Klient skarży się na sklep: ukraińska obsługa nie znała polskiego

Klient nie był w stanie porozumieć się z personelem jednego ze sklepów Biedronka na Pomorzu. Obsługa, złożona głównie z Ukraińców, nie znała polskiego. Oburzony klient wysłał list do redakcji jednego z portali.

Portal Trojmiasto.pl zamieścił list, który przysłał do redakcji jeden z czytelników. Mężczyzna skarżył się, że podczas zakupów w sklepie sieci Biedronka w Baninie, nie mógł liczyć na pomoc sklepowego personelu, ponieważ nikt nie znał języka polskiego. Portal zdecydował się zamieścić jego relację w całości, bez żadnej ingerencji w treść.

W dniu dzisiejszym udałem się na zakupy do biedronki w Baninie przy ul Borowieckiej. Jestem zażenowany obsługą na powierzchni marketu a raczej jej brakiem w ojczystym języku. Na sali znajdowało się pięć osób, które nie mówiły po polsku. Co gorsza one nie rozumiały co się do nich mówi. Nie potrafiły udzielić informacji na temat lokalizacji produktu. Na pytanie odnośnie danego artykułu widziałem kretyński uśmieszek i wzruszenie ramionami. O co chodzi, pytam się? Czy kogoś tu powaliło doszczętnie na mózg?

Na sklepie jedyne Polki jakie się znajdowały z obsługi to dwie kasjerki na kasach, które na moje pytanie odnośnie Ukraińców odpowiedziały że same mają problem z komunikacją. Nie jest to pierwszy taki przypadek w tym markecie. Ostatnio posadzono na kasie Ukrainkę która również nie rozumiała po polsku. Konkluzja tej wypowiedzi jest następująca, po co otwierać sklep w niedzielę skoro nie ma się obsady którą może pomóc klientowi? Tu chodzi o zwykłą komunikację która w markecie spożywczym jest chyba jedną z najważniejszych rzeczy między klientem a pracownikiem. W dniu dzisiejszym nie otrzymałem żadnej pomocy w tej biedronce gdyż nikt nie rozumiał co się do niego mówi. Bardzo proszę o reakcję z Państwa gdyż uważam że jest to absurdalne to ci się dzieje w tym markecie. Natomiast poczynania Jeronimo Martins odnośnie zatrudniania obcokrajowców w tym przypadku mają wiele do życzenia (pis. oryg. – red.).

Czytaj także: W markecie w Barlinku chciano rewidować każdego klienta-Ukraińca

Firma odpowiada

W reakcji na opublikowany list, spółka Jeronimo Martins Polska, właściciel sieci Biedronka, opublikowała oświadczenie. Przyznaje, że wśród zatrudnianych przez nią 60 tys. osób są przedstawiciele kilkunastu narodowości, w tym również z Ukrainy. Szczególnie w sytuacjach, gdy nie ma możliwości znalezienia kandydatów z lokalnego rynku pracy podkreślono. Firma dodaje, że przy ich zatrudnianiu korzysta głównie z usług wyspecjalizowanych firm zewnętrznych. Twierdzi, że stosunek obcokrajowców wśród personelu do ogółu pracowników stanowi ok 2 proc. i jest podobny w różnych regionach Polski.

Przeczytaj: Rzymkowski (Kukiz’15) ujawnia część danych nt. ukraińskiej imigracji. „Skala jest szokująca”

Jeronimo Martins Polska podkreśla, że sprawdza, czy obcokrajowcy przeszli odpowiednie szkolenia i badania lekarskie. Oni sam są wdrażani do pracy m.in. poprzez instruktaże i materiały, także przetłumaczone na ich ojczyste języki. W kwestii znajomości języka polskiego, firma zapewnia, że sprawdza, czy jest on wystarczający do pełnienia danej funkcji.

Spółka odniosła się także bezpośrednio do sytuacji w sklepie w Baninie. Twierdzi, że informacja o tym, jakoby w tej placówce zdarzało się, że na zmianie nie ma nikogo mówiącego po polsku, jest nieprawdziwa. Stwierdzono, że zawsze jest ktoś z kadry kierowniczej, mówiący po polsku, a także kasjerzy:

– Zapewniamy, że w tym sklepie zawsze jest obecny przedstawiciel kadry kierowniczej, który biegle posługuje się językiem polskim oraz kasjerzy mówiący po polsku. Mając na uwadze komfort naszych klientów uczulimy pracowników obcojęzycznych, by zadbali o prawidłową obsługę klienta i np. w sytuacji, gdy nie rozumieją zadawanych im pytań, zaprowadzili klienta do osoby posługującej się językiem polskim.

Ukraińcy na Pomorzu

W komentarzu redakcja portalu Trojmiasto.pl zwraca uwagę, że podobne spostrzeżenia parę lat temu, w stosunku do Polaków, mieli Anglicy, a brytyjska prasa opisywała podobne sytuacje. M.in. takie, gdy klienci nie mogli porozumieć się z obsługą po angielsku. Zdarzały się również przypadki zakazywania nie-angielskim pracownikom, w tym Polakom, rozmów w swoich językach, co było krytykowane również w prasie.

Przeczytaj: Szkocja: Polka wyrzucona z pracy za mówienie po polsku

Według portalu, w Trójmieście mieszka i pracuje kilkadziesiąt tys. pracowników ze Wschodu. Są to głównie Ukraińcy. W styczniu podawano informacje o 42 tys. nowych pracownikach ze Wschodu w Gdańsku, Sopocie i Gdyni. Portal dodaje, że mimo tego nie zaspokajają oni potrzeb na rynku, co latem miało przełożenie na wzrost najniższych stawek (o 20 proc.).

PRZECZYTAJ: Ukrainizacja polskiego rynku pracy jest nieunikniona? „Jesteśmy nakierowywani na gospodarczą zapaść”

trojmiasto.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    To jest norma,te tłuki nie znaja żadnego języka poza swoim.Pomimo że ich zbliżony do naszego to i tak nie kumaja a nauka to dla nich za trudny proces myślowy.Ale z innej beczki,takich ukrów zatrudniaja firmy zachodnie w tzw ‘specjalnych strefach ekonomicznych’ a ponoć w takich strefach firmy dostały zwolnienia z podatków i inne ulgi by w zamian dawać pracę …..Polakom,a jak daja ukrom to powinni podatki płacić.Morawiecki oczywiście palcem nie kiwnie w tej sprawie bo sam jest zwolennikiem sciągnięcia 5 milionów ukrów.