“Ukraina nigdy nie będzie uczestniczyć w wielkich politycznych rozgrywkach, jednak nie znaczy to, że nie możemy decydować sami o sobie na poziomie polityki regionalnej. Albo jesteśmy rozgrywającymi, albo tylko pionkami” – pisze ukraiński komentator.

Od 1994 do 2010 roku żyłem w południowo-zachodniej Ukrainie, a konkretniej w mieście Reni, a w latach 2005-2010 kierowałem administracją tego okręgu. Z tego powodu wydaje mi się, że mam prawo wypowiadać się w kwestii stosunków pomiędzy Ukrainą, Rumunią i Mołdawią.

Zawsze „słynęliśmy” z marnej polityki zagranicznej. Więc Rumuni, wiedząc, że sąsiadujące państwa patrzyły na to pobłażliwie, nie przejmowali się, tylko brali od nas wszystko, co było im potrzebne i kiedy im było potrzebne. Najbardziej znany przykład to problem Wyspy Wężowej. [W 2009 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał, że nie stanowi ona części linii brzegowej Ukrainy, przez co w toczonym z Rumunią sporze o wytyczenie granicy morskiej nie można uznawać jej za krańcowy punkt ukraińskiego terytorium. Z tego powodu Ukraina straciła 80% dostępu do znajdujących się tam złóż gazu i ropy naftowej. – przyp. tłum.] Ale nie tylko: w drugiej połowie lat 90. nasz ówczesny premier – Pustowojtenko – podarował Mołdawii 400 metrów linii brzegowej Dunaju. Ten hojny gest pozwolił Mołdawii nie tylko stać się mocarstwem morskim, ale także wykończył Renijski Morski Port Handlowy, który już od dawna stanowił poważną konkurencję dla rumuńskiego portu Gałacz.

Rumuńska infrastruktura przemysłowo-handlowa jest zlokalizowana przede wszystkim w rejonie Dolnego Dunaju i z tego powodu dla Rumunii pozostanie monopolistą na tym odcinku rzeki jest sprawą kluczową. To cel, który uświęca środki. Może wam się wydawać, że kanał „Dunaj – Morze Czarne” nie funkcjonuje prawidłowo z powodu niewystarczających funduszy łożonych na utrzymanie kanału w przyzwoitym stanie. Możliwe – pieniędzy zawsze jest za mało, więc nie mogą one zaspokajać potrzeb zarówno inwestycji, jaki i skorumpowanych urzędników. Problem, jednakże, tkwi nie w malwersacjach finansowych, ale w absolutnym braku zainteresowania strony rumuńskiej uruchomieniem kanału na naszym terytorium. Dlatego logicznym byłoby uważać, że nasi urzędnicy, wzbogacający się dzięki ciągnącym się w nieskończoność budowom, to nie tylko łapówkarze i szkodnicy, ale po prostu rumuńscy sabotażyści.

Rumuńska polityka zagraniczna jest świetnie prowadzona, przez co i efektywna. Niestety, na razie Ukraina nie ma możliwości by się jej przeciwstawić. Nie jesteśmy w stanie, tak jak Bukareszt, co roku wyciągać z Unii Europejskiej setek milionów euro na rozwój naszej infrastruktury w rejonie Dolnego Dunaju. Nie możemy, tak jak nasi południowo-zachodni sąsiedzi, stawiać roszczeń terytorialnych w stosunku do innego kraju, równocześnie będąc członkiem organizacji, która z zasady eliminuje takie działania.

Bez wątpienia dziwić może fakt, że rumuński naród praktycznie wchłonął w siebie naród mołdawski. Oto kilka interesujących przykładów. W Mołdawii brak w szkołach historii Mołdawii, w zamian dzieci, już prawie 20 lat, uczą się „Historii Rumunów”. Dokładnie tak nazywają się podręczniki do historii. Mołdawianie już nawet nie widzą w tym nic dziwnego. A przecież narodowość mołdawska i rumuńska nie są sobie tożsame, pomimo uderzającego podobieństwa języka. Dzieje Mołdawii nie mają nic wspólnego z losami potomków plemion dakijskich. Biorąc pod uwagę to, że w przeszłości tereny Księstwa Mołdawskiego sięgały daleko za Dunaj a jego stolica znajdowała się w dzisiejszym rumuńskim mieście Suczawa to właśnie Mołdawia powinna mieć roszczenia terytorialne wobec Rumunii i to Rumuni powinni uczyć się historii Mołdawii, a nie odwrotnie.

Dlaczego tyle czasu poświęciłem Mołdawii? Ponieważ ten maleńki kraj może stać się przyczółkiem, który pomoże Ukrainie przeistoczyć się w znaczącego gracza we Wschodniej Europie. Takiej szansy nie wolno zaprzepaścić. Stanowcza obrona Mołdawii przed rumuńską okupacją niesamowicie wzmocni pozycję naszego kraju na arenie międzynarodowej. Z tego powodu tak ważne jest przemyślane wspieranie przez państwo gaguskiej i naddniestrzańskiej autonomii. Należy zmienić orientacje mieszkańców tych terenów z prorosyjskiej na proukraińską. Co więcej, warto poważnie rozważyć kwestię przyłączenia tych ziem do Ukrainy z zachowanym statusem autonomii. Mogę nawet zaświadczyć o pozytywnym odzewie mieszkańców tych terenów na takie propozycje. Powinniśmy uświadomić sobie, że opór wobec Rumunii to dla nas kwestia „być albo nie być”. W innym wypadku, w ciągu najbliższego dziesięciolecia Mołdawia przestanie istnieć jako niepodległe państwo a dalsza ekspansja przeniesie się na suwerenny obszar Ukrainy.

Rumunia chce i może zostać głównym graczem w naszej części Europy. Z tego powodu powinniśmy ogłosić z nią wojnę. Oczywiście, mowa jest o konflikcie skrytym, podobnym do rumuńskiej okupacji Mołdawii. Należy zacząć od stworzenia w środkach masowego przekazu negatywnego obrazu Rumunii jako agresora, czyhającego na nasze ziemie. Konieczne jest także wyraźne rozgraniczenie narodowości rumuńskiej i mołdawskiej oraz wsparcie mołdawskich narodowościowych organizacji społecznych.

Ukraina nigdy nie będzie uczestniczyć w wielkich politycznych rozgrywkach, jednak nie znaczy to, że nie możemy decydować sami o sobie na poziomie polityki regionalnej. Albo jesteśmy rozgrywającymi, albo tylko pionkami.

Choć może się to wydawać paradoksem to taka nowa pozycja Ukrainy zbliży ją do europejskiej społeczności i zmusi inne kraje do zmiany sposobu postrzegania nas. Nas, czyli największego kraju Europy Wschodniej.

Andriej Bułgarow

„Chwila” / http://hvylya.org

Tłumaczenie: Agnieszka Wrona

———————–

Najnowsza historia Rumunii, po najniższej cenie na rynku: [link=http://allegro.pl/kraj-smutny-pelen-humoru-dzieje-rumunii-po-1989-i2923717855.html] Cały dochód z aukcji zostanie przeznaczony na realizację projektów portalu Kresy.pl.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply