tak zwaną pierwszą linię wysp. Jeśli doszłoby także do zniszczenia baz lotnictwa i floty na Guam, US Navy straciłaby całkowicie zaplecze logistyczne i wsparcie US Air Force w regionie. Jej zdolności działania zostałyby poważnie ograniczone, zwłaszcza gdyby Chińczycy zdecydowali się na podjęcie akcji przeciwko amerykańskim satelitom i na cybernetyczne ataki na sieci C4ISR. Nie ma znaczenia, w jakim stopniu ten scenariusz jest realny. Aby pozostać wiarygodnym graczem, supermocarstwo musi wziąć pod uwagę wszystkie warianty rozwoju wydarzeń.

    TAJNE PRACE

    Prace nad koncepcją bitwy powietrzno-morskiej ruszyły we wrześniu 2009 roku po podpisaniu wstępnego porozumienia pomiędzy zainteresowanymi rodzajami sił zbrojnych. Usankcjonował je niejako czteroletni przegląd obronny (QDR) z 2010 roku, w którym zalecano opracowanie wytycznych określających, jak pokonać przeciwnika, zwłaszcza uzbrojonego w zaawansowane technologicznie systemy „antydostępowe”.

    Koncepcja ta ma wskazać, w jaki sposób lotnictwo i marynarka powinny zintegrować działania w powietrzu, na morzu i lądzie, w przestrzeni kosmicznej i cyberprzestrzeni, aby utrzymać (a w razie potrzeby przywrócić) swobodę działania amerykańskich sił rozmieszczonych na obszarze zachodniego Pacyfiku. Prace te nie są jawne, jednak z materiałów publikowanych w specjalistycznych periodykach, z oficjalnych wystąpień wojskowych i polityków oraz opracowań wpływowego Center for Strategic and Budgetary Assessments wyłania się ich w miarę szczegółowy obraz.

    Bitwa powietrzno-morska nie jest doktryną operacyjną, nie określa założeń ewentualnej kampanii na szczeblu taktyczno-operacyjnym. Ma być raczej narzędziem podtrzymania wiarygodności USA oraz amerykańskich wpływów w regionie poprzez (jak to ujęli analitycy CSBA) demonstrowanie sojusznikom, że nie padną oni ofiarami szantażu ze strony Chin oraz że nie grozi im żadna forma finlandyzacji. Aby osiągnąć ten cel, Stany Zjednoczone muszą zachować zdolność do interwencji w razie konfliktu z ChRL, wliczając w to przystąpienie do wojny konwencjonalnej. Co istotne, koncepcja nie zakłada, że tak się stanie, a samo demonstrowanie zdolności ofensywnych ma być czynnikiem zmniejszającym prawdopodobieństwo zaistnienia takiego scenariusza.

    PLAN BITWY

    Waszyngton przyjmuje, że do konfliktu zbrojnego doszłoby z inicjatywy Państwa Środka. W pierwszej kolejności nastąpiłby wówczas atak na amerykańskie satelity odpowiadające za rozpoznanie i łączność, co spowodowałoby ich fizyczną eliminację bądź zakłócenie działania (cyberwojna). Kolejnym etapem byłyby ataki rakietowe (z użyciem pocisków balistycznych i samosterujących) na amerykańskie oraz japońskie bazy lotnictwa i marynarki, a także na okręty wojenne znajdujące się w odległości do 1500 mil morskich od chińskich wybrzeży.

    Zadaniem rozmieszczonych wcześniej konwencjonalnych i atomowych uderzeniowych okrętów podwodnych byłoby z kolei przerwanie morskich linii komunikacyjnych (SLOCs), a tym samym uniemożliwienie przesunięcia i zaopatrywania sił amerykańskich. Teatr działań wojennych objąłby obszar od Hawajów po Diego Garcię, odciągając tym samym znaczne siły US Navy z regionu zachodniego Pacyfiku. Efektem takich ataków byłyby: utrata przez siły USA tak zwanych obszarów bezpiecznych (sanctuaries), w których mogłyby się one w miarę swobodnie przegrupowywać i przygotowywać lub prowadzić operacje militarne; utrata bądź zakłócenie działania sieci łączności i dowodzenia; uniemożliwienie dostępu do rejonu działań wojennych, a w konsekwencji całkowity zanik inicjatywy strategicznej i operacyjnej.

    Należy również zwrócić uwagę na sytuację sojuszników Stanów Zjednoczonych – taki rozwój wypadków oznaczałby najprawdopodobniej utratę Tajwanu i Republiki Korei oraz poważne zagrożenie Japonii. Ten ostatni kraj jest kluczowy dla układu sił w regionie, między innymi z uwagi na marynarkę wojenną i lotnictwo stanowiące istotne wsparcie US Navy w zakresie zwalczania okrętów podwodnych, celów balistycznych oraz rozpoznania elektronicznego pola walki.

    Podstawowym celem USA, a zarazem początkiem pierwszego stadium bitwy powietrzno-morskiej byłoby przetrwanie ataku przy jak najmniejszych startach własnych, a następnie przeprowadzenie uderzeń w sieć dowodzenia nieprzyjaciela, ograniczenie (eliminacja) jego zdolności do ataków dalekiego zasięgu, a w rezultacie przejęcie i utrzymanie inicjatywy operacyjnej w powietrzu, na morzu, w przestrzeni kosmicznej i cyberprzestrzeni. Drugim stadium (część operacji mogłaby przebiegać równolegle z pierwszym) byłaby kontynuacja kampanii utrzymania inicjatywy we wszystkich tych obszarach, przerwanie morskich linii komunikacyjnych i rozpoczęcie blokady morskiej, utrzymanie własnych zdolności logistycznych oraz (co nie jest już zadaniem stricte militarnym) zwiększenie produkcji zbrojeniowej, zwłaszcza precyzyjnych systemów rażenia.

    Prowadząc takie działania, lotnictwo i marynarka mają sobie wiele do zaoferowania. I tak, na przykład, operacje US Air Force przeciwko elementom chińskiej infrastruktury ISR (Intelligence, Surveillance, Reconnaissance) wpłyną na swobodę działania jednostek US Navy. Wyposażone w system Aegis okręty mogą wówczas roztoczyć parasol antyrakietowy nad bazami lotniczymi, a odpalane z jednostek nawodnych i podwodnych pociski Tomahawk znacząco zmniejszyć możliwości chińskiej obrony przeciwlotniczej. Pozwoli to US Air Force na prowadzenie ataków w głębi chińskiego terytorium przeciwko operującym tam wyrzutniom pocisków balistycznych, stacjom radarów pozahoryzontalnych oraz lotniskom. Wyeliminowanie przez lotnictwo US Navy chińskich myśliwców umożliwi przesunięcie bliżej wybrzeży powietrznych tankowców US Air Force, a w dalszej kolejności wykorzystanie bombowców strategicznych do misji wymuszania blokady morskiej, w tym minowania i patrolowania wyznaczonych rejonów.

    W ostatnich miesiącach mówi się również o konieczności wpisania w koncepcję bitwy powietrzno-morskiej Korpusu Piechoty Morskiej. Gdyby bowiem w początkowej fazie konfliktu doszło do zajęcia przez ChRL części spornych wysp i archipelagów, ich odzyskaniem musiałyby zająć się Stany Zjednoczone, państwa regionu nie mają bowiem takich formacji jak United States Marine Corps.

    Bitwa powietrzno-morska nie byłaby szybką kampanią. Według amerykańskich szacunków sama operacja przywrócenia przewagi powietrznej nad Japonią, kluczowa dla rozpoczęcia dalszych działań, mogłaby potrwać kilka tygodni. Kilkanaście zajęłoby wywalczenie podobnej przewagi nad wodami wewnątrz pierścienia pierwszej linii wysp i uczynienia zeń obszaru „morza niczyjego”, na wzór pasa „ziemi niczyjej”, znanego z pól I wojny światowej. O kilkumiesięcznej nawet perspektywie mówi się w przypadku działań przeciwko chińskim okrętom podwodnym, trudno również wyobrazić sobie skuteczną, a jednocześnie krótkotrwałą blokadę morską czy gwałtowne (w ciągu kilku tygodni) zwiększenie produkcji zbrojeniowej. Choć w nazwie koncepcji pojawia się słowo „bitwa”, jest to całościowa kampania, będąca reakcją post factum na atak nieprzyjaciela.

    SCENARIUSZE WASZYNGTONU

    Chociaż bitwa powietrzno-morska skupia się na opisie działań wojennych, koniecznych do zwycięstwa w konfrontacji militarnej z Chinami, jej podstawowym celem jest niedopuszczenie do takiej sytuacji. Poprzez zademonstrowanie zdolności do zwycięstwa nawet w skrajnie niekorzystnych okolicznościach będzie ona spełniać funkcję odstraszającą, a zarazem uwiarygodni politykę Stanów Zjednoczonych, umocni ich pozycję w regionie i wpłynie na zwiększenie asertywności Japonii, Republiki Korei oraz państw niebędących formalnie sojusznikami USA, a uwikłanych w spory graniczne z Pekinem i obawiających się chińskiej dominacji. To zaś już dziś pozwala Waszyngtonowi snuć scenariusze wykorzystania lotnisk na Filipinach, w Indonezji czy Wietnamie, czyli potencjalnego rozproszenia sił i uczynienia ich mniej podatnymi na zaskakujący atak, co w konsekwencji sprawia, że staje się on jeszcze mniej prawdopodobny.”