Donos Witolda Jurasza

Działacz Fundacji Wolność i Demokracja i redaktor naczelny portalu kresy24.pl Marek Bućko został publicystycznie zaatakowany przez komentatora spraw międzynarodowych Witolda Jurasza. Być może słowo „publicystyczny” nie jest na miejscu gdyż krótki tekst Jurasza utrzymany był w gruncie rzeczy w tonie donosu. Był także iście inkwizytorskim głosem obrony „ortodoksji” jaka według elity powinna obowiązywać w mówieniu o wschodzie i polityce wschodniej.

Przyczynkiem dla wystąpienia Jurasza stał się wywiad jakiego Bućko udzielił portalowi prawy.pl. Działacz Fundacji Wolność i Demokracja mówił o narastaniu szowinistycznych nastrojów na Ukrainie. Wywiad został przeprowadzony na kanwie wydarzeń z Kijowa z 19-20 sierpnia, kiedy to ukraińscy kibice atakowali w Kijowie nie tylko fanów Legii, którzy przybyli wówczas nad Dniepr na mecz z Zorią Ługańsk, ale także polskich dziennikarzy, dyplomatów czy w ogóle wszystkich mówiących po polsku. Jako, że na łamach kresy.pl wiele pisaliśmy o sprawie, można tylko zgodzić się z Bućko, że starcia w Kijowie nie miały charakteru zwykłego antagonizmu kibicowskiego. W tle przewijała się polityka. Ukraińscy kibice nie ukrywali, że paliwem od którego przeciw przybyszom z Warszawy wystąpiła cała koalicja fanów ukraińskich, były, najdelikatniej pisząc, niepochlebne okrzyki fanów Legii na temat Stepana Bandery i OUN-UPA czy też flaga przypominająca o polskiej historii Lwowa i Wilna. Pisała o tym nasza redakcja ale i wiele innych mediów.

Fakty te zresztą stały się dla Bućki podstawą dla szerszej refleksji. Według niego politycy, publicyści i dziennikarze odgrywają w Polsce kicz polsko-ukraińskiego pojednania, gdy tymczasem na Ukrainie niebezpieczne tendencje przestają być domeną radykalnych kibiców piłkarskich czy ruchów nacjonalistycznych, lecz wyzierają z oficjalnej polityki historycznej państwa ukraińskiego. „Dopóki relacje polsko-ukraińskie będzie się próbować budować na historycznym kłamstwie lub przemilczaniu historii, dopóki będzie taka nieszczerość na poziomie oficjalnym, nie ma co oczekiwać, że będą szczere kontakty na poziomie społecznym. Taka „przyjaźń” to jest tylko przyjaźń biurokratów, kilku działaczy pozarządowych i części dziennikarzy” – powiedział Bućko, dodając – „Zgody na kłamanie lub milczenie o własnej historii nie usprawiedliwia żaden „wyższy cel”, żadna „chwilowa racja stanu””. Bućko uwypuklił przy tym niszczącą dla polskiej dyskusji publicznej manierę, właściwą wielu kręgom, ustawiania wszystkich krytyków porewolucyjnej Ukrainy w roli „ruskich agentów”.

W obronie jedynie słusznej linii

Swoją opublikowaną na portalu Facebook polemikę sprzed tygodnia Jurasz rozpoczyna od próby zdezawuowania portalu prawy.pl określeniem „specyficzny”. Nie dziwi mnie ta próba. To właśnie na portalu prawy.pl mogłem znaleźć miejsce dla swoich tekstów pisanych w czasie wystąpień na kijowskim Majdanie na przełomie 2013 i 2014 r. w czasie których ostrzegałem, że eskalacja i rewolucja z poziomu ulicy może doprowadzić do pęknięcia społecznego na Ukrainie i interwencji Rosji. To właśnie portal prawy.pl dostarcza forum dla Aleksandra Szychta, który nota bene przeprowadził wywiad z Bućko i który od lat szczegółowo opisuje dramatyczną sytuację wspólnoty Polaków na Litwie i praktyczną obojętność oficjalnej Warszawy wobec niej. Ani jedno, ani drugie w „kanonie politycznym” wyznawanym i realizowanym przez elitę się nie mieści, nie dziwi więc użyty przez Jurasza, eufemizm sugerujący niewiarygodność. Portal nie wpisuje się w jedynie słuszną linię.

Jurasz właściwie nie podejmuje dyskusji na temat faktów przytaczanych przez pracownika Fundacji Wolność i Demokracja. Wystarczy mu aprioryczne zaklasyfikowanie jego ocen jako podobnych do „rodzimej komuno-endecji”. Bagatelizuje chociażby wizytę ukraińskiego Konsula Generalnego w Przemyślu Wasyla Pawluka, wywodzącego się wszak z kręgów politycznych entuzjastów tradycji OUN-UPA, na Komendzie Miejskiej Policji w tym mieście. Dla Jurasza to „kurtuazyjna wizyta” mimo, że odbywa się w czasie gdy przemyscy funkcjonariusze prowadzą postępowania w sprawa związanych z ekscesami tych przybyłych do nas ukraińskich sympatyków idei Stepana Bandery, którzy nie mają szczęścia chować się za legitymacją konsula. Zresztą sam Pawluk przyznał, że wypytywał o sprawę studentów z Ukrainy, którzy fotografowali się w Przemyślu na tle flagi OUN-UPA.Jurasz do tej informacji się nie odnosi.

W dalszej kolejności wytyka Markowi Bućce błędne oceny perspektyw politycznych Białorusi, tak jakby miały one akurat jakikolwiek wpływ na sensowność (lub jej brak) tego co Bućko powiedział o Ukrainie. Szybko zresztą przechodzi do zasadniczego powodu swojego wystąpienia przeciw dawnemu koledze – obaj pracowali wszak w obsadzie naszej placówki dyplomatycznej w Mińsku. Jurasz pisze: „z prawej strony naszej sceny politycznej co i rusz dobiegają sygnały świadczące o tym, iż naszymi przeciwnikami za wschodnią granicą są Litwa, Białoruś i Ukraina to ja widzę w tym zasadniczy kłopot. Z punktu widzenia Rosji jest bowiem całkowicie obojętne, czy Warszawa skłóci się ze wszystkimi sąsiadami z powodu PR’u (jak do tej pory), czy z powodu walenia pięścią w stół (jak to zapewne będzie). Szampana w Moskwie otworzą i w tej i w tej opcji”. W dalszej części uderza wręcz na alarm: „Z obawą patrzę na to, iż na naszej prawicy zaczyna wygrywać narracja, która każe szukać wroga nie w rosyjskim neoimperializmie i próbie podważania euroatlantyckiej architektury bezpieczeństwa, ale w naszych sąsiadach”.

Polska jako klocek w architekturze

Witold Jurasz gdy rozpoczął swoją szerszą działalność publicystyczną, do czego sprawnie wykorzystuje portal społecznościowy, zdobył sobie z miejsca sympatię właśnie w niektórych kręgach prawicowych, a nawet wśród tak zwanych antysystemowców. Gorliwym promotorem jego poglądów jest chociażby Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego, znany skądinąd z niekonsekwencji w poglądach. Jurasz dysponuje niewątpliwie znaczną wiedzą, wynikającą zresztą z praktyki okresu pracy dla polskiej dyplomacji i to na trudnym dla niej terenie. W wielu szczegółowych kwestiach, zwłaszcza białoruskiej, stać go na przenikliwe analizy i uwagi. Gdy jednak chodzi o generalne wytyczne dla polskiej polityki zagranicznej nie mówi nam nic czego od 25 lat nie słyszelibyśmy od pookrągłostołowej elity – jedynym rzeczywistym antagonistą Polski na wschodzie jest Rosja, uszczerbek zadawany naszym interesom przez innych wschodnich sąsiadów to sprawy drugorzędne, szczególnie że przecież wszyscy oni są nam potrzebni przeciw Moskwie właśnie. W ramach tej giedroyciowskiej logiki powinniśmy bez skrzywienia łykać gorzkie pigułki – erupcję niezdrowych fascynacji historycznych na Ukrainie, czy jawnie obliczoną na asymilację naszych rodaków na Wileńszczyźnie politykę dyskryminacyjną od ćwierćwiecza konsekwentnie prowadzoną przez kolejne litewskie rządy. W oczach Jurasza to niewiele znaczące detale. Racją stanu Polski jest tylko bycie klockiem „euroatlantyckiej achitektury bezpieczeństwa”. W związku z tym Polska musi tak zredukować, spiłować swoje interesy i postulaty wobec innych klocków w ramach „architektury” aby gładko do nich przylegać. A klocki mają być jak cegły, a Polska znów jak przedmurze, tym razem w ramach odgrzewanego zimnowojennego schematu.

Pomińmy już nieprzystawalność zimnowojennych strachów do faktycznego charakteru konfliktu wokół Ukrainy, które wszakże rozniecane przez nasze elity do granic możliwość doprowadziły już do ich izolacji w przestrzeni o której najwięcej gardłują czyli wśród krajów Europy Środkowej. Jurasz, często nawiązujący do szkoły realistycznej, jakby zapomina u rudymentarnej refleksji jaka stoi u jej zarania a wyrażonej przez lorda Palmerstona – państwa nie mają wiecznych wrogów ani sojuszników a jedynie wieczne interesy. I dyskusję tę trzeba by przenieść na ten właśnie poziom uświadamiania czy definiowania interesu narodowego. Jakaż to bowiem definicja polskiego interesu narodowego każe nam bardziej dbać o ukraiński Krym i Donbas niż o naszych rodaków na Wileńszczyźnie? Nota bene Jurasz doszedł już do tego, że domaga się od władz Rzeczpospolitej sabotowania autentycznego lidera polskich mieszkańców tego regionu Waldemara Tomaszewskiego, czemu dał wyraz przy innej okazji. Śmiertelnym grzechem polskiego polityka z Wilna w oczach Jurasza okazały się niedostateczny entuzjazm wobec postmajdanowych władz Ukrainy i wola zabiegania o poparcie mniejszości rosyjskiej w obliczu najonalistycznej postawy elit litewskich. Widać w ten sposób Polacy nie mają prawa się bronić, to nie wpisuje się gładko w „architekturę”.

Uczciwie o faktach

Co jednak najbardziej uderzające w tej sprawie to fakt, że Marek Bućko w gruncie rzeczy podziela przekonanie o bezpośrednim zagrożeniu jakie Rosja stanowi dla Polski, a linia portalu kresy24.pl w sprawie konfliktu ukraińskiego jednoznacznie całą odpowiedzialność za destabilizację tego kraju składa na politykę Moskwy. Krytyka tej polityki jest na tym portalu niezwykle ostra i permanentna. A jednak Marek Bućko robi to co należy do publicysty – opisuje fakty, także takie, które się w żadną polityczną „architekturę” nie wpisują. Nie dotyczy to zresztą tylko spraw Ukrainy. Bućko znany był jeszcze w czasach swojej pracy w Ambasadzie RP w Mińsku ze swojej sympatii dla białoruskiej opozycji, wynikającej z żywionych przezeń przekonań. Dlatego zresztą jako pierwszy padł ofiarą wojną dyplomatycznej która wybuchła w 2005 r. między władzami Białorusi i Polski na tle faktycznej delegalizacji miejscowego Związku Polaków. Wspieraniem białoruskich opozycjonistów zajmuje się także i dziś w ramach swojej Fundacji. Mimo to bez wahania zdemaskował chociażby kłamstwo wiceprzewodniczącego opozycyjnego Młodego Frontu Alesia Kirkiewicza przypominając mu, że wbrew temu co Kirkiewicz wcześniej twierdził jego organizacja otrzymywała środki finansowe z Polski. Bućko zabrał wówczas (w styczniu zeszłego roku) głos w dyskusji jaka wybuchła między polskimi działaczami z Białorusi a Młodym Frontem właśnie na tle antypolskich poglądów wyrażanych przez tę białoruską organizację. Portal Bućki wielokrotnie potem, podobnie jak nasza redakcja, cytował doniesienia blogu Polacy Grodzieńszczyzny, który miesiącami nagłaśniał nieprzyjazne mniejszości polskiej na Białorusi wystąpienia Młodego Frontu. Taka postawa Bućki – postawa intelektualnej i moralnej uczciwości zasługuje na wyrazy uznania a nie krytyki, jaką serwuje mu Jurasz, który z kolei wzywa najwyraźniej do bagatelizowania występowania wspomnianych zjawisk u naszych wschodnich sąsiadów. Jakże pozytywnie odróżnia się postawa Bućki od aktywności lobbystki białoruskiej opozycji Agnieszki Romaszewskiej, która w temacie antypolskich ekscesów Młodego Frontu miała do powiedzenia tylko tyle, że polskie instytucje i w ogóle Polacy „nie mają prawa niczego wymagać” od białoruskich opozycjonistów, mają ich natomiast nadal sowicie dotować.

Krępowanie dyskusji

Ostatecznie o polskiej polityce wschodniej można dyskutować i trzeba się o nią spierać. Można dyskutować i o tym co dzieje się na Ukrainie, czy ożywienie sentymentów do historycznego fenomenu jakim są OUN i UPA stwarza (stworzy?) zagrożenia dla Polaków po tej i tamtej stronie Bugu czy nie. Utrzymana w inkwizytorskim tonie wypowiedź Jurasza, w ramach której otagował on zresztą kilkudziesięciu, dziennikarzy i publicystów, nie miała jednak nic wspólnego z dyskusją. Jak to ujął „liczę, że rozsądni politycy dokonają sanacji i przywołają działaczy, aktywistów oraz beneficjentów różnego rodzaju programów do pionu”. Niedwuznacznie sufluje w ten sposób narzucenie Fundacji Wolność i Demokracja cenzury w imię swoistej poprawności politycznej. I to z poziomu politycznego, Fundacja „Wolność i Demokracja” jest przecież beneficjentem dofinansowania ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych. To skandaliczna i kompromitująca wypowiedź. Z drugiej strony jakże typowa dla polityków, urzędników MSZ czy publicystów głównego nurtu. Wszyscy oni od ćwierćwiecza uznają politykę prowadzoną w ramach skrajnie interpretowanego paradygmatu giedroyciowskiego za dogmat nie podlegający dyskusji. Pozostaje mieć nadzieję, że donos pana Jurasza, czy też przesłanki jakie on podnosi, mimo wszystko nie zrobią wrażenia ani na kierownikach Fundacji Wolność i Demokracja, ani też nie będą mieć żadnego wpływu na to jak ta organizacja pożytku publicznego będzie traktowana przez MSZ. Gdyby miało być inaczej byłby to zwiastun bardzo dusznych czasów.

Karol Kaźmierczak

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. mazowszanin
    mazowszanin :

    Odnoszę wrażenie, że Witold Jurasz chyba szuka jakiegoś popłatnego zajęcia na koszt MSZ (lub innego podmiotu) lub też ma plany związane z jakimś konkurencyjnym portalem o tematyce wschodniej. Pozazdrościł koledze z placówki sposobu samorealizacji? Jego działanie proste w odczycie: trochę lizusostwa w duchu oficjalnej polityki i “politycznej poprawności”, i, a nuż, skapnie nieco do kieszeni… Obym się mylił, oby Witold Jurasz miał tylko odmienne poglądy.

  2. jerzyjj
    jerzyjj :

    Nie uda się wam ogłupieni przez sprostytuowane,polskojęzyczne media Polaczki przeciwdziałać zamysłom polskojęzycznych rządów – marionetek USA pchających was bezmyślnie do wojny z Rosją –——— ale macie wyjście ————– nie musicie tym zdrajcom ——————marionetkom USA pomagać i na nich głosować –————– i to wystarczy –————— resztę wykona Rosja nie z miłości do was ale dla własnego interesu, bo Niemcy i Francja tracą już kontrolę nad obecna sytuacją w Europie…