Po współczesnych Kresach

…nasze obecne Kresy, choć nie tak rozległe, szerokie i nieograniczone, posiadają w wszelkie atrybuty ziemiom kresowym od wieków przypisywane.

Tereny nazywane od około półtorej wieku Kresami Wschodnimi mają to do siebie, że na przestrzeni wieków niemal stale migrowały. W ciągu ostatnich kilkuset lat głównie w kierunku zachodnim. Jeszcze w XVIII wieku nikt nie powiedziałby o Lwowie czy nawet Żytomierzu, że to miasta kresowe, czy ukrainne. A w początkach wieku XX ten drugi położony był już poza Kresami II RP, a ten pierwszy w pełni sobie na miano miasta kresowego zasłużył, a po wojnie i on znalazł się poza granicami Polski. Proces ten zatrzymał się (miejmy nadzieję na stałe) w latach 50-tych XX wieku. Jednak mimo tej migracji Kresów Wschodnich, przekonany jestem, że miażdżąca większość Polaków na dźwięk tego słowa wyobraża sobie tereny od Bugu na wschód – jak daleko to już zależy od wiedzy historycznej albo wyobraźni.

Dlatego niemałym zaskoczeniem będzie pewnie dla wielu, kiedy wezmą do ręki wydany w ubiegłym roku przez wydawnictwo DEMART przewodnik pt.: „Kresy Wschodnie”. Już druga strona okładki działa trochę jak kubek zimnej wody. Zawarta na niej mapa ukazuje bowiem … współczesne Kresy Wschodnie, a te leżą po zachodniej stronie Bugu. Niewielki rozmiarowo i starannie wydany przewodnik opisuje tereny od Ustrzyk Dolnych na południu po Puszczę Augustowską i krainę polskich Litwinów. Książeczka choć niepokaźna, zawiera w sobie niemało treści. Całe współczesne Kresy Wschodnie podzielone zostały na 17 odcinków i w takim układzie opisane. Każdy z terenów opisany jest pod kątem najciekawszych jego atrakcji turystycznych, zaś opisy zdobią piękne fotografie, a zorientowanie się w nim ułatwia starannie przygotowana mapka. Zwraca uwagę opis wielu lokalnych ciekawostek, nie tylko historycznych czy przyrodniczych, ale też … grawitacyjnych. Autorzy najwyraźniej przemierzyli tereny naszych współczesnych Kresów i zapoznali się z wszystkimi tymi „anomaliami”.

A podkreślić trzeba, że nasze obecne Kresy, choć nie tak rozległe, szerokie i nieograniczone, posiadają w wszelkie atrybuty ziemiom kresowym od wieków przypisywane: bujność przyrody nigdzie indziej nie spotykaną (że tylko o znanej wszystkim Puszczy Białowieskiej i Biebrzańskich Bagnach wspomnę), mozaikę narodowości (autochtonów a nie przesiedleńców) – prócz Polaków mieszkają tu Ukraińcy, Białorusini, Litwini, mieszankę narodowości, również od wieków tutaj zasiedziałych – prócz katolików rzecz jasna żyją tutaj i modlą się: prawosławni, grekokatolicy, muzułmanie i inni; i całą swą oryginalną i nie powtarzalną kresową swoistość. Gdzie znajdziecie jedyny w Polsce prawosławny monaster męski, który w dodatku nigdy nie uległ unii? – w Jabłecznej nad Bugiem, gdzie, dla odmiany jedyną neounicką parafię w kraju – w Kostomłotach nad tym samym Bugiem tak ze 20-30 km dalej na północ. Gdzie zachowało się najpiękniejsze renesansowe założenie miejskie zwane Perłą Renesansu, Padwą Północy i Miastem Idealnym – w hetmańskim Zamościu rzecz jasna. A najstarsza cerkiew w Polsce – to oczywiście obronny chram w Posadzie Rybotyckiej koło Przemyśla. A gdzie sięgają „stepy”? – tylko na Zamojszczyznę. I to tutaj bytuje jedyna w Unii Europejskiej populacja susła perełkowanego – sympatycznego stepowego gryzonia. A jeśli ktoś woli raczej mokro – zapraszam na Polesie Lubelskie. Zda się, że to nędzny kawałek tej olbrzymiej bagnistej krainy zostawiony nam chyba na otarcie łez po kolejnym okrojeniu granic. Istotnie wielki, to on nie jest, ale za to jest najlepszym dowodem na prawdziwość twierdzenia, że „małe jest piękne”. Bo to tutaj żyje najliczniejsza w Polsce a może i UE populacja żółwia błotnego. To tutaj, w jedynym miejscu w Polsce gniazduje gatunek pięknej północnej sowy – puszczyka mszarnego. Tu – w Poleskim Parku Narodowym zagęszczenie łosi przewyższa nawet to na słynących z łosia Bagnach Biebrzańskich. Wodniczkę, ptaka ginącego w skali świata, spotkacie też przede wszystkim nad Biebrzą i na Polesiu. To na naszych obecnych wschodnich Kresach znajdują się dwa spośród trzech istniejących na świecie trójstronnych rezerwatów biosfery – to Polesie Zachodnie i Karpaty Wschodnie.

Kresy od wieków kojarzyły się z wielkimi rodami i majątkami. Spotkacie je i na współczesnych Kresach. O Zamoyskich już wspominałem, choć warto przypomnieć, że należał do nich nie tylko Zamość, ale i podwłodawska Różanka i Adampol a także położony nieco bardziej na zachód, pod Lublinem, piękny pałac w Kozłowce, Sapiehowie – zapraszam do cudnego Krasiczyna i nie mniej interesującego Kodnia, Radziwiłłowie maści wszelakiej – to Biała dziś Podlaska, wcześniej zwana przecież Radziwiłłowską. A poza tym: Uchańscy, Braniccy, Rzewuscy, Lubomirscy, Firlejowie, Uhrowieccy, Sosnowscy, Poletyłłowie, Rejowie, Sobiescy, Sieniawscy i wielu, wielu innych. Dla malarzy mamy Grottgera w Dyniskach i Czachórskiego w Grabowczyku, dla pisarzy – Kraszewskiego w Romanowie i Prusa w Hrubieszowie, dla muzyków – Chopina w Poturzynie i Karola Szymanowskiego w Zamościu, dla miłośników kawalerii – bitwę komarowską, zaś dla lubiących jeszcze „lżejsze bronie” – resztki rakiety V-2 w Sarnakach. Dla bardziej „przyziemnych” miłośników wojskowości mamy cały system starych bunkrów Linii Mołotowa (II wojna światowa), jeśli za młode, to do Przemyśla – tam starsze (koniec XIX- początek XX wieku). Jeżeli i te za młode, to pod Terespol tam forty z połowy XIX wieku. A kiedy i to nie dogadza to zostają XVII-wieczne bastiony Czemiernik albo XVI-wieczne doskonale zachowane bastiony Zamościa. Pełnym militarnym nekrofilom polecam także doskonale zakonserwowane grodziska Czerwień czy Wołyń – przed nimi to nawet kraj nasz nie istniał. Kochających maszyny liczące zapraszam do Hrubieszowa, bo to jeden z tutejszych żydów wynalazł pierwszą. Tutaj też powinien przyjechać nasz minister od rolnictwa z całą swoją świtą, może wówczas nauczyłby się „od księdza Staszica”, jak się powinno organizować chłopską spółdzielczość. Panie mające problem z płodnością powinny dosiąść kryłowskiego wilka (stojący obok św. Mikołaj na pewno odwróci na ten czas swą siwą głowę) – bo po takim zabiegu, i pomocy męża – potomstwo gwarantowane. Dla „inturistów” też się coś znajdzie. Pełny zestaw Grodów Czerwieńskich: Czerwień, Sutiejsk, Wołyń, Uhrusk, Przemyśl. Dla Ormian – piękne kamieniczki w Zamościu. Dla „starszych braci w wierze” mamy tematy i smutne i piękne. Te pierwsze to Sobibór i Bełżec, drugie to cudne synagogi we Włodawie, Zamościu czy Sejnach.

Można tak kontynuować chyba do nieskończoności. Wydawnictwo DEMART oszczędziło jednak tego naszym czytelnikom i podało to we wspomnianym przewodniku w wersji skondensowanej. Koneserom polecam rzecz jasna dwa tomy „Polski egzotycznej” Grzegorza Rąkowskiego, a fanatykom przebogatą literaturę regionalną.

Muszę jednak, dla dobra czytelnika a zwłaszcza podróżnika, wspomnieć jeszcze słów kilka o pewnych brakach wydawnictwa. Zdarzają się w tekście „potknięcia” historyczne w rodzaju tego, że zamek w Kryłowie należał do Ostrorogów a nie jak piszą autorzy do Ostrogskich (nie ten kierunek i chyba nie ta „skala”). Jednak o wiele bardziej „wybrakowaną” jest część zawierająca zestawienie miejscowości i krótkie wzmianki o najciekawszych obiektach w nich. Wszystko wskazuje na to, że wiadomości w niej zawarte nie zostały zweryfikowane w terenie. Gdyby wierzyć temu co piszą autorzy, to nasze lubelskie Polesie i Podlasie to kraina usiana wręcz wiatrakami-koźlakami, tymczasem prawda jest taka, że zachowały się pojedyncze egzemplarze z heroicznym wręcz poświeceniem ratowane przez nieobojętnych społeczników – np. emerytów z Wisznic. W Horodyszczu koło tychże Wisznic nie ma żadnych ruin po zamku. Grodzisko które tutaj kiedyś w dolinie Zielawy istniało dziś jest ledwie widoczne na zmeliorowanych łąkach, itd. itd. Wszystkie te „niedoróbki” mogą czasem trochę irytować, z drugiej jednak strony mogą być czasem zaskakujące i inspirujące. Bo oto turysta przyjeżdża szukać wiatraka w Polubiczach, a tu okazuje się, że już dawno nie ma, bo grupa wspomnianych dziarskich emerytów z Wisznic przeniosła go do Curyna i tam tworzy niesamowicie ciekawy regionalny skansen.

***

My mieszkańcy współczesnych Kresów powinniśmy być wdzięczni wydawcy za to, że raz jeszcze przypomniał reszcie Polski, że istniejemy. Że Kresy to nie tylko Lwów, Wilno, Kamieniec czy Krzemieniec ale też Chełm, Przemyśl, Zamość czy Włodawa. Warto pędząc na te dalekie, słynne Kresy nie zapominać i o tych bliskich, do których odwiedzenia nie potrzeba paszportu ani wizy. Bo „klimat” u nas taki sam kresowy, tereny ciekawe, a i ludzie dobrzy, o czym piszący te słowa może zaświadczyć bo sam tu mieszka od urodzenia i nie ma zamiaru się nigdzie wyprowadzać.

Krzysztof Wojciechowski

Kresy Wschodnie. Przewodnik + atlas, DEMART SA, Warszawa 2012, ss. 160.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply