Najmocniejszym symbolicznie momentem zamieszek w 2009 r. był ten w którym przeciwnicy komunistów zdarli z budynku Parlamentu flagę własnego państwa i wywiesili w jej miejsce flagi Unii Europejskiej oraz Rumunii. Wtórowały temu okrzyki: „Chcemy do Europy” i „Jesteśmy Rumunami”. Motyw ten może wydać się paradoksalny tylko temu kto nie zna nie tylko dawnej ale i najnowszej historii Republiki Mołdawii. Odsłania nam daleko głębsze i trudniejsze do przezwyciężenia wewnętrzne sprzeczności tego kraju, które uniemożliwiają mu jako całości dokonania jednoznacznego wyboru geopolitycznego zaangażowania.

Obraz Europy Wschodniej od schyłku zeszłego roku został w Polsce całkowicie zdominowany przez Ukrainę i ostry spór polityczny jaki wybuchł tam w związku z ostatecznie odrzuconą perspektywą podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Uznając porażkę Unii na Ukrainie, europejscy politycy i pocieszali się postawą Gruzji i Mołdawii, które umowę w Wilnie parafowały w planowanym terminie 29 listopada. Jednak jeśli chodzi o tę ostatnią radość eurokratów wydaje się być zdecydowanie przedwczesna.

Kilka dni przed brzemiennym w skutki wileńskim szczytem przez Kiszyniów przetoczyła się demonstracja 20 tys. członków i sympatyków Partii Komunistów Republiki Mołdawii. Jak na 3,5-milionowy kraj liczba ogromna. Podobnie jak w przypadku Ukrainy była ona przejawem silnej polaryzacji politycznej społeczeństwa, podobnie jak w Kijowie dotyczyła kwestii podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jednak inaczej niż nad Dnieprem tym razem demonstrowali przeciwnicy zacieśniania więzów z Brukselą.

Partyjne przeciwności

Scena polityczna od lat jest podzielona między KPRM i jej przeciwników wśród, których nie brakuje zresztą ludzi o komunistycznej przeszłości. KPRM sprawowała rządy w latach 2001-2009 zaś jej lider Vładimir Voronin w tym samym okresie przez dwie kadencje był prezydentem państwa (który w Mołdawii wybierany jest przez jednoizbowy parlament). W wyborach 5 kwietnia 2009 r. komuniści uzyskali prawie 50% głosów, co przełożyło się na dostateczną liczbę mandatów aby obsadzić ponownie stanowisko głowy państwa. Jednak nazajutrz po wyborach na ulice Kiszyniowa wyległy tysiące przeciwników komunistów kwestionujących uczciwość wyborów. Wywiązały się poważne zamieszki w trakcie których protestujący zdemolowali siedzibę parlamentu i prezydenta. W czasie zajść zginęły 3 osoby, rannych zostało 50 demonstrantów i aż 270 policjantów, co obrazuje radykalizm tych pierwszych. Zatrzymano około 300 uczestników protestów.

Władze ugięły się. Powtórzone wybory dały komunistom ponad 44% głosów ale pozostałe cztery partie zjednoczone w Sojusz na Rzecz Integracji Europejskiej odsunęły ich od władzy pozbawiając zarówno rządu jak i stanowiska prezydenta. Jednak niemożność znalezienia następcy Woronina w nowej konstelacji i z tak silną opozycją sprawiła, iż ostatecznie doszło do rozwiązania parlamentu i nowych wyborów w 2010 r., które przyniosły dalsze straty komunistom (poparcie 39,4%). Nowa-stara prounijna koalicja zdołała w końcu z pomocą rozłamowców z KPRM wybrać prezydenta w 2012 roku, a już rok później niemal śmiertelnie się pokłócić. Wojna liderów opozycji Vlada Filata, Mihaia Ghimpu i Mariana Lupu zaowocowała w maju 2013 r. rekombinacją koalicji rządzącej, którą udało się utrzymać tylko dzięki rozłamowi w jednej z trzech składających się na nią partii – Partii Liberalnej. Obecny premier z trudem więc musi lawirować między nieufnymi jak nigdy przedtem Filatem i Lupu, a fakt eliminacji Ghimpu który z resztką swoich liberałów przeszedł do opozycji, uczynił sytuację patową w przypadku ostrego sporu tych dwóch liderów partii koalicyjnych.

Być może sytuację wyklarują zaplanowane na ten rok kolejne wybory parlamentarne aczkolwiek obecne sondaże w większości nie dają komunistom na tyle wyraźnej przewagi aby mogli oni pokusić się o przejęcie władzy. Ostre podziały partyjno-polityczne to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Najmocniejszym symbolicznie momentem zamieszek w 2009 r. był ten w którym przeciwnicy komunistów zdarli z budynku Parlamentu flagę własnego państwa i wywiesili w jej miejsce flagi Unii Europejskiej oraz Rumunii. Wtórowały temu okrzyki: „Chcemy do Europy” i „Jesteśmy Rumunami”. Motyw ten może wydać się paradoksalny tylko temu kto nie zna nie tylko dawnej ale i najnowszej historii Republiki Mołdawii. Odsłania nam daleko głębsze i trudniejsze do przezwyciężenia wewnętrzne sprzeczności tego kraju, które uniemożliwiają mu jako całości dokonania jednoznacznego wyboru geopolitycznego zaangażowania.

Między Stambułem Moskwą i Bukaresztem

Mołdawia ma co prawda tradycje państwowe z XIV-XVIII wieku, kiedy to bywała wielokrotnie większa a nawet czasem groźna dla swoich potężnych sąsiadów – wszak „ze króla Olbrachta wyginęła szlachta” polska właśnie po wojnie z hospodarem mołdawskim Stefanem Wielkim. Przez większość czasu pozostawała lennem osmańskiego Stambułu. Jednak jej obecne kulturowe pęknięcie związane jest z długotrwałą słowiańską presją osadniczą na jej ziemie wspartą przez oddziaływanie kulturowe Moskwy. Rosja zajęła wschodnią część dawnego hospodarstwa czyli Besarabię w 1812 r. i rozciągnęła nad nią długotrwałą kontrolę. Reszta prowincji tymczasem pozostając w ramach Imperium Osmańskiego z czasową okupacją austriacką, stopniowo konsolidowała się. W 1861 z poparciem mocarstw zachodnich od Turków uniezależniło się nowe państwo – Rumunia łączące księstwo wołoskie i mołdawskie. Objęło ono jednak zaledwie południowy skrawek terytorium współczesnej Mołdawii.

Ich mieszkańcy żyli własnym życiem w ramach guberni besarabskiej Imperium Rosyjskiego. Według rosyjskiego spisu z 1896 r. romanojęzyczni Mołdawianie mieli stanowić już tylko około połowy jej mieszkańców na resztę składała się prawdziwa mozaika etniczna z Rosjanami i Małorusinami w roli głównej. Na wieść o rewolucji październikowej miejscowe zgromadzenia delegatów chłopskich i żołnierskich proklamowała 24 stycznia 1918 r. Mołdawską Republikę Demokratyczną, której sowieckie władze Rosyjskiej FSRR przyznały niepodległość. Inne zdanie w tej sprawie miał jednak rząd rumuński, który natychmiast wysłał armię i zajął jej terytorium. Bukareszt nigdy nie spełnił obietnicy przyznania ziemi mołdawskiej autonomii.

Część działaczy mołdawskich uciekła na lewy brzeg Dniestru który pozostał pod władzą Sowietów, tu utworzyli efemeryczną Besarabską SRR (1919-1920). Już w 1924 r. na fali nowej polityki narodowościowej z Ukraińskiej SRR Moskwa wykroiła przylegającą do tej granicznej rzeki Mołdawską Autonomiczną SRR. Twór ten w trzymanym żelazną ręką Stalina scentralizowanym imperium stał się nie tyle narodowościową jednostką administracyjną dowodzącą, że w Związku Radzieckim „każdemu według potrzeb”, ale także przyczółkiem do akcji rewindykacyjnej względem dawnego władztwa carów. Bowiem formalną stolicą MASRR było „czasowo okupowane miasto Kiszyniów” choć władze rezydowały w Tyraspolu. W praktyce zresztą już w 1929 r. ponad połowę ludności tej jednostki stanowili Ukraińcy i Rosjanie.

Stalin dopiął swego dwukrotnie odbierając Rumunom obszar Besarabii – w 1940 i 1944 r. gdzie ostatecznie, po odkrojeniu kilku wschodnich rejonów na rzecz Ukrainy, ustanowił Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką, deportując około 50 tys. mieszkańców tych ziem związanych ze strukturami administracji rumuńskiej czy w jakikolwiek inny sposób zakwalifikowanych jako „element antysowiecki” na Syberię. Na ich miejsce przybywała wielu imigrantów z innych republik – siły roboczej niezbędnej dla industrializacji kraju do tej pory rolniczego kraju. Co ważne większość zakładów przemysłowych i elektrowni lokowano wzdłuż Dniestru, szczególnie na lewym brzegu – w Tyraspolu, Rybnicy, Dniestrowsku, Benderach. W latach osiemdziesiątych wąski pas owego Naddniestrza – Pridniestowija produkował 40% wartości PKB i 90% energii elektrycznej. Pozostała część kraju zachowała swój rolniczy charakter stając się zapleczem dla przemysłu winiarskiego którego głównym obok Gruzji ośrodkiem była właśnie MSRR. Na niewielką obejmującą zaledwie 0,2% terytorium ZSRR mołdawską republikę przypadało aż 10% ogólnej wytwórczości produktów żywnościowych długiej trwałości, ponad 12% produkcji owoców, 8% produkcji wina, 4% produkcji warzyw. Władze centralne kierowały do Mołdawii proporcjonalnie duże nakłady finansowe.

Z biegiem czasu republika zaczęła więc być postrzegana obok Krymu i republik nadbałtyckich jako jedno z lepszych miejsc do życia w ramach Sojuza co dodatkowo napędzało presję osadniczą. Miejscowi jednak nadrabiali to wysokim przyrostem naturalnym. Z tego powodu po 1959 r. mimo wzrostu o połowę ludności słowiańskiej proporcje etniczne nie zmieniały się znacząco. W roku 1989 w MSRR Mołdawianie stanowili niecałe 64,5% ludności, Rosjanie ponad 13% a Ukraińcy prawie 13,8%. W oficjalnej historiografii, lingwistyce, etnografii ściśle odróżniano Mołdawian od Rumunów różnicując ich etnogenezę. Oczywiście jedynym oficjalnym alfabetem była rosyjska grażdanka. Zresztą co najmniej od lat 70 postępowała rusyfikacja wiążąca się z ekspansją na prowincji szkół mieszanych w których jedna rosyjskojęzyczna klasa przypadała na trzy mołdawsko-języczne. W dużych miastach rosyjskojęzyczne szkolnictwo przeważało, podobnie funkcjonowała administracja. Jednocześnie podskórnie ciągle działały pro-rumuńskie prądy. Pod koniec lat sześćdziesiątych grupa kiszyniowskich intelektualistów stworzyła nielegalny Narodowy Front Patriotyczny, rozbity przez KGB pod koniec 1971 r.

Język detonuje konflikt

Choć najczęściej wszyscy potwierdzają sucho i oficjalnie swoje przywiązanie do idei suwerennego państwa mołdawskiego w sytuacjach kryzysowych ujawnia się marzenie o innej większej ojczyźnie niektórych jej obywateli. Marzenie to pozostaje wszakże tylko snem, okazało się bowiem że inna część obywateli wymarzyła sobie inne, mniejsze ojczyzny i w dodatku swoje marzenia zrealizowała.

Podobnie jak w innych republikach na fali gorbaczowowskiej pieriestrojki do władzy w partii a więc i w kraju doszła nowa ekipa z Mircea Snegurem na czele – od 1990 r. przewodniczącym Rady Najwyższej potem prezydentem MSRR. Glasnost – jawność umożliwiła swobodną ekspresję do tej pory przytłumionych emocji narodowych. Od 1988 jawnie zaczęły działać ruchy opozycyjne, które w maju 1989 r. zorganizowały się w jeden Ludowy Front Mołdawii – nawet z nazwy podobny do tych jakie pojawiły się w tym samym czasie w republikach bałtyckich czy na Białorusi. Analogicznie podobnie jak tamte początkowo występował z pozycji reformistycznych postulując demokratyzację i decentralizację dotychczasowych struktur ZSRR i podobnie jak Fronty na Litwie czy Łotwie rychło przeszedł na pozycję niepodległościowe ale i ekskluzywnego nacjonalizmu. Już w lipcu 1990 r. na drugim kongresie Frontu pojawił się postulat wyłączności mołdawskiego nie tylko jako języka urzędowego ale także ulicznej komunikacji w ogóle (także w zakładach pracy) oraz unieważnienie przez władze Związku Radzieckiego Paktu Ribbentrop-Mołotow co logicznie musiało prowadzić do postawienia kwestii fuzji republiki z sąsiednią Rumunią. Jeszcze jedną analogią było to, że mołdawska nomenklatura partyjna zaczęła przejmować hasła nacjonalistyczne aby uzyskać nową, lepszą legitymację dla sprawowania władzy nad republiką. Pod naciskiem 300 tys. uczestników demonstracji zorganizowanej przez Front, komunistyczna jeszcze Rada Najwyższa uchwaliła z końcem sierpnia nowe prawo stanowiące zapisywany alfabetem łacińskim język mołdawski jednym publicznym językiem w kraju… a właściwie rumuński, bowiem stwierdzono również ich tożsamość. Stało się tak mimo prośby Michaiła Gorbaczowa o zagwarantowanie takiego samego statusu dla języka rosyjskiego.

Jednocześnie jeszcze wiosną 1989 o swoje prawa wystąpiła specyficzna turkojęzyczna lecz przy tym prawosławna mniejszość Gagauzów zamieszkująca południe kraju. Agresywne hasła na wiecach Frontu z lata tego roku, wskazujące ludności słowiańskiej optymalną drogę przez slogan „walizka-dworzec-Rosja” doprowadziły z kolei do jej strajków w przemysłowym Naddniestrzu, gdzie Rosjanie i Ukraińcy stanowili większość mieszkańców. W dodatku jego mieszkańcy obawiali się rozpadu Związku Radzieckiego jako zagrożenia dla będących podstawą ich egzystencji zakładów całkowicie uzależnionych od funkcjonowania w ramach wspólnej gospodarki. Charakterystyczne, że pierwszymi wyrazicielami naddniestrzańskiego separatyzmu były właśnie Rady Kolektywów Robotniczych w wielkich fabrykach.

Mołdawski Front Ludowy ani też mołdawscy komuniści pod wodzą Snegura nie robili nic aby uspokoić mniejszości. Wprost przeciwnie – w kwietniu 1990 Rada Najwyższa zaakceptowała rumuński trikolor jako flagę republiki a jako hymn pieśń o wiele mówiącym tytule „Przebudźcie się Rumuni” od poprzedniego roku będącą także hymnem zachodniego sąsiada. W lipcu na swoim drugim kongresie przywództwo Frontu otwarcie wezwało do zjednoczenia obu krajów. Doszło do ataku tłumu na rosyjskojęzycznych członków parlamentu przy biernej postawie policji. Reakcją na to było ogłoszenie się oddzielnymi republikami radzieckimi najpierw przez Gagauzów (sierpień) a potem Naddniestrze (wrzesień). Gdy Mołdawia po fiasku puczu Janajewa ogłosiła swoją niepodległość 27 sierpnia 1991 r. Republika Gagauzji już od ośmiu dni uważała się za takową, Naddniestrzańska Republika Mołdawska (rosyjski skrót PMR) została zaś proklamowana 1 grudnia 1991 na podstawie referendum zorganizowanego przez miejscową separatystyczną administrację w którym za takim krokiem opowiedziało się aż 98% głosujących. Jako oficjalne języki przyjęto mołdawskie, rosyjski i ukraiński.

Pierwsza krew została przelana przez mołdawską policję, która 2 października 1990 r. z sobie wiadomych powodów ostrzelała przechodniów w położonych nad Dniestrem Dubosarach gdzie zginęły 3 osoby. Jednak prawdziwy konflikt zbrojny wybuchł w marcu 1992 r. Do czerwca pochłonął według różnych szacunków od 600 do około 950 zabitych. W czasie walk naprędce sformowana armia mołdawska korzystała ze wsparcia materialnego, instruktorów i ochotników z Rumunii. Jeszcze więcej ochotników przybyło jednak z Rosji i Ukrainy aby wspierać samoobronę PMR. W dodatku mogła ona korzystać z olbrzymich arsenałów radzieckiej, a teraz już rosyjskiej 14 Armii, której żołnierze również czasem brali udział w starciach, choćby z tego względu, iż część z nich była miejscowymi rekrutami. Ostatecznie to właśnie rosyjski generał Alksandr Lebiedź poprzez demonstrację siły 14 Armii wymusił zawieszenie broni 21 lipca 1992 r. Naddniestrze obroniło swoją faktyczną niezależność, choć jego państwowości nie uznał nikt, nawet Moskwa. Korzystne dla Naddnisestrzan status quo gwarantują siły pokojowe w których główną rolę odgrywają oddziały tej samej rosyjskiej 14 Armii.

Inaczej rzecz miała się z Gagauzją, która funkcjonował jako nieuznane państwo tylko do 1994 r. Uboga rolnicza Gagauzja pozostawała na uboczu, nie przedstawiała dla Kiszyniowa takiej wartości, poza tym pozostawała w przymierzu z Naddniestrzem. Gdy pod koniec października 1990 20 tys. nacjonalistów mołdawskich wyruszyło z Kiszyniowa by stłumić świeżo ogłoszoną odrębność Gagauzji kolumny autobusowe z Naddniestrza przejeżdżając przez ukraiński obwód odeski zwiozły do Komratu 50 tys. członków „drużyn robotniczych” gotowych walczyć przeciw kiszyniowskiej ekspedycji karnej. Potem w Gagauzji pojawiły się oddziały radzieckie które osłaniały jej władze.

Brak rozlewu krwi ale także brak podstaw ekonomicznych dla separatystycznego państwa przyczyniał się do bardziej kompromisowego nastawienia obu stron niż w przypadku konfliktu między Kiszyniowem a Naddniestrzem. Elity w mołdawskiej stolicy i Komracie stać było na rozwiązanie przywracające integralność Mołdawii ale czyniące zadość aspiracjom mniejszości narodowej. Na mocy uchwalonej przez mołdawski parlament w grudniu 1994 roku „Ustawy o specjalnym statusie prawnym Gagauzji” Ziemia Gagauzów – Gagauz Yeri uzyskała w składzie Mołdawii status autonomii terytorialnej obejmującej wszystkie jednostki gdzie Gagauzowie stanowili co najmniej połowę mieszkańców. Mieszkańcy gmin gdzie Gagauzów było co najmniej 40% uzyskali prawo dołączenia do autonomii na podstawie loklanego referendum. Gagauz Yeri posiada trzy oficjalne języki (mołdawski, gagauzki, rosyjski), własnego przywódcę (baszkana) i ciało ustawodawcze oraz daleko posuniętą autonomię w sprawach kultury i nauki. Nie oznacza to, że relacje między Kiszyniowem a Komratem są harmonijne. Warunki te są zresztą nie w smak dużej części Mołdawian i mołdawskiej elity politycznej a Gaguzowie nierzadko dają wyraz swojemu przekonaniu o prawie do rozwiązania związku państwowego w przypadku jakichkolwiek dążeń do zjednoczenia z Rumunią. Baszkan Gagauzji utrzymuje nieoficjalne kontakty z Tyraspolem, niewątpliwie też Gagauzowie są raczej przeciwni integracji z UE, opowiadając się, podobnie jak mieszkańcy Naddniestrza za współpracą z Rosją. I tak oto funkcjonuje Republika Mołdawii – jedno państwo w trzech wcieleniach – stojące w rozkroku między wschodem a zachodem.

Karol Kaźmierczak

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply