Jadą rycerze

Otóż dla mnie najbardziej niesamowitym jawi się sam ów monumentalny obraz rycerstwa na koniach…

Pod Grunwaldem, wedle Długosza (w przekładzie Julii Mrukówny):

…Już podkanclerzy Królestwa Polskiego Mikołaj, który zamierzał udać się z kapłanami i pisarzami do obozu królewskiego, wśród potoku łez zniknął z oczu króla, kiedy jeden z pisarzy podszepnął mu, żeby się chwilkę zatrzymał i czekał na starcie się w walce tak potężnych wojsk, bo to rzadkie zaiste widowisko, którego nigdy później nie miano oglądać. Ten ulegając jego słowom zwraca oczy i twarz na walczące szeregi…

Obraz idącego, albo atakującego wojska zawsze podniecał wyobraźnię. Był więc najwznioślejszym tematem epopei. W wieku jedenastym – dla męskiej “Pieśni o Rolandzie” (tu i dalej – przekłady moje, JK):

Roland jest mężny, Oliwier roztropny,

Jeden i drugi zarówno waleczny;

Kiedy postawią się konno i zbrojno,

Żaden nie chybi śmiertelnego boju.

Męże to zacni, słowa ich dostojne…

W wieku dwunastym, dla trubadura Bertrana de Born:

…Na polu zaś namiotów rząd,

Proporce, co się złotem skrzą

I radość mi to sprawia,

Kiedy rycerstwo dzierży broń

I rży pod panem świetny koń…

A u nas, w wieku szesnastym, dla Adama Czahrowskiego, kresowego rycerza i zawadiaki:

Cóż może być piękniejszego

Nad człowieka rycerskiego?…

Husarz zasię w mocnej zbroi…

Pod świetnymi chorągwiami,

Głośny trąbą i bębnami

Bieży pochylony lasem…

No i w sławnej ukraińskiej:

Oj tam na hori,

tam żeńci żnut.

A popid horoju,

dołom, dołynoju

kozaki idut.

Oj dołynoju, hej,

kozaki idut.

Nie dorównuje jej, niestety, jakże popularna u nas wersja polska, która mimo piękności nie ma tego rozmachu i autentyzmu, jako że jest wtórnym, późnym przekładem :

Po szerokiej Ukrainie

pułk za pułkiem gęsto płynie,

pan Chmielecki w samym przedzie

wojsko swoje w bitwę wiedzie.

Hej, po dolinie,

hej, po szerokiej

wojsko jedzie.

Oprócz tych jakże dumnych opisów jadącego zastępu, spotykamy pieśni i piosenki o spotkaniu zbrojnych mężów – z niezbrojnymi niewiastami. We wszystkich językach panie i panienki odczuwają dziki zachwyt nad rycerstwem. Czasem jest to zachwyt karykaturalny. W stuleciu dwunastym parodysta “Pieśni o Rolandzie” ukazał w epopei “Pèlerinage de Charlemagne” istny szał miłosny księżniczki bizantyjskiej na widok dwornego uwodziciela – czyli Oliwiera w osobie własnej (który ją zresztą uprzednio był już uwiódł):

Francuzi zjedli, już się gotują do drogi,

Już muły, już zwierzęta juczne w pogotowiu.

Dosiadają ich, raźno wyruszają w drogę;

Nagle wybiega do nich córka Hugonowa.

Postrzega Oliwiera, łapie za opończę:

“Kocham cię, Oliwierze, ty masz miłość moją,

Nie opuszczę cię, weź mnie do Francji ze sobą!”

“O, piękna! weźże sobie w zamian miłość moją,

Ale ja sam do Francji pobieżę z Karolem.”

Zachwyt panien i pań jest albo autentyczny, nawet i przesadny, albo na odwrót – imputowany zaledwie, wynika li tylko z czystego chciejstwa i chuci zbrojnego męża. Jakkolwiek jednak będzie się “działo” w dalszych strofach różnych pieśni, u ich początku wciąż znajdujemy ten sam obraz: rycerze czy rycerz, a zaraz potem dziewczyna. Tak jest we francuskiej balladzie muszkieterskiej:

Jechało niedaleczko

Baronów możnych trzech –

…Co dasz nam, panieneczko?…

I tak w naszej legionowej “przybyli ułani pod okienko”, która zajęła miejsce ostatnie w owym dłuuuuugim łańcuchu podobnych sobie ballad.

Zawsze mi się wydawało, że istota ich uroku nie leży w samej akcji. Wprawdzie akcja bywa znacząca i niesamowita – ale często po prostu jej brak, a najczęściej ogranicza się do zadania wiadomego pytania dziewczynie i odpowiedzi – na “tak” lub na “nie”. Tak więc raczej trudno tu o wielkie zaskoczenie.

Otóż dla mnie najbardziej niesamowitym jawi się sam ów monumentalny obraz rycerstwa na koniach, ten, pod którego wrażeniem zatrzymał się na polach Grunwaldzkich sam Mikołaj Trąba, kanclerz Królestwa Polskiego. Dziewczyna jest do tej sytuacji dodana jakby dla kontrastu; przy jej wątłej postaci powaga jadących konno zbrojnych wydaje się jeszcze poważniejsza, no i zyskuje swoisty “pieprzyk”. Tu powtórnie i bez bicia przyznam – a jako polski patriota i szowinista mogę być szczery – że najpiękniejsze pieśni tego rodzaju ułożyli jednak Ukraińcy. Jak tę:

Oj u poli werba,

pid werboju woda.

Oj tam diwczyna

Pizno wodu brała,

Diłczyna mołoda.

Na doriżku hladyt,

A doriżka kuryt.

Oj tam to idut harni kozaczeńki

na koniach woronych.

Co do pieśni polskich, to powiada się, że najstarszą z tego rodzaju jest “Hej tam na górze” – zapisana jako “duma” przez Kazimierza Wójcickiego i wydana w jego “Pieśniach ludu Białochrobatów” w roku 1836. Wójcicki przyznaje się, iż – działając jako, by tak rzec, “romantyczny pozytywista” – zrekonstruował ów utwór z ułomków zasłyszanych po części tu, po części tam. Nie można mieć do takiej “rekonstrukcji” zaufania, bo przecież trudno orzec, czy w takiej “rekonstruowanej” postaci ludowa czy rycerska pieśń kiedykolwiek istniała? Twory “ludowe” najczęściej nie znają oryginału, źródła, “właściwej” wersji; każde ich wykonanie jest “oryginałem” samym w sobie. Tym niemniej fakt pozostaje faktem – Wójcicki ukonstytuował coś, co w polskiej tradycji “oryginałem” się stało. I w dwadzieścia lat później, w poemacie “Mohort” – który, skądinąd, wypromował pojęcie “Kresów” – Wincety Pol włożył tę właśnie pieśń w usta swoich bohaterów, jako starą i kresową:

To chociaż w duszy nie było wesoło,

Słowem się wodza pokrzepiła wiara,

I wymykali śpiewaki na czoło,

I miła wszystkim wojskowa pieśń stara

Zagrzmiała w stepie:

“Hej tam na górze

Jadą rycerze,

Puku, puku w okieneczko,

Wstań i otwórz panieneczko,

Koniom wody daj!”

A teraz zdradzę czytelnikom pewien sekret: moja mama ani moja małżonka tego utworu specjalnie nie uwielbiają. Dość liczne nagrania i rozmaite “ludowe” czy raczej “peerelowe” wykonania zabiły jego starożytnego ducha, strywializowały, postawiły tak jakby poza nawiasem repertuaru. Przegrywa więc z ukraińskimi dumkami. Zdecydowanie też wolimy odeń “Idzieżołnierza” i “Dumę ukrainną“. Ale może jednak go odświeżyć? Włożyć w usta współczesnych Sarmatów? Może odżyje, zachwyci, porwie? Spróbowaliśmy tego na naszej płycie, posłuchajcie. Nie mam wielkich nadziei – ale…

Jacek Kowalski

————————————————–

W załączeniu “Hej tam na górze” z mojej płyty z książką “Niezbędnik konfederata barskiego. Awantury-kutanty-pieśni”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2008. Gra zespół Monogramista JK w składzie: Jacek Kowalski – śpiew; Anita Bittner – aranżacja, fagot; Marzena Łopińska – flet; Justyna Gertner-Piechel – wiolonczela; Wojciech Winiarski – gitara; Robert Rekiel – perkusja

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply