Zadziwiająca jest uporczywość, z jaką działacze Związku Ojczyzny — Litewskich Chrześcijańskich Demokratów (ZO), publikują wszelkiego rodzaju zwroty i odwołania, zazwyczaj przedwyborcze, do Polaków, mieszkających na Litwie. Mniej zadziwiająca, a bardziej męcząca jest przy okazji ich konsekwencja w poniżaniu swoich adresatów — tak, jakby oczekiwali, że po jakimś czasie wywołają u Polaków syndrom sztokholmski i sympatię do tych, którzy ich obrażają.

Oto przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Mantas Adomėnas, też kandydat z listy landsbergistowskiego ZO, opublikował odezwę, zatytułowaną — „Polacy!”. Kontynuuje już jednak mniej przyjemnie:
„Polacy Litwy! Litwini polskiego pochodzenia!”. Dalej następują, prawdopodobnie zmyślone historyjki o tym, jak go Polacy chętnie przyjmują u siebie w domu i deklamują „Litwo, Ojczyzno moja” i wierszyki „Maironisa” (pewnie ten, w którym pisze „To Polak — narodów wyrodek”), oraz kolejne przemyślenia na temat „mówiących po polsku Litwinów” i clou tekstu — nawoływanie, by głosować „słusznie”, a przy okazji sugestia, że jak się zagłosuje nie tak, to się jest sowieckim agentem. Urocze.

Kolejnym chunwejbinem ZO na odcinku polskim jest poseł Egidijus Vareikis, który poza pisaniem o Polakach lubi też dać w palnik lub żonie po twarzy. Ostatnio znów wystąpił z pomysłem, byśmy wszyscy byli „Litwinami jednakowej próby” i korzystali z jednakowego prawa do… używania języka państwowego, czyli litewskiego.

Jak wykazały badania opinii samych Polaków, takie określenia, używane przez wyżej wymienionych panów — są zwyczajnie obraźliwe. Jak się doda do obrazu ich działalność parlamentarną — głosowanie za antypolską Ustawą o Oświacie, czy za wycofaniem z porządku obrad projektu Ustawy o Mniejszościach Narodowych — można stwierdzić, że cechuje ją polonofobia. Po co zatem to robią?

Być może pewnej próby odpowiedzi na to pytanie należy się doszukiwać u ich idola, założyciela Związku Ojczyzny Vytautasa Landsbergisa, który swego czasu nawoływał do „dogadania się z naszymiPolakami”. Być może działacze ZO traktują Polaków jako swoich— pozbawionych własnej podmiotowości swoich zakładników? Może tymi obraźliwymi odezwami i krzywdzącymi dla Polaków zachowaniami politycznymi starają się odwołać do — spodziewanego — syndromu sztokholmskiego polskiej społeczności, w myśl zasady „…a mógł zabić”?

Jest tylko jeden szkopuł.

My nie mamy syndromu sztokholmskiego.

Rajmund Klonowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply