Bakijew nie wróci

Obalony prezydent Kirgistanu Kurmanbek Bakijew, wbrew deklaracjom, jakie złożył w Mińsku, nie ma szans na powrót do władzy.

Jedyne miejsce, gdzie zachował on jakieś poparcie i jakieś polityczne wpływy to obwód dżalalabadzki na południu kraju, z którego się wywodzi. Tam w dalszym ciągu przebywa kilku jego braci, między innymi Żanysz Bakijew, były szef struktur siłowych, który jest podejrzewany o wydanie rozkazu strzelania do tłumu 7 kwietnia. Ci ludzie, jak się wydaje, mogą destabilizować sytuację, ale tylko lokalnie.

To, że Bakijew znalazł schronienie w Mińsku pokazuje, że Kirgistan to kolejny punkt rozbieżności między interesami Rosji a interesami Białorusi. W ostatnich kilku dniach Aleksander Łukaszenka miał kilka wypowiedzi, w których mniej lub bardziej oskarżał Moskwę o współudział w wydarzeniach kirgiskich. Łukaszenka oznajmił chociażby, że Rosja obiecała Bakijewowi kredyty, ale potem ich nie dostarczyła. Stwierdził też, iż Rosja jest jednym z państw, które “rozrywają Kirgistan na kawałki”.

Sytuacja bieżąca nie ma związku z tak zwaną rewolucją tulipanów. Ówcześnie odsunięty od władzy prezydent Askar Akajew popiera obecne zmiany, bo z oczywistych względów ma złe zdanie o Bakijewie – to dla niego duża satysfakcja, że Bakijew skończył w gorszy sposób niż on, gdyż pięć lat temu nikt nie strzelał do tłumów, a teraz jednak było przeszło 80 osób ofiar śmiertelnych. Ale o jakimkolwiek zaangażowaniu Akajewa dziś nie może być mowy, ponieważ do władzy doszli jego antagoniści z roku 2005.

Grupa stojąca na czele rządu tymczasowego Rozy Otunbajewej, przyznała sobie samowolnie pełnomocnictwa na okres sześciu miesięcy. Po tym okresie mają odbyć się wybory prezydenckie i parlamentarne, a także mają być wprowadzone zmiany do konstytucji. Niejasny jest sposób, w jaki ustawa zasadnicza zostanie zmieniona: czy dokona tego obecna ekipa czy też zatwierdzi je nowo wybrany parlament.

Nie mamy tu jednak do czynienia z grupą reformatorską. Ekipa ta nie dała się bowiem od tej strony poznać. Jedyne do czego na razie dąży to konstytucyjne osłabienie urzędu prezydenckiego – tak, aby się stał tylko funkcją dekoracyjną. Pojawiają się też doraźne ruchy: odwołanie podwyżek, które okazały się impulsem wybuchu społecznego czy decyzji prywatyzacyjnych, za które Bakijew był w ostatnim czasie ostro krytykowany.

Pozostają jeszcze kwestie międzynarodowe. Amerykanie boleśnie się przekonali, że ich możliwości wpływu na sytuację w Kirgistanie są niewielkie. Byli oni zadowoleni z sytuacji, jaka była za reżimu Bakijewa. Finansowali ten reżim opłacając arendę swojej bazy wojskowej w Manasie, szkolili także i dozbrajali kirgiski specnaz. Upadek reżimu Bakijewa, który dogadywał się z USA nie oglądając się na Rosję, i zastąpienie go rządem de facto zależnym od Moskwy, sprawia, że Amerykanie będą musieli od teraz uzgadniać swoją obecność w Kirgistanie przede wszystkim z Kremlem, a nie z władzami kirgiskimi.

Marek Matusiak– ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich

not. FM

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply