Czy Unię stać na jedność?

Fundamentem Unii Europejskiej jest jedność oparta na czymś więcej niż tylko chwilowa wspólnota interesów. Jeśli tak jest rzeczywiście, państwa, które nie cierpią na wstrzymaniu dostaw gazu z Rosji powinny wspierać kraje bezpośrednio zainteresowane, manifestując przywiązanie dla wspólnej polityki.

Pytanie o przyczyny obecnego kryzysu między Ukrainą i Rosją, to pytanie o rosyjskie cele w polityce zagranicznej. Rosja ma bardzo spójną wizję działań na terenie ,,bliskiej zagranicy”, czego nie da się powiedzieć o UE, nie posiadającej tak naprawdę wspólnej polityki energetycznej, a wbrew temu, co się często mówi, sytuacja między Ukrainą a Rosją ukazała ewidentną słabość Unii i brak jednej spójnej doktryny w stosunkach zewnętrznych. Dotyczy to zarówno Rosji i kwestii Gazpromu, jak i imigracji z Maghrebu oraz Afryki subsaharyjskiej. Nie ma żadnej doktryny imigracyjnej – kogo i dlaczego należy przyjmować (czy też nie przyjmować), analogicznie brak również strategii energetycznej. Na wszystkie te zagadnienia nakłada się polityczne rozbicie, będące efektem upadku wizji Europy – nikt z przywódców europejskich nie ma pomysłu ani szczerej wiary w to, czym Europa powinna być.

Rosjanie spokojnie testują Unię Europejską, sprawdzając powoli sposoby wywierania nacisku, drogi zwiększenia wpływów oraz proces decyzyjny w sytuacjach krytycznych. Właśnie w takim momencie krytycznym się znaleźliśmy, niekoniecznie dlatego, iż w naszych domach może zabraknąć gazu. Kłopot leży gdzie indziej – UE jest obserwowana przez Rosję, ale także przez kraje arabskie oraz wciąż rosnące potęgi – Chiny, Indie, Brazylię. Wbrew pozorom kryzys na Ukrainie ma poważniejsze konsekwencje niż można by przypuszczać, gdyż jest sprawdzianem, jak Unia dba o interesy swoich członków, jak stosuje zasadę ich równości i wreszcie, jakie są realne możliwości wywierania przez nią nacisku na innych aktorów, mających sprzeczne z nią interesy – decydujący jest moment, kiedy interesy nie są jeszcze bezpośrednio zagrożone oraz siła natychmiastowego reagowania w takim przypadku. Europa tej siły nie posiada, jak również nie wykazuje nią zainteresowania, okazując się zadziwiająco słaba i zupełnie zdezorientowana, co widać choćby po przebiegu obecnego kryzysu dziejącego się pod dyktando Kremla. Siłę dyplomacji i administracji sprawdzamy nie poprzez zarządzanie stabilnie rozwijającymi się państwami oraz podpisywanie układów z przyjaznymi nam rządami, lecz przede wszystkim w chwili zagrożenia, kiedy należy wywrzeć presję, postawić twarde warunki, zawiązać sojusz z państwami trzecimi. Prawdziwa polityka to permanentne zarządzanie kryzysowe. Europa, jeśli chce być imperium, powinna się z takim jej obrazem zmierzyć.

Właśnie ,,państwa trzecie” mogą okazać się w niedalekiej przyszłości decydujące, ponieważ ,,koniec historii” dobiegł końca, a sama historia niebezpiecznie przyspiesza. Europa powinna być atrakcyjnym sojusznikiem, o którego zabiegać będą inne państwa, ponieważ trudno brać poważnie projekt gospodarczej i militarnej samowystarczalności Starego Kontynentu. Obecna wojna nerwów, mająca na celu zdyskredytowanie w oczach Zachodu Ukrainy jako wiarygodnego partnera, zakończyła się w miarę bezboleśnie – zaostrzanie sytuacji nie jest zresztą w interesie Rosji dramatycznie potrzebującej europejskich pieniędzy dla ratowania swojej gospodarki, a przez to także politycznego status quo. Drugim powodem wyjścia z patowej sytuacji jest rosyjska niechęć wobec zwiększenia wpływów polskich na Ukrainie, zwłaszcza gdy Polska, skądinąd słusznie, próbuje się kreować na ,,naturalnego” mediatora na Ukrainie.

Następny taki kryzys może nie być jedynie wojną nerwów, lecz realnym konfliktem o energię. Premier Władimir Putin wyśmienicie zna słabości europejskiej biurokracji, jak również typu ludzi nią sterujących (bądź, co bądź było to od początku kariery przedmiotem jego zainteresowań zawodowych), stąd potrafi rozczytać nastroje w państwach zachodnich. Znakomicie także, moim zdaniem rozumie demokrację, a głównie jej słabości, co jest jednym z powodów jego szczerej niechęci wobec demokratyzacji Rosji.

Nie mam zamiaru demonizować roli Rosji ani wyolbrzymiać zagrożenia z jej strony. Zresztą zagrożenie może pojawić się z bardzo różnych stron, pytanie jak na niego zareagujemy, kogo będziemy wtedy potrafili związać ze sobą i czy to o pomoc Europy będzie się zabiegać czy my staniemy się proszącymi?

Mateusz Kędzierski– kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply