W Rosji powstaje milicja patriarchalna

Coraz częstsze są na wschodzie ataki agresji Patriarchatu Moskiewskiego względem mniejszości prawosławnych. Niebezpieczne przenika się też w Rosji religia z polityką.

Rok 1990, ZSRR, okres pierestrojki w pełni. Wolność wyznania została zagwarantowana normami prawnymi. Dziś natomiast w szybkim tempie postępuje odbudowa stanu przed ową reformą. Jak podaje VCIOM, urząd statystyczny powiązany z rosyjskimi władzami, połowa ankietowanych Rosjan popiera pomysł stworzenia milicji ochotniczej, która – kontrolowana przez Patriarchat Moskiewski – zasiliłaby szeregi policji. Armia patriarchalna ma już własny mundur: czarny z czerwonymi paskami na ramionach. Jej zadaniem będzie dbanie o miejsca kultu. Pomysł ten zainicjował Iwan Otrakowskij, znany lider ruchu skrajnej prawicy Święta Ruś. Otrakowskij zamierza utworzyć w każdej parafii tzw. „klasy szkoleniowe”, gdzie wierni będą mogli nauczyć się, w jaki sposób skutecznie chronić miejsca święte przed wandalami.

Każda parafia stanie się zatem miejscem strzegącym porządku publicznego. Według doniesień agencji Interfax-Religion,patrole patriarchalne będą również nadzorowały ulice oraz miejsca publiczne. Wydaje się bowiem, że za przykładem piosenkarek z Pussy Riot idą także inni wandale, którzy za cel obrali sobie miejsca oraz przedmioty święte. Należy jednak pamiętać, że sytuacja ta nie jest tak jednoznaczna jakby się mogło wydawać. Po pierwsze, akty wandalizmu wobec cerkwi oraz przedmiotów wotywnych nie wydają się być jedynie wyczynami mającymi na celu znieważenia o charakterze świętokradczym. Owe zachowania można odczytać jako sprzeciw wobec reżimu Władimira Putina oraz bunt przeciwko rosyjskiej Cerkwi, która coraz bardziej przypomina longa manuswładzy państwowej. Nieprzypadkowo dysydenci rosyjscy mówią o Cerkwi, jako kopii tej z okresu Rosji sowieckiej, gdy Patriarchat Moskiewski kierowany był przez agentów KGB, a autentyczna cerkiewna tradycja kontynuowana była w postaci cerkwi katakumbowej, ukrytej w prywatnych domach i budynkach. Po drugie, tego typu patrole istnieją od co najmniej dziesięciu lat, co nie zapobiegło dotychczasowym aktom wandalizmu czy nalotom w „stylu Pussy Riot”. Ich celem są inne jurysdykcje prawosławne, które znajdują się na terenie Rosji.

Należy przyjrzeć się niektórym faktom, zaistniałym niedawno, jak i tym z odległej przeszłości, które mogą poświadczyć o jednym: nieformalne patrole Świętej Rusi istnieją od lat, dopuszczają się przemocy oraz cieszą się pełnym poparciem moskiewskich i lokalnych hierarchów cerkiewnych. Są czymś w rodzaju „ziemskiej sprawiedliwości” wymierzanej do tej pory po cichu. Wygląda na to, że, po latach niezdecydowania ze strony rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, doczekały się „błogosławieństwa” ze strony państwa. Zresztą, rzeczywistość mówi sama za siebie.

Dnia 1 lipca br. grupa mężczyzn działająca w ramach patrolu patriarchalnego zajęła siłą cerkiew w ukraińskim mieście Malin (obwód żytomierski). Budynek ten znajdował się pod jurysdykcją Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego poza granicami Rosji (Russian Orthodox Church Outside Russia – ROCOR) i kierowany był przez metropolitę Agafangela z Odessy, który, wraz z dwoma innymi biskupami, odrzucił zjednoczenie z Moskwą zaproponowane przez hierarchów ROCOR w 2007 roku, kontynuując tym samym tradycję cerkiewną w ramach diaspory powstałej w latach 30. ubiegłego wieku. Według sporządzonych raportów oraz zeznań świadków, mężczyźni z patrolu zaatakowali proboszcza archiprezbitra Wasilija Demczenko. Wykrzywiając mu ręce i rzucając na posadzkę, wyciągnęli go na zewnątrz. Cała akcja obróciła się jednak przeciwko agresorom. Wierni, w akcie solidarności z proboszczem, otoczyli cerkiew uniemożliwiając im otrzymanie jakiejkolwiek żywności z zewnątrz. Tożsamość zwierzchnika patrolu stała się jasna, gdy do miasta przybył “moskiewski” metropolita Wissarion (Stretowijcz), arcybiskup Owrucza i Korostenia, popierający zajęcie cerkwi. Zamiast ciepłego przyjęcia musiał zmierzyć się z falą protestów ze strony wiernych, którzy oddalili go oraz okupantów ze swojej świątyni. Historia cerkwi z Malina sięga dziesięciu lat wstecz, kiedy to ojciec Wasilij Demcaenko oraz miejscowi wierni postanowili odbudować zrujnowany budynek znajdujący się w centrum miasteczka. Z biegiem lat budynek został wyremontowany dzięki pracy oraz środkom zainwestowanym przez wiernych. Próby przejęcia świątyni ze strony Moskwy rozpoczęły się, gdy proboszcz zdecydował się odnowić także zewnętrzną część konstrukcji, zdobiąc ją freskami. Od tego momentu Patriarchat Moskiewski, pomimo braku prawa do jakichkolwiek roszczeń wobec własności cerkwi oraz pomimo faktu, iż budynek legalnie należy do ROCOR, wypowiedział wojnę mieszkańcom Malina, grożąc im procesami sądowymi, wykorzystując przeciwko nim wpływy polityczne oraz nękając okupacjami. Dalsze agresje miały miejsce 8 i 12 lipca (uroczystość św. Piotra i Pawła), kiedy to ceremonie zostały gwałtownie zakłócone, natomiast 15 lipca patrol od rana czekał pod cerkwią na proboszcza, by po jego wyjściu zająć budynek.

16 lipca władze cerkiewne Patriarchatu Moskiewskiego postanowiły zorganizować trzy nieautoryzowane pochody, potwierdzając tym samym „stan oblężenia”. Podczas gdy wierni kontynuowali modlitwę, kilkanaście minibusów z umundurowanymi mężczyznami z patroli w środku czekało na okazję, by ponownie zająć cerkiew. Metropolita Agafangel w liście do władz cerkiewnych napisał, że „Patriarchat Moskiewski podjął aż dziewięć prób zajęcia świątyni. Te nielegalne działania odbywają się pod zwierzchnictwem metropolity Wissariona z Owrucza, za cichym przyzwoleniem władz regionalnych i powiatowych oraz policji i prokuratury”. Kolejny pochód patroli miał miejsce 22 lipca, a jego efektem byłaponowna okupacja cerkwi oraz konfrontacja z ludnością Malina. Sam szef miejscowej policji, jak poinformował metropolita Agafangel, dawał instrukcje mężczyznom z patroli, w jaki sposób kontynuować zajęcie budynku.

Ciągły „stan oblężenia” dotyczy również katedry Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej w ukraińskim mieście Suzdal (obwód włodzimierski). Jest to stara, rosyjska cerkiew katakumbowa, czyli ten odłam Cerkwi, który nie zgodził się na przyłączenie do sowieckiego Patriarchatu Moskiewskiego i właśnie dlatego był długo i dotkliwie prześladowany. Niektórzy postrzegają ową świątynię jako spuściznę antycznej, przedrewolucyjnej Cerkwi rosyjskiej. Wśród ataków, gróźb oraz wszelkiego rodzaju zastraszeń, warto przytoczyć zdarzenie, które miało miejsce w 2002 roku. Diakon Andriej Smirnoks został wtedy dotkliwie pobity pod koniec odprawianej przez niego mszy. Powód: odmowa podania ludziom z patrolu „kompromitujących informacji” dotyczących prymasa Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej.

W zeszłym miesiącu, przy okazji przygotowań do wizyty patriarchy Cyryla w diecezji włodzimierskiej, rosyjskie władze przeprowadziły „indywidualne wywiady” z wiernymi należącymi do parafii Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej. Powodem odwiedzin u każdej z rodzin było zaniepokojenie ewentualnymi masowymi protestami, skierowanymi przeciwko patriarsze. Nierozwiązana pozostaje bowiem kwestia opieki nad relikwiami świętych Eufemiusza i Eufrozyny z Suzdala, historycznie należącymi do Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej, która uratowała je przed ich rekwizycją w 1917 roku.

Niekorzystna sytuacja zaistniała na Ukrainie nie może się jednak równać kłopotom, z którymi borykają się parafie znajdujące się na ziemiach rosyjskich. Tu Patriarchat Moskiewski ma nieograniczoną władzę. Położenie innych jurysdykcji cerkiewnych na Ukrainie jest zdecydowanie łatwiejsze ze względu na ciągłą wojnę pomiędzy Patriarchatem Moskiewskim (w celach ekspansywnych) a tym Kijowskim.

Zachowanie działających w Rosji patroli patriarchalnych staje się coraz bardziej brutalne. Jako przykład może posłużyć incydent z kwietnia br., kiedy to podczas czuwania w dzień Wigilii Paschalnej dziesięciu mężczyzn zaatakowało moskiewską parafię p.w. Świętych Męczenników i Wyznawców, należącą do ROCOR. Po tym, jak parafianom z trudem udało się zamknąć drzwi do świątyni, grupa z patrolu obrzuciła ją kamieniami i butelkami, wykrzykując przy tym obelgi w stronę zgromadzonej w niej wiernych. Pomimo natychmiastowego zawiadomienia policji, przyjechała ona po dość długim czasie, a agresorzy nie ponieśli żadnej odpowiedzialności.

Trudno nie wspomnieć parafii p.w. Wniebowstąpienia Pańskiego, należącej do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego poza granicami Rosji. W nocy z 24 na 25 kwietnia, po raz czwarty tylko w 2012 roku, ktoś celowo podłożył ogień. Ponadto, w 2004 roku patrole podpaliły garaż w budynku, w którym znajduje się siedziba Synodu Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej (warto podkreślić, iż znajduje się naprzeciwko posterunku policji), a w 2005 zaprószyły ogień w moskiewskim klasztorze przy ul. Wasiliewskaja. Na próżno wspominać by o licznych, hałaśliwych nalotach chuligańskich w czasie liturgii oraz o ciągłych procesach sądowych, którym Autonomiczna Cerkiew Rosyjska oraz Rosyjski Kościół Prawosławny poza granicami Rosji muszą stawiać czoła zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie i w USA. Sprawy sądowe, dotyczące głównie praw własności, których domaga się Patriarchat, kończą się zazwyczaj zwycięstwem tego ostatniego.

Republika Mołdawii, obszar zainteresowań zarówno Rosji sowieckiej, jak i tej Putina, także nie została oszczędzona. Dnia 9 września ubiegłego roku, grupa złożona z lokalnych władz oraz dwunastu moskiewskich księży zorganizowała nalot na Klasztor Zmartwychwstania w mieście Sagaidac. Powodem zajścia były rzekome prawa własności do budynku. Mnisi doświadczyli fizycznej przemocy ze strony moskiewskich przedstawicieli. Opowiedzieli również o pogróżkach zaadresowanych do igumena, przełożonego klasztoru, który usłyszał, że wszystkie dotychczasowe problemy i nękania skończą się, jeżeli ten zdecyduje się na wstąpienie do Patriarchatu Moskiewskiego.

Jakiś czas temu dyrektor Centrum Technologii Politycznych, Aleksiej Makarin, odniósł się cynicznie do stalinowskich oraz współczesnych prześladowań, stwierdzając: „Odłączenie się Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej od Patriarchatu Moskiewskiego było niczym innym jak nienawistną schizmą, zaraz po której Patriarchat wdrożył w życie zdecydowane działania przeciwko Autonomicznej Cerkwi Rosyjskiej. W tym momencie trwają procedury mające na celu zlikwidowanie tego podmiotu. W tym celu należy pozbawić go jego podstawowego dziedzictwa: budynków oraz przedmiotów świętych. Jeżeli świątynie i relikwie przestaną istnieć, stanie się on organizacją pozbawioną wszelkiego sensu”.

Patrole zorganizowane przez Świętą Ruśsą więc czymś więcej, niż tylko obroną przed wandalami. Jak pisze Dmitrij Sawwin, rosyjski opozycjonista, reżim Putina wykorzystuje Patriarchat Moskiewski, by umocnić swą władzę, ukazując Cerkiew prawosławną jako kwitnącą i dostatnią pod rządami Patriarchy. Zdaniem Sawina jest to próba połączenia religii i państwa w iście sowieckim stylu, gdzie chrześcijaństwo pełniłoby tu rolę instrumentum regni. To nie przypadek, że Synod obecnego Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego poza granicami Rosji, pod przywództwem metropolity Agafangela, zebrał się, by uznać sergianizm za herezję, odbierając go jako nałożenie się kościoła chrześcijańskiego na instytucje państwowe. Sergianizm zapoczątkowany został przez powołanego za czasów Stalina patriarchy Sergio di Mosca, który w 1941 roku ogłosił porozumienie pomiędzy Patriarchatem Moskiewskim a reżimem sowieckim. Dziś, za czasów Rosji Putina, debata na temat sergianizmu jest znów aktualna i to nie tylko w środowisku Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego poza granicami Rosji.

Raffaele Guerra

„La Stampa – Vatican Insider”

Tłumaczenie: Ewa Lorek

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply