Jezus, Maria, Józef

Trzy imiona końca Rzeczypospolitej.

Dwa pierwsze zawsze pozostawały u chrześcijan nie tylko w poważaniu, ale i czci wielkiej, a konfederaci barscy włożyli je w swoje akta, do haseł i na chorągwie. Natomiast Ś w i ę t y J ó z e f , o ile doceniany i poważany zawsze, dosyć późno dostąpił czci powszechnej i frenetycznej. W zasadzie wówczas dopiero gdy, jako rzekłem, czas Rzeczypospolitej przesilił się. Wtedy to jakoś chętniej Imię Dziewiczego Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny poczęto nadawać chłopcom. Wtedy – czyli pod koniec wieku XVII, i potem; wtedy, kiedy karmelici zdążyli pobudować wiele kościołów pod Jego wezwaniem i przyzwyczaić ludzi do tego, że święty Józef, to jest KTOŚ. Właśnie pod Tym Imieniem stał się upadek Polski – aczkolwiek i Jej wskrzeszenie. Repnin w dniu 14 października 1767 kazał porwać i wywieźć do Rosji głównych senatorów-malkontentów; wśród nich biskupa J ó z e f a Jędrzeja Załuskiego. Niedługo potem J ó z e f Pułaski zgromadził swoich synów i ich kuzyna: „czwórka młodzieńców, równym ożywiona duchem, zawołała jednogło¬śnie, że sprawy ojczystej nie opuści nigdy i poprzysięgła na skrzyżowane karabele, że gotowa zginąć, jeśli jej ocalić nie zdoła”. Zaraz potem na sesji Sejmu, otoczonego przez rosyjskie wojska, zabrał głos J ó z e f Wybicki, najmłodszy i najśmielszy z posłów: zaprotestował, po czym uciekł na Podole, do Baru. Zaczęła się konfederacja. Kiedy Bar upadł, burmistrz Krakowa J ó z e f Jüngling „pospólstwo zwołuje, na posłuszeństwo konfederacji przysięgać każe i do wotywy uzbrojonym cechom marszałkowi asystować nakazuje”. Po upadku Krakowa uciekł do Wielkopolski waleczny konfederat J ó z e f Gogolewski, wkrótce, niestety, rozstrzelany przez swoich, a to wskutek intryg, jakie zmontował przeciw niemu zgniły tutejszy magnat J ó z e f Mielżyński. Ale już w wkrótce dowództwo w Wielkopolsce objął J ó z e f Zaremba, przeganiając znaczną część Moskali, J ó z e f Bielak poszalał po Litwie z nowoczesnym oddziałem ułanów, a J ó z e f Miączyński z umiarkowanym powodzeniem próbował odbijać Kraków. Po zdobyciu Wawelu oblężonym oddziałom konfederackim szedł na pomoc książę J ó z e f Sapieha, niestety rozbity pod Bielanami. Podczas szturmu do bram Krakowa jeden z rannych szlachciców (choć nie Józef), został pojmany, a potem za próbę ucieczki stracony. Przedtem miał widzenie Matki Boskiej. Po śmierci ukazał się swojej matce, pozostającej „na dewocji” w klasztorze panien norbertanek w Imbramowicach, prosząc o wystawienie figury Marii Panny Łaskawej. Figurę tę wyrzeźbił niejaki J ó z e f Krzyżanowski; stała z początku na bramie cmentarza, który otaczał kościół mariacki, potem przeniesiono ją przed kościół kapucynów, a wreszcie, podczas ostatniej wojny –na Planty, u wylotu ul. Jagiellońskiej, gdzie znajduje się do dziś (choć ostatnio były z nią chyba jakieś konserwatorskie kłopoty). Ś w i ę t y J ó z e f był więc zdecydowanie walnym patronem konfederatów; i nie tylko, bo także ich przeciwników. Obarczano go zdecydowanie za dużymi obowiązkami, nie myśląc o tym, aby mu choć trochę pomóc w trudnym zadaniu opieki nad Polską i nie zmuszać do cudotwórstwa w sprawach zdecydowanie i po prostu zaniedbanych. Jak wówczas, gdy po klęsce pod Błoniem opustoszały z wojsk polskich Poznań pozostawał pod komendą Jędrzeja Kitowicza, dysponującego niewielkim oddziałem. Był marzec 1770 roku, zbliżał się dzień uroczysty św. Józefa – 19 marca – ale zbliżali się także Moskale. Dowódca przysłał wówczas

…ordynans rotmistrzowi Kitowiczowi, nad poznańską dywizją komendę mającego, aby w nocy o godzinie 2 wyciągnął z miasta… Ten ordynans… nie doszedł komendanta, aż trzeciego dnia przed wieczorem. Lecz trudno było ludzi rozpuszczonych i bez karności należytej zepsutych tegoż momentu wyciągnąć z kwater; był to dzień uroczysty św. J ó z e f a, to jest 19 marca, dla której uroczystości konfederaci, pobratawszy się z mieszczanami, obchodząc wesoło tenże dzień, smaczno potem pozasypiawszy, nie mogli się zebrać do marszu; dlatego dopiero nazajutrz o godzinie 6 z rana wyszli jedni za komendantem, a drudzy, w liczbie 40 przeszło, jeszcze się w mieście na śniadaniu i pożegnaniu pozostali. Z których Moskale, tuż za konfederatami wchodzący do Poznania, jednych pozabijali, drugich w niewolą pobrali.

Dopiero inni J ó z e f o w i e , konkretnie dwóch J ó z e f ó w P. miało Polskę podźwignąć: wpierw Poniatowski, wreszcie ostatecznie Piłsudski. Ale i teraz też, Ś w i ę t y J ó z e f i e , módl się za nami!

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – –

W załączeniu: osiemnastowieczna Pieśń do Ś w i ę t e g o J ó z e f a , śpiewa JK, gra na lutni Milena Bukowska, wedle płyty JK i Klubu Świętego Ludwika, wydanej w łączności z książką: Jacek Kowalski, „Niezbędnik Sarmaty”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań MMVI

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply