Walka o prawdę o Wołyniu

Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że Związek Ukraińców w Polsce prowadzi z nami grę, że liczy iż w toku badań taka prawda też wyjdzie i będą mogli z triumfem ogłosić to światu. Sądzili, że uda się im potwierdzić tezę, że oddziały Polskiego Państwa Podziemnego mordowały na Wołyniu Ukraińców na rozkaz, który otrzymały z Londynu.

– Jak na początku lat osiemdziesiątych przeszedłem na emeryturę w 1983 r. , to najpierw siadłem przy biurku i przez trzy miesiące pisałem swoje wspomnienia – mówi Andrzej Żupański. – Później zacząłem się rozglądać, co robić dalej. Uznałem, że wykorzystując nowe możliwości w biznesie powinienem zająć się jakąś działalnością gospodarczą. Miałem trochę oszczędności i postanowiłem je zainwestować. Pochodziłem trochę po różnych targach sondując, czego potrzeba naszej służbie zdrowia. Ten resort był mi bowiem najbliższy. Szybko zorientowałem się, że brakuje jednorazowych cewników do karmienia chorych w ciężkim stanie, przebywających na oddziałach intensywnej terapii. W ciągu roku uruchomiłem produkcję i robiłem tego potężne ilości. Na rynku cewników nie było i szpitale odbierały je na bieżąco. Zarobiłem dużo pieniędzy, dzięki czemu dzisiaj, gdy jestem osobą niepełnosprawną stać mnie na wynajmowanie dwóch opiekunek i mam z czego żyć. Po paru latach musiałem jednak zaprzestać swojej działalności, bo na rynek weszła zagraniczna konkurencja, która mnie wykończyła. Sytuacja w służbie zdrowia uległa też drastycznemu pogorszeniu. Szpitale brały towar, ale nie płaciły, zalegając miesiącami z regulowaniem należności.

Zaangażowałem się mocno

– Tymczasem ja musiałem płacić za materiały, uiszczać podatki itp. Zrezygnowałem z działalności w odpowiednim momencie i z torbami nie poszedłem. Od początku lat dziewięćdziesiątych bardzo mocno zaangażowałem się w tworzenie, a następnie działalność Okręgu Wołyńskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Wstęp do tego został zrobiony już w 1980 r., gdy rygory kagańca i cenzury dla działalności kombatanckiej zelżały, żyjący jeszcze wówczas starsi oficerowie 27 Dywizji zalegalizowali przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację na zasadzie sekcji Środowisko Wołyńskie, które skupiło żołnierzy Okręgu Wołyń Armii Krajowej. Wszyscy oni byli świadkami zbrodni nacjonalistów ukraińskich i chcieli, by pamięć o nich przetrwała i nie popadła w zapomnienie. Szybko się jednak okazało, że Polska nie ma żadnych pisanych dowodów ukraińskich zbrodni. W 1984 r. członkowie środowiska na własną rękę przystąpili do zbierania relacji i wspomnień potwierdzających zbrodnie ukraińskie. W krótkim czasie zebrali tych relacji 350. Wynikało z nich niezbicie, że na Wołyniu w latach 1943-1944 zginęło co najmniej 50 tys. Polaków. Prace podjęte przez środowisko były absolutnie prekursorskie. Żadnych prac bowiem w tej materii dotąd nie prowadzono. Owszem, od czasu do czasu pojawiały się jakieś książki wspomnieniowe o Wołyniu w latach wojny, w tym nawet o 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, ale temat zbrodni był objęty zapisem cenzury. W nowej rzeczywistości, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, gdy nasze środowisko utworzyło Okręg Wołyński Światowego Związku Żołnierzy AK, walka o prawdę stałą się dla niego sprawą priorytetową. Prowadzenie jej okazało się jednak bardzo trudne.

Kierowałem całym okręgiem

– Oficerowie, którzy w latach osiemdziesiątych zaczynali tworzyć środowisko i zbierać dowody ukraińskich zbrodni, z przyczyn biologicznych zaczynali odchodzić na wieczną wartę. Brakowało ludzi do pracy zwłaszcza w Warszawie. Przez 11 lat musiałem jako prezes kierować całym okręgiem. Nawet wcześniej, gdy byłem tylko wiceprezesem, to i tak musiałem wszystko sam robić. Prezes mieszkał bowiem w Koszalinie i nie miał możliwości realnego wykonywania swych obowiązków. Do stolicy przyjeżdżał niezmiernie rzadko. Prowadząc prace organizacyjne, prowadziliśmy dalej walkę o prawdę o tragedii naszych rodaków na Wołyniu. Okazało się, że nie jest to takie proste. W wolnej Polsce dalej na zbrodnie ukraińskich nacjonalistów obowiązuje zapis nieformalnej cenzury. Nikt nie chciał z nami rozmawiać na temat dowodów przez nas zebranych, traktując je jako niewiarygodne, stronnicze i antyukraińskie. Mówiono nam też, szczególnie partie polityczne, że to sprawa historyków. Ale żadna uczelnia nie zabierała się do tej białej plamy. W 1994 roku podjął inicjatywę w tej sprawie Ośrodek KARTA, zwołując trzydniową konferencję do Leśnej Podkowy. Historycy polscy i ukraińscy poddali dyskusji 21 tematów a nawet uchwalili protokół zestawiający sprawy, co do których była zgodność poglądów i sprawy, co do których między historykami polskimi i ukraińskimi tej zgodności nie było. Uważaliśmy inicjatywę Karty za właściwy krok i czekaliśmy na ciąg dalszy. Niestety KARTA nie mogła iść dalej tą drogą. Jak nam później powiedział prezes KARTY p. Zbigniew Gluza, spotkała ją całkowita obojętność mediów, ośrodków historycznych, działaczy społecznych i polityków. Nikt KARTY nie zachęcił, nikt nie zganił, nikt się nie odezwał, a media solidarnie milczały. Taka obojętność nie pozwalała liczyć KARCIE na dalszą pomoc sponsorów.

By nie została zapomniana

– W 1995 roku przedstawiciele Okręgu Wołyńskiego ŚZŻAK odwiedzili wszystkie ważniejsze uniwersytety polskie, aby dowiedzieć się, czy nie ma tam jakichś zamiarów zajęcia się nie zbadanym dotąd konfliktem polsko-ukraińskim w czasie wojny. Niestety żadna z uczelni takiego zamiaru nie miała. Wówczas w naszym gronie powstało przekonanie, że jeżeli nasz Związek nie przystąpi do organizowania takich badań, śmierć dziesiątków tysięcy niewinnych, bezbronnych Polaków, pozostanie zapomniana. Wiedzieliśmy, że muszą to być badania profesjonalne, prowadzone przez historyków a nie kombatantów, świadków czy działaczy kresowych, gdyż tylko takie badania miały szansę być uznane za wiarygodne. Wiedzieliśmy też, że muszą to być prace prowadzone wspólnie przez historyków polskich i ukraińskich. Tylko taki układ mógł skłonić sponsorów do udzielenia nam niezbędnej pomocy finansowej. Konieczny był też nadzór naukowy nad pracami, gdyż rola taka nie mogła być wypełniana przez nas. Tę rolę przez cały okres pięcioletni wypełniały Wojskowy Instytut Historyczny w Warszawie i Uniwersytet im. Łesi Ukrainki w Łucku. Zaś partnerami w organizowaniu seminariów został po nieudanych próbach w Kijowie, Związek Ukraińców w Polsce, z którym zawarto stosowne porozumienie o wspólnym stwarzaniu warunków do pracy historykom obu krajów. Porozumienie to podpisali prezes ŚZŻAKu Stanisław Karolkiewicz i prezes ZUwP Jerzy Rejt. Za to, że wciągnąłem do współpracy Związek Ukraińców w Polsce, spadło na mnie wiele niezasłużonych batów.

Ciężkie chwile

– Niektórzy moi przeciwnicy oskarżali mnie, że jest to wstęp do rozmydlenia sprawy itp. Nie rozumieli oni, że bez pozyskania Związku Ukraińców w Polsce do współpracy, żadna instytucja w kraju nie dałaby nam na badania ani złotówki. Taki był stawiany przez nie formalny warunek. Były to dla mnie i innych kolegów ciężkie chwile. Powszechnie podejrzewano nas, że zorganizowaliśmy seminaria historyczne tylko po to, żeby zatrzeć ślady zbrodni ukraińskich i oskarżyć Polaków o dokonywanie zbrodni na Ukraińcach. Związek Ukraińców w Polsce prowadził przecież w tej sprawie kampanie. Starał się doprowadzić do rehabilitacji UPA, potępienia akcji „Wisła” itp. i miał wśród swoich elit i naukowców potężnych sojuszników. Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że Związek Ukraińców w Polsce prowadzi z nami grę, że liczy iż w toku badań taka prawda też wyjdzie i będą mogli z triumfem ogłosić to światu. Sądzili, że uda się im potwierdzić tezę, że oddziały Polskiego Państwa Podziemnego mordowały na Wołyniu Ukraińców na rozkaz, który otrzymały z Londynu. W sumie odbyło się 11 seminariów, mających od trzech do pięciu dni. Odbywały się one w Rembertowie i Łucku, a także w Toruniu i we Lwowie. Gromadziły one przeciętnie po 20 historyków z obu krajów. Przedyskutowano na nich kilkadziesiąt zreferowanych przez obie strony tematów, obejmujących tereny II RP zamieszkałe przez obie narodowości i okres od zakończenia wojny polsko-bolszewickiej do zakończenia operacji “Wisła” w 1947 roku. Materiały tych spotkań: referaty polskie i ukraińskie, pełna dyskusja i tzw. protokoły zgodności i rozbieżności zostały wydrukowane w tomach pn. “Polska-Ukraina: trudne pytania”. Początkowe trudności w skompletowaniu ekipy polskiej na kolejne spotkania, szybko zostały usunięte w miarę jak wchodzili nowi badacze, zainteresowani tematem, a wycofywali się historycy, którzy nie wykazywali chęci pogłębiania swojej wiedzy. Fakt, że w Polsce egzystuje obecnie duża grupa historyków znawców tematu i wiążących z nim dalszą karierę zawodową, według nas należy do ważnego osiągnięcia. Taka grupa specjalistów przed 1996 rokiem w Polsce nie istniała.

Współpraca z Kartą

– Dziś mamy też Uniwersytet, który wpisał do swego stałego zainteresowania, problemy stosunków polsko-ukraińskich. Jest to Uniwersytet Wrocławski. Sprawa współpracy ze stroną ukraińską była oczywiście trudniejsza, gdyż tam nie było wówczas żadnych specjalistów tego tematu, a historiografia egzystowała wyłącznie sowiecka. Powoli jednak rosła wiedza historyków ukraińskich w skutek zapoznawania się z wiedzą Polaków i historiografią polską i wskutek własnych badań poszczególnych badaczy ukraińskich. Część początkowego składu ekipy ukraińskiej powoli wycofywała się i dochodzili nowi. Największy problem dla nich stanowiła prawda o działaniach OUN-UPA objawiająca się w referatach historyków polskich i z ich własnych badań. Nikt nie lubi dowiadywać się o niegodziwościach swoich rodaków. Ten opór przed przyjęciem ujawnianej prawdy można wyczytać w zapisanej dyskusji w poszczególnych tomach “Trudnych Pytań”. Zaproponowana przez polskich organizatorów w oparciu o precedens stworzony przez KARTĘ, zasada sporządzania dla każdego tematu tzw. protokołów zgodności i rozbieżności, była początkowo przyjmowana ze zdziwieniem przez historyków obu krajów, potem jednak szybko została zaakceptowana i stosowana do końca trwania cyklu. Uniwersytet Wrocławski, realizujący, jak wspomniałem, dalsze prace ma ułatwioną możliwość znalezienia tematyki, którą trzeba się teraz zajmować. Natomiast my organizatorzy, mamy tak ważne dla nas protokoły zgodności i rozbieżności o wielkości strat i ich sprawcach.Wydawane przez Ośrodek KARTA tomy “Polska Ukraina: trudne pytania” są według nas wzorem takiej pracy wydawniczej. Redaktor tej serii, p. Romuald Niedzielko, wykazał wysoką zawodową sprawność i opanowanie specyficznych problemów nazewnictwa kresowego. Wydawanie co pół roku kolejnego tomu w jakimś cyklu badawczym należy raczej do rzadkości, zwłaszcza że jakościowo wydawane tomy znajdują powszechne uznanie. Do tej pory wydano kilkanaście tomów w języku polskim i 6 tomów w ukraińskim.

Brakowało pieniedzy

– Zapóźnienie wydawania ukraińskojęzycznych tomów wynikło z braku możliwości wydatkowania jakichkolwiek sum przez partnerów ukraińskich, a nam pieniędzy na więcej nie wystarczyło. Należy podkreślić stałe istnienie tabu na temat stosunków polsko-ukraińskich. Cały czas stykaliśmy się z pełnym brakiem zainteresowania tą wieloletnią pracą. Na zwoływanych konferencjach prasowych nikt się nie zjawiał. Nikt nie informował o seminariach, ich przebiegu i wynikach. Na szczęście sponsorzy się nie wycofali . Ze swojego patronatu nad seminariami szybko wycofał się Związek Ukraińców w Polsce zawiedziony, że jego nadzieje, które w nich pokładał, nie spełniały się. Przez cały czas wspomagał nas Komitet Badań Naukowych, Fundacja Batorego i Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Okresowo otrzymywaliśmy środki od Urzędu d/s. Kombatantów, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Wspólnoty Polskiej i Ministerstwa Obrony Narodowej. Otrzymaliśmy też pomoc od trzech sponsorów prywatnych, banków prowadzących interesy z Ukrainą. Wielką pomoc rzeczową otrzymywaliśmy od Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie, gdzie odbywały się cztery kolejne seminaria. Okręg Wołyński ŚZŻAK występując z inicjatywą organizowania prac historyków, miał oczywiście główny cel na uwadze: wykazanie przez obiektywne badania faktu dokonania eksterminacji ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich, nie ujawnionego przez pół wieku po jej zaistnieniu. Oczywiście mogło to mieć miejsce tylko przy kompleksowym przebadaniu wszelkich wydarzeń, które miały wpływ, które sprzyjały, lub które umożliwiały zrealizowanie takiego zamiaru. Dlatego trzeba było przebadać aż kilkadziesiąt tematów. W naszym przekonaniu wszystko to zostało osiągnięte.

Droga do prawdy

– Na ostatnim seminarium w listopadzie ub. roku przedyskutowano kluczowe tematy o przyczynach, sprawcach, ilości ofiar, przebiegu i skutkach tej krwawej eksterminacji. Uchwalono też protokół zawierający wspólne stanowisko w tych najważniejszych sprawach. Cyfra zabitych Polaków tylko dla tego, że byli Polakami, została wspólnie oszacowana na od 75 do 90 tysięcy, zaś liczba strat ukraińskich “szła w tysiące”. To określenie było spowodowane brakiem jakichkolwiek badań w tej sprawie tak ukraińskich jak i polskich historyków. Oczywiście prawda, wynikające z naszych seminariów przebijała się z wielkim trudem. Żadne instytucje państwowe, które z urzędu powinny się zainteresować wynikami naszych seminariów tego nie uczyniły. Gdy w 2005 r. wydałem książkę zatytułowaną:” Droga do prawdy o wydarzeniach na Wołyniu”, zostałem napadnięty przez wielu recenzentów, którzy chcieliby poprzez ten atak nasze wysiłki zdezawuować i ośmieszyć. Podobnie się stało po publikacji mojej książki pt. „Tragiczne wydarzenia nad Bugiem i Sanem przed ponad sześćdziesięciu laty. Poznaj werdykt historyków polskich i ukraińskich”, poważne ośrodki dalej chowały głowy w piasek. Sprawa powszechnego, można powiedzieć solidarnego milczenia w tej jedynej nie rozliczonej dotąd śmierci kilkudziesięciu tysięcy Polaków, wielokrotnie była przedmiotem naszych rozmyślań. Dlaczego w żadnej innej sprawie nie ma takiej zgody wśród elit polskich? Nie umieliśmy sobie na to pytania odpowiedzieć. Natomiast przytoczę wypowiedź jednego z naszych głównych partnerów, prof. Michała Klimeckiego, który na nasze żale powiedział nam: Nie niecierpliwcie się panowie. Żadna prawda ukrywana przez dziesięciolecia nie przebija się łatwo. Przebije się, tylko wymaga to czasu.

Robiliśmy swoje

Jako związek staraliśmy się oczywiście robić swoje. Apelowaliśmy, by “Instytucje powołane do zachowania pamięci” zechciały zająć jednoznaczne stanowisko odnośnie do zdefiniowanej przez badania historyczne, trzeciej zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Staraliśmy się, by władze polskie zechciały pomóc Ośrodkowi KARTA na dokończenie rozpoczętego indywidualnego komputerowego programu rejestracji strat polskich i ukraińskich w czasie tego konfliktu. O taką pomoc do obu prezydentów apelowali w czasie ostatniego seminarium historycy. Ten program pozwoli na uściślenie ilości zabitych po obu stronach dziś określanych z dużą rozpiętością. Stawialiśmy sobie też zadanie zdobycia funduszy na wydanie pozostałych tomów “Polska-Ukraina: trudne pytania” w obu językach. Zabiegaliśmy też, aby Państwo Polskie powołało Państwowy Komitet Obchodów 70-tej rocznicy Eksterminacji Ludności Polskiej na Kresach Południowo-wschodnich II RP. Nie mieliśmy wątpliwości, że ujawnienie zbrodni dokonanej przed sześćdziesięciu laty przez nacjonalistów ukraińskich, wpłynie na zmniejszenie istniejących dzisiaj przeszkód na drodze zbliżenia Polaków z Ukraińcami.

(cdn.)

Marek A. Koprowski

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wincentypol
    wincentypol :

    Takie działania będą torpedowane dopuki w Sejmie będą posłowie pokroju Mirona Sycza -..Jako związek staraliśmy się oczywiście robić swoje. Apelowaliśmy, by “Instytucje powołane do zachowania pamięci” zechciały zająć jednoznaczne stanowisko odnośnie do zdefiniowanej przez badania historyczne, trzeciej zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.”

  2. wincentypol
    wincentypol :

    Takie działania będą torpedowane dopóki w Sejmie będą posłowie pokroju Mirona Sycza -..Jako związek staraliśmy się oczywiście robić swoje. Apelowaliśmy, by “Instytucje powołane do zachowania pamięci” zechciały zająć jednoznaczne stanowisko odnośnie do zdefiniowanej przez badania historyczne, trzeciej zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.”