Kwestia ukraińska w ostatnim dwudziestoleciu była testem na wiarygodność Zachodu, jego zwartość i zdolność do skutecznych działań. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, trzeba powiedzieć, że test ten wypadł dla Zachodu negatywnie. W kwestii ukraińskiej zachował się on biernie, wysyłając pod adresem Moskwy słabe, jeśli w ogóle czytelne, sygnały. Nie zachował też jedności w działaniu. Wspólnota euroatlantycka od lat podminowywana jest frondą ze strony Niemiec i Francji, ostentacyjnie honorujących Rosję jako swojego partnera.

Na zamówienie ukraińskiej redakcji radia Deutsche Welle przeprowadzono w listopadzie sondaż wśród obywateli Ukrainy na temat integracji ich kraju z Unią Europejską. Większość Ukraińców, bo aż 58 proc., opowiada się za wstąpieniem do Unii. W porównaniu z ubiegłym rokiem jest to wzrost aż o 6 procent. Przeciwników akcesji jest 31 procent.

Za integracją z UE opowiada się także w większości elita polityczna kraju. Wpływowy deputowany Partii Regionów Wołodymyr Olejnik zasłynął wypowiedzią: „Europa to nasz dom, Rosja to nasz sąsiad”. Między Ukrainą a UE istnieją pewne kwestie sporne, z których najważniejszą i najbardziej spektakularną jest sprawa uwięzienia byłej premier Julii Tymoszenko. Uregulowanie tych spraw było zadaniem misji Pata Coxa i Aleksandra Kwaśniewskiego. Mogło to doprowadzić do podpisania umowy o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią Europejską na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie zwołanym na 28 i 29 listopada br. Ale – zdaniem Olejnika – misja przyjęła mylne założenie, że głównym problemem na drodze do stowarzyszenia jest Julia Tymoszenko. Głównym problemem są straty budżetu Ukrainy w perspektywie otworzenia się jej na unijne towary. Otwarcie zatem Olejnik postawił problem: „kompensacja za asocjację”.

Między Moskwą a Berlinem

Do tego nawiązał także prezydent Wiktor Janukowycz na spotkaniu z przemysłowcami w Zaporożu. Stwierdził on, że doprowadzenie przedsiębiorstw ukraińskich do standardów europejskich będzie wymagało od 100 do 500 mld dolarów. Na samej umowie gazowej podpisanej przez byłą premier Julię Tymoszenko z Władimirem Putinem Ukraina straciła jakoby 20 mld dolarów. Kto zrekompensuje nam tak astronomiczne straty? – pytał prezydent.

W sposób daleki od parlamentarnej ogłady przedstawił ten problem Michaił Czeczetow, zastępca przewodniczącego frakcji parlamentarnej Partii Regionów w Radzie Najwyższej Ukrainy. „Dobrze być dobroczyńcą na cudzy koszt. Ale skoro gazowa transakcja Tymoszenko kosztowała nas 20 mld dolarów, to jeśli Europa tak chce uwolnić Julię – niech nam zwróci te pieniądze. Cena ugody to 20 miliardów!”. Podobno propozycja „wykupu” byłej premier została, nieoficjalnie, złożona kanclerz Angeli Merkel, wywołując jej irytację.

9 listopada doszło do niespodziewanej wizyty ukraińskiego prezydenta w Moskwie i rozmowy z Władimirem Putinem. Niewiele wiadomo o jej przebiegu i treści, co wywołało oburzenie wśród Ukraińców przekonanych, że to utajnianie na pewno istotnych dla obywateli spraw. Jeden z rosyjskich komentatorów pisał, że Putin przez pięć godzin „pastwił się” nad Janukowyczem. Opozycyjny deputowany Aleksandr Briginiec wyraził opinię, że Putin przekonywał Janukowycza „zawartością archiwów KGB”, co podobno –według jego opinii – zastosował wcześniej wobec prezydenta Armenii, skłaniając go tym samym do wstąpienia do Unii Celnej lansowanej przez Moskwę.

O naciskach na prezydenta Ukrainy i różnorakich kuszeniach donoszą także inni. Miała więc paść obietnica poparcia Janukowycza w staraniach o reelekcję w wyborach 2015 roku, a także pomocy finansowej w wysokości 15 mld dolarów. Ale przede wszystkim górowała groźba, wyrażona zresztą publicznie przez doradcę Putina Siergieja Głaziewa, że podpisanie porozumienia z UE o stowarzyszeniu i utworzeniu strefy wolnego handlu będzie oznaczało „samobójstwo ekonomiczne” dla Ukrainy. Jednak w opinii pisma „Dzerkało Tyżnia”, Janukowycz nie dał się odwieść od kursu na integrację z UE.

Za pięć lat albo wcale

Można jednak zauważyć zmianę tonu w podejściu do problemu stowarzyszenia z Unią. Pojawia się sugestia, że być może powinno się odłożyć tę kwestię na rok. Wyszła ona ze środowiska ukraińskich przemysłowców, wcześniej zdeklarowanych zwolenników integracji. Prasa przyniosła wypowiedź przewodniczącego związku pracodawców Ukrainy Dmytro Firtasza, że jest mu wszystko jedno, czy Ukraina przyłączy się do Unii Europejskiej, czy do Unii Celnej. Firtasz jednak podkreślał, że jest to jego osobista opinia. Zresztą jego biznes zależy wyłącznie od dobrych relacji z Gazpromem.

W tej sytuacji doszło do zamrożenia procesu zbliżania Ukrainy do UE. Parlament ukraiński odrzucił w czwartek, 21 listopada, projekty ustaw, m.in. w sprawie Julii Tymoszenko, od czego UE uzależniała podpisanie umowy stowarzyszeniowej. Tłumacząc postępowanie strony ukraińskiej, premier Mykoła Azarow stwierdził, że należało najpierw rozwiązać aktualne problemy gospodarcze, odkładając cele strategiczne na później. Tym wyjaśniał swoje spotkanie i umowę z rosyjskim premierem Dmitrijem Miedwiediewem na szczycie WNP w Sankt Petersburgu. Również prezydent Janukowycz, w trakcie wizyty w Wiedniu, przedstawiał integrację z UE jako niezmienny kurs polityczny Ukrainy. Inni jednak zauważają, że biorąc pod uwagę kalendarz polityczny Ukrainy i Unii, proces stowarzyszania może zostać zahamowany co najmniej na pięć lat, a może w ogóle stanąć pod znakiem zapytania.

Konsekwencje tego mogą być kolosalne i wielorakie dla Europy i świata. Z punktu widzenia Moskwy Ukraina ma kluczowe znaczenie w jej staraniach o odrodzenie imperium. Stąd nacisk na przystąpienie Kijowa do Unii Celnej. Bez Ukrainy jakiekolwiek procesy integracyjne na postsowieckim obszarze nie mają sensu – przyznają moskiewscy imperialiści. Odrodzenie zaś imperium oddala możliwość demokratyzacji Rosji i powtórnie będzie stanowić zagrożenie dla Zachodu.

W tej sytuacji, wobec możliwych retorsji ekonomicznych ze strony Moskwy, Ukraina właściwie została osamotniona. Konsekwencji nie tylko ekonomicznej tych retorsji nie lekceważy Andreas Umlund, niemiecki politolog działający na Ukrainie, członek rosyjskiego klubu dyskusyjnego Wałdaj. Moskwa zresztą przetestowała już te posunięcia i ich skutki w sierpniu tego roku, kiedy to na pięć dni wstrzymała import ukraińskich towarów na swój rynek. Straty ukraińskich eksporterów były olbrzymie, natomiast reakcja Zachodu – żadna. Powtórzenie sankcji handlowych na o wiele większą skalę mogłoby doprowadzić do załamania gospodarczego Ukrainy, ostrego kryzysu politycznego, a nawet do powtórki krwawego scenariusza bałkańskiego. Zachód mógłby temu zapobiec – uważa Umlund – gdyby zajął twarde stanowisko i ogłosił, że odpowiedzią na sankcje rosyjskie wobec Ukrainy będą sankcje Zachodu wobec Rosji. Zachód jest co prawda zależny od rosyjskiego gazu i ropy naftowej, ale Moskwa zależna jest od pieniędzy, którymi kraje zachodnie płacą za te towary – na tym opiera się jej budżet.

Duch Jałty

W kwestii ukraińskiej nie powinny też umywać rąk Stany Zjednoczone, główny być może sprawca tego, co się z tym państwem dzieje. Wystarczy w sposób kronikarski spojrzeć na pewne fakty z niedawnej historii.

Po rozpadzie Związku Sowieckiego Ukraina, na zasadzie współsukcesora, znalazła się w posiadaniu trzeciego na świecie arsenału nuklearnego. Był on większy niż arsenały Wielkiej Brytanii, Francji i Chin razem wzięte, a ustępował tylko arsenałom USA i Rosji. Ówczesny ukraiński prezydent Leonid Kuczma chciał zachować część tego potencjału jako rękojmię przeciwko ewentualnym nieprzyjaznym krokom ze strony Rosji, ale wielkie mocarstwa nie zgodziły się na to. W efekcie podpisano tzw. Memorandum Budapeszteńskie w 1994 roku. Na jego mocy Ukraina zgodziła się przekazać broń atomową Rosji, a wielkie mocarstwa (Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja) udzieliły jej gwarancji bezpieczeństwa. Wśród nich była także gwarancja nieuciekania się do sankcji handlowych i wywierania presji ekonomicznej w celu zmiany kursu politycznego, co godziłoby w suwerenne prawa państwa ukraińskiego.

Ukraina wypełniła warunki umowy i do 1996 roku pozbyła się broni atomowej. Rosja natomiast od tamtego czasu kilkakrotnie wszczynała wojny gazowe, które miały charakter sporów o finanse. Dopiero wojnie handlowej w sierpniu 2013 roku towarzyszyły po stronie rosyjskiej postulaty polityczne. Stany Zjednoczone niezwykle mocno zaangażowały się w powstanie Memorandum Budapeszteńskiego i realizację jego rozbrojeniowych klauzul. O ówczesnym prezydencie amerykańskim Billu Clintonie pojawiła się opinia, że „obsesyjnie” dążył on do nuklearnego rozbrojenia Ukrainy. Z perspektywy prawie 20 lat możemy powiedzieć, że Ukrainę rozbrojono i pozostawiono na pastwę Rosji. Duch Jałty jakby ciągle wyznaczał postawę Zachodu wobec państw naszego regionu.

Chmielnicki czy Mazepa

Wszystko już było, historia hetmana Mazepy powtarza się –stwierdza Walentyna Ślusarczuk na łamach „The Kiev Times” (19.11.2013). Przypomnijmy: Rada Perejasławska z 1654 roku, na której hetman Bohdan Chmielnicki przeprowadził poddanie Ukrainy Rosji, na długo określiła losy tego kraju. Zależność od Moskwy usiłował zrzucić hetman Iwan Mazepa, opierając się o blok szwedzko-polski. Klęska Szwedów w bitwie pod Połtawą (1709) utrwaliła zależność Ukraińców od Moskwy, przygotowała grunt pod rozbiory Polski, utorowała Rosji drogę do dominacji w Europie. Mazepa zaś musiał uchodzić z kraju. Dzisiaj – stwierdza autorka – USA rękoma Polski i innych lojalnych wobec Waszyngtonu państw –członków UE starają się zmusić Europę, żeby za wszelką cenę wciągnęła Ukrainę w proces eurointegracji. Ale Ukraina nie jest w UE potrzebna Niemcom, które wykorzystują sprawę Tymoszenko, żeby blokować podpisanie umowy o stowarzyszeniu. Wobec rozejścia się interesów Niemiec i USA kolejna, historycznie rzecz ujmując, runda starcia między Zachodem i Rosją zakończy się remisem. Przegranym będzie tylko Janukowycz. Oby los Mazepy nie stał się jego udziałem – pisze Ślusarczuk.

Nazajutrz rano po podjęciu przez ukraińskie władze decyzji o zamrożeniu integracji z UE ukraińska prasa doniosła: od Lwowa do Doniecka rozpoczyna się akcja protestacyjna. W Kijowie manifestanci ruszyli na Majdan, tradycyjne miejsce protestów. Pojawiło się nawet określenie „Euromajdan”.

Prof. Tadeusz Marczak

„Nasz Dziennik”

Autor jest kierownikiem Zakładu Studiów nad Geopolityką Uniwersytetu Wrocławskiego.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply