W Czortkowie nad Seretem

Czortków urzeka swym położeniem. Rozciąga się bowiem w przepięknym głębokim jarze, jaki zmierzający do Dniestru Seret wyrzeźbił w swym dolnym biegu.

Dzisiaj miasto nazywające się po ukraińsku Czortkiw stanowi stolicę rejonu i liczy 26 tys. mieszkańców. W porównaniu z okresem międzywojennym, Czortków niewiele jednak zwiększył liczbę ludności. Wówczas liczył 20 tys. mieszkańców. Współczesny Czortków ma jednak zasadniczo inny skład narodowościowy. Przed wojną żyło w nim 5,5 tys. Żydów i 4,5 tys. Ukraińców i 10 tys. Polaków. Dziś dominują w nim Ukraińcy. Naszych rodaków żyje w nim tylko kilkuset. Na jego ulicach można jednak nadal usłyszeć język polski… Wciąż widać w nim również ślady polskiej spuścizny kulturowej, wyznaczającej jego ideową warstwę. Każdy gość wjeżdżający do niego od razu zauważa bryłę monumentalnego kościoła dominikanów, dominującego nad niską zabudową, nie ma wątpliwości, że należy on do łacińskiej kultury.

Za przynależność Czortkowa do II Rzeczypospolitej żołnierze polscy złożyli obfitą daninę krwi w czasie wojny polsko-ukraińskiej o Lwów i Galicję Wschodnią. W okresie międzywojennym Czortków był ważnym ośrodkiem administracyjnym na polskiej części Podola. Stanowił stolicę nadgranicznego powiatu , przez który przechodziły szlaki transportowe łączące Polskę z Rumunią.

W okresie międzywojennym miasto szybko się rozwijało. Powstawały w nim nowe instytucje , urzędy i szkoły. Kontynuowano w nim także tradycje Czortkowa jako “kresowej stanicy”. Odsłonięto symboliczny “Grób Nieznanego Żołnierza”, a także pomnik obrońców Czortkowa z 1919r. Kultywowaniu tradycji polskiego czynu zbrojnego sprzyjał fakt stacjonowania w mieście baonu należącego do Korpusu Ochrony Pogranicza. Strzegł on granicy na odcinku styku trzech państw: Polski, Rumunii i Związku Sowieckiego. Funkcjonowała przy nim ekspozytura Oddziału II Sztabu Generalnego , podległa Centrali Nr 3 we Lwowie , zajmująca się tzw. wywiadem przeciwdywersyjnym. Zwalczała ona działalność agentów nasyłanych na terytorium zachodniego Podola zza wschodniej granicy. We wrześniu 1939r. czortkowskiej jednostce KOP przyszło osłaniać “korytarz” w rejonie pobliskich Zaleszczyk, przez który władze Rzeczypospolitej udawały się na emigrację do Rumunii. Było to ostatnie zadanie Czortkowa jako kresowej stanicy, którą pełnił od czasów Zygmunta III Wazy, broniąc ojczystych rubieży przed zagonami Tatarów i Turków. Położona w głębokim jarze Seretu, wpadającego do Dniestru była silną warownią odpierającą liczne ataki. Założył ją wraz z miastem Jerzy Czortkowski w miejscu starego ruskiego grodu w 1522r. Jemu też dzisiejszy Czortków zawdzięcza nie tylko możliwość rozwijania się na prawie magdeburskim, ale także nazwę. Nadał mu ją założyciel na pamiątkę swoich rodowych Czartek w Wielkopolsce. Od niego Czortków odkupił wojewoda ruski Mikołaj Sieniawski. Ten z kolei odsprzedał gród Stanisławowi Golskiemu , herbu Rola, jednemu z najwybitniejszych wojewodów kresowych. On i jego następcy na wzgórzu nad rzeką Seret zbudowali zamek . Po Golskich właścicielami Czortkowa zostali Potoccy, a później Sadowscy. W latach 1672-1683 wraz z całym Podolem przejściowo znalazło się pod panowaniem tureckim. W czasach rozbiorów Czortków należał do Austrii, z wyjątkiem krótkiego okresu 1809-1815, kiedy wchodził w skład Rosji.

Zamek w Czortkowie jak większość “gniazd kresowych” nie zachował się do naszych czasów. Pozostały po nim tylko ruiny. Nie dają one oczywiście wyobrażenia o jego dawnej wielkości.

Stanisław Golski ufundował także w Czortkowie w 1610r. klasztor Dominikanów, a w 1619r. kościół, przebudowany przed pierwszą wojną światową, w stylu neogotyckim według projektu wybitnego lwowskiego architekta prof. Sas Zubrzyckiego. Przez długie lata ta złożona z nich dominikańska placówka była jedynym ośrodkiem Kościoła rzymskokatolickiego w okolicy. Swoją sławę zawdzięczała m.in. Cudownemu Wizerunkowi Matki Bożej Różańcowej, namalowanemu w XVI w. przez nieznanego autora. Wedlug tradycji obraz ten ofiarował do świątyni król Jan Kazimierz. Zyskał on miano Matki Bożej Czortkowskiej, choć wierni nadali mu też tytuł “Strażniczki Rzeczypospolitej”. Często bowiem wędrował po Podolu, goszcząc w polskich obozach wojennych, w których wojsko polskie szykowało się do odparcia kolejnej wyprawy pohańców. Liczne vota dziękczynne wiszące przed obrazem świadczyły o wielkiej wierze wiernych w orędownictwo “strażniczki”. Sławę dominikańskiej świątyni przynosiły też relikwie św. Teofila. W XVII w. Kościół był otoczony murem obronnym i basztami strzelniczymi. Stanowił więc doskonały punkt obronny, dający schronienie okolicznej ludności.

Klasztor dominikanów był także głównym ośrodkiem polskości w Czortkowie w okresie zaborów. Aktywną rolę czortkowscy dominikanie odgrywali też w okresie międzywojennym. Ich klasztor był nie tylko ośrodkiem życia religijnego, emanującego na całą okolicę, ale także centrum patriotycznym. Adresował on swoją działalność do inteligencji, stowarzyszeń młodzieżowych i żołnierzy KOP-u. Kres jego działalności położyło wkroczenie do Czortkowa wojsk sowieckich. Nowi gospodarze od razu zakazali zakonnikom wstępu do szkół. Odebrano im wszystkie grunty ziemskie i gospodarcze zaplecze. Zarekwirowano praktycznie cały klasztor, zmuszając do gnieżdżenia się w kilku celach.

Prześladowania nie ominęły również ludności cywilnej Czortkowa. Funkcjonariusze NKWD doskonale zdawali sobie sprawę, jaką rolę odgrywał Czortków w systemie ochrony granicy Rzeczypospolitej. Miejscowe więzienie błyskawicznie się zapełniło. Z zachowanych dokumentów wynika, że w tym przewidzianym na 275 osób obiekcie było po kilku miesiącach zatrzymanych ponad 1200 osób. Pierwsze represje nie zastraszyły jednak czortkowskich Polaków. W styczniu 1940r. w rocznicę Powstania Styczniowego podjęli akcję zbrojną, która do historii przeszła pod nazwą “Powstania Czortkowskiego”. Choć władze sowieckie bez trudu sobie z nim poradziły, to jednak wywołało ono popłoch aż na samej Łubiance. Wyjaśnień zażądał sam Beria. Specjalny ściśle tajny meldunek z dopiskiem “doręczyć natychmiast” wysłali do niego generałowie NKWD Iwan Sierow i Wsiewołod Mierkułow.

Wynika z niego, że podstawowym celem wystąpienia:” było zdobycie broni drogą rozbrojenia garnizonu , a następnie przedostanie się do Rumunii z bronią w ręku”. Jak ustaliło NKWD motorem całej sprawy był Heweliusz Malawski, z zawodu technik dentystyczny, kapral rezerwy. W jego mieszkaniu odbywały się spotkania kierownictwa organizacji, w skład którego wchodzili jeszcze dwaj oficerowie WP, którzy miesiąc wcześniej przybyli do Czortkowa. NKWD udało się skonstatować, że jeden z nich nazywał się Kowalski. Nazwiska drugiego nie ustalono. Po powstaniu wszyscy trzej zapadli się pod ziemię i NKWD nie zdołało ich dopaść. W pierwszym rzucie zatrzymało ono jednak 98 osób ,spośród których 27 przyznało się do udziału w wystąpieniu. Połowę z nich stanowiła młodzież w wieku od 17 do 25 lat. Powstanie czortkowskie, choć było raczej nieprzemyślaną akcją, zostało przez władze sowieckie potraktowane bardzo poważnie. Do Tarnopola przyjechała specjalna brygada pracowników operacyjnych NKWD, która rozpoczęła bardzo intensywne śledztwo. Większość uczestników wystąpienia została aresztowana , a 35 z nich skazano na śmierć i rozstrzelano. Nie były to oczywiście jedyne ofiary sowieckich represji. Tylko w czasie wywózek ludności polskiej w 1940r. ze stacji w Czortkowie do Kazachstanu odjechało 15 bydlęcych wagonów, w których znajdowały się 384 osoby. W więzieniu w Czortkowie w początkach czerwca 1941r. przebywało około 1300 aresztowanych.

W tych trudnych czasach pociechę ludności polskiej starali się nieść dominikanie. Jak wynika z zachowanej kroniki klasztornej, starannie ukrywanej przez autora: “Pomimo pogróżek ze strony bolszewików ojcowie odprawiali piękne nabożeństwa i wygłaszali podniosłe kazania. Zachęcali ludzi do pobożności i modlitwy i do dźwigania krzyży , jakie Bóg zsyła w czasie wojny”. Z kazań patriotycznych był m.in. znany o. Anatol Znamirowski urodzony w 1910r. , wyświęcony w 1936r. i skierowany od razu do Czortkowa , gdzie był wikariuszem i katechetą. Od razu zasłynął jako dobry kaznodzieja , mający doskonały kontakt z młodzieżą.

Bardzo lubiany przez czortkowian był także o. Jacek Misiuta pełniący od 1939r. funkcję przeora klasztoru. Pomimo stałej inwigilacji i zakazu katechizacji dzieci i młodzieży, wydanego przez władze sowieckie, kontynuował ją , tyle że czynił to bardziej dyskretnie. Według jednego z zachowanych świadectw o. Jacek : “Odznaczał się dziwną powagą i spokojem. Kiedy mówiliśmy o spodziewanym wywiezieniu i czekających nas prześladowaniach patrzył na te sprawy bez obawy, ale bez udawania, że czeka nas rzecz przyjemna. Czekał na więzienie lub wywiezienie”. Z innej relacji możemy dowiedzieć się, że był doskonałym katechetą, dobrym zakonnikiem i cenionym spowiednikiem. Jego gorliwość dobrze się zapisała w pamięci mieszkańców Czortkowa.

Czortkowscy dominikanie do końca trwali na posterunku , płacąc za to najwyższą cenę. W nocy z 1 na 2 lipca 1941r. funkcjonariusze NKWD wtargnęli do klasztoru dominikanów i aresztowali czterech zakonników: o. Justyna Spyrłaka, o. Jacka Misiutę , o. Anatola Bojanowskiego. Wyprowadzili ich następnie nad brzeg Seretu i zamordowali w typowy dla siebie sposób, strzałami w tył głowy. Na miejscu w klasztorze zamordowali natomiast niedołężnych ojców i braci, którzy nie byli w stanie iść nad Seret : o. Hieronima Longawę oraz braci Reginalda Czerwonkę i Metodego Iwaniszczowa, a także tercjarza Józefa Winantowicza. Dominikanie nie byli jedynymi ofiarami sowieckiego bestialstwa. Gdy po ucieczce sowieckich strażników czortkowianie wdarli się do więzienia okazało się, że to jest puste. W piwnicach znaleźli oni jednak już pierwsze ciała. Na dziedzińcu wewnętrznym odkryli też masowy grób zamaskowany świeżymi rabatkami kwiatowymi. Sowieccy oprawcy na likwidację więźniów mieli tu bowiem więcej czasu niż we Lwowie czy Łucku i starali się po sobie zatrzeć ślady…

Placówka dominikańska w Czortkowie wkrótce po przesunięciu frontu wznowiła działalność. W miejsce zamordowanych zakonników przybyli ich współbracia z innych placówek. Oni także położyli duże zasługi dla społeczności polskiej Czortkowa. Prowadzili m.in. w klasztorze tajne komplety nauczania na poziomie podstawowym i średnim. Stworzyli też teatrzyk i zespół artystyczny, starając się podnosić ducha religijnego i narodowego czortkowian. Szczególnie zasłużyli się w tym tacy ojcowie jak Robert Świętochowski, Jozafat Dawiskiba, Bolesław Sokolski i Wojciech Kobzdej. Ich duchowa posługa była z pewnością w owym czasie Polakom w Czortkowie szczególnie potrzebna. W 1943r. w jego okolicy rozpoczęły się mordy ludności polskiej.

Wiele się można o nich dowiedzieć wertując dokumenty “Rady Głównej Opiekuńczej”, dotyczące sytuacji ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44. Spory ich passus traktuje o powiecie czortkowskim. Relacje działaczy Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Czortkowie w nich zawarte przesyłane do “Rady Głównej Opiekuńczej” w Krakowie nadają się na scenariusz filmu o zbrodniach UPA. Są w nich też wymienione nazwiska osób odpowiedzialnych za zbrodnie na ludności polskiej. Byli wśród nich zarówno najzwyczajniejsi bandyci, dobrze znani z przedwojennej kryminalnej działalności , jak i ukraińscy inteligenci. Wszystkich łączyła idea eksterminacji Polaków.

Sam Czortków z racji stacjonowania w nim niemieckiego garnizonu był w miarę bezpieczny. UPA nie odważyło się go zaatakować. Codziennie jednak jego mieszkańcy obserwowali łuny palonych i mordowanych polskich wsi. Czortków błyskawicznie zapełnił się uciekinierami, szukającymi schronienia przed nożami rezunów. Sytuacja w przepełnionym miasteczku była dramatyczna. Polski Komitet Opiekuńczy w Czortkowie nie miał bowiem wystarczających środków, by pomóc wszystkim potrzebującym.

Banderowcy mordowali Polaków także po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej, starając się zachęcić ich do opuszczenia stron rodzinnych. W bestialstwie posuwali się nawet dalej. Swoje okrucieństwo kierowali zwłaszcza przeciwko Polakom, obdarzonym autorytetem w tym księżom licząc, że ich zabicie wywoła szeroki oddźwięk społeczny. Jak ustalił bp Wincenty Urban 7 lutego 1945r. został zamęczony w szczególnie wyrafinowany sposób ks. Jan Walniczek, proboszcz Kociubiniec leżących niedaleko od Czortkowa. Torturowano go przez pięć godzin. Obdzierano go ze skóry, rany zalewano atramentem. Oblewano go także wrzątkiem. Na końcu przybito do ściany i rzucano do niego nożami…

Po II wojnie światowej zdecydowana większość Polaków opuściła Czortków i jego okolice. 25 czerwca 1946r. miasto opuścili także dominikanie, zamykając prawie trzyletni okres swojej posługi w Czortkowie. Wyjeżdżając zabrali ze sobą obraz Matki Bożej Czortkowskiej, znajdujący się obecnie w dominikańskim kościele p.w. św. Jacka w Warszawie.

W Czortkowie pozostali tylko nieliczni Polacy, którzy sądzili, że mimo wszystko uda im się dalej trwać na rodzinnej ziemi. Ich los nie był łatwy. Wielu z nich było po wojnie represjonowanych. W Czortkowie nie było też żadnych instytucji ułatwiających im przynajmniej pielęgnowanie narodowych tradycji. W najbliższej okolicy nie było nawet jednego czynnego kościoła. W czortkowskiej świątyni władze urządziły magazyn. Dopiero w 1989r. po zmianach spowodowanych pierestrojką wierni mogli go odzyskać. Zwrócono im go w zdewastowanym stanie. Kościół wymagał kapitalnego i bardzo kosztownego remontu. Na uroczystość jego ponownego poświęcenia przyjechało wielu byłych czorstkowian z kraju i z zagranicy. Pielgrzymi z kraju przywieźli ze sobą w darze kopię cudownego obrazu Matki Bożej, którą ufundowała pochodząca z Czortkowa rodzina Ostrowskich.

Ponownie do Czortkowa wrócili też dominikanie, którzy na Ukrainie zaczęli odtwarzać swoje duszpasterskie struktury. W 1991r. w 50 rocznicę mordu na zakonnikach dokonano ekshumacji ich szczątków i uroczyście pochowano przenosząc do kaplicy na cmentarzu. W dniu mordu męczenników funkcjonariusze NKWD nie pozwolili wiernym na pochowanie na cmentarzu. Zgodzili się tylko, by mogli ich zakopać na miejscu zbrodni i to do godziny czternastej. O ile bowiem nie zdążyliby tego uczynić, enkawudziści zamierzali po prostu wrzucić zwłoki zakonników do rzeki. Pogrzeb męczenników miał charakter bardzo uroczysty i stał się wielką międzywyznaniową manifestacją. Wzięli w niej udział nie tylko Polacy, ale również Ukraińcy wyznania greckokatolickiego i prawosławnego.

W 1993r. w Czortkowie nastąpiło też odrodzenie polskości. Powstało w nim Polsko- Ukraińskie Kulturalno-Oświatowe Towarzystwo im. Adama Mickiewicza. Animuje ono działalność oświatową i kulturalną. Prowadzi szkółkę niedzielną języka polskiego. Zabiega też o wysyłanie do Polski na kolonie dzieci na wypoczynek. Stara się też opiekować pamiątkami polskimi w Czortkowie, choć jego możliwości w tej kwestii są mocno ograniczone. Rewaloryzacji wymaga np. cały polski cmentarz i pomnik poległych w obronie Czortkowa w 1919r. wzniesiony w 1930r. ze składek mieszkańców. Znajdują się one w fatalnym stanie i trzeba sporych nakładów , by doprowadzić je do pierwotnego stanu. Tymczasem nieliczni Polacy żyjący w Czortkowie tak zresztą jak i Ukraińcy, to ludzie biedni. W mieście jest wysokie bezrobocie, a młodzi nie widząc dla siebie perspektyw, wyjeżdżają do pracy na czarno w Zachodniej Europie. Powodem tego jest nie tylko kryzys ekonomiczny trapiący Ukrainę, ale skażenie radioaktywne dniestrowego jaru. W czasie katastrofy w Czarnobylu promieniotwórcza chmura została przez wiatr przygnana nad głęboki jar Seretu, opadła na jego dno na skutek lokalnego gwałtownego, ulewnego deszczu, powodując promieniotwórcze skażenie. Sięga ono aż do Zaleszczyk, stając się przyczyną licznych chorób. Trudno więc dziwić się młodym, że nie chcą wiązać z Czortkowem swego życia…

Najstarsi Polacy mają jednak nadzieję, że wszyscy nie wyjadą. Proszą o to “Matkę Bożą”, która w postaci kopii ponownie wróciła do kościoła . Wierzą też w orędownictwo swoich męczenników, których proces beatyfikacyjny powoli dobiega końca.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply