W łagrze wygrywał zawsze szatan, czyli zło, uosabiane przez ludzi, którzy byli silniejsi i bardziej okrutni, tylko oni mogli przeżyć. Czasami tym “okrutniejszym” był ten, który potrafił zdobyć dla siebie… kruszynkę chleba.

„Opowiadania kołymskie” to książka niezwykła, podobnie jak jej autor Warłam Szałamow. Syn prawosławnego popa, dwukrotnie aresztowany i trzykrotnie skazywany. Spędził w łagrach prawie 20 lat, z tego kilkanaście na Kołymie, demonstrując niewyobrażalną chęć życia, siłę charakteru i „niepoprawność polityczną”. Wyszedłby z łagru wcześniej, ale w 1943 roku dołożono mu kolejne 10 lat za „antyradziecką propagandę”. W jakiejś przypadkowej rozmowie ośmielił się bowiem zaliczyć Iwana Bunina do klasyków literatury rosyjskiej. Choć pisać zaczął stosunkowo wcześnie, to światową sławę przyniosły mu dopiero autobiograficzne „Opowiadania kołymskie”, publikowane od 1966 r. w nowojorskim czasopiśmie „Nowyj Żurnał”. W 1978 r. „Opowiadania” ukazały się w Londynie w wersji książkowej. Stanowią one swoistą encyklopedię życia łagrowego w okruchach. Poszczególne opowiadania odznaczają się ogromną precyzją słowną połączoną z przytłumieniem emocji. Szałamow po mistrzowsku operuje skrótem, detalem, migawką, nadaje fragmentom realności sens metaforyczny, co czyni z jego opowiadań nie tylko świadectwo, ale i wysokiej klasy literaturę.

Szałamow odrzuca dydaktyzm, nie moralizuje. Łagry są dla niego dziewiątym kręgiem piekła, niszczącym fizycznie i psychicznie i moralnie człowieka, który nie ma gdzie uciec i jeżeli chce przeżyć, musi stać się cząstką systemu, bo inaczej zginie rozdeptany przez innych. Według Szałamowa cierpienia nie uszlachetniają ludzi, ale wprost przeciwnie. W kołymskim łagrze zaciera się różnica między katem a ofiarą i ofiara w każdej chwili może zająć miejsce kata. Odwrotnie niż Sołżenicyn, Szałamow nie wierzy, ze pobyt w łagrze to próba charakteru, z której można wyjść zwycięsko np. dzięki wierze w Boga. Głód jest głodem, nienawiść nienawiścią, a umieranie nie jest bohaterstwem, lecz brutalną, nieestetyczną codziennością głodowej biegunki.

By czytać Szałamowa, trzeba mieć zdrowe nerwy. Niewielu ludzi potrafi czytać jego opowiadania jednym ciągiem. Do tego trzeba być naprawdę opanowanym. Czytając je przechodzimy tą samą drogą, którą Szałamow przechodził w kołymskim piekle. A zajmował się on m.in. zbieraniem igliwia cedrowca do fabryki witamin, był górnikiem w kopalniach węgla i złota, łagrowym „oświatowcem” i felczerem. Dla osoby wierzącej czytanie Szałamowa jest przygnębiające. W łagrze wygrywał zawsze szatan, czyli zło, uosabiane przez ludzi, którzy byli silniejsi i bardziej okrutni, tylko oni mogli przeżyć. Czasami tym „okrutniejszym” był ten, który potrafił zdobyć dla siebie… kruszynkę chleba. Szałamow pisze: “Wieczerza skończyła się. Glebow niespiesznie wylizał miskę, starannie zgarnął ze stołu okruszki chleba na lewą dłoń i uniósłszy ją ku ustom, ostrożnie zlizał je z dłoni. Nie łykając, wyczuwał, jak ślina w ustach gęsto i z pożądaniem obleka malutką grudeczkę chleba. Glebow nie mógłby powiedzieć, czy było to smaczne. Smak to coś innego, zbyt ubogiego w porównaniu z tym zapamiętałym do utraty świadomości odczuciem, jakie dawało pożywienie. Glebow nie spieszył się z połykaniem, chleb tam tajał w ustach i tajał szybko.

Wpadnięte, błyszczące oczy Bagriecowa nieprzerwanie wpatrzone były w usta Glebowa; w nikim nie było tak potężnej woli, która potrafiłaby odwieść oczy od pokarmu znikającego w ustach innego człowieka.”

W innym miejscu Szałamow kontynuując głodowy wątek pisze m.in.: „Obok mnie leżał Swiecznikow, porucznik wojsk pancernych, delikatny, różowolicy młodzieniec, który zakończył służbę wojskową. Znajdował się tu także jako więzień pod śledztwem – w czasie pracy w kopalni przyłapany został na tym, że jadł ludzkie mięso, mięso z trupów z kostnicy, wyrąbując kawałki „oczywiście nie tłuste”, jak najspokojniej wyjaśniał.

Na punkcie łagrowym nie wybiera się sąsiadów i pewnie są jeszcze gorsze sprawy niż obiad z ludzkich zwłok.”

To tylko oczywiście najłagodniejsze próbki prozy Szałamowa, na którym do śmierci ciążył kołymski syndrom. W 1979 r. trafił do domu starców, w którym odezwał się on w nim w całej krasie. Odizolował się od otoczenia, okręcał na noc szyję ręcznikiem, żeby go mu ktoś nie ukradł, gromadził chleb pod materacem i cukier po kieszeniach. Przewieziony na leczenie psychiatryczne, zmarł w psychuszce po trzech dniach „terapii”.

W opublikowanym pośmiertnie autokomantarzu Szałamow stwierdził m.in., że „Opowiadania kołysmkie” są próbą postawienia i rozstrzygnięcia ważnych etycznych problemów swojego czasu, które nie mogły być ukazane w innym materiale. (…) Tematyka „Opowiadań kołymskich” nie znajduje ujścia w zwykłych opowiadaniach. Takie opowiadania oznaczałyby zwulgaryzowanie tematu. „Opowiadania” stanowią propozycję nowej prozy, zamiast pamiętników, prozy żywego życia będącej zarazem przekształconą rzeczywistością, sformowanym dokumentem”.

Marek A. Koprowski

Warłam Szałamow, Opowiadabnia kołymskie, przełożył Juliusz Baczyński, Dom Wydawniczy „Rebis”, Poznań 2010, s. 736, c. 59,90 zł.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply