Polscy mocarze nie wyginęli wraz z husarią

„Zdarzyło się, że go Mamelucy wyzwali na różne próby siły; on wyszedł na belkę wysoko umieszczoną, i spuścił im linę, kazał im czepiać się tej liny, a że on będzie ich podnosił; Mameluków przeciwnie chwyciło się jedenastu liny, i usiłowali go z tamtego miejsca ściągnąć, co gdy im się nie udawało, wezwał ich, żeby się teraz mocno liny trzymali, i wszystkich jedenastu podniósł”

Poniższy tekst stanowi kontynuację artykułu „Kto lepszy: kawalerzyści spod Somosierry, czy husarze?

***

Generał Józef Załuski nie poprzestał na porównaniu dyscypliny, odwagi, dokonań czy taktyki husarii i polskiej kawalerii gwardii Napoleona. Kontynuując polemikę z Kazimierzem Władysławem Wójcickim, podał szereg przykładów przeczących tezie, jakoby tylko dawni Polacy cechowali się nadzwyczajną siłą. Załuski pisał:

„Dodam jeszcze na pocieszenie czytelników, i samego p. Wojcickiego, że nie mamy wcale przyczyny poczytywać się za odrodzonych od owych przodków, których nam przedstawia, jakobyśmy: „za zmianą życia, przy napływie cudzoziemszczyzny, zarzucenia łaźni, ćwiczeń ciała, hartowania; ze zmianą pokarmów, przy pieskliwym wychowaniu, gdy wśród miękkości ciało więcej wygód potrzebował, a puszcze i bory nasze wytrzebione nie dawały już sposobności łowów pracowitych na grubego zwierza, znikała zwolna ich siła, tak i wzrost dawny.”

Nim przystąpię do przykładów siły, jakie widziałem w pułku gwardyi polskiej Napoleona, zwracam uwagę czytelników na piechotę zwaną nadwiślańską, utworzoną z ostatków legionów, i zapytuję się śmiało p. Wojcickiego i każdego, co go ta rzecz obchodzić może: „czy kiedy Polska miała podobną piechotę?” piechotę, którą Napoleon w r. 1812 przyłączył całą do swej gwardyi. Ale i piechota księstwa warszawskiego, i piechota królestwa kongresowego nawet, niewątpliwie przechodziła, wyćwiczeniem, karnością, bitnością wszelkie piechoty polskie, jakie były aż do sejmu zaczętego 1788 roku. A w dowód tego, niech tu ma miejsce wspomnienie, że Napoleon w bitwie pod Arcis sur Aube w r. 1814 szukał schronienia w środku czworoboku szefa batalionu Skrzyneckiego.

Czy zaś wychowanie nasze tak dalece zniewieściało? mogą inni wojskowi polscy, jeszcze żyjący, odpowiedzieć; ja tylko kilka przykładów z pułku gwardyi polskiej Napoleona przytoczę:

Józef Stadnicki, brat rodzony Jana hrabi Stadnickiego prezesa stanów galicyjskich, będąc szeregowym, a potem brygadierem w gwardyi, jedną ręką podnosił zad każdego konia; a gdy się koń nie dawał kuć, to jak go ujął za ucho, obalał konia na ziemię. Te dwie czynności były u niego codzienne, nie robił tego dla chwalby, albo jakby coś szczególnego, on to sobie miał za nic. Był nadzwyczajnej siły i zręczności, przytem postać i uroda, które niezawodnie mogły stanąć obok owego husarza Krajewskiego, co to na wieczerzy imponował wodzom szwedzkim przed rozprawą kircholmską. Zdarzyło się w r. 1807, że w Frankfurcie nad Menem mieszczanin tameczny obraził szwoleżera, szkalując go jako Polaka; wskutek tego dom jego w okamgnieniu stał się ofiarą… mieszkańcy ledwie pouciekali, a lekkokonna jazda polska potłukła i powyrzucała przez oka na ulicę wszystko… aż do pieców – (Uwaga: nie był to rabunek chciwości, było to uniesienie gniewu, za znieważenie imienia polskiego) przyszła kolej na małe dzieci w kolebkach… Brygadier Stadnicki słysząc hałas, nadbiegł, nie dopuścił okrucieństwa, skarcił i uspokoił towarzyszów… lecz wtem nadchodzi silny patrol żołnierzy arcybiskupa księcia würzburskiego, a zastawszy tam Stadnickiego, chce go aresztować… Stadnicki się tłómaczy [tak w oryginale – przyp. R.S.], że nie on był sprawcą zgiełku, ale że go owszem uśmierzył… gdy to nie pomogło – chociaż Stadnicki doskonale po niemiecku mówił – wyrwał następującym na niego żołnierzom dwa karabiny, a uchwyciwszy każdy jedną ręką za koniec lufy, tak zaczął gromić kolbami, zamiatając ulicę od muru, że cały patrol liczny pędził przed sobą. Jednakże, gdy dwóch żandarmów francuskich wystąpiło by go aresztować: „A to co innego!” rzekł do nich: „was uznaję za moich kolegów, i słucham prawa” i udał się z nimi najspokojniej do aresztu. – Nazajutrz marszałek Kellermann, co był służył w konfederacyi barskiej i znał nazwisko Stadnickiego, kazał go uwolnić; śmiał się bardzo z tej przygody, gdzie jeden pędził dwudziestu, i przepowiedział: że to będzie dzielny oficer jazdy… Jakoż wkrótce, jeszcze znacznie przed bitwą pod Somo-sierrą, przeszedł Stadnicki na oficera do sławnego pułku ułanów nadwiślańskich; tam miał sobie za przyjemność: przyprowadzać obce placówki za kark, obraniać i odbijać jenerałów, komendantów, kolegów z rąk nieprzyjaciół – jakoż postępował w awansie, został kapitanem, i byłby wyszedł niezawodnie nierównie wyżej, gdyby wojna była potrwała. Gdy po zapadłym pokoju wrócił do kraju, okryty ranami i zwątlony na zdrowiu, był jeszcze takiej siły, że był w stanie zgruchotać rękę, nieproszenie mu podaną, jednem ściśnieniem.

Podobnie jak Stadnicki z karabinami, postępował sobie Piotr Wasilewski z proporcami czyli lancami. Był on jako brygadyer jednym z bohaterów Somo-sierry, cudownym sposobem ani tknięty przy szarży – był później oficerem w pułku i kapitanem strzelców konnych gwardyi królestwa kongresowego, i wystąpił jako podpułkownik. On kładł dwie lance na ziemi. – Lance te były z drzewa twardego, podwójnie okute od grotu aż do połowy drzewa, którego tylec był także grubo okuty. Wasilewski ujmował każdą ręką po jednej lancy za tylec, podnosił obie naraz, i wywijał obiema z największą łatwością. Można sobie z tego wystawić jakiej był siły. Postawy był wysmukłej, twarzy męskiej, oficer wzorowy w służbie, męstwa, jak Francuzi mówią: „à toute épreuve” to jest niezawodnego, skromności panieńskiej.

Ambroży Skarżyński, od porucznika I klasy aż do szefa szwadronu w pułku, później jenerał brygady w wojsku polskim, był podobnie nadzwyczajnej siły i zręczności… między innemi miał dar rzucania proporcem, jak Turcy rzucają dzirytem – trafiał w cel i był w stanie przeszyć tym sposobem nieprzyjaciela, czego nie widziałem na własne oczy, ale słyszałem, że tego dawał dowody nawet już będąc jenerałem; żyje jeszcze, może się p. Wojcicki przekonać. Seweryn Fredro, oficer, później szef szwadronu, był także niepospolitej siły, zręczności i lekkości, a każdego konia przeskakiwał z największą łatwością; przytem był postaci wspaniałej; mało kto, albo raczej nikt nie mógł się odważyć iść z nim w zapasy na siłę. Gdy dowodził szwadronem strzelców konnych gwardyi francuskiej i polskim, przy boku króla neapolitańskiego pod Połockiem, gdzie Napoleon był się z Wilna obiecał, ale w inny kierunek się udał, oficerowie francuscy obiadując u stołu szefa Fredry, według możności czasu i miejsca, ganili chleb żytni razowy litewski, jakiego nam obywatele z gościnności do obozu dostarczali, i twierdzili ci oficerowie: że chleb żytni sprawia w żołądku kwasy, że pszenny jest o wiele zdrowszy, że oni wychowali się na pszennem pieczywie, – a byli to oficerowie nie z markizów i vicomtów, ale z prostych guidów Bonapartego awansowani, okazałych postaci, jak to mówią: „chłop w chłopa.” Znudzony Fredro tem kazaniem cudzoziemskiem, ozwał się z wrodzoną sobie żywością: „No, moi panowie! kiedyście wychowani na białym chlebie pszennym, to ja wam powiadam: żem się wychował na żytnim, a jak mnie widzicie, nie jestem ułomek… więc spróbujemy się, kto z nas mocniejszy? a który chleb daje więcej siły?”… Francuzi znając olbrzymią siłę pułkownika i przeważną jego postać, przy której oni schodzili na miarę zwyczajną… ustąpili z uśmiechem i przyznali – bez próby – że i chleb żytni może tak dobrze, i lepiej nawet wychować, jak pszenny.

Benedykt Zielonka pułkownik był nadzwyczajnej siły i postawy, lecz tu wzmianka się o nim czyni z powodu, że nigdy nic nie pijał prócz wody, co zaprzecza owej miękkości i zbytkom, jakie nam wydawca „Obrazów starodawnych” zarzuca.

Dominik książę Radziwiłł ordynat kilku ordynacyj, najmajętniejszy z Polaków, urodzony z księżniczki Turn-Taxis, a zatem panicz, delikatnej postaci, tak jeździł na koniu, przesadzając najszersze rowy i najwyższe płoty, i tak się rzucał na nieprzyjaciela, wyprzedzając swój pułk 8my ułanów, że ściągnął podziwienie samego Napoleona, a nawet Murata; podobnież postępował będąc majorem gwardyi, z podziwem Drezna, króla i królewskiej familii; o nim można było powiedzieć: że nie znał przeszkód.

A jeżeli szanowny autor „Obrazów starodawnych,” chce wiedzieć: jaki wpływ demoralizacyi wywiera na nas cudzoziemszczyzna i pieskliwe wychowanie? niech się raczy zapytać świadków: jak Michał Mycielski i w jakim stanie zdrowia nacierał na czele 2go pułku ułanów, i choć niepoprawnie mówił po polsku, jak myślał?

W r. 1810 poznałem w Hiszpanii szeregowego z pułku naszego nazwiskiem Kłoczewskiego, który nie miał jak około 20 lat mniej więcej; atletycznej postaci, był tak silny, że przy pobieraniu obroku, jeden wór jęczmienia brał i zarzucał na jedno, a inny na drugie ramie – trzeba wiedzieć, że w Hiszpanii nie karmią koni owsem i sianem, ale jęczmieniem i słomą na grubą sieczkę w młóceniu mułami startą. Kiedy była budowla stajen dla jazdy w Castroxeriz, brał belki na ramię i niósł z łatwością; zdarzyło się, że go Mamelucy wyzwali na różne próby siły; on wyszedł na belkę wysoko umieszczoną, i spuścił im linę, kazał im czepiać się tej liny, a że on będzie ich podnosił; Mameluków przeciwnie chwyciło się jedenastu liny, i usiłowali go z tamtego miejsca ściągnąć, co gdy im się nie udawało, wezwał ich, żeby się teraz mocno liny trzymali, i wszystkich jedenastu podniósł. Ten Herkules miał te wady na wojskowego, że dużo jadł i musiano mu dostarczać podwójne racye mięsa i chleba, a był tak ciężki, że nie można było dobrać pod niego konia, każdego odpsuł; jakoż – o ile pamiętam – w jakiejś potyczce przewrócił się pod nim koń, i Hiszpany zakłuły tego mocarza.

W roku 1831 powiadał mi pułkownik Kuszell, dowódzca jazdy podlaskiej, że był z jego pułku niejaki Załuski takiej siły, że w boju nie chciał używać broni, tylko pięścią zabijał… cóż potem? pod Rożanem został od Kozaków zakłuty.

To niech służy szanownemu autorowi Obrazów starodawnych za dowód, że i w nowych czasach nie zbywało wojsku naszemu na mężach o silne nadzwyczajnej. Pisząc pobieżnie i z pamięci, nie podaliśmy jak tylko mało przykładów – lecz czynimy tę uwagę, iż w sztuce wojennej nie wszystko zależy od siły i rodzaju broni; znałem w r. 1831 jenerała znakomitego, który raz tylko na dwie doby jadał, a sam sobie lubił konia kulbaczyć; był postaci i sił wątłych, ale talentem, a mianowicie nauką, niemal wszystkim jenerałom przodkował.

Jeszcze jedna okoliczność: między innemi, jakoby zatraconemi zwyczajami: żałuje autor „Obrazów starodawnych” zarzucenia łaźni! – Przecież tu nie o tej musi być mowa, którą dziegciem czuć?…

Nam się w militarnych wspomnieniach przedwiecznych, najbardziej podoba sposób używania łaźni Stefana Czarnieckiego, to jest: przebywanie jego wpław Wisły i morza nawet. I nasi w czasach niedawnych, tak ułani nadwiślańscy, jak i gwardya Napoleona, nie zostawali za wodą, gdy tego była potrzeba – jednakże, sądzimy, że jazda nie może się dość ćwiczyć w tym sposobie używania łaźni, któraby ją wprawiła każdą rzekę, jakkolwiek bystrą i szeroką, z łatwością wpław przebywać; – wszakże i tu trzeba szczęścia: Książę Józef Poniatowski skoczył szczęśliwie z mostu w Dunaj i przebył go dla żartu… a w małej rzece Elster utonął!

Jeszcze jedna okoliczność, acz może podlegająca z pewnej strony naganie, jest to punkt honoru, jaki ożywiał naszych gwardzistów i innych rodaków służących pod Napoleonem, były to częste przykłady samobójstwa, ale nie pochodzące z nikczemnej desperacyi, lecz jedynie ze zbyt wygórowanego punktu honoru; o takich to Napoleon słysząc, wyrzekł te wyżej już przytoczone słowa: Ces Polonais! c’est tout honneur.[1]Szkoda takich młodzieńców! religia ich potępia… ale z takiem uczuciem honoru, żołnierz nie zna ucieczki, i tacy to zdobywają baterye, jak pod Somo-sierrą, jak pod Mozajskiem.

Piękne są przykłady zaiste, które nam autor obrazów starodawnych stawia: ale my nie ubliżając w niczem pamięci przodków, możemy się pocieszyć, że dowiedliśmy w tych krótkich notatach, iż pułk lekkokonny polski gwardyi Napoleona i inne pułki wojska polskiego, od czasów sejmu roku 1788, ciągle miały na pamięci te nauki i przykłady, jakie nam pisarze nasi niewojskowi podawają, i że w wojsku polskiem zawsze wysoko cenione i za podnietę służące pamiętne było to słowo, którem Kościuszko przemawiał do swego wojska:

„Lepsza od ojców swych młodzi!”

Pisałem w Feslau pod Baden w miesiącu wrześniu 1856”[2]

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

Przez rzeki i morze, czyli jak kawaleria radziła sobie w wodzie

Przezwyciężenie kryzysu kawalerii polskiej w XVIII wieku


[1] Ci Polacy! To cały honor.

[2] Józef Załuski, Wspomnienia o pułku lekkokonnym polskim gwardyi Napoleona I. „Biblioteka Polska”, Kraków 1865. s. 38–43. Cytując zachowano oryginalną pisownię.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. omatko
    omatko :

    Bardzo fajnie się to czyta. Dobre opracowanie. Pragnę jednak nadmienić iż jedni i drudzy lubili silnie sobie popić a i okoliczne dziewki w miejscu ich stacjonowania były często przymuszane do miłości.