Bić Krzyżaków pod znakiem Krzyża

JEST: wtorek 22 VI 2010

BYŁ: czwartek 22 VI 1410…bez Boga ni do proga…

Z początkiem czerwca roku 1410 król wyruszył przez Stopnicę i Szydłów na Święty Krzyż, czyli Łysą Górę. Wtedy (i długo, długo potem) uważano to miejsce za główne sanktuarium Królestwa Polskiego – tu w kościele benedyktyńskiego klasztoru przechowuje się relikwie Drzewa Krzyża, te same, które dały nazwę okolicznym górom Świętokrzyskim. Król, przybywszy do podnóża łysogórskiego grzbietu-

„…zatrzymał się dwa dni, w czasie których pieszo piął się w górę o świcie do klasztoru św. Krzyża na Łysej Górze i przez cały dzień na klęczkach odprawiał modły i rozdawał jałmużny, powierzając siebie i swoją sprawę opiece Boskiej i Świętego Krzyża. I nie wracał z modłów i klasztoru na posiłek wcześniej jak o zmroku, utrudzony całodziennym postem i modlitwą”…

Zacytowałem tu po raz pierwszy kronikę Długosza, która będzie nam odtąd często gęsto towarzyszyć w grunwaldzkim itinerarium. Dzięki Długoszowi wiemy, że król wyjechał spod klasztoru na Łysej Górze w poniedziałek 19 czerwca, i że już następnego dnia był w Bodzentynie, gdzie przyjmował posłów książąt słupskich, szczecińskich i meklemburskich. Ci ofiarowywali mu posiłki przeciwko Krzyżakom, jak pisze nieoceniony kronikarz, „według ich słów wielkie i silne, w rzeczywistości zaś zebrane naprędce i śmiesznie skromne”. 22 czerwca był już w Żarnowie.

Sytuacja

Przypomnijmy. Wojna trwała od roku. Pierwsza jej runda przyniosła remis: Krzyżacy spustoszyli polskie pogranicze zdobywając ziemię Dobrzyńską i Bydgoszcz; te ostatnią król wkrótce im odebrał. Jesienią podpisano zawieszenie broni, które miało trwać (i trwało) aż do Nocy Świętojańskiej Roku Pańskiego 1410.

Spoko wodza

No i właśnie koniec tego zawieszenia broni zbliżał się wielkimi krokami. Jagiełło żył jednak raczej bezstresowo. Tak przynajmniej sądzę. Wiedział, co należało czynić, wypełniał z góry ustalony plan, wymyślony jeszcze zimą w tajnych dysputach z Witoldem i podkanclerzym Mikołajem Trąbą. Teraz nie musiał wykonywać gwałtownych ruchów, machina państwowa – o dziwo, słowiańska – została już dawno wprawiona w ruch i działała nieźle; rycerstwo (w liczbie dotąd chyba niesłychanej i niewidanej) już się zjeżdżało, przenośny „most pontonowy” spławiano tajnie ku Czerwińskowi, a zapasy prowiantów i rzeczy potrzebnych powoli transportowały się do Wolborza, czyli na miejsce głównej zbiórki.

Tam król był na razie niepotrzebny. Koniec kwietnia i początek maja spędził więc spokojnie w Krakowie, potem przeniósł się do swego ulubionego Nowego Korczyna. Stolicy nie darzył zbytnim sentymentem. Przed podjęciem właściwej wyprawy miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż troska o materialną stronę wyprawy czy spoglądanie z góry na krakowskie dachy. Teraz zamierzał uczynić coś wręcz przeciwnego: właśnie zadzierać głowę i piąć się wzwyż w charakterze petenta, który kołacze z prośbą do bram Wiekuistego. Nie zaniedbując przygotowań doczesnych, właściwy początek kampanii przypieczętował duchowo: pokutnie i pokornie. Ślubował też, że równie pieszo, pokutnie i pokornie tę kampanie zakończy, tym razem u Bożego Ciała w Poznaniu. Również i tego ślubu dane mu było dopełnić.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – –

Tekst Jana Długosza podaję w przekładzie Julii Mrukówny, wg wydania: Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. VI/2, I, Księga 10 i 11, 1406-1412, red. J. Garbacik, K. Pieradzka, przeł. J. Mrukówna, Warszawa 1982

– – – – – – – – – – – – –

ZOBACZ: fragmenty nowego programu JK i Klubu Świętego Ludwika „Grunwald po Kowalsku”; płyta wkrótce, premiera miała miejsce 20 maja, mp3 p[od adresem:

http://www.jacekkowalski.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=133&Itemid=81

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply