Trzydzieści cztery krzyże wołyńskie

Już ponad dwie dekady niezłomnie walczą o prawdę, cześć i godność dla ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu.

Mimo traumatycznych przejść i podeszłego wieku, niechęci państwowych decydentów po obu stronach Bugu czy ograniczonych środków materialnych członkowie Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu uratowali od zapomnienia i bronią przed kłamstwem wołyńskim niezwykle istotną część naszej narodowej historii. Ich działalność została uhonorowana w tym roku zaszczytną Nagrodą IPN Kustosz Pamięci Narodowej.

Zaczęło się od krypty

W jednej z cel Rotundy Zamojskiej – XIX-wiecznego bastionu zamienionego w miejsce kaźni ludności Zamojszczyzny – znajduje się niecodzienna izba pamięci. Urządzona na wzór cmentarnej krypty, a jednocześnie kaplicy, poświęcona jest martyrologii ludności polskiej na Wołyniu.

Każdy element wystroju tego mauzoleum świadczy o ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich. Zebrane są tu nazwiska kilkunastu tysięcy osób zamordowanych na Wołyniu.

Jest mapa tego przedwojennego polskiego województwa z naniesionymi miejscami mordów, urna z zapakowaną w woreczki ziemią z męczeńskich miejscowości, sarkofag, ołtarzyk, na którego białym obrusie stoi kopia cudownego obrazu Matki Boskiej Swojczowskiej – Pani Wołyńskiej. Brzozowe krzyże w krypcie przypominają te, jakimi pospiesznie znaczono mogiły pomordowanych, a na ścianie wisi m.in. gablota ze zdjęciami z ekshumacji w Ostrówkach z udziałem dr. Leona Popka, na której stosy ludzkich kości uzmysławiają skalę i charakter popełnionej na Wołyniu zbrodni. I jakby wbrew wyzierającej z każdego kąta hekatombie przeczytać można pełną optymizmu wypowiedź ks. bp. Adolfa Szelążka, ordynariusza łuckiego: „Nie ma takiej siły, która by mogła zniszczyć Naród”.

– To jest nasze motto – podkreśla Janina Kalinowska, prezes Stowarzyszenia Pamięci Polaków Pomordowanych na Wołyniu, która wraz z paniami Anną Szwal i Teresą Radziszewską pełnią funkcję kustoszy tego mauzoleum.

Jak wspomina Teresa Radziszewska, krypta jest w swych zasadniczych założeniach dziełem zmarłego w 1998 r. Włodzimierza Sławosza Dębskiego, muzyka, nauczyciela, żołnierza 27. Dywizji Piechoty Armii Krajowej, który w czasie obrony mieszkańców Kisielina przed bandą UPA w lipcu 1943 r. stracił nogę. To on był też inspiratorem i pierwszym motorem działalności Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu.

– Gdy uzyskaliśmy pozwolenie na kryptę, pan Dębski powiedział do mnie: „Pani Tereso, a teraz trzeba założyć stowarzyszenie i napisać książkę. Trzeba zacząć zbierać wspomnienia”. I tak się stało – relacjonuje Teresa Radziszewska. Poświęcenie krypty nastąpiło 5 maja 1992 r. i niedługo potem, w lipcu tegoż roku, powstało Stowarzyszenie Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu. Tworzyło je wiele nieżyjących już osób, jak choćby Stanisław Filipowicz, nauczyciel i działacz „Solidarności”, internowany w stanie wojennym, i Stanisław Piwkowski ps. „Wrzos”, żołnierz 27. Wołyńskiej DP AK i wielu, wielu innych.

Wysepka w morzu wołyńskiej krwi

Doktor Leon Popek, znany historyk z lubelskiego IPN, prezes Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej, współpracuje ze Stowarzyszeniem Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu już od blisko 20 lat.

– Stowarzyszenie od początku zbierało relacje od świadków, dokumenty, fotografie. Powstał z tego ogromny zbiór, z którego część została opublikowana m.in. w wydanych wspólnie przez nasze towarzystwa książkach „Okrutna przestroga”, „Śladami ludobójstwa”, a kolejne znajdą się w przygotowywanym III tomie „Świadkowie oskarżają” – wymienia dr Popek. Niezwykle wysoko ocenia wartość zgromadzonej przez stowarzyszenie dokumentacji Ewa Siemaszko, współautorka (wraz z ojcem Władysławem Siemaszką) monumentalnej pracy „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”.

– To było bardzo cenne źródło informacji stanowiące znaczący wkład w opracowanie tematu zbrodni OUN-UPA na Wołyniu – podkreśla Ewa Siemaszko. – Wiele z tych relacji stanowiło udokumentowanie, a także wręcz odkrycie nieznanych dotąd faktów, a przecież to nie jedyna zasługa stowarzyszenia, którego członkowie od lat jeżdżą na Wołyń w celu upamiętnienia miejsc mordów, a teraz utrzymania w dobrym stanie tego, co zostało zrobione – dodaje.

Dziełem stowarzyszenia jest postawienie na Wołyniu – w porozumieniu z tamtejszą władzą i dzięki pomocy Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa kierowanej przez Andrzeja Przewoźnika – 34 dużych metalowych krzyży w miejscach masowych mordów.

– O skali tej działalności świadczy fakt, że jest to jedna trzecia wszystkich upamiętnień na Wołyniu – podkreśla dr Popek.

– Owszem, upamiętniliśmy ponad 30 miejscowości, ale jak to się ma do ponad 2 tys., gdzie wymordowano Polaków – nie kryje irytacji Janina Kalinowska. – Procent łatwo wyliczyć, to, co zrobiliśmy, jest przerażająco mało w porównaniu z tym, co jeszcze zostało do zrobienia – akcentuje.

Niestety już od 10 lat stowarzyszeniu nie udało się postawić żadnego nowego upamiętnienia, gdyż do wołyńskich urzędów różnych szczebli powchodzili ideowi spadkobiercy nacjonalizmu ukraińskiego, którzy uznali, że pomniki poświęcone ofiarom Ukraińskiej Powstańczej Armii kolidują z procesem gloryfikacji tej zbrodniczej organizacji. Jednak członkowie stowarzyszenia nie załamują rąk. Opiekują się mogiłami i cmentarzami m.in. w Kisielinie, w Porycku, we Włodzimierzu Wołyńskim czy Skurczu, organizują wyjazdy, pielgrzymki, palą znicze, modlą się, kontaktują się z młodzieżą i jeżdżą z nią na Wołyń.

– Jest to przekazywanie wiedzy nieocenionej dla młodego pokolenia – uważa Leon Popek. – Wiąże się z licznymi wyjazdami, przekraczaniem granicy z Ukrainą, co dla osób już starszych i schorowanych bywa bardzo uciążliwe. Powiem szczerze, że podziwiam Teresę Radziszewską, Zofię Szwal, Janinę Kalinowską, Lesława Sęka i wiele innych osób, które od wielu lat są niezwykle aktywne i nadają ton działalności stowarzyszenia, a przecież należy pamiętać, że są to osoby bardzo doświadczone przez los – wyjaśnia.

Przełamały traumę

– Udało nam się przeżyć piekło i czujemy się zobowiązane, aby przechować i zachować pamięć o zamordowanych na Wołyniu po wszystkie czasy – podkreśla Janina Kalinowska, prezes stowarzyszenia. Ukraińcy wymordowali całą jej rodzinę i sąsiadów z rodzinnej Fundumy, gdy była malutką dziewczynką, cudem uratowaną pod zwłokami matki. Nie zna daty swoich urodzin, nie ma stuprocentowej pewności co do swojego panieńskiego nazwiska. Młodość spędziła w sierocińcach, gdzie poznała Teresę Radziszewską.

Pani Teresa, gdy banderowcy zamordowali jej rodziców i rodzeństwo, była już 8-letnią dziewczynką, która wszystko doskonale pamiętała. Po latach odtworzyła ostatnią drogę swoich rodziców i rodzeństwa, których uzbrojony Ukrainiec wywiózł w odludne miejsce, kazał wykopać grób i zastrzelił. Dokonała nawet ekshumacji zwłok najbliższych. Pochowani po katolicku najbliżsi spoczywają na cmentarzu w Zamościu.

Zofia Szwal przeżyła mord w Orzeszynie koło Porycka, w którym straciła rodziców, dziadków i rodzeństwo. Jej brata i ją ojciec w obliczu śmierci wsadził na furmankę znajomego Ukraińca, któremu banderowcy pozwolili wyjechać z okrążonej wsi.

– Bardzo często ludziom po takich przejściach jest trudno zmobilizować się do działalności nawiązującej do tych traumatycznych przeżyć, lecz panie z zamojskiego stowarzyszenia przezwyciężyły to obciążenie, one pokonały traumę – podkreśla Ewa Siemaszko.

Zdaniem badaczki, wielką zasługą stowarzyszenia była integracja środowiska Wołyniaków. Od lat utrzymuje ono ciągły kontakt listowny z członkami stowarzyszenia, co roku w czerwcu organizuje zjazdy Wołyniaków w Zamościu. Rozpoczyna je Msza św. w kościele garnizonowym w Zamościu, w którym za zgodą miejscowego proboszcza panie ze stowarzyszenia urządziły kaplicę wołyńską.

– Obecnie staramy się, żeby w czasie naszych czerwcowych uroczystości odbył się Apel Poległych – zapowiada Janina Kalinowska. – Musimy dostać na to zezwolenie, bo z tego, co wiem, byłby to bodajże pierwszy tego rodzaju apel dla Wołyniaków – mówi.

Przeciw kłamstwu wołyńskiemu

Mimo licznych zajęć Stowarzyszenie Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu z uwagą śledzi publiczny dyskurs dotyczący wszelkich spraw związanych z ludobójstwem OUN-UPA na Polakach i zabiera w tej debacie głos.

– Jeśli tylko gdzieś pojawi się kłamstwo wołyńskie, panie ze stowarzyszenia reagują natychmiast – zauważa Ewa Siemaszko.

Stowarzyszenie jest szczególnie wyczulone na próby relatywizowania prawdy o ludobójstwie UON-UPA, np. przez usiłowanie oskarżenia polskich formacji niepodległościowych o stosowanie równie zbrodniczych co UPA metod wobec ukraińskich cywilów.

Miało temu służyć wspólne spotkanie prezydentów Polski i Ukrainy w Sahryniu, gdzie Ukraińcy postawili pomnik upamiętniający cywilów poległych w walkach pomiędzy zgrupowaniem polskich oddziałów partyzanckich ze stacjonującym we wsi oddziałem policji ukraińskiej i banderowców urządzających rzezie w pobliskich polskich wsiach.

Janina Kalinowska jako prezes stowarzyszenia protestowała przeciwko tego rodzaju manipulacjom i podpisała m.in. z prezesem Światowego Związku Żołnierzy AK Okręg Zamość protest przeciwko „bezczeszczeniu pamięci żołnierzy AK i BCh” przez przypisywanie im jakoby „zbrodni” w Sahryniu.

Związek Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu czynnie protestował przeciwko nadaniu prezydentowi Wiktorowi Juszczence doktoratu honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W trosce o kontynuację swojej misji w przyszłości panie ze Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu apelują o pomoc ze strony patriotycznie nastawionej młodzieży.

– Do stowarzyszenia należą Wołyniacy z całej Polski, a nawet z zagranicy, lecz z każdym rokiem nasze szeregi z przyczyn naturalnych topnieją – wskazuje Janina Kalinowska.

– W tym roku z wysłanych 700 zaproszeń na naszą czerwcową uroczystość 15 wróciło z adnotacją, że adresat zmarł. Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdyby młode pokolenie włączyło się w naszą działalność i podtrzymało naszą misję. Żeby po latach nie okazało się, że to my mordowaliśmy Ukraińców, a nie oni nas – zaprasza do współpracy pani prezes.

Adam Kruczek

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply