Czekając na rosyjskie Pearl Harbor

Potencjalny scenariusz niejądrowego konfliktu Rosji i Japonii mógłby sprowadzić się do następującego: Japończycy szybko likwidują Flotę Oceanu Spokojnego i zajmują sporne terytorium. Po przerzucie na Daleki Wschód okrętów innych rosyjskich flot stosunek sił zmienia się na korzyść Rosji – jednak odbić okupowane Kuryle jest już zadaniem prawie niemożliwym…

W Rosji rozpoczęła się budowa pierwszego „Mistrala”. Wcześniej głównodowodzący Marynarką Wojenną Federacji Rosyjskiej wiceadmirał Wiktor Czirkow potwierdził, że zakupione we Francji uniwersalne okręty desantowe „Mistral” zostaną wysłane na Ocean Spokojny. „Miejsce bazowania okrętów typu ‘Mistral’ zostało określone. To miasto Władywostok. Tam właśnie znajdują się zakłady remontowe i tam też będziemy przygotowywać kadry” – powiedział Czirkow.

Oto przed nami otwiera się kolejny etap ukrytego, ale aktywnego pacyficznego wyścigu zbrojeń, w którym z jednej strony uczestniczy popierana przez Amerykanów Japonia z jej kurylskimi pretensjami, a z drugiej – Rosja.

Na początek wypada rozwiać rozpowszechnione nieporozumienie co do tego, że kraj bez broni atomowej nie może zagrozić krajowi posiadającemu taką broń oraz o tym, że cała burzliwa aktywność Tokio ogranicza się tylko do retoryki. W istocie, ten swego rodzaju „jądrowy fetyszyzm” jest pozbawiony podstaw.

Po pierwsze: Japonia wchodzi w skład tak zwanego rozszerzonego powstrzymywania jądrowego ze strony USA. Po drugie: jeszcze w 1994 roku dyrektor wykonawczy Japońskiego Forum Atomowego Mori oświadczył, że jego kraj posiada potencjał do konstrukcji własnej broni jądrowej – i rzeczywiście tak jest.

Japonia „kolekcjonowała” pluton długo i z sukcesem, w rezultacie czego masa nagromadzonego surowca przekroczyła 100 ton jeszcze pięć lat temu. Naturalnie, nie jest to pluton przeznaczony do celów wojskowych. Jednak do konstrukcji urządzenia jądrowego w zasadzie nadaje się każdy pluton, nawet ten „przemysłowy”. Poza tym Japonia kontroluje pełny cykl jądrowy i konwersja „przemysłowych” zapasów tego materiału w pełni „bojowe” nie przedstawia dla niej szczególnej trudności. Japończycy już co najmniej 20 lat posiadają więcej niż dostatecznym potencjałem, aby przekształcić swoje „pokłady” plutonu w setki głowic jądrowych.

Faktycznie program jądrowy Japonii rozpoczął się jeszcze w latach 70., jednak był maskowany przez cywilne projekty, a do tego rozproszony po różnych branżach. I tak urządzenia wybuchowe możliwe do zastosowania jako detonatory ładunków jądrowych były rozwijane przez kompanie wydobycia ropy – jakoby tylko do celów cywilnych. Było to dobrym kamuflażem zarówno przed zewnętrznymi obserwatorami jak i przed własnym parlamentem, który sam nie wiedział, na co wydaje środki budżetowe (długi czas nad Japonią ciążył syndrom hiroszimski).

Problem tym samym polega tylko na zaistnieniu politycznej woli do budowy broni atomowej – i okresowo z Tokio wysyłane są sygnały godne szczególnej uwagi. W czerwcu 1993 roku, po kolejnej rakietowo-jądrowej eskapadzie Korei Północnej, japoński rząd wystąpił przeciw przedłużeniu w 1995 roku Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Wraz z przyjściem nowego rządu układ został jednak przedłużony. Ale po kolejnym zaostrzeniu stosunków z Phenianem w latach dwutysięcznych w Japonii znów zaczęto rozmawiać o broni jądrowej. W szczególności były dowódca japońskich sił powietrznych Tosio Tamogami oświadczył, że „zagrożenie narasta i Japonia powinna dostać swoją broń jądrową”. Jego stanowisko poparł także były zastępca ministra obrony Singo Nasimuro. Widocznie wypowiedzi byłych funkcjonariuszy państwowych oddają nastroje urzędujących wojskowych i w razie konieczności Toki szybko sprawi sobie broń atomową w niemałych ilościach. Nie mają Japończycy też i problemów ze środkami przenoszenia – rakiety, w pełni zdolne do przerzucenia ładunków jądrowych do europejskiej części Rosji pojawiły się u nich jeszcze w latach 70.

Tak więc próba użycia przeciw Japończykom broni jądrowej może w przypadku konfliktu spowodować całkowicie symetryczną odpowiedź. Oczywiście gotowości do przekształcenia starcia na peryferyjnych terytoriach w pełną wymianę uderzeń jądrowych z milionami ofiar – w Moskwie nie ma i nie będzie. Tak więc hipotetyczna wojna kurylska najprawdopodobniej przebiegnie według „falklandzkiego” scenariusza ograniczonego konfliktu z użyciem broni konwencjonalnej.

Popatrzmy zatem czym dysponuje Moskwa i Tokio – w odniesieniu do konkretnego teatru działań wojennych.

Japonia posiada ogromną flotę. W jej składzie znajduje się – 17 diesel-elektrycznych okrętów podwodnych, z których 13 w pełni odpowiada możliwościom naszych rodzimych jednostek, a 4 (w 2013 roku będzie ich pięć) – widocznie je przewyższa. Mowa o najnowszych okrętach z urządzeniem napędowym w pełni niezależnym od powietrza, które daje więcej niż imponującą przewagę nad tradycyjnymi nieatomowymi okrętami podwodnymi. Analogiczny projekt naszej rodzimej produkcji – pr. 667 „Łada” – już oficjalnie „poszedł na dno” z powodu nieusuwalnych problemów konstrukcyjnych.

Tokio dysponuje także czterdziestoma niszczycielami, dwoma niszczycielami śmigłowcowymi i ośmioma fregatami. Część tej armady to jednostki słabo uzbrojone i nie pierwszej świeżości, jednak więcej niż jedna trzecia to klony wielkich amerykańskich niszczycieli. Sześć z nich to natomiast „wariacje na temat” najbardziej nowoczesnych amerykańskich okrętów typu „Arleigh Burke”, w istocie będące pełnowartościowymi krążownikami.

W latach 1998, 2002 i 2005 Japończycy zbudowali 3 desantowe śmigłowcowce. Nieprzyjemnym dopełnieniem do tej kompanii są dwa niszczyciele śmigłowcowe – w istocie lekkie lotniskowce typu „Hyuga”. Okręty są zdolne do przenoszenia samolotów pionowego startu i lądowania, a także dysponują imponującymi możliwościami prowadzenia walki przeciwokrętowej. Jednocześnie mogą być one użyte w operacjach desantowych – np. do przenoszenia śmigłowców bojowych lub do desantowania oddziałów specjalnych. Do budowy przewidziano dodatkowo dwie jeszcze większe jednostki, zdolne do przenoszenia zgrupowania lotniczego i do 4000 żołnierzy desantu.

Innymi słowy japońska flota, jeszcze niedawno mająca wyraźnie obronne odchylenie, dynamicznie przekształca się w coś ofensywnego z przyzwoitym potencjałem desantowym.

Do tego „górę” w granicach okolicznych mórz zabezpieczyć jej mogą całkiem imponujące siły powietrzne. Teraz jest to 139 ciężkich myśliwców przewagi powietrznej F-15 i 76 miejscowych klonów lekkich myśliwców F-16 (F-2), na licząc starych Phantomów i samolotów szkolno-bojowych. Ich działania może zabezpieczać 17 samolotów dalekiego rozpoznania radiolokacyjnego, wliczając 4 ciężkie. W lotnictwie marynarki wojennej służy natomiast 80 samolotów zwalczania okrętów „Orion”.

Wojska lądowe Japonii są całkowicie nowoczesne i liczą 138,4 tys. ludzi, około 1000 czołgów i 450 śmigłowców (z czego 90 – „Apache”). Do tego na uzbrojenie wchodzą najnowsze czołgi Typ 10, których masa podejrzanie pasuje do warunków przerzutu morzem.

Co znajduje się po drugiej stronie barykady? Z Floty Oceanu Spokojnego mało co zostało. Przed 2009 rokiem (początek wielkiej japońskiej ofensywy psychologicznej) w pełni gotowe do walki były: 1 krążownik „Wariag”, 1 niszczyciel projektu 956, 4 duże okręty desantowe, 4 duże jednostki zwalczania okrętów, 7 okrętów podwodnych o napędzie atomowy (4 wielozadaniowe i 3 rakietowe) i 4 diesel-elektryczne okręty podwodne. Do tego dochodzi pozostały „drobiazg”. Siły Powietrzne na Dalekim Wschodzie i okolicach też nie błyszczały potęgą – około pół setki Su-27 i tyleż samo myśliwców przechwytujących Mi-31, 48 bombowców Su-24. Samolotów dalekiego rozpoznania i tankowców powietrznych zupełnie nie było, co gwarantowało, że przyszły bój zamieni się w rzeź. Garnizon Iturupa mógł najwyżej zaszczytnie polec z honorem w ciągu kilku dni – nowoczesnego uzbrojenia na wyspie nie było.

W konsekwencji potencjalny scenariusz niejądrowego konfliktu dla Rosji mógłby sprowadzić się do następującego: Japończycy szybko likwidują Flotę Oceanu Spokojnego i zajmują sporne terytorium, po przerzucie na rosyjski Daleki Wschód okrętów innych rosyjskich flot stosunek sił zmienia się na korzyść Rosji – jednak odbić okupowane Kuryle jest już zadaniem prawie niemożliwym.

Desantowe siły naszej floty są słabe i archaiczne. Desanty w stylu drugiej wojny światowej teraz są niemożliwe – okręt desantowy popędzony wprost na broniony siłami nowoczesnej armii brzeg w mgnieniu oka zamieni się w płonący wrak i zbiorową mogiłę piechoty morskiej. Jedyny sposób na zaczepienie się u brzegu – to wykorzystanie amerykańskiej taktyki „pozahoryzontalnego desantu” (z pomocą szybkich kutrów desantowych startujących z uniwersalnego okrętu desantowego pozostającego w bezpiecznej odległości od brzegu) i „pionowego zajęcia” (desant ze śmigłowców za plecami broniących) . Znajdujące się na rosyjskim uzbrojeniu okręty desantowe są zdolne do wykonania i pierwszej i drugiej operacji w ograniczonym stopniu.

Nie dziwi więc, że rosyjskim admirałom potrzebny wydał się superszybki zakup „Mistrali”, zdolnych prócz tego do zwalczania okrętów nieprzyjaciela. Była też mowa o zakupie niemieckich okrętów podwodnych z silnikami niezależnymi od powietrza. Przy tym wszystkim, rozumie się, wysyłane na Daleki Wschód „francuzy” – to tylko czubek góry lodowej. Do Floty Oceanu Spokojnego wysyłany jest najnowszy podwodny okręt strategiczny „Jurij Dołgorukij”. Tutaj też z Floty Północnej skierowane będą po remoncie i modernizacji krążowniki rakietowe „Marszałek Ustinow” i „Admirał Nachimow”. Część bojowych okrętów Floty Oceanu Spokojnego (np. okręt podwodny „Omsk”) będzie przywróconych do stanu umożliwiającego bojowe wykorzystanie. Garnizony na Iturupie i Kunaszyrze zostaną wzmocnione.

Nawiasem mówiąc niedawne trzęsienie ziemi nie obeszło się bez konsekwencji dla japońskiej gospodarki i dla japońskiej armii. Tsunami zalało bazę lotniczą Macuszima pozbawiając Tokio w sumie osiemnastu F-15 i osiemnastu F-2 i co szczególnie istotne – najważniejszej bazy treningowej sił powietrznych, w której japońscy piloci zwykle przechodzili szkolenia i wypracowywali umiejętności trudnego pilotażu.

Możliwe że właśnie dlatego stanowisko Tokio stało się bardziej pojednawcze, przynajmniej jak dotąd. Na przykład 25 czerwca minister spraw zagranicznych Koiiro Gemba oświadczył, że Japonia uważa za możliwe wspólne z Rosją zagospodarowanie południowych Kuryli. Wcześniej Tokio deklarowało, że podobna współpraca jest zasadniczo niemożliwa.

Jednak odprężenie w rosyjsko-japońskich relacjach najprawdopodobniej będzie mieć czasowy charakter. Rosja coraz bardziej zbliża się z Chinami. Japonia – coraz aktywniej włącza się w antychińską konfrontację. To przeciwieństwo nieuchronnie da o sobie znać.

Jewgienij Pożidajew

Agencja Informacyjna RosBalt

Tłum. KRESY.PL

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply