Dialog polsko-kozacki

Bywają teksty, obrazy, wydarzenia, które – w zastępstwie długich wywodów – zadziwiająco dobrze nadają się do zilustrowania całych dziejowych procesów, przecinając nasze zawiłe myślenie niczym miecz Aleksandra węzeł gordyjski.

Żeby nie zwlekać, wejdę in medias res. W zbiorze ludowych pieśni, wydanym w 1840 roku przez Żegotę Paulego znalazła się pieśń zatytułowana “Polski”. Wedle autora zbioru nazywano tak w Galicji piosenki w rodzaju poloneza, których kolejne zwrotki składane były raz po polsku, raz po “rusku”. Zbieracz zamieścił jednak tylko jedną taką piosenkę i to bez melodii (a ja nie mogłem powstrzymać się przed dorobieniem takowej). Co za tekst! Pieśń historiozoficzna w stanie czystym, dzieje kozactwa i kozaczyzny w superskrócie, jakby od początków polskiego panowania nad Ukrainą po ustanowienie Rzeczypospolitej Trzech Narodów i załamanie tegoż planu. Choć ten, co składał ową pieśń (a może tylko śpiewał ją przed Żegotą) języka ruskiego nie znał zbyt dobrze i go pokancerował. Ale to mniejsza. Mamy do czynienia z istnym wirtualnym teatrem marionetek: doskonale dobrane, skontrastowane typy, skontrowane wypowiedzi. Ze strony polskiej nie wstępuje żaden polski pan – raczej szlachcic-półcham, bo Mazur. Wiadomo, że ubodzy Mazurzy (szlachta mazowiecka znaczy się) byli ulubionym chłopcem do bicia staropolszczyzny – chłopcem wszakże groźnym, kąśliwym. W usta wchodzi tu sam niezawodny Kochowski:

Kto tu lepszy i czyja wolniejsza natura?

Złego od ciemnej gwiazdy ukąsił Mazura

Wąż w nogę. Z niej łakomie gdy się krwie opije,

Wąż zdycha od posoki, Mazur przecię żyje.

Taki to Mazur jest bohaterem z jednej strony: jawnie pyszałkowaty, ślepo zawadiacki, rozumny mało, pijany często. Żywy synonim tego, co w Pierwszej Rzeczypospolitej tyleż niepokorne, co głupie.

Z drugiej strony mamy Kozaka. Zapewne, bo to miano nie pada; mowa jest tylko o “Rusinie”. W każdym razie jest to człowiek rusinnojęzyczny, ukrainnosielski. Tenże zapytuje Mazura:

– Oj Mazure proszu tia,

Skaży o swej doli,

Kuda ti je lipszeje

Czy w naszom Podoli?

Mazur, uosobienie niezakompleksionej, polskiej pewności siebie i zaściankowatości, odpowiada:

– Ja w Podolu nie był,

W Ukrainiem nie żył;

Z Mazuram jest rodakiem,

I nie prostym chłopakiem.

To punkt wyjścia. Nieznajomość kozaczyzny – ale i panowanie nad nią jawne. Następuje cykl uniżonych, kozackich próśb: “pryjmyż mene za druha, służyty ti budu”. Ale Mazur jest nieugięty: “ni cię chcę za brata, ni do usług kamrata”. Powód tego odrzucenia jest prosty: “bo co Rusin jest gburem, a co Mazur – Mazurem”. W miarę mnożenia próśb, Mazur konstruuje swój program polityczny: “Niech cię biorą czarty!… my będziemy wojować i kielicha pilnować”. Nic dziwnego, że Kozak w końcu traci cierpliwość i powiada, że “Laszek” nie będzie “o Rusi hadaty”. Inni będą o Rusi myśleć… Na co Mazur replikuje niezawodnie:

– A co mówi szablina,

Podgolona czupryna!

Jak weźmiemy wszystkich bić,

Będą o życie prosić.

I na tym koniec. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że tekst ten – pozbawiony autora, ludowy, jakby samorodny (?) – obnaża jedną z polskich wad głównych, chłoszcze, bije, kąsa… Ale przecież robi to tylko i dopiero po zastanowieniu, po przetrawieniu, po założeniu, że siebie samych skrytykujemy. W gruncie rzeczy jest pisany w C-dur, z prostej obserwacji: jako wzór modelowej rozmowy z Kozakiem, na serio. Tak było, tak się robi z chamem, a ponadto tak można, bo jesteśmy silniejsi. Omija się przyczyny, podaje się fakty. A z jakże niebezpieczną przyjemnością się to śpiewa! Z jakąż wyższością wobec Kozaka! Jakże utrafia ten tekst, chciałoby się powiedzieć, nie tylko w gusta Mazura… także jakby w moje… Biję się w piersi.

Pamiętacie “Pana Wołodyjowskiego”? Tam po długiej gawędzie, którą przy kominie wygłasza pan Muszalski – gawędzie o wymuszonym przez turecką niewolę braterstwie dwu zaciekłych wrogów: Kozaka i Polaka (oczywista metafora Polski i Ukrainy, niegdyś skłóconych, a za czasów Sienkiewicza razem jęczących pod moskiewskim jarzmem) – budzi się pan Zagłoba, który połowę tej gawędy przespał, i dogaduje puentę, mamrocząc półprzytomnie: “cham chamem”.

Ot i to samo w tej pieśni.

Jacek Kowalski

———————————————-

W załączeniu: “Polak z Kozakiem (>>Polski<<)” z mojej książki z płytą “Niezbędnik Sarmaty poprzedzony Obroną i Uświetnieniem Sarmacji Obojej. Dumy – pieśni – polonezy”, Fundacja Świętego Benedykta, Poznań 2006

Gra zaspół Klub Świętego Ludwika w składzie: Jacek Kowalski – śpiew; Tomasz Dobrzański – aranżacja, bęben; Julia Kosendiak – viola da gamba; Paweł Iwaszkiewicz – szłamaja; Milena Bukowska – lutnia

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply