Eurazjatycka partia szachów

Carem w eurazjatyckim systemie rurociągów jest Władimir Putin. Rosja wytwarza więcej ropy naftowej, niż Arabia Saudyjska (przynajmniej do 2015 roku) i ma największe na świecie odkryte złoża naturalnego gazu. Około 40% wszystkich środków budżetowych Rosji pochodzi z ropy naftowej i gazu.

Jakie wydarzenie 2011 roku będzie najbardziej znaczące? Arabska Wiosna? Arabska kontrrewolucja rozpętana przez Saadytów? Seryjne „wojny rodów” Bliskiego Wschodu wywołane zmianą reżimów? Legitymizacja „humanitarnych” bombardowań? Zamrożenie „resetu” między USA a Rosją? Zagłada al-Kaidy? Klęska waluty euro? Proklamowanie przez USA pokojowego stulecia przy jednoczesnej nowej Zimnej Wojnie przeciwko Chinom? Przygotowania do agresji na Iran (co rozpoczęli jeszcze George Bush-młodszy, Dick Cheney i Donald Rumsfeld…)?

Wszystkie te intrygi i towarzyszący im szał z nagłówkami w stylu zimnej wojny są ze sobą powiązane. A tymczasem, mniej publicznie, toczy się niekończąca się intryga wokół środkowoazjatyckich złóż surowców energetycznych. Na tej środkowoazjatyckiej szachownicy, bez zbytecznego zamieszania, zachodzi coś analogicznego w stosunku do „długiej wojny” Pentagonu. W zasadzie wszystkie obecne zdarzenia geopolityczne wiążą się z energetyką.

Nabucco
Zacznijmy od Nabucco. Nabucco to przede wszystkim kluczowa strategiczna gra Zachodu o dostawy gazu kaspijskiego do Europy. Niektórzy nazywają go „otwarciem Południowego (gazowego) korytarza”. Problem polega jednak na tym, co zrobić, aby ten “Sezamie otwórz się” zaczął działać, co będzie możliwe tylko w przypadku gazowego „tsunami” ze strony dwóch kluczowych graczy – Turkmenistanu i Azerbejdżanu.

Gazociąg Nabucco o długości 3,9 tysięcy kilometrów będzie przechodził przez pięć krajów tranzytowych – Austrię, Bułgarię, Węgry, Rumunię i Turcję. Projekt może osiągnąć oszałamiającą sumę 26-ściu miliardów euro (33,7 miliarda dolarów).
Bezustannie przekładana budowa rozpocznie się może w 2013 roku. W istocie, jak zwykle panuje tu nieład i brak stabilności. Nikt nie orientuje się w cenach lub szczegółach praw na tranzyt. Turcja sama dąży również do sprzedaży gazu. Co więcej, jeśli Baku i Ankara postanowią wspólnie opracować rozwój azerbejdżańskich złóż gazu szelfowego dla wypełnienia rurociągu, będą potrzebowali dodatkowych 20 miliardów dolarów inwestycji.

Prezydent Turkmenistanu o dostojnym nazwisku Gurbanguła Berdymuchammedow trzyma się własnego ekscentrycznego scenariusza. Zawsze mówi, że liczne propozycje Unii Europejskiej „będą rozpatrzone”, a współpraca z Europejczykami jest „strategicznym priorytetem” jego polityki zagranicznej. Ale “Święty Graal” UE – nierozerwalna umowa gazowa, coraz bardziej staje się nierealna. Rosjanie, a nawet Azerowie gotowi są kłócić się o to, że nigdy do tego nie dojdzie.

Gurbanguła, doświadczony zarządca, wolałby wysiadywać jajka w chińskim koszu, a nie w odległych i nieprzyjaznych dla niego ziemiach europejskich. Oto dlaczego przejawia niezdecydowanie, udając otwartość na każdą propozycję. Wie lepiej niż ktokolwiek inny, że Nabucco dla Europejczyków to klucz do oswobodzenia się od ucisków rosyjskiego Gazpromu. Jednocześnie obmyśla, jak powiększyć swoje zyski, nie wywołując rozdrażnienia u Rosjan.

Za Nabucco obstaje każdy europejski urzędnik, nie stojący we własnym imieniu, a przede wszystkim, Europejska Komisja ds. Energetyki, cały organ wykonawczy Unii Europejskiej. Strategicznym priorytetem Komisji Europejskiej jest połączenie turkmeńskiego portu Turkmenbaszy z płw. Apszerońskim Gazociągiem Transkaspijskim (GT).

Ale jak to urzeczywistnić? Moskwa zablokowała cały azerbejdżański gaz. Gazprom zablokował cały nadmiar gazu w Turkmenistanie. Jedyny wariant to Iran. A co na to Senat Stanów Zjednoczonych, który ogłosił wojnę ekonomiczną z Iranem?


Śladem TAPI

Logiczny jest łuk, ciągnący się przez Afganistan i Pakistan. Ale nawet bóstwa, panujące nad Hindukuszem, chyba nie wiedzą, czy kiedykolwiek zostanie zbudowany rurociąg o wartości 7,6 miliardów dolarów i o długości 1735 kilometrów na trasie TAPI (Turkmenistan-Afganistan-Pakistan-Indie).

Według ministra ds. ropy naftowej i gazu Turkmenistanu, Bajramgielda Niedirowa „nie ma żadnych wątpliwości, że projekt TAPI będzie realizowany”. Pakistan i Indie po niekończących się negocjacjach, wreszcie porozumiały się w kwestii cen. Mniej więcej jedna trzecia wartości gazociągu będzie finansowana na koszt Azjatyckiego Banku Rozwoju, ponieważ i Afganistan i Pakistan w istocie są zrujnowane.

Wyobraźcie sobie stalowego węża, wypełzającego z zachodu Afganistanu w kierunku Heratu, ciągnącego się pod ziemią na południe (aby zapobiec atakom terrorystycznym) równolegle do trasy Herat-Kandahar, potem w objazd przez Kwetę, będącą w posiadaniu władcy Talibów mułły Omara, i idącego do pakistańskiego Mułtanu, żeby w końcu dotrzeć do Faziliki na granicy z Indiami.

Cytując Sama Speda z filmu „Maltański sokół”: „Oto co składa się na marzenia” – i tak było jeszcze w latach rządów Billa Clintona, na długo przed 11 września i zawiązującą się „globalną wojną z terrorem”. Cynicy mogą to odebrać w następujący sposób: Gaz republiki Turkmenistanu, posiadacza czwartych co do wielkości zapasów na świecie, lepiej sprzyja ekonomicznemu rozwojowi i bezpieczeństwu w Afganistanie niż 100-tysięczne amerykańskie wojska.

Gaz dla TAPI będzie napływać z nowych złóż Południowego Jolotan-Osmana, z którego już są realizowane dostawy do Chin (według brytyjskiego audytora Gaffney, Cline & Associates to drugie co do wielkości na świecie złoża gazu zaraz po Południowym Parsie w Iranie). Gurbanguła Berdymuchammedow wydał dekret o zmianie nazwy złóż gazu na „Galkynysie”, co po turkmeńsku oznacza „Renesans”. W końcu, rządy Gurbanguły ochrzczono już jako „epokę nowego odrodzenia i wielkich przekształceń”. Te „przekształcenia” nie mają niczego wspólnego z „arabską wiosną”.

W tym miejscu odsłaniamy jeszcze jeden mądry gambit Berdymuchammedowa. Pozwoliwszy doprowadzić gaz ze złóż Dauletabad na południowym wschodzie Turkmenistanu wewnętrznym rurociągiem do Morza Kaspijskiego i dalej do tak nieuchwytnej Transkaspijskiej magistrali, trzyma on otwarte drzwi dla Nabucco. Przynajmniej raz w roku Berdymuchammedow powtarza każdemu dyplomacie i naftowemu menadżerowi, że odrzuca ingerencję Rosji w gazową strategię Turkmenistanu. Ale oczywiście nie zakomunikował tego Rosjanom.

Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew odwiedził Aszchabad – Las Vegas Azji Środkowej – aby omówić kwestie biznesowe. I tutaj mamy nagły obrót akcji: Gazprom ogłosił swoją miłość do TAPI! Amerykanie marzą o TAPI od 1996 roku i nagle, nie w porę, wmieszał się ich rywal – Gazprom. Nikt nie wie, co zaproponował Miedwiediew Berdymuchammedowi.

Iran-Pakistan-Indie

Bezpośrednim konkurentem TAPI jest rurociąg IPI – Iran-Pakistan-Indie (Indie pod naciskiem USA praktycznie wypadły; Chiny gotowe są przekształcić go w IPCH). Lecz kto poza Gazpromem zechce wstąpić do spółki z Iranem i Pakistanem wraz z chińską kompanią CNPC? Irańska część rurociągu jest praktycznie gotowa. Pakistański odcinek zaczną ciągnąć na początku 2012 roku. Oto jeszcze jedno szachowe posunięcie Rosji. Waszyngton nie mógł przewidzieć takiego obrotu wydarzeń.

Cele Moskwy są jasne: żeby afgański oddział amerykańskiego Imperium został tam na zawsze. A jeszcze czeka nas zmiana reżimu w Syrii (z nieuniknionymi następstwami dla Floty Czarnomorskiej Rosji, korzystającej z portu Tartus). NATO dobiera się do Morza Czarnego. Stale poszerzający się (przynajmniej w deklaracjach) amerykański system obrony przeciwrakietowej i gambit „Nowego Jedwabnego Szlaku” oznacza powtórne przedostanie się do Azji Środkowej.

Właśnie Rosja wdała zgodę na uruchomienie Północnej Sieci Dostaw dla zaopatrzenia amerykańskich i natowskich wojsk w Afganistanie (obejmuje ona niekończącą się drogę przez całą Eurazję, w tym Uzbekistan, której okropną dyktaturę sekretarz państwowy USA Hillary Clinton pochwaliła za polityczny „progres”, a także przez Tadżykistan).

Oprócz tego, Moskwa zauważyła, jak Waszyngton nieustającą „wojną dronów”[bezzałogowych samolotów szpiegowskich – Kresy.pl], nieustającym naruszaniem terytorialnej suwerenności i nieustającymi groźbami wtargnięcia i „zagarnięcia waszej broni jądrowej” – nastawił przeciwko sobie praktycznie cały Pakistan. Priorytetem dla Waszyngtonu jest to, by Islamabad walczył z pakistańskimi Talibami w Beludżystanie, a następnie został wciągnięty w wojnę domową nie tylko przeciwko Pasztunom, ale i Beludżom. Zarówno Moskwa, jak i Pekin, obserwujące pole walki, nie muszą robić nic poza bezczynnym wyczekiwaniem przy zielonej herbacie.


Rosja-Chiny

Rosyjsko-Chińskie porozumienie nie zawsze przypomina przedstawienie Teatru Wielkiego.

Rosja chce sprzedawać gaz Chinom po 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych (podobnie jak i Europie). Chytry Turkmen bierze od Chińczyków tylko 250 dolarów. Pekin już zainwestował 4 miliardy w Południowym Jolotenie (i kontynuuje inwestycje). Cały gaz, jaki Chiny mogą otrzymać, jest im potrzebny do wypełnienia rurociągu Turkmenistan-Uzbekistan-Kazachstan-Chiny (przez Chiny zbudowanego), działający już od dwóch lat. Pekin jest nienasycony. Kompania naftowa CNPC jest zdecydowana do 2015 roku zwiększyć import gazu z Azji Środkowej nie mniej niż o 500%.

To oznacza, że dla Chin potencjalny 30-letni kontrakt gazowy z Rosją opiewający na kwotę 1 tryliona dolarów nie jest już aż tak bardzo niezbędny. Strategia Gazpromu sprowadza się do dwóch rurociągów z Syberii do Chin. Dla Rosji jest to absolutnie konieczne z punktu widzenia zarabiania pieniędzy na syberyjskich złożach. Następstwa geopolityczne takiego posunięcia są ogromne. Bardzo prawdopodobna rosyjsko-chińska „stalowa pępowina” może być przyjęta w Europie, wirtualnej zakładniczce Gazpromu, jako sygnał tego, że Iran jest jej potrzebny bardziej, niż kiedykolwiek. Jednocześnie dla Rosji skrajnie niewygodny jest energetyczny nacisk ze strony Chin w całej Azji Środkowej.

Oto pozycja Pekinu w dwóch słowach. Nie będziemy płacić europejskiej ceny za gaz z Turkmenistanu. I nie potrzebujemy Transkaspijskiego gazociągu do Europy. Chiny, Rosja, nawet Iran – nikt, oprócz NATO go nie potrzebuje.
Tak więc, oto jak się wszystko rozpada. Turkmenistan może sprzedawać gaz Chinom i Iranowi. Może sprzedawać gaz nawet w Azji Południowej, wykorzystując TAPI. Ale o sprzedaży gazu do Europy, proszę zapomnieć – tam rządzi Gazprom.

Gazowy car

Z której strony nie patrzeć, nieuchronnie pojawia się odczucie, że carem w eurazjatyckim systemie rurociągów jest Władimir Putin (który jak Terminator, wróci w marcu następnego roku w charakterze prezydenta, bez względu na jego obecne ciężkie położenie). W końcu, Rosja wytwarza więcej ropy naftowej, niż Arabia Saudyjska (przynajmniej do 2015 roku) i ma największe na świecie odkryte złoża naturalnego gazu. Około 40% wszystkich środków budżetowych Rosji pochodzi z ropy naftowej i gazu.

Plan Putina jest pozornie prosty: Gazprom „bierze na siebie” Zachodnią Europę, a tym sposobem neutralizuje NATO.

Eksponat nr 1 – Nord Stream: 1224-kilometrowy podwójny rurociąg o wartości 12 miliardów dolarów, zbudowany przy zachowaniu niezwykle surowych wymogów ekologicznych, został uruchomiony we wrześniu tego roku. Gaz z Syberii jest nim dostarczany po dnie Morza Bałtyckiego, omijając problematyczną Ukrainę, bezpośrednio do Niemiec, Anglii, Holandii, Francji, Belgii, Danii i Czech (10% z rocznego użycia gazu UE lub jedna trzecia całego obecnego zużycia gazu przez Chiny). Na czele konsorcjum Nord Stream stoi były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder.

Eksponat nr 2 – South Stream: Porozumienie akcyjne między Rosją, Niemcami, Francją i Włochami jest już podpisane. Rosyjski gaz będzie nim dostarczany po dnie Morza Czarnego do południowej części UE i przejdzie przez Bułgarię, Serbię, Węgry i Słowację. Ważną rolę w podpisaniu tej umowy odegrał fakt, że Putin swego czasu miło spędził czas ze swoim bliskim przyjacielem, byłym premierem Włoch Silvio „Bunga-Bunga” Berlusconi.

Nord Stream całkowicie namieszał w planach Waszyngtonu. Zmienił nie tylko energetyczną konfigurację Europy, ale stworzył także silne niemiecko-rosyjskie strategiczne powiązania. Putin jak nikt inny wie, jak rurociągi wiążą ze sobą rządy. South Stream jest nie na rękę Waszyngtonowi ponieważ uderza w Nabucco i jest znacznie tańszy.

Stanom Zjednoczonym, zaniepokojonym tym, co Niemcy eufonicznie nazwali „spółką modernizacyjną” z Rosją, pozostaje tylko sprzyjać ogólnoeuropejskiemu „oporowi” wobec nacisku Gazpromu. I znów grają tu rolę czynniki polityczne. Na przykład, Niemcy i Włochy kategorycznie sprzeciwiają się rozszerzeniu się NATO. Przyczyna? Północny i Południowy gazociąg. Ogromny eksport Niemiec żywi się rosyjską energią. Mottem może tu być zdanie: „proszę zatankować Gazpromem moje Audi”.

Jak zaznaczył William Engdahl, autor epokowej pracy „Stulecie wojny: anglo-amerykańska polityka w dziedzinie ropy naftowej i nowy porządek świata” (A Century of War: Anglo-American Oil Politics in the New World Order), „Nord Stream i South Strem są gotowe wyjść poza ramy świata energetycznego bezpieczeństwa i zbudować absolutnie nową dynamikę władzy w sercu Europy”.

Plan Putina przedstawiony jest w jego artykule „Nowy integracyjny projekt dla Eurazji – przyszłość która rodzi się dzisiaj”, został opublikowany w gazecie „Izwiestija” na początku października. Można się od niego odsunąć jak od szaleństwa, ale można go również rozpatrywać jako wstępną wrestlingową postawę «ippon» (a Putin lubi dżudo) przeciwko NATO, Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i neoliberalizmowi.

Fakt, prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew mówił o Eurazjatyckim Sojuszu jeszcze w 1994 roku. Ale Putin daje do zrozumienia, że nie będzie to powrót do ZSSR, a „nowoczesna unia gospodarcza i walutowa”, rozpościerająca się przez całą Azję Środkową.

Dla Putina Syria to zaledwie epizod, a prawdziwe istotna kwestia to integracja eurazjatycka. Nic dziwnego, że atlantyści zaczęli tracić opanowanie z powodu tego „modelu potężnej międzynarodowej integracji, zdolnej do stworzenia jednego z biegunów nowoczesnego świata i przy tym odegrania roli efektywnego ‘łącznika’ między Europą i dynamicznym regionem Oceanu Spokojnego i Azji”.

Eurazjatycka integracja

Wszystko zostało przygotowane do nowego starcia o uprzywilejowaną pozycję geostrategiczną. Marzenie Waszyngtonu o „Nowym Jedwabnym Szlaku” bez wątpliwości się nie ziściło.

Moskwa, ze swojej strony, życzy sobie, żeby Pakistan stał się pełnoprawnym członkiem Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW). Chiny chcą tego samego w stosunku do Iranu. Trudno jest wyobrazić sobie Rosję, Chiny, Pakistan i Iran, które koordynują sprawy własnego bezpieczeństwa wewnątrz coraz silniejszej SOW, której zasadą jest „nieprzyłączenie, odmowa konfrontacji i nie mieszanie się w wewnętrzne sprawy innych krajów”.

Przeszkód jest wiele. SOW dla Chin oznacza, przede wszystkim, gospodarkę i handel. Dla Rosji jest to, przede wszystkim siłowy blok, który przede wszystkim znaleźć regionalne rozwiązanie dla Afganistanu, przy którym talibowie znajdą się pod kontrolą, a amerykańskie bazy zwinięte.

W kształtujących się uwarunkowaniach, w których Rosja, Azja Środkowa i Iran kontrolują 50% światowych zapasów gazu, a Iran i Pakistan są wirtualnymi członkami SOW, w rozgrywce szachowej pojawia się nazwa „Azjatycka integracja”. Jeśli nie „eurazjatycka”… Chiny i Rosja bardzo skrupulatnie koordynują teraz politykę zagraniczną. Sztuka polega na tym, aby połączyć Chiny i Azję Środkową z Azją Południową i krajami Zatoki Perskiej, gdzie SOW rozwija się jako centrum oddziaływania na gospodarkę i bezpieczeństwo. Współpraca energetyczna może przyspieszyć pełną integrację SOW jako rywala dla NATO.

Z punktu widzenia realizmu politycznego ma to o wiele więcej sensu, niż zamysł Waszyngtonu, dotyczący „Nowego Jedwabnego Szlaku”. Ale ani Pentagon, ani przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, który nie może się doczekać, żeby zbombardować Iran i zastraszyć Chiny – tego nie zrozumieją.

Pepe Escobar

„Asia Times”

Tłumaczenie: Iwona Ilecka

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply