Parę tygodni temu w jednym z niemieckich szpitali przedstawiciele niemieckiego Jugendamtu odebrali Polce dziecko, urodzone trzy dni wcześniej. Sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich, a także Ministerstwo Sprawiedliwości. Zdaniem rodziców, działania niemieckich urzędników są bezprawne.

W czwartek dyrektor zespołu prawa konstytucyjnego i międzynarodowego w Biurze RPO Mirosław Wróblewski poinformował, że rzecznik zajmie się tą sprawą z urzędu. RPO przygotowuje wystąpienie do konsula Rzeczypospolitej w Niemczech.

Sprawa wzbudziła również zainteresowanie resortu sprawiedliwości, który zdecydował się na interwencję. Wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik stwierdził, że sprawa jest niezwykle bulwersująca. Uzyskał jednak ogólną informację ze strony niemieckiej, że Jugendamt odebrał Polce dziecko ze względu na sytuację materialną matki. Jednocześnie, władze w trakcie ciąży objęły ją opieką socjalną. Zdaniem Wójcika, wyjaśnienia te są niespójne. Wiceszef ministerstwa sprawiedliwości wyznaczył w swoim resorcie specjalnego, doświadczonego sędziego, który ma zająć się wyjaśnieniem sprawy.

Według przedstawiciela urzędu powiatowego Esslingen, Jugendamt interweniuje zawsze, gdy zagrożone jest dobro dziecka i tym tłumaczy odebranie noworodka matce. Zapewnia jednak, że Jugendamt stara się o utrzymanie kontaktu między rodzicami a odebranym dzieckiem.

W czwartek matka spotkała się ze swym dzieckiem. Według nieoficjalnych informacji, strona polska odebrała to jako „zmiękczenie stanowiska strony niemieckiej”. Dziecko znajduje się matki zastępczej.

24 sierpnia z inicjatywy matki ma odbyć się rozprawa przed niemieckim sądem, który zdecyduje, czy działanie Jugendamtu było zgodne z prawem. Konsulat RP w Monachium jest z nią w kontakcie, a resort sprawiedliwości – z jej adwokatem. Pomoc zadeklarował również ambasador RP w Berlinie.

To nie pierwszy raz, gdy Jugendamt działa na szkodę Polaków w Niemczech. W 2015 roku Jugendamt odebrał Polce syna, bo za słabo mówił po niemiecku. Choć kobieta wraz z synem mieszkała już w Polsce, została przez niemiecki sąd rodzinny zmuszona do stawienia się wraz z nim na rozprawę. Następnie zakazano jej opuszczać Niemcy pod groźbą odebrania syna. Według Jugendamtu (niemieckiego urzędu ds. dzieci i młodzieży) chłopiec trafił do rodziny zastępczej, bo za słabo mówił po niemiecku, zaś matka „nie potrafiła się z nim bawić”. Jej kontakty z dzieckiem zostały mocno ograniczone. Kobieta twierdzi, że ojciec chłopca, Niemiec, doniósł na nią do niemieckiej opieki społecznej po tym, gdy doszło między nimi do rozstania. Dzieckiem miała zajmować się sama, korzystając z pomocy swoich rodziców w Polsce.

Później rozgłosu nabrała sprawa, w której Jugendamt odebrał Polakom córeczki i oddał je Niemcom, którzy je molestowali. W niemieckiej rodzinie zastępczej, w której przymusowo je umieszczono, były wielokrotnie molestowane i poddawane przemocy seksualnej. Polacy jednak odzyskali swoje dzieci (według Niemców porwali) i uciekli do Polski. W kwietniu wniosek hanowerskiego urzędu ds. dzieci i młodzieży (Jugendamt) został oddalony przez Sąd Rejonowy w Bytomiu. Dzięki temu trójka polskich dzieci nie zostanie wydana niemieckiemu urzędowi.

PAP / tvp.info / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply