Białoruskie otwarcie albo gra pozorów

Debata na temat obecności Białorusi na niedawno zakończonym szczycie Unii Europejskiej odzwierciedla nie tylko kierunek polityki prowadzonej przez główne państwa wspólnoty, ale także stan zainteresowania tą częścią kontynentu oraz rzeczywistą chęć wsparcia przemian u naszego wschodniego sąsiada. Bilans dotychczasowych dokonań UE w tej dziedzinie jest raczej skromny.

Poziom swobód politycznych na Białorusi nie zmienił się od czasu zniesienia unijnych sankcji, co oznacza tym samym brak poprawy sytuacji polskiej mniejszości oraz możliwości rozwijania naszego życia społecznego i kulturalnego na obszarze państwa białoruskiego. Z polskiej perspektywy jest to jeden z czynników decydujących, w perspektywie unijnej prawie nie dostrzegany, podobnie jak konieczność utrzymywania przez Białoruś dobrych stosunków z UE.

Faktem jest uzależnienie Białorusi od Rosji, ale staje się nim również coraz mocniejsze powiązanie Białorusi z Unią. Wyrazem tego jest dyplomatyczna gra, którą podjęła Unia z reżimem prezydenta Łukaszenki, legitymizując tym samym dyktaturę, bez wątpienia i tak skazaną na współpracę z Zachodem. Pytanie, co Unia dostaje w zamian?

Zamknięte państwo handlowe prezydenta Łukaszenki

Białoruś znajduje się na granicy zapaści gospodarczej, a częściowo także społecznej. Wybuch niezadowolenia na razie prezydenckiej władzy nie grozi, lecz trudno przewidzieć reakcję społeczeństwa, jeśli poziom życia przeciętnego Białorusina ulegnie nagłemu załamaniu.

Kraj potrzebuje kapitału, zadłużenie zagraniczne wynosi obecnie 15 miliardów dolarów, spadek PKB w tym roku wyniesienie według MFW 4,3 %, a inflacja 13%. Oczywiście na tle Europy Zachodniej nie jest to wynik najgorszy, ale w liczbach absolutnych kurczenie się i tak niewielkiej gospodarki Białorusi, wygląda zatrważająco.

Prezydent Białorusi nadal prowadzi bardzo zamkniętą politykę gospodarczą – ostatnio jego dekretem podniesiono cła importowe na towary konsumpcyjne – spożywcze i przemysłowe, w okresie 6 miesięcy (podwyżka rzędu od 25% do 40%), poza tym podwyżką wynoszącą 180% na przestrzeni 9 miesięcy objęto import warzyw uprawianych na Białorusi. Władze próbują zatrzymać galopujące ujemne saldo w handlu zagranicznym, jednocześnie stojąc przed realną groźbą kolejnej dewaluacji, który to krok może wywołać poważny spadek popularności władz. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza to jedyna możliwa przyczyna prawdziwych kłopotów prezydenta Łukaszenki z utrzymaniem władzy.

Uścisk Moskwy staje się coraz bardziej niewygodny dla przywódcy Białorusi, kolejne kredyty okupione są bardzo realnymi ustępstwami na rzecz Kremla, na które to ustępstwa Aleksandr Łukaszenka nie ma najmniejszej ochoty. Rosja, starając się utrzymać Białoruś w swojej orbicie, wprowadziła preferencje dla białoruskich towarów, pokazując tym samym profity z bycia wobec niej lojalnym. Nie zmienia to jednak faktu, iż państwowy kapitalizm prezydenta Łukaszenki w dobie kryzysu osiągnął kres swoich możliwości. Wydawałoby się, że nasz wschodni sąsiad musi wreszcie wybrać partnera między Rosją i Zachodem.

Symbioza z reżimem

Łukaszenka jest zadziwiająco sprawnym politykiem. Przez kilkanaście lat udawało mu się balansować między Unią i Rosją, starając się nie zostać całkowicie potępionym, a jednocześnie nie przywiązując żadnej wagi do wolności politycznych i gospodarczych obecnych na Zachodzie. Nie sądzę, aby jego postawa uległa obecnie zmianie. Pojednawcze gesty wobec Unii czy historyczna wizyta w Watykanie nie zmieniły wiele w białoruskich realiach, o czym możemy się przekonać śledząc codzienne wydarzenia w tym kraju. Prezydent nadal uprawia politykę wewnętrzną z gruntu przypominającą kremlowską – toleruje opozycję, dopóki ta niczemu nie zagraża (w Rosji potwierdziły to ostatnie wybory mera Soczi, gdzie kandydat opozycji nie miał żadnych szans z rządowym konkurentem, wspieranym przez aparat państwowy).

Także polska dyplomacja oraz nasi europosłowie nie uzyskali zbyt wiele – ostatecznie szczyt Unii stał się przypieczętowaniem współpracy z reżimem jawnie łamiącym porozumienia z tą też Unią Europejską. Obecnie powinniśmy bardzo ostrożnie rozgrywać nasze interesy z Białorusią na forum UE, gdyż kluczowe decyzje znajdują się poza naszą kontrolą, a po raz kolejny możemy stracić jako ,,wieczni malkontenci” Europy (nie wdając się w zasadność i sensowność owego zarzutu). Polską politykę należy nakierować na ochronę naszej mniejszości, w ramach tego systemu politycznego, który w danym momencie na Białorusi funkcjonuje. Taką strategię przyjęły najważniejsze państwa Unii i trudno oczekiwać, aby zawyżanie obowiązujących wobec Białorusi standardów znalazło wśród nich zrozumienie.

UE ma jednak szansę doprowadzić do spokojnych zmian i niepetryfikowania obecnego ustroju, który Łukaszenka chce ratować jednocześnie nie poddając się Rosji. Należałoby jednakże usztywnić kurs wobec Białorusi czy też po prostu egzekwować zapisy porozumienia podpisanego z Łukaszenką, które stało się podstawą zmiany nastawienia Unii względem państwa przez niego rządzonego. Niezbyt poważnie brzmiało także tłumaczenie unijnej administracji, iż zaproszono nie prezydenta Łukaszenkę, lecz Białoruś.

Chiński model

Aleksandr Łukaszenka chce otwarcia na Zachód, a nawet bardziej niż chce, jest do niego zmuszony fatalną sytuacją gospodarczą oraz coraz większym naciskiem Moskwy (jednym ze sposobów wywierania presji jest podniesienie przez Kreml cen gazu sprzedawanego Białorusi). Owo otwarcie ma zamiar przeprowadzić na swoich własnych warunkach, przypominających zmiany zachodzące w Chinach w ostatnich dwudziestu latach – zamierza stworzyć coś na kształt kapitalizmu państwowego, gdzie kapitał obcy będzie poddany kontroli białoruskich władz, gdyż tym właśnie jest zaprezentowana w Hanowerze oferta sprzedaży 25% udziałów w 519 przedsiębiorstwach, pozwalająca je mocno dekapitalizować bez obawy utraty przez państwo decydującego głosu. Bezspornie jest to ciekawa propozycja dla zachodniego biznesu, lecz jednocześnie może okazać się problematyczna z punktu widzenia polityki – Łukaszenka powiąże zachodni kapitał ze swoją władzą, podobnie jak udało się to zrobić Komunistycznej Partii Chin, będącej gwarantem stabilizacji w swoim kraju, a przez to kotwicą dla amerykańskich obligacji i miliardów euro zainwestowanych w Chinach przez zachodnie (głównie niemieckie) koncerny.

Jeśli zwyciężą doraźne korzyści, o co w czasie kryzysu nie trudno, zapewne zarysuje się kolejne pole sporu między głównymi państwami Unii (Niemcami, Francją i Włochami) a krajami naszej części Europy z Polską na czele. Odmienne postrzeganie unijnych relacji z reżimem Łukaszenki nie zmieni się szybko, jeśli w ogóle.

W podobny sposób – powoli i pod kontrolą, otwiera się Rosja, coraz mocniej nacjonalistyczno – postsowiecka, ale przymuszona także ogromnymi brakami w finansach państwa i poszczególnych regionów do otwarcia Petersburga, Wyborga i Kaliningradu na turystyczny ruch bezwizowy. Z perspektywy europejskiej nie wydaje się to niczym znaczącym, lecz kremlowskie władze nie są skore do powiększania obszaru kontaktów swoich obywateli z obywatelami wciąż wrogiego Zachodu – decyzję w tej sprawie podejmował zresztą premier Władimir Putin. Kreml najchętniej zapewne ograniczyłby owe kontakty do niezbędnego biznesowego minimum, a sam wiceszef Rosyjskiego Związku Przemysłu Turystycznego Siergiej Korniejew określił ową zmianę jako działanie w dużej mierze antykryzysowe. O nastawieniu do Zachodu najlepiej chyba świadczą zapisy ogłoszonej ostatnio Nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Federacji Rosyjskiej wyraźnie dzielącej świat na sojuszników i wrogów, a tworzonej w oparciu o punkt widzenia resortów siłowych. Prezydent Łukaszenka z kolei na czwartkowym spotkaniu z szefem białoruskiego KGB wprost odwołał się do potrzeby umocnienia aparatu bezpieczeństwa na wzór czasów sowieckich.

Partnerstwo Wschodnie jako test

Dobrym testem na wiarygodność Białorusi będzie postawa władz względem Partnerstwa Wschodniego – najpoważniejszego projektu unijnego dotyczącego wschodniej części kontynentu. Jest to również projekt prestiżowy i jeśli prezydent Łukaszenka nie spełni stawianych przed nim unijnych wymagań (Komisarz ds. stosunków zewnętrznych UE Benita Ferrero-Waldner powiedziała ostatnio, iż na Białorusi można dostrzec ,,zmiany na lepsze, ale jeszcze dużo trzeba będzie zrobić. Mińsk musi zmienić system wyborczy i sposób przeprowadzania wyborów, popracować nad ustawodawstwem w sprawie mass mediów, uprościć procedury rejestracji pozarządowych organizacji, przestać prześladować opozycję i zagwarantować przestrzeganie praw człowieka”), do czego na razie się nie kwapi, Unia poniesienie dotkliwą porażkę zwłaszcza względem Rosji, uzyskującej powoli coraz większe wpływy w tej części Europy. Unia Europejska ma w relacjach z Białorusią niemalże wszystkie atuty po swojej stronie, miejmy tylko nadzieję, że naszym nowym eurodeputowanym uda się skłonić wspólnotową administrację do oparcia się silnemu lobbingowi kół biznesowych i stworzenia długofalowej polityki względem naszego wschodniego sąsiada. Nikt jej zresztą nie potrzebuje bardziej niż Polacy po obu stronach granicy.

Mateusz Kędzierski –Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply