Mrzonki i płonące wydmy

Turkmenistan posiada czwarte co do wielkości złoża gazu ziemnego, a jego dumny naród żyje w ucisku pod rządami dyktatury. Niektórzy ludzie nadal mieszkają w namiotach koczowniczych (jurty) i piją deszczówkę. Między namiotami biegają zabiedzone, półnagie dzieci. Podczas gdy Turkmenistan zawiera każdego roku wielomilionowe transakcje na gaz, średnia krajowa pensja wynosi poniżej 300 dolarów miesięcznie.

Cały dochód z gazu przelewany jest na zagraniczne konta lub na budowę marmurowych fontann i pałaców w stolicy, której widok nachalnie nasuwa skojarzenia z wizją orwellowskiego świata w “Roku 1984.” Podświetlane wieżyczki to siedziby turkmeńskich odpowiedników Ministerstwa Prawdy, Pokoju i Obfitości górujące nad sowieckim miasteczkiem o dość niskiej zabudowie, gdzie szczęśliwi ludzie piją herbatkę na chodnikach
a owieczki idyllicznie skubią trawkę.

Dzisiejsze państwo to w większości spadek po Saparmuracie Nijazowie, który przejął władzę po upadku Związku Sowieckiego i obrócił ten postkomunistyczny zaścianek w średniowieczną dyktaturę. Ograniczając materiał szkolny, zamykając szpitale i wyrzucając wykwalifikowanych Rosjan z pracy, pozbawił swój lud odpowiedniego dostępu do edukacji
i ochrony zdrowia.

Omamiany pochlebstwami otoczenia, przekupywany przez zagraniczne firmy, tak rosyjskie jak i zachodnie, Nijazow ogłosił się “Turkmenbashi,” ojcem wszystkich Turkmenów, a jakby tego było mało, dożywotnim prezydentem Turkmenistanu. Sam Stalin byłby z niego dumny. Centralną część Aszchabadu, stolicy kraju, dumnie zdobi 75-metrowy łuk neutralności. Na jego szczycie znajduje się dwunastometrowy, pozłacany pomnik Nijazowa, który obraca się o 360 stopni w ciągu doby, aby zawsze stać twarzą do słońca. Podświetlany w nocy pomnik wygląda jak rakieta gotowa do odpalenia. Umierając w 2006 roku, Nijazow zostawił po sobie kraj jakby z innej planety: miejsce zupełnie odcięte od świata, gdzie nawet miesiące w kalendarzu nazwano na cześć jego i jego matki.

Na wieść o jego nagłej śmierci kraj odetchnął z ulgą. Sprawnie przeprowadzony zamach stanu wsadził konstytucyjnego następcę ojca narodu do więzienia, a władzę w państwie przejął Gurbanguly Berdimuhamedow, były minister zdrowia. Nowy przywódca przywrócił obowiązujący w normalnym świecie kalendarz i otworzył nieco granicę, w każdym razie wystarczająco, by wślizgnęły się do kraju liczne zagraniczne delegacje. I choć zniknęło kilka pomników Turkmenbashi, to scentralizowany, skorumpowany system nie przeszedł właściwie żądnej większej reformy.

– Berdimuhamedow nie jest naturalnie wybranym przywódcą, dlatego cały czas ma potrzebę pokazywania się z “aktywnej” strony – zauważa zagraniczny obserwator. Dość szybko wprowadził zmiany kosmetyczne, ale nie zabrał się za poważne reformy, które mogłyby podkopać jego władzę. Także “odwilż” skończyła się zanim się na dobre zaczęła. W lipcu zabroniono 150 młodym ludziom studiowania na American University of Central Asia (AUCA) w Kirgistanie. Za czasów Nijazowa poniżonych urzędników skuwano w kajdanki zaraz po tym, jak stracili pracę. Obecnie daruje się im kilka miesięcy wolności, po czym lądują w tajnych więzieniach. Andrei Zatoka, aktywista na rzecz ochrony środowiska, został zaaresztowany i pod sfałszowanymi zarzutami wydalony z kraju. Turkmeni wyedukowani zagranicą często boją się wracać do kraju.

Nie jest jednak aż tak źle, ponieważ prezydent zauważył w końcu zjawisko gospodarki rynkowej.Oświadczył, że chciałby, aby do 2020 roku sektor prywatny niezwiązany z wydobyciem gazu wytwarzał 70 % PKB. Prasa lokalna zareagowała deszczem pochwał. “Wszyscy jesteśmy świadkami jak dzięki naszemu przywódcy rodzi się nowy, lepszy kraj; wzbudzamy podziw i szacunek opinii międzynarodowej.”

Berdimuhamedow kreowany jest na bohatera narodowego. Telewizja nie omieszka wyemitować relacji z jego kolejnego heroicznego czynu. Ostatnio pokazano, jak bohaterski dentysta przeprowadza operację. Następnego dnia służby bezpieczeństwa skonfiskowały gazety zawierające kompromitujące zdjęcia zrobione przez spostrzegawczego obserwatora tego wydarzenia: Berdimuhamedow odczytywał zdjęcia rentgenowskie trzymając je “do góry nogami.” (…)

Główny gazociąg z Turkmenistanu (monopolista gazowy wytwarza 70 % PKB Turkmenistanu) idzie przez terytorium Rosji, co pozwala Gazpromowi dyktować warunki. W ostatnich latach w ramach buntu przeciwko jawnemu wyzyskowi, Turkmenistan podniósł ceny, a Rosja nie miała innego wyjścia, jak się na to zgodzić. Jednak, gdy w czasach kryzysu spadło zapotrzebowanie na gaz, Gazprom nie odnowił kontraktu, tylko po prostu wstrzymał import. (…)

Rozwścieczony Berdimuhamedow chciałby obejść Rosję, lecz nie jest to takie proste. Póki co, Turkmenistan traci miliard dolarów każdego miesiąca, gdyż Rosja nie wznowiła jeszcze importu gazu. Być albo nie być Turkmenistanu jest w znacznej mierze uzależnione od tego surowca.

Źródło: The Economist

http://www.economist.com/world/asia/displaystory.cfm?story_id=15065905

Oprac. i tłum.: Marzena Bielawska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply