Położony w strategicznym miejscu półwysep od trzystu lat jest przedmiotem konfliktu Londynu i Madrytu. Wyjście Wielkiej Brytanii ponownie podgrzało spór do wysokiej temperatury i zapewniło rewizjonizmowi Hiszpanów wsparcie eurokratów.

Sprawę szeroko komentuje “Nasz Dziennik” piórem Piotra Falkowskiego. Cytuje on słowa premiera Gibraltaru Fabiana Picardo – “Nie będziemy kartą przetargową i nie będziemy ofiarą Brexitu, tak jak nie jesteśmy Brexitu sprawcami: zagłosowaliśmy za pozostaniem w Unii Europejskiej, więc odgrywanie się za to na nas jest zezwalaniem Hiszpanii na zachowywanie się jak prześladowca”.

Gibraltar został zajęty przez Brytyjczyków jeszcze w 1703 r. W 1713 roku władztwo Londynu zostało potwierdzone Traktatem z Utrechtu. Skalisty półwysep górujący nad cieśniną będącą bramą między Morzem Śródziemnym a Oceanem Atlantyckim, stanowi obszar niewielki ale niezwykle ważny strategicznie, przez lata mieściła się w gibraltarskim porcie ważna baza Royal Navy. Hiszpanie nigdy nie pogodzili się z istnieniem brytyjskiej enklawy na Półwyspie Pirenejskim. Interpretują jej istnienie w kategoriach reliktu kolonializmu i udało im się już przeforsować na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ kilka korzystnych dla siebie rezolucji, które wszakże nie mają mocy wiążącej. Brytyjczycy mają z kolei po swojej stronie sympatie niespełna 30 tys. mieszkańców Gibraltaru. W referendach przeprowadzanych na tym terytorium zamorskim w 1967 i 2002 ponad 99% głosujących opowiedziało się za wyłączną suwerennością Wielkiej Brytanii na jego terytorium. Hiszpanie nie przejmują się jednak jego wynikają, określając większość mieszkańców Gibraltaru jako kolonistów, nie mających prawa do decydowania o jego przyszłości. Otwarty konflikt zażegnał układ z Kordoby z 2006, który stworzył trójstronny format dialogu o sprawach Gibraltaru, jednak Brexit stworzył całkowicie nowy kontekst polityczny.

Władze Gibraltaru, na którym 96% głosujących w ubiegłorocznym referendum poparło pozostanie Zjednoczonego Królestwa w ramach UE, chcą takie formy jego rozwodu z Unią, który pozostawiłby to terytorium zamorskiego w ramach unijnego wspólnego rynku. Na takie rozwiązanie nie godzi się Madryt, który już zwietrzył okazję dla rewindykacji. Władze Hiszpanii stawiają sprawę jasno – nie ma mowy o żadnych przywilejach dla Gibraltaru chyba, że zmieni się jego status. Proponują więc wcześniej już proponowany model współsuwerenności Madrytu i Londynu, na podobieństwo Andory gdzie na czele państwa stoją dwaj współksiążęta, którym jednym jest każdorazowy prezydent Francji, a drugim biskup hiszpańskiego miasta Seo de Urgel.

W kontekście Brexitu Hiszpanie uzyskali wsparcie eurokratów. Brukseli bardzo zależy, za możliwie dotkliwym jego przebiegu, tak aby los Brytyjczyków był przestrogą, dla wszystkich innych narodów, które rozważałyby opuszczenie Unii. W projekcie wytycznych negocjacyjnych przedłożonym przez szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska zawarto cytowaną przez “Nasz Dziennik” formułę: “Żadna umowa między Wspólnotą a Wielką Brytanią nie może być stosowana na terytorium Gibraltaru bez porozumienia Zjednoczonego Królestwa z Królestwem Hiszpanii”. A Hiszpanie stawiają twarde warunki. Do ustalenia są kwestie ruch osób i towarów przez granicę hiszpańsko-gibraltarską, łączne z ruchem powietrznym i morskim. Mieszkańcy niewielkiej enklawy są uzależnieni od dopływu dóbr z Hiszpanii.

“Nasz Dziennik”/Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply