Karykatura Prawdy

motto: „Niesłychana w Polszcze trwoga, | Gdy bez wstydu i bez Boga | Moskal zrobił wiele złego, | Za powodem cara swego” („Pieśń nowa o tyraństwie moskiewskim”, XVII w.)

O tym, co się stało 17 września, usłyszałem znacznie wcześniej, niż o Katyniu. Jeszcze jako chłopiec, nieświadomy skomplikowanych mechanizmów Historii, sojuszów i partnerstw. I to usłyszałem naraz o obu krańcach krańcach Kresów.

Północ

Na Północy, w Stołpcach, nad samą granicą sowiecką mieszkał mój Tata, we wrześniu ’39 lat dziewięć. Opowiadał mi zawsze, jak to rano 17 września całe Stołpce usłyszały monotonny ryk – wyły sowieckie czołgi, zblizające się do Stołpców. W miasteczku wyszli im naprzeciwko miejscowi Żydzi, witając kwiatami i okrzykami “aj, waj”. Na ulicy, na postoju, krasnoarmiejscy śpiewali “Katiuszę”, szczęśliwi, że niosą wolność Zachodniej Białorusi. To Tata i stryjkowie zapamiętali. I, o dziwo, sami tę “Katiuszę” dość polubili. Ale dominantą dnia w domu Dziadków był Tata, który dołączył do czołgów – rzucił się na łóżko z rykiem równie jednostajnym i nieutulonym, co ryk motorów, zrozumiawszy, że “Polski już nie ma”. W jego dziecięcym pojęciu świat przestał istnieć.

W perspektywie tego obrazu ryczącego Taty widać dwa kolejne. W nowej, sowieckiej szkole Tata nie mógł pogodzić się z tym, że jego nazwisko pisze się odtąd “Kowalśkij”, a nie “Kowalski”. Obraz drugi – to widok z okna. Za płotem posesji moich Dziadków znajdowała się Polska Składnica Wojskowa. Sowieci wyrzucili z niej pod płot – nie wiem, do dołu, czy do śmietnika – stosy guzików, orzełków i tym podobnych niepotrzebnych już nikomu gadżetów. Stryj Kazik wraz z młodszymi braćmi podkopał się pod płot i czerpał orzełki i guziki, które już wkrótce dostarczyć mógł polskim “legionistom” od “Góry – Doliny” w Nalibokach.

Południe

Na Południu Kresów Mama – lat osiem bez pięciu dni – uciekała prezydenckim samochodem Dziadka, razem z Babcią i Wujem moim – przed Niemcami. Stanęli w małym mająteczku koło Tarnopola, we dworze. Aż tu nagle pojawiają się sowieci… (dlaczego przyszli akurat tu, wyjaśnię w jednym z najbliższych felietonów). Dziadek, jako syn rolnika, zdążył w ostatniej chwili wcielić się w fornala: wdział lnianą koszulę, założył słomiany kapelusz, stanął w maneżu i zaczął oprowadzać konia. Swój order Polonia Restituta już wcześniej wyrzucił, niestety, do rowu, ale wciąż miał urzędowy rewolwer, który tkwił chyba w jego walizce, złożonej we dworze. Tego tylko brakowało, żeby go znaleźli! W tym momencie Babcia zawołała Mamę, kazała nadstawić fartuszek, włożyła broń do środka i powiedziała, żeby po cichu wrzuciła to do sławojki na podwórzu.

Nastąpiła nieprawdopodobna scena, cały czas przez Mamę pamiętana. Ośmioletnia Mama biegnie do sławojki, a tu na Jej drodze stają sowieci. Mama była urodziwym dzieckiem, dziewczynką z długimi warkoczami. Żołnierze zainteresowali się. “Kuda, diewoczka?” Mama w ryk, tylko tyle miała przytomności, że ścisnęła w garści fartuszek, żeby nic nie było widać. Ale nie mogła przejść, bo sowieci się autentycznie wzruszyli, poczuwszy misjonarzami humanizmu i kultury. “Czemu płaczesz, diewoczka?” A ona ryczy i ryczy, i słowa nie może wykrzytusić, tylko fartuszek kurczowo trzyma. Więc głaszczą Ją po głowie, i wołają: “Oj, diewoczka głodna, Pany jeść nie dały! Nu, dawajtie, Polskije Pany, jedzenie dla diewoczki!” – Mama w końcu zdołała wyrwać się i zamknąć w sławojce, a panie gospodynie wyciągneły tymczasem spirytus i wynegocjowały dwie rzeczy: że za cenę kilku litrów sowieci nie będą robić rewizji we dworze, i że upiją się nie tutaj, tylko pod lasem, żeby było “kulturno”. Resztę popołudnia wypełniły ryki nawalonych do nieprzytomności sołdatów i kanonada – w pijanym widzie zaczęli strzelać na wiwat do wszystkiego, do czego się dało.

Kłamstwo

Opowieści Mamy i Taty łączy tragikomiczny fakt: sowieckich żołnierzy naprawdę cieszyło, iż rzekomo WYZWALAJĄ – chociaż przecie ZNIEWALALI; szczycili się na sieriozno, że przychodzą wymierzyć sprawiedliwość – i znajdowali potwierdzenie słuszności swojego przybycia w płaczącej dziewczynce, ofierze Polskich Panów, którzy nie dają jeść – i w gromadzie uciśnionych przez Polskich Panów Żydów, którzy radośnie przyjmuja oswobodzicieli. Sołdaci wierzyli w to, bo karmiono ich KŁAMSTWEM, które brali za PRAWDĘ. Stąd karykatura ludzkich uczuć – pokrewna tej karykaturze logiki, jaką znaleźć można w wypowiedzi ruskiego paranoika (patrz wywiad zamieszczony w “Rzepie”), mówiącego o prawie do zbrodni przysługującym jakimś “narodom imeprialnym” (tak chyba należałoby rozumieć jego słowa), tym narodom, których najwyższej racji bytu Polacy nie potrafią zrozumieć…

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply