Nie ma chyba prostszej metody na skonsumowanie rodzącej się w licznych sercach i umysłach przyjaźni polsko-ukraińskiej, jak nadanie Polakom na Ukrainie oczekiwanych praw narodowych należnych każdej mniejszości żyjącej w państwach uznawanych za cywilizowane. Odwzajemnianą przyjaźń do naszego narodu Ukraińcy mogą okazać w pierwszej kolejności tym, którzy żyją na co dzień obok nich – polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie.

Oficjalnie Polaków na Ukrainie są 144 tysiące. Tyle mówią dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego w tym państwie w roku 2001. Nieoficjalnie mogą być ich nawet 2 miliony – liczbę tę wymienia pierwszy ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Kijowie, dr Jerzy Kozakiewicz, a także autor monografii „Polacy w niepodległej Ukrainie. Analiza strukturalno-funkcjonalna” wydanej w 2013 roku, dr hab. Andrzej Bonusiak, choć ten drugi badacz uznał ją mimo wszystko za przesadzoną. Z kolei liczbę 2 milionów 100 tysięcy podaje Stanisław Kostecki, prezes Związku Polaków na Ukrainie (w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 2009). Tak czy inaczej, zważywszy na płynność tożsamości narodowej w wielu częściach Ukrainy, należy przypuszczać, że ludzi przyznających się do polskich korzeni jest zdecydowanie więcej niż sugerują to dane uzyskane w spisie powszechnym.

Wbrew pozorom miejscem największego skupiska Polaków nie jest ani Lwów, ani – rzecz jasna – Wołyń czy też pozostała część terytorium, które do 1945 należało do Polski. Miejscem tym są Kresy przedrozbiorowe, przede wszystkim Podole i Polesie Wołyńskie, czyli te obszary, które po rozbiorach nie wróciły do Polski i które w okresie międzywojennym należały do Ukraińskiej SRS. Można tutaj mówić o cudzie i nie będzie to nadużycie. Występowanie ludzi uznających się za Polaków na terenach, które od ponad 200 lat nie należą do Polski, gdzie carat prowadził politykę osłabiania polskości i gdzie dokonano na nich ludobójstwa w ramach tzw. Operacji Polskiej NKWD, to zjawisko które w kategoriach tożsamości należy potraktować jako ogromne zobowiązanie stojące dziś przez Polakami w Kraju. Ten kapitał moralny, który samym swoim trwaniem Rodacy na Kresach (bez nich niemożliwe jest mówienie o historii Polski i polskości) zgromadzili przez ten cały czas, nie może zostać przez nas przyjęty bez odpowiedniego ekwiwalentu, jaki należy się Kresowianom. A tym ekwiwalentem musi być przede wszystkim podniesienie kwestii ich praw narodowych na poziom relacji państwowych Polski z Ukrainą.

Natychmiastowe skasowanie przez dotychczasową opozycję na Ukrainie ustawy o podstawowych założeniach polityki językowej motywuje się wycofaniem uprzywilejowanej roli języka rosyjskiego w wielu regionach. Pomijając to, że język rosyjski w wielu częściach tego państwa jest rzeczywiście podstawowym językiem komunikacji i nie został on tam nikomu narzucony, a sama ustawa była przynajmniej w swej literze nad wyraz demokratyczna, to polskim obowiązkiem nie jest oczywiście dbałość o interesy rosyjskie (od tego Rosjanie mają Federację Rosyjską). Ale ponieważ ustawa zapewniała przynajmniej teoretyczną możliwość dwujęzyczności na obszarach, gdzie Polacy stanowią co najmniej 10% (a takich gmin – bo ustawa dotyczyła wszystkich jednostek samorządu terytorialnego – jest na Ukrainie stosunkowo niemało jak na bagaż i piętno, którymi historia naznaczyła tamtejszych Polaków), to w ramach postulowanej przyjaźni Polacy na Ukrainie nie powinni zbyt długo oczekiwać na stosowny dokument i akty wykonawcze, które zapewniłyby te należne im prawa – takie same, jakimi dysponują przecież Ukraińcy mieszkający na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i będący jej obywatelami.

Wielu rzeczy być może nie uda się przeskoczyć, Ukraińcy mają swoje spojrzenie na historię, Polacy swoje. Zdecydowanie wiodącą narracją jest chociażby traktowanie polskiej władzy nad Galicją i Wołyniem do II wojny światowej w kategoriach „okupacji”. Nie próbując nawet szukać tutaj punktów stycznych, zaproponować możemy naszym sąsiadom traktowanie mniejszości polskiej na Ukrainie tak samo, jak traktowano Ukraińców podczas „polskiej okupacji”, czyli:

– istniejące państwowe szkolnictwo w języku mniejszości narodowej (tak samo jak istniały do 1939 szkoły z językiem wykładowym ukraińskim) – obecna sytuacja, w której tylko 10% Polaków uczy się w swym języku ojczystym, jest znacznie gorsza niż warunki przedwojennej „polskiej okupacji” dla Ukraińców

– dotacje dla organizacji polskich, w tym kulturalnych i gospodarczych, jeśli takie powstaną – za przykład może służyć chociażby coroczna dotacja 300 tysięcy złotych dla towarzystwa „Sils’kyj Hospodar” od rządu Rzeczypospolitej

– zaoferowanie przez władze państwowe Ukrainy stworzenia polskiego uniwersytetu państwowego – tak jak II RP proponowała Ukraińcom stworzenie go w Warszawie, Krakowie lub Stanisławowie, byle nie we Lwowie, wszystkie propozycje Ukraińcy jednak odrzucili, upierając się przy Lwowie – uniwersytet polski niekoniecznie jednak musi powstać we Lwowie, może być to Stanisławów lub stołeczny Kijów i Polacy na Ukrainie na pewno nie pogardzą takimi warunkami

Opcjonalnie władze Ukrainy mogą zastosować wariant polityki Polaków wobec Ukraińców i Rusinów w autonomii galicyjskiej, czego wyrazem było asygnowanie z budżetu prowincji (w Sejmie Galicyjskim Polacy stanowili większość przy kurialnym systemie wyborczym – jako najbardziej twórcza wówczas narodowość pod względem gospodarczym, co widać m.in. w strukturze płaconych podatków) następujących kwot w jednym tylko roku:

– towarzystwo kulturalne i teatr – 14 500 koron
– towarzystwo śpiewacze we Lwowie – 600 koron
– redakcja pisma “Учитель” – 1000 koron
– Towarzystwo im. Tarasa Szewczenki – 10 000 koron
– pismo dziecięce “Дзвинокъ”- 400 koron
– publikacje książek – 12 000 koron
– zakład dla dziewcząt w Przemyślu – 400 koron
– towarzystwo pedagogiczne dla wydawania biblioteki ukraińsko-ruskiej – 600 koron
– szkoła żeńska we Lwowie – 3 200 koron
– wydawnictwa oo. bazylianów – 400 koron
– bursa dla biednej młodzieży uczącej się – 5000 koron [1]

Można sądzić, że oczekiwania Polaków nie będą zbyt wygórowane i nie będą sięgały polonizacji całych prowincji – identycznie, jak za kadencji wojewody Henryka Józewskiego zukranizowano Wołyń. Prawdopodobnie aspiracje Polaków na Ukrainie ograniczą się do tego, by warunki rozwoju ich życia narodowego były analogiczne do tych opisanych w uchwale Ligi Narodów dotyczącej polityki II RP wobec Ukraińców z 30 stycznia 1932 roku, która stanowiła, iż:

„Polska nie prowadzi przeciwko Ukraińcom polityki prześladowań i gwałtów”.

Wielu z nas głosi dzisiaj historyczny moment – ostateczne zawarcie przyjaźni polsko-ukraińskiej ponad historią. Pamiętajmy, że to samo ogłoszono na początku lat ’90 na Litwie, a ceną było nieudzielenie poparcia III RP dla Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego, czyli autonomii w granicach Republiki Litewskiej (tutaj ignoranci i ludzie noszący znamiona patriotów, lecz de factonimi nie będący, zwykle dopowiadają, że była „prosowiecka”[2]). Aktualnie Republika Litewska jest uznawana za demokratyczne państwo prawa oraz jest w pełni zintegrowana z Unią Europejską, lecz sytuacja Polaków w tym państwie nie poprawia się.

Nie pozwólmy wobec tego popełnić braciom Ukraińcom tego samego co Litwini błędu. Dajmy im wykazać się konsekwentnie przyjaznym stanowiskiem wobec Polski i Polaków, przypominając o zobowiązaniach państw cywilizowanych wobec mniejszości narodowych.

A przecież o takie państwo walczyli Ukraińcy na Majdanie i za takie państwo chcemy Ukrainę uważać.

Marcin Skalski

[1] Dane przytoczone przez administratora forum historycznego forum.historia.org.pl posługującego się nickiem „secesjonista”

[2] Badacz tematyki Polaków na Litwie, Aleksander Srebrakowski, wykazał, iż odsetek członków Komunistycznej Partii Litwy wśród Polaków na Litwie był najmniejszy w porównaniu z odsetkiem członków KPL u innych narodowości zamieszkujących Litewską Socjalistyczną Republikę Sowiecką. Polacy byli więc najmniej zsowietyzowaną nacją zamieszkującą sowiecką Litwę.

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply