Kilkanaście kilometrów od granicy z Polską leży niespełna 40-tysięczne miasto Włodzimierz Wołyński. Jego nazwę zna wielu Polaków przekraczających ukraińską granicę przez pobliskie przejście Zosin-Uściług. Niewielu jednak wie, że dawne grodzisko, ulokowane w samym środku miasta stało się miejscem pochówku dla – jak się to powoli okazuje – nawet tysięcy obywateli II Rzeczypospolitej zamordowanych przez sowieckie NKWD oraz Niemców. Ofiarami byli zarówno Polacy, Żydzi, jak i Ukraińcy.

Mordy NKWD

Pierwsze informacje o masowych mordach dokonywanych przez NKWD pojawiły się po rozpadzie Związku Radzieckiego. Żyjący świadkowie wspominali, że we włodzimierskim więzieniu, położonym na terenie dawnego grodziska, do lat 50. XX wieku dokonywano masowych zabójstw. Pracownicy szpitala przeciwgruźliczego założonego w miejscu więzienia w roku 1956, którzy w czasie codziennych prac natrafiali na szczątki, doprowadzili do pierwszych badań archeologicznych w 1997 roku. Wówczas grupa archeologów z lwowskiego stowarzyszenia „Poszuk” znalazła masowy grób ze szczątkami 96 osób. Badania kryminalistyczne potwierdziły, że ofiarami byli Polacy zamordowani w 1940 roku przez sowieckie NKWD. Na to m.in. wskazuje drut kolczasty spleciony na dłoniach ofiar, a także charakter zbrodni, czyli strzał w tył głowy .

O znalezisku został poinformowany polski konsulat we Lwowie. Mimo jednoznacznego stwierdzenia, że przebadany został jedynie mały fragment grodziska i samej mogiły, polskie instytucje ograniczyły się do udziału w uroczystościach pogrzebowych. Ofiary upamiętniono krzyżem z tabliczką w języku ukraińskim: „Ofiarom totalitarnego reżimu”. Przez długi czas były one jedynym świadectwem tego mordu.

W 2009 roku dyrektor miejscowego Muzeum Historycznego Volodymyr Stemkowski przekazał nam dokumenty dotyczące badań z 1997 roku i zainteresował historią naszych obywateli pomordowanych na tym terenie w pierwszych miesiącach wojny. Mimo chwilowego nagłośnienia sprawy w mediach nie udało wymóc na powołanych w tym celu instytucjach podjęcia dalszych badań i właściwego upamiętnienia ofiar.

W tym samym czasie Instytut Pamięci Narodowej umorzył śledztwo w sprawie mordu dokonanego przez NKWD na więźniach we Włodzimierzu Wołyńskim, do którego doszło 22 czerwca 1941 roku. Swoją decyzję tłumaczyli tym, że nie można ustalić nazwisk sprawców mordu. W archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy znaleźliśmy wiele raportów, a w nich nazwiska strażników, komendantów i nawet sprzątaczek. Lokalny włodzimierski badacz odnalazł w archiwum wołyńskim kilkadziesiąt nazwisk ofiar, a na protokołach widział nazwiska oprawców. Dlaczego nie dotarli do nich polscy prokuratorzy?

Przekopując się z prawdą

Średniowieczna historia włodzimierskiego grodziska pasjonowała archeologów już od dawna. Próby dotarcia do jego tajemnic nawet w latach osiemdziesiątych były skutecznie blokowane przez KGB, który pilnował tajemnic tego miejsca skuteczniej niż wielowiekowe pokłady ziemi. O tajemnicy przypominały jedynie „zakazane owoce” z ogrodu posadzonego w latach 40 na grodzisku. Ale nikt już nie pamiętał, dlaczego tych jabłek nie jadano…

Do pomysłu badań na grodzisku wrócili po latach archeolodzy z Łucka: Oleksij Złotogorski i Sergiej Panyszko. W 2010 roku wspólnie z ekspedycją z lubelskiego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej znowu natrafili na masowe groby z okresu II wojny światowej. Znajdywane wśród szczątków ofiar przedmioty m.in. policyjny pagon i polskie monety, wskazywały, że to też mogą być ofiary mordów NKWD.

Ukraińcy oszacowali skalę mordu: setki, a może tysiące ofiar. Natychmiast przekazano informacje do polskiego konsulatu w Łucku. Polscy dyplomaci nie zainteresowali tematem powołanych do tego instytucji, a archeolodzy z Polski stwierdzili, że ich interesuje tylko okres średniowiecza. Na początku 2011 roku opublikowaliśmy raport w tej sprawie i zostaliśmy zaatakowani przez rodzimych badaczy i niektóre środowiska. Później przyjmowaliśmy przeprosiny.

Postanowiliśmy zainteresować tematem polskiego archeologa Andrzeja Kolę, który pracował w Bykowni pod Kijowem na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Zgodnie z naszymi przewidywaniami Polacy natychmiast stwierdzili, że grodzisko jest miejscem masowych pochowań. Dzięki temu doprowadziliśmy do zorganizowania polsko-ukrainskiej ekspedycji badawczej. Środki wyłożyła ROPWiM.

Ciężka współpracа

Pierwsze wspólne badania polskich i ukraińskich archeologów prowadziło ukraińskie państwowe przedsiębiorstwo Wołyńskie Starożytnosti z Oleksijem Złotogorskim na czele oraz Polskie Zrzeszenie Inżynierów i Techników Sanitarnych Oddział w Toruniu, w imieniu którego i jednocześnie ROPWiM działał profesor Andrzej Kola.

W 2011 roku ekshumowano 367 ofiar. Potwierdzono również lokalizację kolejnych mogił. Jednak ROPWiM nie zabezpieczyła odpowiednich środków na kontynuację działań i w roku 2012 pracę zaczęły się późną jesienią. W ekstremalnych warunkach pogodowych ekshumowano szczątki 373 ofiar. Historia jednak lubi się powtarzać i znów ROPWiM mimo zapowiedzi nie uruchomiła we właściwym czasie środków na kontynuację badań. Ukraińscy archeolodzy z własnych środków rozpoczęli pracę w kwietniu 2013 roku, szybko je przerywając ze względu na brak wsparcia i ekspertów ze strony polskiej. W momencie powstawania tego artykułu wiadomo, że archeolodzy odsłonili kolejne trzy masowe groby. Tylko z jednej mogiły ekshumowano już ponad 100 ofiar. A to zaledwie początek eksploracji.

Kim są ofiary?

Odnalezienie wojskowych i policyjnych artefaktów wskazywało na ślad morderstw dokonywanych przez NKWD. Z relacji Franciszka Malickiego, który spędził we Włodzimierskim więzieniu wiele miesięcy, wiemy, że jeszcze w roku 1940 we Włodzimierzu przetrzymywani byli żołnierze schwytani we wrześniu 1939 roku. Malicki wspominał, że każdego dnia słyszał strzały egzekucji. Wielu więźniów zginęło podczas likwidacji więzienia w czerwcu 1941 roku.

Zagadką pozostaje jednak, dlaczego sowieci przetrzymywali we włodzimierskim więzieniu żołnierzy września jeszcze w 1940 roku. Vołodymyr Stemkowski przypomina, że we wrześniu 1939 do Włodzimierza wkroczyli ci Sowieci, biorąc do niewoli wielu polskich oficerów, a wśród nich generała Mieczysława Smorawińskiego. Historyk uważa, że jeńców, którzy pozostali we Włodzimierzu, NKWD mogło wykorzystywać do budowy tzw. linii Mołotowa. Niewątpliwie fakt ten mógłby zostać potwierdzony w sowieckich archiwach. Jednak Federacja Rosyjska do dziś jednak uważa plany bunkrów za tajne. Nawet tych położonych na Ukrainie.

Odnalezienie w 2011 roku na terenie grodziska polskiej odznaki policyjnej o nr 1441, należącej do Józefa Kuligowskiego, pagonów polskiej policji i guzików wojskowych jeszcze bardziej wiązały sprawę włodzimierskich mordów ze sprawą katyńską. Józef Kuligowski figuruje na liście zamordowanych w 1940 roku w Twerze (ros. Kalinin). Jego odznaka, jak i kolejne tam odnalezione, mogły we Włodzimierzu pozostać, gdy był tu przetrzymywany. Przyjmując taką hipotezę, utwierdzamy się, że we Włodzimierzu przetrzymywano polskich wojskowych.

Już w roku 2011 wśród polskich archeologów pojawiły się wątpliwości co do charakteru mordu, ofiar i sprawców. Eksploracja grobów w 2012 roku pogłębiła przekonanie, że odnalezieni w największej z mogił to w większości ofiary niemieckich mordów, w tym kobiety i dzieci. Ułożenie ciał wskazywało na egzekucję w przygotowanych transzejach. Polscy archeolodzy wskazali w swoim raporcie, że winnymi tej zbrodni mogą być Niemcy i ukraińscy policjanci, ofiarami zaś są włodzimierscy Żydzi. Pomimo ewidentnego uproszczenia, powiązano Niemców i policję ukraińską z UPA, która w momencie mordu jeszcze nawet nie istniał.

Ukraińscy archeolodzy z kolei oświadczyli, że nie ma dowodów wykluczających jako zbrodniarzy NKWD, dowodem czego są znajdowane artefakty o charakterze militarnym. Szczególnie często wspominanym w tym kontekście jest lusterko z podobizną marszałka Rydza-Śmigłego i medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Użycie amunicji niemieckiej było typowe dla sowieckich oprawców, a ukraińscy badacze przypominają, że sowieci również nie stronili od mordów na cywilach i dzieciach.

Groby odsłonięte w roku 2013, a szczególnie mogiła o numerze 4, w której znaleziono około 200 ciał, wskazują na inny typ mordu. Ofiary zabijano pojedynczym strzałem w głowę. Ciała do wcześniej wykopanych jam rzucano w nieładzie. Wiele odnalezionych artefaktów znów wiąże ofiary z Polską: orzeł w koronie z policyjnej czapki, polskie policyjne i wojskowe guziki.

Pewne jest, że na terenie włodzimierskiego grodziska dokonywano egzekucji zarówno przez sowietów, jak i w czasie niemieckiej okupacji. Najnowsze informacje wskazują, że we Włodzimierzu może być więcej miejsc mordów. Wskazywane są m.in. dawne carskie koszary, czy też polska szkoła podchorążych, w której rozlokowali się sowieci, a po nich Niemcy.

O czyją pamięć dbają polskie instytucje

Nie budzi sporów fakt mordu dokonanego przez Niemców na tysiącach Żydów w pobliskich Piatydniach. Miejsce to jest upamiętnione obeliskiem, a transzeje są widoczne gołym okiem. Wiadomo również, że Niemcy wymordowali wielu sowieckich jeńców. Jednakże ich ekshumacje w latach 60. nie miały charakteru naukowego i trudno jest określić skalę mordu. Jednak i te ofiary doczekały się potężnego obelisku przypominające zbrodnie nazistów.

Zastanawiające jest, że temat włodzimierskich mordów ma tak wielkie problemy z przebiciem się do świadomości. Prowadzone od 2011 roku wykopaliska nie byłyby bowiem możliwe, gdyby nie zabiegi strony ukraińskiej. Wciąż nie są prowadzone systematyczne prace w archiwach, niezrozumiały jest brak wsparcia ekspertów z innych dziedzin, w tym historyków. Ukraińcy zaangażowali do przebadania pozostałości ubrań ekspertkę Tatianę Krupę. Antropolodzy ze względu na opóźnienie badań pracują w maleńkim, zagrzybionym pomieszczeniu, obłożeni skrzynkami z ludzkimi szczątkami. W tym roku czeka ich to samo, w temperaturach październikowych.

Straszna jest też forma ponownych pochówków. Szczątki w tekturowych trumnach, złożone w olbrzymim dole, zasypywane spychaczami. Nie zobaczy tu nikt warty honorowej, nie usłyszy salwy. Gdzie jest Ministerstwo Obrony Narodowej i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP? Czy polskie ofiary wojny, szczególnie te w mundurach, nie są warte pamięci instytucji państwowych?

Hotele i wysypiska śmieci na grobach

Grodziskiem od lat zainteresowany jest prywatny inwestor, który rozpoczął prace remontowe w budynku więzienia. Zapewne nie będzie chciał, by wiecznie na tym terenie znajdowało się straszne cmentarzysko. Alternatywą jest postawienie hotelu i restauracji na pozostałościach średniowiecznego zamku. Na Ukrainie takie sprawy załatwia się szybko.

Ekshumacjami nie jest raczej zainteresowana strona żydowska. Dla tej społeczności ważne jest jedynie upamiętnienie miejsca.

Pozostaje mieć nadzieję, że Polska nie pozwoli na wymazanie z pamięci setek, a może tysięcy swoich obywateli. Oni Polsce służyli, dla Polski walczyli. Oni zginęli, bo byli obywatelami RP bez względu na narodowość. Lepszy czas dla tego zadania zwiastuje pojawienie się takich osób jak chociażby wicekonsul Krzysztof Wasilewski czy niektórzy samorządowcy wykazujący zainteresowanie tematem. Może wreszcie ROPWiM i IPN zaczną działać w tej sprawie i rok 2014 przyniesie rozwiązanie włodzimierskich tajemnic.

Paweł Bobołowicz, Jan Fedirko, Wojciech Pokora

Fundacja Niepodległości / fundacja-niepodleglosci.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply