Duma

czyli klasyczność sarmackiej klasyczności

Z dum sarmackich prawie nic nie zostało. Jaka szkoda! Nie znamy niemal w ogóle melodii, a spośród tekstów przetrwało przypadkiem kilka. Może zresztą nie teksty ani nie melodie były najciekawsze: najciekawszym zdaje się zwyczaj ich śpiewania, z którego, ach, też nic nie zostało… chociaż nie – to przecież bodaj ów zwyczaj „piania dum” wygenerował jakże powtarzalną sytuację, którą Mickiewicz nazwał później nośnym terminem: „nocne rodaków rozmowy”. W tym samym wierszu, w którym pada to określenie, wieszcz uprzedza Matkę Polkę, że „źle się” jej syn „bawi”, jeśli (cytuję z pamięci) –

…rzuciwszy rówienników grono
Do starca bieży, co mu d u m y pieje,
Jeżeli słucha z głową pochyloną,
Kiedy mu dawne powiadają dzieje…

To już skądś znamy. Wszak nic to w zasadzie innego, jak ów moment z harcerskiej piosenki, w której drużynowy przy ognisku

…Opowiada starodawne dzieje
Bohaterski wskrzesza czas…
O rycerstwie znad kresowych stanic,
O obrońcach naszych polskich granic…

Ani Mickiewicz, ani harcerze tego nie wymyślili, rzecz bierze się z przeszłości dalszej. Identyczną przecie sytuację kreśli staropolski poeta, tyle że zamiast ogniska mamy „komin”:

Bracie, Krysiecki Marcinie,
Siedzisz teraz przy kominie,
Chocimską dumę śpiewając,
Krwawe boje wspominając…

Inny zaś autor, Marcjan Kobiernicki, w dziełku swoim z roku 1589 rysuje moment śpiewania dum jeszcze konkretniej:

Już precz odstąp ode mnie, wesoły lutnista,
A nastąp ku mnie z kobzą, żałosny kobzista.
Zagraj mi dumę smutną o Strusie zginionym,
Bym się z śmierci ucieszył sercem rozrzewnionym.
Zacznijże o nim pieśni, niechaj jego sława
Po wieczne czasy nigdy nie ustawa.

Dobrze napisał: „bym się ucieszył z śmierci”! To paradoks, ale tak się rzecz ma. Dziecko boi się, ale słucha strasznych baśni i tym więcej pożąda ich, im więcej się boi. Duma o bohaterskiej śmierci wprawia człowieka w odrętwienie i żal, ale tym bardziej człowiek chce się w nią wsłuchiwać, bo mówi mu ona o rzeczach wielkich, a tych człowiek wzniosły łaknie. A teraz czas na definicję: cóż to jest duma, duma staropolska? Po prawdzie już można się było domyślić, ale powiedzieć warto: termin ten (nie mylić z dumkami i dumami ukraińskimi!) oznaczał w Sarmacji smętną, wzniosłą w nastroju pieśń, poświęconą zazwyczaj bohaterowi czy bohaterom, którzy tragicznie lub walecznie zginęli, a może tylko zmarli po trudach walecznego żywota. Jak rzekłem, parę tekstów dum określonych jako takie zachowało się, znamy też jeden muzyczny, wielogłosowy zapis z XVI stulecia, po którym skryptor dopisał: „finitur duma”. Niestety tu z kolei brak tekstu – więc nie wiadomo, czy to prawdziwą dumę ktoś zanotował? Czy skomponował sobie utwór à la duma? Czy była to jakaś prawdziwa duma jednogłosowa, którą po prostu ktoś przerobił na wielogłos? A może to kompozycja dorobiona do jakiegoś tekstu istniejącego wcześniej?

Pozostawmy ten problem. Najważniejsze, że dumy w ogóle były. Że to była jakaś taka polska specyfika, takie nasze domowe śpiewanie o historii. Czyż tego repertuaru nie dałoby się wskrzesić? Odnowić? Wszak jest zacne studium Ludwiki Szczerbickiej-Ślęk o staropolskiej dumie, już dawno temu napisane, zbierające informacje, analizujące i podające do wiadomości publicznej istnienie bądź nawet same teksty dum o Chodkiewiczu, o Chmieleckim, o Hołubku, o Strusie. Wiemy, że podobne dumom pieśni śpiewano w wiekach XVI i XVII o bitwach pod Grunwaldem, pod Chocimiem. Niektóre znamy w części bądź całości, o innych wiemy z drugiej ręki, kiedy jakiś dziejopis albo poeta o nich wspomni – jak to było w tej powyżej zacytowanej zwrotce o dumie chocimskiej.

Tymczasem jednak jedyną chyba „dumą staropolską” w miarę funkcjonującą w świadomości miłośników naszej poezji jest obecnie „Duma ukrainna”, inaczej „Duma rycerska”, która przez swego autora (a może tylko wydawcę?) Adama Czahrowskiego zatytułowana została inaczej – „Powiedz mi, muzyko moja”. Tym niemniej autor prosi na początku o natchnienie „kobzę”, czyli instrument, który – jak to wyżej widzieliśmy – zapewniał dumom właściwy akompaniament. I już wkrótce słowo „duma” dołączyło się także do tytułu tej pieśni, podczas jej rękopiśmiennego żywota, jako że przez sto lat przepisywano ją i uzupełniano, i rozszerzano, i skracano… Jej tekst, wzniosły i wzruszający, opiewa walkę polskiego rycerstwa na kresach. Można by rzec, że jest to summa dum, dosłownie i w przenośni, bo wiele wyrażeń, które się tu pojawia, znajdziemy w innych pieśniach. Na przykład owo „cedzienie”krwi „za rękawy”, czy ów rycerz który „bieży lasem” – obraz to powszechny i gdzie indziej. Tu za to nie ma mowy o jednym konkretnym człowieku – tylko o „człowieku rycerskim”, o ideale, o rycerzu „pod wielkim kwantyfikatorem”. I wiele innych rzeczy jeszcze by można o tej pieśni powiedzieć, ale lepiej jej posłuchajmy na razie, a z czasem jeszcze tysiąc gawęd da się z niej wysnuć.

Jacek Kowalski
—————————————————–
W załączeniu: nagranie „Dumy ukrainnej” Adama Czahrowskiego, zamieszczone na płycie załączonej do „Niezbędnika Sarmaty”, wyd. Fundacja Świętego Benedykta, Poznań MMVI – śpiewa JK, aranżacja Tomasz Dobrzański, gra zespół Klub Świętego Ludwika.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply