Osobliwe owoce wypraw kijowskich


Owoc trudny

Habent sua fata i rzeczy, i wydarzenia, kijowskie wyprawy w tym. Primo: wyprawa kijowska Piłsudskiego. Tę, choć była przede wszystkim wyprawą antybolszewicką, Polacy traktowali (a przynajmniej mieli takie skojarzenia) jako swego rodzaju powrót Polski na ziemie, które stanowiły niegdyś istotną część Rzeczypospolitej. Owocem była duma polska tudzież brak (przeważny) bratnich uczuć u braci Ukraińców, i to mimo bratnich deklaracji naczelnego wodza, współdziałania ukraińskiego sojusznika – Petlury – i tego, że przecie nie zamierzano Ukrainy zajmować, lecz wspólnie z nią bić ruskich. Bitwa warszawska okazałą się zwieńczeniem tej epopei, ale trudno mówić o niej jako o „owocu”.

Owoc sprośny

Wyprawa roku 1920 miała za tło dwie inne: Bolesławów Chrobrego i Śmiałego. Faktycznie przyrównywano do nich wyprawę Piłsudskiego. Ale pierwsza z tych wypraw była łupieżcza, a druga niewiele lepsza, tyle że odbyła się jako interwencja w sprawach dynastycznych, w które zamieszały się postaci tudzież geny polskiej sceny politycznej. Więc miała pewne usprawiedliwienie. Gall Anonim, człowiek pobożny z zawodu, bo ksiądz, dziwnie je opisuje, jeśli zważymy, iż miał święcenia i że w związku z tym miał też obowiązek ubolewać nad niechrześcijańskimi wyczynami. Tymczasem łupieżczo-seksualne osiągnięcia Bolesława uczynił przedmiotami jakby nawet pochwały! Tak, dał się ponieść świeckim uniesieniom, wojackiemu i samczemu ideałowi władcy, który na wszelkim polu, także i na grzesznym, musiał być najlepszy… Przytoczmy dowód: mało kto pamięta, że miecz, którym nasz monarcha otworzył bramy Kijowa (no, Szczerbiec!), został przez kronikarza przyrównany (co prawda słowa wychodzą niby z ust samego Bolesława) do męskiego organu, którym następnego dnia król miał złamać cnotę zniewolonej, ruskiej księżniczki. Dlatego, że uprzednio odmówiono mu jej ręki – więc ją teraz zamierzył pohańbić… „Tak powiedział, i co rzekł, to spełnił”.

Owoc ruskolegendarny

Otóż – jak to przypomniał dawno już historyk nasz sławny, Gerard Labuda – wedle późniejszych, ruskich kronikarzy owa księżniczka miała zostać nie tylko, że pohańbiona, ale i uprowadzona przez Bolesława do Polski wraz z orszakiem, w którym powiedziono prawosławnych kapłanów. W Polsce miano nastawać na ich cześć i cnotę. Pamięć o księżniczce Przedsławie i jej towarzyszach w zadziwiający sposób zgodziła się z odkryciami, jakie pół wieku temu poczyniono na Ostrowie Lednickim, czyli w jednej z głównych rezydencji Bolesława Chrobrego. Ów Ostrów to wyspa pośród wielkopolskich nizin. Niegdyś prawie że stolica piastowskiej dynastii, leżąca pomiędzy Gnieznem a Poznaniem; dopiero po przeprowadzce polskich książąt i królów na Wawel straciła swoje znaczenie. Odkrycia poczynione tamże stały się wprawdzie przedmiotem ostrych dyskusji, ale nie ulega wątpliwości, że wśród ruin kaplic i władczego palatium tkwiły przedmioty wschodniego, ruskiego lub bizantyjskiego pochodzenia, służące liturgii lub pobożności osób wysoko postawionych. Nic więcej powiedzieć się nie da, ale czy to mało? Nawet jeśli nieprawdą jest porwanie Przedsławy przez Bolesława, to na pewno istnieje jakiś związek pomiędzy Bolesławem Chrobrym i Kijowem, a zatem – także pomiędzy Kijowem i Lednicą.

Owoc pobożny: Pani z Wyspy

Szkoda by było, gdyby wyprawa kijowska miała trwać w naszej pamięci wyłącznie jako zwycięstwo oręża i chuci monarszej. Na szczęście trwa też w sposób bardziej prawy i pobożny. Tu wytłumaczyć należy, iż Ostrów po przeprowadzce Piastów na Wawel był tylko czas jakiś siedzibą kasztelanii, a potem nawet i to przeminęło. Dawne palatium i przedromańska kaplica rozsypały się w gruzy i jako te gruzy – dość dobrze zachowane, to prawda – trwają do dziś.

Teraz uwaga: kilka kilometrów za Lednicą leży wioska o nazwie Węglewo, założona w roku 1266 przez pra-pra-pra-pra-pra-wnuka Bolesława Chrobrego, też o imieniu Bolesław a przydomku Pobożny. W tym czasie w Polsce powstawały masowo parafie. W Węglewie też powstała parafia, zaś w jej obrębie znalazł się ów pozbawiony już znaczenia Ostrów Lednicki ze swoją kaplicą.

Czy ta kaplica jeszcze wtedy „żyła”? Czy już nie? Trudno orzec. W każdym razie w drewnianym kościele węglewskim znajduje się cudowny obraz, o którym miejscowa, ustna tradycja twierdzi, że został niegdyś przeniesiony z królewskiej kaplicy na Ostrowie Lednickim. Co roku w maju rusza z Węglewa na lednicką wyspę pielgrzymka z kopią tego wizerunku. W obecnym kształcie jest to obraz barokowy, ale na pierwszy rzut oka widać, że naśladuje jakiś starszy, bizantyjski pierwowzór. Czytamy na nim cytaty z Psalmów, wypisane po grecku i łacińską inskrypcję, która ma nas przekonać, że wizerunek to kopia ikony namalowanej przez samego świętego Łukasza: EX AUTOGRAPHO S. LUCAE ANTIGRAPHOS.. Informacja sama w sobie jest bez wątpienia mitem – ale jej obecność świadczy o niezwykłości obrazu, tak samo jak jego ikonograficzny typ, rzadki w Polsce, zwany Eleusa lub, z ruska, Umilenje: Matka Boska przytula Dzieciątko do Swego policzka. Najstarszy znany tego rodzaju obraz – to Matka Boska Włodzimierska, co prawda nie z X czy XI, ale dopiero z XII wieku, przechowywana w Galerii Tretiakowskiej w Moskwie. Tak czy siak, obraz węglewski byłby dalekim tudzież pozytywnym owocem wyprawy Bolesława Chrobrego do Kijowa. Może nie da się tego udowodnić – ale i zaprzeczyć się nie da. Mam wprawdzie w zanadrzu jedną jeszcze teorię… ale jej tu nie zdradzam, Może ktoś doczyta w mojej książce, a może się sam domyśli (tylko danych o Węglewie musiałby mieć jeszcze troszkę więcej, i tutejszy cmentarzyk przykościelny winien odwiedzić…).

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

W załączeniu: „Hymn o Najświętszej Maryi Pannie”, dedykowany Obrazowi Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych, czyli Pani z Wyspy, w Węglewie, czyli pieśń JK z płyty i książki tegoż „Podróż do dwunastu drewnianych kościółków”, Murowana Goślina 2008. Gra Klub Świętego Ludwika, aranżacja Tomasz Dobrzański

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply