Polacy na Białorusi. Czy wszystko wiemy o ich organizacjach? Czy je odpowiednio wspieramy? Czy zawsze stajemy po słusznej stronie ich problemów?

Złożona sytuacja Polonii białoruskiej

Polityka rządu polskiego w stosunku do mniejszości polskiej na Białorusi już dawno przekroczyła granice śmieszności. Doprowadziliśmy do podziałów w Związku Polaków na Białorusi, podzieliliśmy białoruskich obywateli polskiego pochodzenia na dobrych i złych, na „patriotów” i „zdrajców”. Grube miliony złotych polskich podatników wydajemy na podtrzymywanie tego podziału i marginalizowanie znaczenia Polaków w życiu społeczeństwa białoruskiego. Przez to blokujemy tam rozwój polskiej kultury, a także współpracy gospodarczej i naukowej. Politycy, odpowiedzialni za wybór tej samobójczej drogi, wspierający głownie opozycję białoruską, chodzą w chwale bojowników o „sprawę Polaków”, a w rzeczywistości im szkodzą.

Założycielem i pierwszym Prezesem Związku Polaków na Białorusi od 1990 roku był Tadeusz Gawin – emerytowany, mimo młodego wieku, podpułkownik Wojsk Ochrony Pogranicza (wojsk KGB). Po objęciu władzy w przez Aleksandra Łukaszenkę w 1994 Tadeusz Gawin opowiedział się po stronie opozycji, tym samym wciągnął ZPB do działań opozycyjnych i walki z prezydentem.

W 2000 roku prezesem Związku został wybrany, będący w opozycji do Gawina, dr Tadeusz Kruczkowski. Niedługo po wyborze Kruczkowski oświadczył, że Związek nie będzie popierał żadnej opcji politycznej i będzie się zajmował wyłącznie sprawami polskimi, w tym szczególnie troszczył się o interesy Polaków na Białorusi. Jak twierdzą przeciwnicy Kruczkowskiego, po tym oświadczeniu organizacja zawiesiła wszystkie kontakty z białoruskimi organizacjami i partiami opozycyjnymi. To wywołało duże niezadowolenie w szeregach białoruskiej opozycji i akcję szczucia nowego przewodniczącego przez tzw. „grupę Gawina”, do której należała młoda pracownica etatowa Związku Andżelika Borys (opłacana przez stronę polską jako inspektor ds. nauczania języka polskiego).

Na szóstym zjeździe ZPB w marcu 2005, po akcji kilku prowokacji w stosunku do Kruczkowskiego (oskarżenia nie potwierdziły się), wybrano ją, ku zaskoczeniu władz Białorusi, przewodniczącą Związku. 12 maja 2005 Ministerstwo Sprawiedliwości Białorusi unieważniło ten zjazd.

Po kilku miesiącach przygniatająca ilość członków ZPB, w uzgodnieniu z władzami Białorusi doprowadziła do konkurencyjnego zjazdu i wybrała na funkię prezesa wieloletniego dyrektora polskiej szkoły Józefa Łucznika, który, jak podaje Wikpedia: “U progulat 90. aktywnie włączył się w polskie odrodzenie narodowe na Białorusi. Wstąpił do Związku Polaków, został jego wiceprzewodniczącym. W latach 90. za swoją działalność na Białorusi został odznaczony medalami Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej RP”.

Wraz z grupą działaczy nie uznał wyboru Andżeliki Borysna przewodniczącą Związku Polakóww marcu 2005. Pięć miesięcy później współorganizował zjazd ZPB w Wołkowysku, podczas którego zgłoszono i przegłosowano jego kandydaturę na prezesa.Władze RP nie uznały wyboru Łucznika na przewodniczącego i zakazały mu wjazdu na teren RP. We wrześniu 2009 r. na kolejnym zjeździe organizacji uznawanej przez władze w Mińsku nie wystawił swej kandydatury i został zastąpiony na stanowisku prezesa przez grodzieńskiego biznesmena Stanisława Siemaszkę. Podczas zjazdu w 2009 roku Józef Łucznik po raz kolejny zwrócił się do władz białoruskich z propozycją „zakazania działalności samozwańczej grupy na czele z Andżeliką Borys, która swą działalnością dyskredytuje jedyny zarejestrowany na terenie Białorusi Związek Polaków”

Na dzień dzisiejszy na Białorusi sytuacja jest patowa – władze polskie nie uznają nieopozycyjnej wobec Łukaszenki organizacji, kierowanej przez Mieczysława Łysego, a władze białoruskie nie uznają za partnera w sprawach Polaków opanowanej przez białoruską opozycję spółki „Kresowia” mianującej się jedynym prawdziwym przedstawicielem interesów mniejszości polskiej na Białorusi.

Członkowie legalnego ZPB zostali objęci zakazem wjazdu do Polski. Jest to chyba jedyny przypadek na świecie, kiedy to członkowie zagranicznej mniejszości nie są wpuszczani do ich macierzy. Polska nie przyjmuje również związanych z legalnym ZPB zespołów artystycznych i grup młodzieży kierowanej na obozy harcerskie i inne, np. tzw. młodzież dotknięta katastrofą w Czrernobylu. Również poparcie na uzyskanie „Karty Polaka” jest honorowane przez polskie konsulaty tylko z poparciem Andżeliki Borys lub jej następczyni Andżeliki Orechwo, a nie legalnego ZPB.

Powyższa sytuacja stawia w bardzo trudnej sytuacji szczególnie grupy inteligencji (nauczycieli, biznesmenów, pracowników naukowych, urzędników, działaczy politycznych polskiego pochodzenia), które nie chcą i nie mogą występować w działaniach opozycyjnych, które prowadzi „Kresowia”, uznawana przez stronę polską jako jedyny reprezentant interesów białoruskich Polaków. Nie mogą oni działać w nielegalnych organizacjach, gdyż zajmują często wysokie stanowiska w pracy (dyrektorzy szkół, samorządowcy, pracownicy administracji terenowej, rządowej itp.) Można śmiało powiedzieć, że działalność nielegalnego ZPB, występującego pod nazwą „Kresowia”, jest szkodliwa dla mniejszości polskiej na Białorusi.

Warto sobie uzmysłowić, że Polacy na Białorusi nie są prześladowani za ich pochodzenie. Można śmiało stwierdzić, że nie odczuwa się tam jakichkolwiek prześladowań mniejszości narodowych. Pod tym względem sytuacja jest znacznie lepsza niż na Litwie, Ukrainie czy też innych republikach postradzieckich. Problem tak zwanej rusyfikacji polskiej szkoły w Grodnie jest także wymyślony przez „prawdziwych Polaków” z „Kresowii” i Polski Konsulat Generalny. Awanturę, połączoną z „pikietą” szkoły (z udziałem konsula), przeprowadzono bezpodstawnie.

Nastąpiło to po zwróceniu się przez władze oświatowe Grodna do kilkunastu szkół jednego z rejonów miasta, w tym i do polskiej, o rozważenie możliwości przyjęcia na okres dwóch lat dwóch klas będącej w remoncie, sąsiadującej z nimi szkoły podstawowej. Te klasy miały być prowadzone na zasadach jedynie lokatorskich i nadal stanowić część ich macierzystej szkoły. Nie wynikała z tego jakakolwiek „rusyfikacja” polskiej szkoły. Rozmawiałem o tej sprawie z dyrektorką szkoły i wiem, że ona w porozumieniu z legalnym ZPB, nie wyraziła na to zgody, gdyż uznała, że nie dysponuje wystarczającą ilością sal lekcyjnych.

Sprawą wymagającą zrewidowania jest finansowanie przez stronę polską (niemałe) kilkunastu etatów wiernych i Andżelice Borys, Andżelice Orechwo, Andrzejowi Poczobutowi, którzy stanowią znikomy odsetek polskich opozycjonistów na Białorusi. Na 16 Domów Polaka już tylko 2 działają pod auspicjami Andżeliki Borys i tylko one są finansowane przez stronę polską. Pozostałych 14 nie zostało odebranych Polakom, jak twierdzi Andrzej Poczobut w korespondencjach do „Gazety Wyborczej” i w ślad za tym i ambasada Polska w Mińsku, lecz prowadzi aktywną działalność kulturalno-oświatową legalnego ZPB. Oczywiście, że podnajmuje część pomieszczeń, gdyż nie dostaje żadnych dotacji z Polski.

Na zakończenie zwracam się do „Gazety Wyborczej”, aby zechciała na korespondenta z Białorusi zatrudnić poważnego, obiektywnego dziennikarza, a nie działacza skrajnej opozycji Andrzeja Poczobuta. To, że białoruski dziennikarz polskiego pochodzenia, będący aktywnym opozycjonistą, co pewien czas trafia do aresztu, to jeszcze nie powód, aby polski Sejm podejmował głupie uchwały o prześladowaniu Polaków na Białorusi. Nie jest on karany za walkę o sprawy Polaków, a za „obrażanie Prezydenta” i pisanie często nieprawdy o sytuacji na Białorusi. Jego obiektywizm w relacjach z Białorusi przypomina mi „prawdę” Antoniego Macierewicza o katastrofie smoleńskiej. Nie wiem, czy polscy obrońcy „krzywdzonych” Polaków przez Łukaszenkę byliby zadowoleni z jego ewentualnych korespondencji do prasy zagranicznej. Na szczęście dla nas Macierewicz bryluje w radiu Rydzyka.

Opracował
Zbigniew Antoszewski
[email protected]


Zbigniew Antoszewski urodził się w wiosce Rybaki w gminie Sobotniki nad rzeką Gawią, prawym dopływem Niemna. Ukończył szkołę podstawową w Sobotnikach, w jednej klasie z Zenonem Poźniakiem, i w 1958 roku ekspatriował się z rodziną do Polski. W tym samym roku i ja opuszczałem naszą małą ojczyznę Sobotniki – miałem 10 miesięcy, a także 19letni Czesław Wydrzycki – Niemen ze Starych Wasiliszek. Wszyscy z Grodzieńszczyzny.

Kazimierz Niechwiadowicz

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply