Mołdawia między Wschodem i Zachodem

Wybór w marcu br. Nicolae Timoftiego na stanowisko prezydenta Republiki Mołdawii po trzech latach politycznego pata zakończył kryzys polityczny w tym kraju. Powierzenie w grudniu 2011 r. funkcji głowy państwa Naddniestrza Jewgienijowi Szewczukowi to z kolei pierwsza zmiana prezydenta od początku oderwania tego regionu od Mołdawii w 1991 r. Obydwa wydarzenia mają fundamentalne znaczenie zarówno z punktu widzenia Kiszyniowa i Tyraspolu, dalszych stosunków mołdawsko-rosyjskich, jak i szerzej, w kontekście tzw. “Nowej Europy Wschodniej”.

Obszar między Rumunią i Ukrainą zajmuje niewielki kraj stanowiący peryferie Europy. Jego rozmiar jest odwrotnie proporcjonalny do wyzwań, z jakimi zmierzyć się muszą zamieszkujący to terytorium obywatele, a przede wszystkim tamtejsza klasa polityczna. Mołdawia jest nie tylko najuboższym państwem Starego Kontynentu, lecz również zmaga się z problemem separatyzmu (Naddniestrze oraz Gagauzja), a także innymi wyzwaniami, tj. słabością struktur państwowych, rozdrobnioną i skłóconą klasą polityczną oraz korupcją i nepotyzmem.

Na typowe dla obszaru postradzieckiego wyzwania nakłada się także problem tożsamości mieszkańców, rozdartych między dwa kręgi kulturowe. Ludność pochodzenia romańskiego posługuje się językiem mołdawskim (względnie rumuńskim) i opowiada się za proeuropejską polityką. Mieszkańcy pochodzenia słowiańskiego używają języka rosyjskiego i pozostają pod wpływem kulturowym Rosji. Większość tej drugiej społeczności mieszka za lewym brzegiem Dniestru i wiąże swoją przyszłość z samozwańczą Republiką Naddniestrza, istniejącą de facto od dwudziestu lat. Ludność rosyjskojęzyczna, o promoskiewskiej orientacji, zamieszkuje prawą stronę Dniestru, w pełni kontrolowaną przez władze w Kiszyniowie. Ci obywatele stanowią „żelazny elektorat” Partii Komunistycznej Republiki Mołdawii (PKRM).

Charakterystyka mołdawskiej sceny politycznej

Na mołdawskiej scenie politycznej mamy do czynienia z jednej strony z monolityczną PKRM, z drugiej zaś z Sojuszem na rzecz Integracji Europejskiej (AEI – Alliance for European Integration) zrzeszającym od czterech do trzech partii (w listopadzie 2010 r. wymaganej liczby głosów nie uzyskała partia Sojusz „Nasza Mołdawia” – w konsekwencji opuściła koalicję). PKRM to ugrupowanie, które od 2001 r. sprawowało władzę, ponieważ posiadało bezwzględną większość w parlamencie i mogło dzięki temu dokonywać wyboru prezydenta. Funkcję tę, aż do września 2009 r., sprawował przewodniczący komunistów Wladimir Woronin. Należy przy tym podkreślić, że PKRM reprezentuje nie tylko osoby rosyjskojęzyczne, lecz także starsze, odczuwające tęsknotę za czasami Związku Radzieckiego, w tym przede wszystkim emerytów i rolników – grupy, których polityczne znaczenie wraz z upływem czasu będzie maleć. Komunistów popierają także liczne mniejszości, w tym Gagauzi oraz Polacy.

Sojusz na rzecz Integracji Europejskiej łączy dążenie do pozbawienia komunistów władzy oraz proeuropejska orientacja. Dzieli zaś właściwie wszystko poza tymi dwoma kwestiami. Proeuropejskość liderów koalicji jest wyrazem ich pragmatyzmu. Wielość powiązań Mołdawii z przestrzenią postradziecką, a przede wszystkim Rosją, skłania do równoważenia niebezpieczeństwa uzależnienia od Kremla poprzez tworzenie powiązań z innymi podmiotami. Uwarunkowania gospodarcze oraz kulturowe w Mołdawii są pod wieloma względami analogiczne do uwarunkowań integracji europejskiej Ukrainy.

Pierwszą z partii wchodzących w skład Sojuszu jest Partia Liberalna (PL) pod przewodnictwem Mihaiła Ghimpu. To najbardziej radykalny uczestnik koalicji, a równocześnie mający najmniejsze wśród koalicyjnych sił poparcie (9-10%). Partia uważana jest za skrajnie prawicową. Podnosi niepopularne wśród większości społeczeństwa hasła m. in. zgody na zjednoczenie z Rumunią. PL cechuje antykomunistyczna retoryka oraz światopogląd, którego naczelną zasadą jest uznawanie „czerwonego” totalitaryzmu za winnego zrujnowania kraju. PL mimo relatywnie niewielkiego elektoratu to gwarant proeuropejskiego kursu oraz nieustępliwości w działaniach przeciw najsilniejszej partii mołdawskiego sceny politycznej – PKRM.

Przeciwległy biegun stanowi Liberalno-Demokratyczna Partia Mołdawii (LDPM) pod wodzą Vlada Filata. Ta siła polityczna charakteryzuje się postawą propaństwową, akceptuje status quo, czyli de facto, choć nie de iure, samodzielność separatystycznego Naddniestrza. Jednocześnie elektorat LDPM to przede wszystkim młodzi wyborcy z miejskich ośrodków, dobrze wykształceni, wywodzący się z klasy średniej, zorientowani na Europę, do niedawna również przede wszystkim mołdawskojęzyczni. Liberalno-Demokratyczna Partia wyraża pragnienia elektoratu domagającego się europejskiej orientacji w polityce zagranicznej. Poparcie oscyluje ostatnio wokół 20-30% uprawnionych do głosowania, a jego wzrost powiązać można ze spadkiem notowań komunistów. Lider ugrupowania V. Filat, pełniący obecnie stanowisko premiera, ma aspiracje, by zająć czołowe miejsce na mołdawskiej scenie politycznej. W ten sposób zastąpiłby byłego prezydenta W. Woronina jako lider i kreator wydarzeń politycznych w państwie. Ambicje szefa rządu z pewnością pełnić będą istotną rolę, ponieważ w postradzieckim państwie, jakim jest Mołdawia, społeczeństwo oczekuje od polityka przyjęcia roli „ojca narodu”.

To właśnie pomiędzy LDPM a PKRM toczy się najsilniejszy spór o objęcie pełni władzy w Mołdawii. Nie oznacza to jednak, iż można wykluczyć możliwość współpracy tych dwóch największych ugrupowań, choć współpraca ta byłaby raczej taktyczna i doraźna. Długofalowe współdziałanie wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Spoiwem AEI jest bowiem sprzeciw wobec dotychczasowych rządów komunistów. Zmiana koalicjanta mogłaby więc okazać się zbyt szkodliwa dla partii V. Filata. Partia Liberalno-Demokratyczna przestałaby być bowiem najsilniejszym członkiem koalicji, będąc zmuszona dzielić się władzą z silniejszym od siebie ugrupowaniem. Współdziałanie z PKRM wydaje się więc obecnie z punktu widzenia V. Filata jedynie dobrym instrumentem nacisku na pozostałych członków AEI.

Trzeci uczestnik Sojuszu na rzecz Integracji to Partia Demokratyczna (PD) pod wodzą Mariana Lupu. Ta najbardziej lewicowa spośród członków koalicji AEI siła pełni rolę łącznika między dwoma czołowymi partiami (LDPM i PKRM), jednocześnie zagrażając im obydwu. Pełni bowiem rolę ideologicznego dopełnienia w mołdawskim parlamencie, będąc reprezentantem centrolewicowego elektoratu zniechęconego do komunistów. Obecnie Demokraci mimo deklarowanego lewicowego programu przedstawiają się jako zwolennicy opcji proeuropejskiej, co kontrastuje z ich komunistycznym rodowodem. PD w wyborach oraz sondażach osiąga maksymalnie ok. 10% poparcia.

Przywódca tej formacji, obecny przewodniczący parlamentu, do czerwca 2009 r. był członkiem PKRM. Odejście Lupu rozpoczęło wciąż trwający proces rozpadu partii komunistycznej i przechyliło szalę poparcia na rzecz protestujących w 2009 r., co pozwoliło przełamać polityczny impas. Stąd też M. Lupu w szeregach najsilniejszej siły parlamentarnej Mołdawii traktowany jest jako zdrajca winny odsunięcia komunistów od władzy, co czyni niemożliwym trwały sojusz między dwiema największymi partiami lewicowymi w Mołdawii.

PKRM pozostaje obecnie największym ugrupowaniem po lewej stronie sceny politycznej, ale u jej boku pojawiają się konkurenci. Pierwszą siłą jest grupa Igora Dodona, której wystąpienie z szeregu komunistów umożliwiło wybór na prezydenta N. Timoftiego i zakończenie przedłużającego się kryzysu. Środowisko to, posiadające w swym gronie liczące się postacie (w tym byłą premier i w pewnym momencie kandydatkę na prezydenta Zinaidę Grecianii), może stanowić zagrożenie dla komunistów, którzy tracą zdolność przyciągania rzutkich i aktywnych polityków, przede wszystkim młodego pokolenia. Wystąpienia z PKRM nie oznaczają ideowej bliskości tej grupy z Sojuszem. Potwierdzają to wydarzenia z ostatnich tygodni, gdy wraz z komunistami opowiedzieli się oni za wstąpieniem Mołdawii do Unii Euroazjatyckiej, przecząc tym samym sztandarowemu hasłu Sojuszu na rzecz Integracji, czyli wzmocnieniu proeuropejskiego wektora polityki zagranicznej. Wcześniej zaś sprzeciwili się wraz z PKRM rządowej ustawie delegalizującej używanie symboli sierpa i młota, związanych z komunistycznym systemem władzy.

Socjaliści pozostają więc niepewnym zawodnikiem gry politycznej. Ich celem wydaje się gra na zwłokę w obliczu obserwowanej dekompozycji partii komunistycznej i przejęcie części jej elektoratu. W innym przypadku mogą oni dołączyć do licznego grona partii, które niegdyś aktywnie współtworzyły scenę polityczną Mołdawii, a następnie zostały całkowicie zmarginalizowane.

Drugą wyłaniającą się lewicową formacją jest Partia Odrodzenie, której kongres odbył się 15 września br. Na pierwsze spotkanie przybyło 200 delegatów, a współprzewodniczył temu wydarzeniu Wasilij Tarlew, premier Mołdawii w latach 2001-2008. To nowe środowisko zaprezentowało się jako siła zdolna zapobiec trwałemu rozbiciu społeczeństwa na zwolenników dwóch zwalczających się stronnictw: prorosyjskiego i proeuropejskiego, a także gotowa wziąć odpowiedzialność za wykluczonych.

Nowe formacje polityczne świadczą o powolnym rozpadzie komunistów – grupy, której głównym spoiwem była władza. Choć nie jest pewne, jakie znaczenie będą mieć nowe ugrupowania w dłuższym okresie, można spodziewać się, iż po lewej stronie sceny politycznej wyłoni się nowoczesna socjaldemokratyczna partia, która zajmie istotne miejsce w opozycji wobec Sojuszu (grupując przedstawicieli średniego i młodszego pokolenia), a może także wobec zmarginalizowanej partii komunistycznej, będącej emanacją polityczną starszego pokolenia.

Uwarunkowania prawno-konstytucyjne

Zgodnie z konstytucją Mołdawii wyboru głowy państwa dokonuje parlament bezwzględną większością 3/5 głosów. W przypadku dwukrotnego niepowodzenia parlament ulega rozwiązaniu. Jednocześnie w wypadku przedłużającego się impasu, jak miało to miejsce ostatnio, tymczasowa głowa państwa – przewodniczący legislatywy – nie może rozpisać wyborów, gdyż zostaje pozbawiony prawa do rozwiązania ciała ustawodawczego na okres jednego roku. Takie zapisy konstytucji prowadzą do stanu legislacyjnego zawieszenia[8]. Próby zmienienia ustawy zasadniczej poprzez referendum, podjęte w ostatnich latach przez proeuropejską koalicję, nie powiodły się.

Wybór prezydenta jest kluczowym elementem procesu politycznego w Mołdawii. Łączy się to z potrzebą sprawnego funkcjonowania państwa, poza tym należy podkreślić, iż w społeczeństwach postradzieckich, do jakich zalicza się Mołdawia, lider polityczny pełni rolę szczególną. Skupia wokół siebie całe społeczeństwo, a jego funkcja wykracza poza formalno-prawne kompetencje. W przypadku Mołdawii dowodzi tego przykład W. Woronina, który przez dekadę był prezydentem państwa, a równocześnie liderem rządzącej partii – PKRM. Odgrywanej przez niego roli nie umniejszał ani fakt, że wybór głowy państwa dokonywany był przez parlament, ani zapis konstytucji stanowiący, iż Mołdawia jest republiką parlamentarną. W praktyce politycznej bowiem premier pełnił funkcję pośrednika przekazującego wolę lidera wybranym przez obywateli przedstawicielom.

Kryzys: od rewolucji do wyboru prezydenta

Sytuacja polityczna w Mołdawii zaczęła ulegać zmianie w kwietniu 2009 r., gdy w Kiszyniowie po wyborach parlamentarnych doszło do rozruchów społecznych. Zdaniem uczestników zajść ich wyniki zafałszowano. Od tamtej pory aż do tego roku Mołdawia borykała się z kryzysem politycznym. Pat wynikał z szeregu powiązanych ze sobą problemów, których nie można było w prosty sposób rozwiązać. Impas dodatkowo pogłębiał niemal równy podział elektoratu na dwa przeciwne obozy, odpowiadające opisanemu wyżej rozłamowi obywateli na dwie społeczności. Taka sytuacja trwała aż do marca 2012 r. i to pomimo aż trzykrotnego powtarzania wyborów parlamentarnych (kwiecień 2009 r. – uznane za sfałszowane, lipiec 2009, listopad 2010 r.).

Kryzys polityczny został zażegnany wyborem na prezydenta niezależnego kandydata N. Timoftiego. Było to możliwe dzięki secesjonistom I. Dodona z partii komunistycznej oraz rezygnacji M. Lupu. Przywódcy Sojuszu zdecydowali się na kompromisową neutralizację stanowiska głowy państwa, by uzyskać poparcie brakujących deputowanych socjalistycznych. Ci zaś zdecydowali się poprzeć Sojusz, obawiając się nowych wyborów, który mogłyby położyć kres w niewielkim stopniu skonsolidowanej partii.

Zakończenie kryzysu politycznego należy ocenić pozytywnie z punktu widzenia stabilności systemu politycznego tego państwa, jednocześnie nie jest jednak pewne, w jaki sposób wpłynie to na funkcjonowanie sceny politycznej Republiki Mołdawii. N. Timofti przez wiele lat pełnił najwyższe funkcje w wymiarze sprawiedliwości. W czasach radzieckich zasiadał między innymi na stanowisku przewodniczącego Sądu Najwyższego Mołdawskiej SRR, zaś od marca 2011 r. zajmował fotel przewodniczącego Najwyższej Rady Sądowniczej. Przez lata pracy zyskał sobie reputację człowieka uczciwego i stroniącego od polityki. Według liderów Sojuszu właśnie ta niezależność zadecydowała o wysunięciu jego kandydatury. Praca w instytucjach mołdawskiego wymiaru sprawiedliwości jest jednak także argumentem przeciwników prezydenta, ponieważ ten segment państwa uchodzi za ostoję korupcji w Mołdawii.

Trudno w tym momencie dokonywać oceny niedawno rozpoczętej prezydentury. Należy jednak przywołać wypowiedź N. Timoftiego, który obejmując urząd stwierdził, że rozpoczyna działania na rzecz wzrostu gospodarczego, reformę sądownictwa, walkę z korupcją; a przede wszystkim zapewnił, że nie da sobą manipulować. Wskazuje to na to, że N. Timofti od początku stara się budować wizerunek polityka silnego i niezależnego.

Zakończenie impasu – kto zyskał ?

Największe korzyści z wyboru N. Timofiego odniósł premier V. Filat, który forsował jego kandydaturę. Wcześniej o objęcie funkcji głowy państwa ubiegał się oficjalnie lider PD – M. Lupu, ale V. Filat od dłuższego czasu sprzeciwiał się tej kandydaturze, obawiając się osłabienia swojej pozycji politycznej. Znajdujący się na przeciwległych biegunach ideowych M. Lupu i M. Ghimpu już od 2009 r. działają zgodnie na rzecz ograniczenia wpływów obecnego premiera. Prezydentura dla M. Lupu oznaczałaby prawdopodobnie stanowisko przewodniczącego parlamentu dla M. Ghimpu. Ponadto szef PD oraz sponsorujący jego działalność polityczną Władimir Płachotniuk już teraz w niebezpieczny dla V. Filata sposób zwiększyli swoje wpływy w prokuraturze i sektorze finansowym.

Teoretycznie na wyborze N. Timoftiego najbardziej stracił M. Ghimpu. Nie pełni on obecnie żadnej funkcji publicznej, choć w przypadku wyboru M. Lupu na prezydenta miał zająć fotel przewodniczącego parlamentu. Jednak lider liberałów, zagospodarowując prawą stronę sceny politycznej, może być pewny swego „żelaznego” elektoratu. Nawet w przypadku wcześniejszych wyborów M. Ghimpu nie musi obawiać się nagłej marginalizacji. W ostatnich wyborach jego partia zdobyła 9% i taki wynik powinna utrzymać. Dlatego też możliwa i rzekomo przygotowywana przez premiera V. Filata operacja zastąpienia liberałów M. Ghimpu socjalistami I. Dodona nie będzie łatwa. Istotnym zasobem liberałów są powiązania ich lidera z obecnym prezydentem, sięgające czasów komunistycznego systemu władzy (współpracowali ze sobą w instytucjach radzieckiego sądownictwa). Ich znajomość ma wyjaśniać powtarzaną często opinię o prorumuńskich poglądach głowy państwa. Korespondują one bowiem z programem PL.

Przymusowy rozejm

Nowy prezydent nie ma faktycznej legitymacji, która czyniłaby go najważniejszym autorytetem w kraju. Jego wybór to efekt kompromisu wynikającego z wielomiesięcznego pata. Kluczową rolę na scenie politycznej odgrywają obecnie partie wchodzące w skład Sojuszu. Słabość prezydenta powoduje, że duży wpływ na N. Timfoniego ma obecnie PL. Z kolei najsilniejsza frakcja Sojuszu, LDPM, współtworzy rząd, zajmując w nim najważniejsze funkcjęNatomiast rywalizująca o pierwszeństwo w ramach koalicji PD sprawuje kontrolę nad parlamentem poprzez swego lidera piastującego funkcję przewodniczącego. W ten sposób ciężar władzy przeniósł się w Mołdawii z rzędu prezydenta do parlamentu

Taki układ gwarantuje równowagę. Niewielki autorytet polityczny prezydenta sprawia, że nie będzie mógł sam ani powoływać i odwoływać ministrów, ani w krytycznej sytuacji rozwiązać parlamentu. Wraz z jego wyborem Mołdawia stała się rzeczywistą, a nie tylko formalną republiką parlamentarną. Słuszne wydaje się więc stwierdzenie, iż w hierarchii władzy N. Timofti spadł na trzecie miejsce. W sytuacji kryzysu, czy to wewnątrz koalicji (między LDPM a PD), czy konfliktu na linii rząd – opozycja, pozycja prezydenta posiadającego realne uprawnienia wyraźnie wzrośnie.

Reformy

W ciągu ostatniego półrocza proeuropejska koalicja przeprowadziła zauważalne reformy. W tym okresie miały również miejsce ważne wydarzenia polityczne, o charakterze przede wszystkim symbolicznym, takie jak spotkanie premiera Mołdawii z prezydentem Naddniestrza J. Szewczukiem czy też wizyta kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Pierwsze z wspomnianych spotkań uznać należy za początek długiego i żmudnego procesu rozwiązywania konfliktu w Naddniestrzu. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż poza przywróceniem połączeń komunikacyjnych strony nie osiągnęły trwałych rezultatów. W oficjalnych komunikatach i oświadczeniach wciąż mowa o budowie zaufania między partnerami.

Drugie wydarzenie – spotkanie z A. Merkel – miało z kolei znaczenie jednie prestiżowe. Z pewnością sierpniowa wizyta niemieckiej kanclerz stanowi dowód uznania dla proeuropejskich deklaracji rządzących, lecz nie zaowocowała ona nawet deklaracjami konkretnych rozwiązań np. w kwestii Naddniestrza. Zresztą sama A. Merkel wyraziła niezwykle sceptyczne stwierdzenie, że zagadnienie to będzie rozwiązywane krok po kroku. Takie postawienie sprawy nie rokuje przełomu w likwidowaniu największych bolączek współczesnej Mołdawii.

Za próbę podjęcia reform w państwie uznać można negocjacje z UE w sprawie podpisania umowy o pogłębionej strefie wolnego handlu; reformy konstytucyjne dążące do uniemożliwienia powtórki paraliżu instytucji państwowych oraz realne zmiany w ustawodawstwie zmierzające do zwalczania patologii – malwersacji, nepotyzmu, korupcji itp. W sierpniu br. nastąpiła ważna rekonstrukcja rządu. Prezydent na wniosek premiera V. Filata dokonał zmian na stanowiskach ministrów spraw wewnętrznych oraz edukacji. Na tym pierwszym Aleksieja Roibu zastąpił Dorin Recean, natomiast resort szkolnictwa po Michaile Sleahtitchim objęła Maia Sandu. Wymienieni politycy związani są z LDPM. Jak jednak zaznaczył szef rządu, zmiany w gabinecie niebawem dotkną również reprezentantów PD. Nominacje wspomnianych powyżej dwóch nowych ministrów nie były efektem nieudolności poprzedników i należy je traktować jako wzmocnienie proeuropejskiego kursu mołdawskich władz. Nowo mianowani ministrowie zdobyli wyższe wykształcenie w Europie Zachodniej, co w przypadku polityków na obszarze postradzieckim ma duże znaczenie. Poza tym mają doświadczenie w pracy w instytucjach państwowych.

Ogrom potrzebnych reform oraz ostrożność UE odnośnie zaangażowania się w Mołdawii może spowodować, że wysiłki integracyjne okażą się daremne. Wprowadzenie zmian w konstytucji (np. obiecywane przez V. Filata bezpośrednie wybory głowy państwa) wymagają z kolei odpowiedniej większości w parlamencie. Uzyskanie jej wydaje się mało prawdopodobne w sytuacji, gdy partie zdecydowane prowadzić politykę proeuropejską nie posiadają większości 2/3 głosów. Nadzieją na posiadanie kwalifikowanej większości są kolejni secesjoniści z PKRM. Równocześnie tego rodzaju rozwiązania niosą ze sobą pokusę wykorzystywania przepisów prawa przez sprawujących władzę.

Wydaje się, że wszelkie głębokie strukturalne zmiany w Mołdawii mają obecnie małe szanse powodzenia ze względu na wzajemny system powiązań biznesu i polityki. To zjawisko typowe dla obszaru postradzieckiego. Mimo że poziom oligarchizacji w Mołdawii jest niższy niż w sąsiedniej Ukrainie, to dają się zauważyć istotne przejawy tego zjawiska. Przykładem są relacje łączące M. Lupu i W. Płachotniuka czy też zaangażowanie w przedsięwzięcia gospodarcze rodziny W. Woronina. Jedynym bodźcem, który mógłby doprowadzić do realnych i głębokich strukturalnych reform, wydaje się zaangażowanie Unii Europejskiej, ale w obecnej sytuacji kryzysu wewnętrznego UE trudno oczekiwać, że Unia rozpocznie transfer wielomilionowych środków do Mołdawii.

Podsumowując niniejszy wątek wypada więc stwierdzić, iż nie należy oczekiwać spektakularnego przełomu w procesie integracji Mołdawii z Unią Europejską. Na przeszkodzie stoją bowiem problemy społeczne, przekładające się na niestabilność systemu politycznego, a także struktura gospodarki, wciąż typowa dla obszaru postradzieckiego. Słuszne wydaje się zatem wobec kiszyniowskich elit politycznych określenie Andrew Wilsona z The European Council on Foreign Relations, mówiące o „neotitoizmie” polityków obszaru postradzieckiego.

Naddniestrze jako hamulec reform

Dużo poważniejsze są jednak bariery rozwojowe wynikające z sytuacji międzynarodowej. Trudno oczekiwać sukcesu modernizacji państwa i zdecydowanego kroczenia „europejską ścieżką” ku członkostwu w UE w sytuacji, gdy nierozwiązana pozostaje kwestia Naddniestrza. O ile Kreml dąży do pozostawienia status quo, ewentualnie zaś maksymalnego osłabienia Mołdawii poprzez federalizację, o tyle UE, zaabsorbowana wewnętrznymi problemami, nie przejawia chęci istotnego zaangażowania w procesy polityczne w Mołdawii. Sfederalizowanie kraju może być przedstawiane jako rozwiązanie problemu separatystycznej Mołdawskiej Republiki Naddniestrza. W rzeczywistości zaś prowadzić będzie do „naddniestrzanizacji” Mołdawii, przez co należy rozumieć destabilizację tego kraju i znaczne odsunięcie w czasie sukcesu europejskiej orientacji w polityce zagranicznej. Z perspektywy „Nowej Europy Wschodniej” takie rozwiązanie może stanowić precedens dla zastosowania podobnych środków wobec Ukrainy, która również zmaga się z nieukształtowaną tożsamością mieszańców zamieszkujących obszar na styku wschodu i zachodu.

Jedynym istotnym graczem gotowym zaangażować się w zmiany w Mołdawii jest Moskwa. W przeciwieństwie do UE Kreml dysponuje zróżnicowanymi środkami nacisku, od militarnych (tzw. oddziały sił pokojowych na pograniczu Naddniestrza i Mołdawii czy składy broni) poprzez gospodarcze (dostawy gazu, więzi handlowe FR z Mołdawią i Naddniestrzem oraz możliwości wprowadzenia embarga na produkty mołdawskie i wydalenia pracujących w Rosji Mołdawian, spłata długów Mołdawii za gaz użytkowany w Naddniestrzu – ten argument Rosja może wykorzystać przy narzucaniu rozwiązania Kiszyniowowi), aż po polityczne (możliwość zmuszenia separatystycznych władz w Tyraspolu do przyjęcia kompromisowych rozwiązań)[24].

Ewentualne koncesje dla Mołdawii wiązałyby się się z zabezpieczeniem interesów Moskwy. Oznacza to przede wszystkim zatrzymanie integracji z UE. Tak należy rozumieć toczony ostatnio spór w kwestii gazu czy też próbę wciągnięcia Mołdawii do tworzonej pod patronatem Kremla Unii Euroazjatyckiej. Ceną uzyskania pomocy byłoby bowiem utrzymanie, jeśli nie pogłębienie, zależności gospodarczej (np. surowce energetyczne) i politycznej Kiszyniowa (np. bazy rosyjskie w Naddniestrzu, orientacja geopolityczna Mołdawii) od rosyjskich decydentów, tego zaś mołdawska klasa polityczna chce uniknąć.

W przeciwieństwie do podobnych inicjatyw z przeszłości („Plan Kozaka”)[26], obecnie Rosja próbuje rozwiązać kwestię Naddniestrza poprzez angażowanie – a nie marginalizację – innych uczestników procesu pokojowego (formuła negocjacji „5+2” – oprócz Rosji, Mołdawii i Naddniestrza także OBWE, a w roli obserwatorów UE i Stany Zjednoczone). Zdaje się, że przyczyn takiego postępowania należy szukać w kosztach, jakie ponosi FR, wspierając Naddniestrze[27]. Takie rozwiązanie ma stworzyć wizerunek Rosji jako podmiotu zdolnego do negocjacji, a nie tylko narzucającego arbitralnie swą wolę. W efekcie, przy umiejętnej grze Kremla, to Zachód będzie przez część proeuropejsko nastawionych Mołdawian obwiniany za narzucanie swoich rozwiązań.

Integracja tak, ale z kim?

Unia, mimo pozytywnych opinii na temat przeprowadzanych w Mołdawii reform, nie wspomaga tego kraju choćby w podobny sposób jak robiła to w przypadku państw Europy Środkowo-Wschodniej w latach 90. XX w. Dzieje się tak mimo iż Mołdawia ze względu na swoją wielkość mogłaby stać się przykładem skuteczności Partnerstwa Wschodniego. Krokiem w stronę integracji z UE może być podpisanie w przyszłym roku „Umowy o pogłębionej strefie wolnego handlu” między Brukselą i Kiszyniowem. W ten sposób Mołdawia będzie jednak tylko podążała śladem innych państw Partnerstwa Wschodniego, nie obejmując funkcji lidera w tym procesie. Należy mieć na uwadze także trudności, jakie mogą wystąpić w implementacji reform, związane z szerszym problemem braku poparcia proeuropejskich reform ze strony partii lewicowych.

Obecność na agendzie takich kwestii jak wybór kierunku integracji gospodarczej czy zakaz stosowania symboli komunistycznych konsoliduje słabnących przeciwników europejskiej integracji. Ważną rolę w tym procesie ogrywa rosyjskojęzyczna ludność związana historycznym mitem „złotego wieku” Mołdawii funkcjonującej w ramach ZSRR. Należy mieć na uwadze fakt, iż ostatnio partie proeuropejskie – LDPM i PD – kierują swoje przesłanie również do ludności, której tożsamość opiera się na więziach z Rosją i panującym przed 1991 r. ustrojem komunistycznym. Zaś próba zdelegalizowania symboli komunistycznych może zostać zaś uznana nie tylko za działanie w stronę „westernizacji”, lecz także, a może przede wszystkim, osłabienia pozycji komunistów i ostatecznego przejęcia inicjatywy na mołdawskiej scenie politycznej[28].

Rozpatrując kwestię uczestnictwa Mołdawii w Unii Euroazjatyckiej należy podkreślić, iż organizacja ta praktycznie jeszcze nie funkcjonuje. Przy absencji Kijowa niezwykle trudno będzie zawrzeć jakiekolwiek porozumienia ze względu na odseparowanie Mołdawii od reszty uczestników organizacji. Propozycja członkostwa stanowi więc ze strony Rosji próbę przekonania mołdawskich elit do integracji z Zachodem poprzez wzmocnienie przeciwników proeuropejskiego kursu – socjalistów i komunistów.

Dowodzi tego promowana ostatnio przez nich propozycja przeprowadzenia referendum ogólnonarodowego odnośnie członkostwa Mołdawii w Unii Euroazjatyckiej. Pośrednio głosowanie dotyczyłoby oceny działalności obecnej koalicji. Wątpliwe, by opozycja przeforsowała swoje zamysły, choć wynik referendum mógłby być dla niej korzystny. PKRM wciąż bowiem stanowi siłę o największym poparciu społecznym (ok. 40%), a w sojuszu z socjalistami I. Dodona jej skuteczność rośnie.

Wzrost aktywności Rosji

W relacjach z Sojuszem na rzecz Integracji Rosja wykazuje elastyczność, co stanowi novum w porównaniu z agresywną polityką, którą prowadziła wobec równie proeuropejskich sił na Ukrainie po „pomarańczowej rewolucji” w 2004 r. Przyjęta przez Moskwę taktyka opiera się bowiem na wielotorowości działań.

Z jednej strony Kreml upatruje sojusznika w siłach prorosyjskich, daje im wsparcie i wykorzystuje jako środek nacisku. Z drugiej strony prowadzi rozmowy z obecną ekipą rządzącą, licząc na jej pragmatyzm i zdroworozsądkowe podejście, uwzględniające geopolityczne realia, w tym przewagę Rosji z jej wszystkimi środkami przymusu. Prócz tego, Moskwa wyznaczyła odpowiednio wybranych ludzi do sprawowania roli nadzorców mających dbać o rosyjskie interesy na obszarze Mołdawii i Naddniestrza. Wśród tematyki interesującej Kreml znajduje się prócz kwestii politycznych przemysł zbrojeniowy. Na spornym terytorium znajdują się rosyjskie jednostki i poradzieckie składy broni).

Nieprzypadkowo sprawy Mołdawii nadzoruje doświadczony przedstawiciel Kremla – Dmitrij Rogozin, który reprezentuje FR w najważniejszych misjach. Brał udział m.in. w procesie uregulowania sprawy Obwodu Kaliningradzkiego po rozszerzeniu UE, a także sprawował ważną funkcję przedstawiciela Moskwy przy NATO. Nie mniej istotną postacią, choć pozostającą w cieniu rosyjskiego „bulteriera”, jest pełniący od niedawna funkcję ambasadora w Kiszyniowie Farit Mukhametshin. Urzędnik ten ma z pewnością pełnić rolę „dobrego policjanta”, w przeciwieństwie do zdecydowanego i stanowczego D. Rogozina. Świadczy o tym chociażby jego dotychczasowe doświadczenie. F. Mukhametshin koordynował m.in. rosyjskie działania o charakterze „soft power” na obszarze WNP.

Wzrost zainteresowania Kremla niewielką republiką tuż po wyborze N. Timoftiego potwierdzają także istotne wizyty przedstawicieli rosyjskiego establishmentu. W kwietniu br. do Naddniestrza przybył minister obrony Anatolij Sierdiukow, a kilka dni później wspomniany już wicepremier i specjalny przedstawiciel prezydenta FR ds. Naddniestrza, D. Rogozin. Wizyty polityków wysokiego szczebla na terytorium nieuznawanej Naddniestrzańskiej Mołdawskiej Republiki stanowią sygnał zainteresowania Rosji. Szczególnie iż wizyta ministra obrony odbyła się bez uzgodnienia i bez powiadomienia Kiszyniowa. Należy odczytywać ten fakt jako demonstrację siły Rosji. Wzrost jej zaangażowania powinno się interpretować również jako wyraz zaniepokojenia o zgodność interesów między działaniami mołdawskiej elity a celami Kremla. Wzrost aktywności Moskwy zbiega się bowiem z ustabilizowaniem, chociaż doraźnym, sytuacji politycznej w Mołdawii.

Naddniestrzański „węzeł gordyjski”

Wbrew pozorom Naddniestrze nie jest rosyjskim protektoratem. Nieco prześmiewczo można stwierdzić, iż to „dojrzała demokracja w radzieckim stylu”. Dwie dekady rządów Igora Smirnowa oparte były na kompromisie między różnymi koteriami i grupami biznesowymi, w tym przede wszystkim grupą Sherriff, która w ostatnim czasie usamodzielniła się, stając się zapleczem gospodarczym największej partii opozycyjnej Odrodzenie. Z tego środowiska wywodzi się rywal obecnego przywódcy – Anatolij Kaminski, pełniący funkcję przewodniczącego Rady Najwyższej.

Biorąc powyższe pod uwagę, tym bardziej zaskakuje przebieg ubiegłorocznych wyborów prezydenckich, w których dotychczasowa głowa państwa przegrała w pierwszej turze, a popierany przez Moskwę kandydat (wspomniany A. Kaminski) przegrał z przedstawicielem młodego pokolenia J. Szewczukiem. Wynik wyborów ma także pozytywne aspekty z punktu widzenia Kremla. Rosja może bowiem zapewniać zachodnią opinię publiczną, iż nieuznawana republika to pełnoprawny uczestnik demokratycznej wspólnoty międzynarodowej, skoro dokonuje się tam stabilna zmiana władz.

Takie ujęcie problemu pomija jednak istotną sprawę. W Naddniestrzu istnieje w rzeczywistości tylko jedno stronnictwo, którego cechą charakterystyczną jest prorosyjskość, a celem – dostęp do profitów związanych ze sprawowaniem władzy. Obecną granicą ustępstw Tyraspolu jest zgoda na konfederację, względnie federację z Kiszyniowem. Taki układ gwarantuje bowiem maksimum korzyści – np. pozyskiwanie środków pomocowych z UE bez oddawania wpływów w zbuntowanej prowincji.

Obserwacja wydarzeń w Naddniestrzu skłania również do refleksji nad zmianami, których jesteśmy świadkami. Autokratycznego I. Smirnowa zastąpił młody gracz i niewykluczone, że podąży on drogą politycznej wielowektorowości stosowanej przez Ukrainę i Białoruś. Atutem J. Szewczuka wyróżniającym go spośród innych przywódców obszarów byłego ZSRR o nieuregulowanej sytuacji prawnej jest przychylność zachodnich polityków, którzy wiążą z nim nadzieje. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak stwierdzić, iż upatrywana przez zachodnie elity w J. Szewczuku szansa na europeizację Naddniestrza jest złudna.

Przede wszystkim pozycja wewnętrzna polityka mimo zwycięstwa wyborczego nie jest jeszcze zbyt silna. Podejmowane przez niego działania (m.in. zwolnienie syna poprzednika, jak i innych urzędników związanych z poprzednimi władzami – także w resortach siłowych), choć są spektakularne, nie mają charakteru systemowego. W przyszłości J. Szewczuk będzie musiał także w większym stopniu uwzględniać interesy poszczególnych koterii posiadających wpływy w Naddniestrzu. Reprezentowane przez niego elity nie zdecydują się na przekroczenie marginesu swobody, ponieważ wszelkie daleko idące ustępstwa w procesie pokojowym z elitami mołdawskimi oznaczałyby zagrożenie dla ich interesów. Establishment Naddniestrza pozostanie pewnym sojusznikiem w planach Moskwy, ponieważ zawdzięcza jej swoją pozycję.

Przed Zachodem rosyjscy decydenci mogą prezentować przywódcę Naddniestrza jako samodzielnego gracza, zupełnie od nich niezależnego. Potwierdzają to okoliczności elekcji J. Szewczuka. Natomiast z punktu widzenia Naddniestrza Rosja wciąż potrzebuje tego regionu. W przyszłości co najwyżej złagodzi nieco swój nadzór, godząc się na zjednoczenie Mołdawii i zabezpieczając swoje interesy poprzez wspieranie prorosyjskich polityków w Naddniestrzu. Obie strony są sobie potrzebne i brak przesłanek ku temu, by w perspektywie średniookresowej ten stan miał ulec zmianie.

Swoistą polisą ubezpieczeniową elity naddniestrzańskiej są obywatele quasi-państwa posiadający obywatelstwo rosyjskie. Rosja wykorzystuje „paszportyzację” jako dodatkowy środek nacisku i umocnienia swoich interesów. Taką politykę potwierdza również plan założenia w Tyraspolu rosyjskiego konsulatu[34].

Z pewnością obecne działania w Mołdawii charakteryzują się większą sprawnością rosyjskich decydentów. Sprawę ułatwia również koniunktura międzynarodowa, poczynając od „resetu” stosunków z Waszyngtonem, poprzez kryzys gospodarczy trawiący UE i poważniejszy brak zainteresowania najważniejszych graczy europejskich. Również postawa Niemiec wydaje się w tym kontekście dość symptomatyczna. Rola tego państwa na arenie międzynarodowej gwałtownie rośnie. Nie oznacza to jednak, iż Berlin zaangażuje się w pełni w sprawę Mołdawii czy chociażby Naddniestrza. Niemieccy decydenci skupieni są na obronie strefy euro, szerzej zaś – przyszłości Unii.

Podsumowanie

Wydarzenia ostatnich kilkunastu miesięcy w Mołdawii przedstawiane są jako jedna z ostatnich nadziei „europeizacji” tego kraju. Uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne, w jakich przyszło działać elitom politycznym z Kiszyniowa sprawiają, iż perspektywy dotyczące głębokiej, strukturalnej zmiany w Mołdawii nie są obiecujące. Margines swobody miejscowej klasy rządzącej jest bowiem niezwykle ograniczony. Trudno oczekiwać, by zewnętrzne wsparcie przezwyciężyło takie ograniczenia jak postawa części społeczeństwa i reprezentujących je partii, nierozwiązany konflikt w Naddniestrzu czy endemiczne patologie, stanowiące reminiscencje minionego systemu komunistycznego.

O ile jednak wyżej wymienione czynniki mogą zostać w jakimś stopniu zmarginalizowane przez mołdawskie elity, to inne ograniczenia o charakterze wewnętrznym pozostają niezależne od miejscowych polityków. Ponadto kluczową rolę odgrywa środowisko zewnętrzne, w przede wszystkim Rosja, która posiada dużą zdolność oddziaływania na sytuację w tym kraju. Niekorzystnym uwarunkowaniem zewnętrznym też jest brak zainteresowania Zachodu, przede wszystkim UE. Dużo groźniejszy od kryzysu strefy euro jest brak wizji Unii co do wschodnich sąsiadów, czy wręcz gotowość do oddania tych obszarów pod strefę wpływów Rosji.

Liczne ograniczenia, w ramach których muszą działać mołdawscy politycy sprawiają, iż w średniej perspektywie Kiszyniów będzie co najwyżej prowadził wielowektorową politykę na wzór Kijowa z lat 2005-2010. W przeciwieństwie jednak do północnego sąsiada obóz proeuropejski ma więcej liderów posiadających zinstytucjonalizowane zaplecze, a co najważniejsze – charakteryzujących się ambicjami dzierżenia władzy w sposób typowy dla państw postradzieckich. W tym też należy upatrywać największego niebezpieczeństwa. Może jednak nastąpić pewne polepszenie warunków życia, podobnie jak i ograniczony zasięg reform o charakterze strukturalnym.

Niestety Mołdawia nie stanie się bohaterem „success story”, którym mogłaby być przy umiejętnej polityce Europy i lepszej koniunkturze gospodarczej. Jej miejsce zająć może Naddniestrze, choć i tu należy zachować umiarkowany optymizm. Z pewnością koniec ery I. Smirnowa sprzyja rozpoczęciu procesu normalizacji w relacjach zbuntowanej prowincji z Mołdawią, podobnie jak europeizacji tego obszaru. Aktorzy sceny politycznej regionu, tacy jak Kijów i Kiszyniów, czy też międzynarodowe instytucje oraz istotni decydenci europejscy mogą stanowić instrument swoistego nacisku Tyraspola w relacjach z Moskwą. Wątpliwe jednak, by takie działania były skuteczne, bowiem Naddniestrze wciąż otrzymuje olbrzymie wsparcie ze strony Federacji Rosyjskiej.

Wypada zatem podsumować, że kres możliwych osiągnięć polityków po obu stronach Dniestru to granica rosyjskich interesów strategicznych. Tak przedstawia się sytuacja w krótkiej perspektywie. Jednak spoglądając optymistycznie i dalekowzrocznie, pomyślny rozwój obecnej sytuacji może doprowadzić do zmian w średnim i dłuższym okresie.

Służyć temu może większa otwartość Mołdawii na Europę. W efekcie zmianie ulegnie stan świadomości i wciąż kształtująca się tożsamość mieszkańców regionu. Tyczy się to nie tylko obywateli bogatych, mających zdolność wpływania na decydentów, lecz również biednych, których jedyną szansą zaprezentowania swoich poglądów jest wyjazd w poszukiwaniu pracy. W chwili obecnej ludność po obu stronach Dniestru częściej wyjeżdża w poszukiwaniu zarobku na wschód, „głosując nogami” za Rosją.

Z pewnością rozwój gospodarczy tych europejskich peryferii wpłynąłby pozytywnie na poziom życia mieszkańców. To jednak kwestia lat, a nie miesięcy oraz pokoleń a nie jednostek. Obecnie zaś wciąż, mimo blisko ćwierćwiecza od rozpadu ZSRR, funkcjonują prowizorki, stanowiące pozostałości Związku Radzieckiego. Jak zaś wiadomo, to one są najtrwalsze.

Wojciech Łysek

starszy analityk Zespołu Ekspertów Klubu Jagiellońskiego

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply